Wysłany: Pon Mar 13, 2006 11:45 am Temat postu: Niesamowite branie
Jak miałem może 8 lat, byłem z ojcem na wakacjach nad rzeką Prosną. Codziennie byliśmy na rybach, a naszym(ojca) głównym celem był szczupak. Ojciec łowił na spinning, a ja chodziłem za nim, jako "podbierakowy". Pewnego dnia jednak spróbowaliśmy połowić na żywca ze spławikiem. Za żywca służyła nam ukleja przeze mnie złowiona (pamiętam jak byłem zadowolony z tego "połowu"). Ojciec zarzucił wędkę i zaczęliśmy czekać na upragnione branie. Spławik chodził sobie około 3 metrów od brzegu (rzeka miała z 10 metrów szerokości), a my w niego wpatrzeni siedzieliśmy na trawiastej, brzegowej skarpie. Nagle zauważyłem dziwne ruchy spławika, który to raz kładł się, raz znowu powstawał. Zachowanie spławika przykuło też ojca oczy. Po kilku sekundach zobaczyliśmy płynącą z całych swoich sił, ku powierzchni ukleję. Zdziwiło nas jej zachowanie. Po kolejnych kilku sekundach nasze zdumienie było jeszcze większe, gdyż za ukleją pomalutku płynął metrowy szczupak! Wszystko to działo się 10 cm pod wodą i 3 metry od brzegu! Z sekundy na sekundę, był coraz bliżej, aż w końcu zaatakował.
To co stało się później mogę opisać krótko: PSTRYK. Żyłka pękła 5 sekund po zacięciu.
Nie ważne jest jednak to, że nie udało nam się złowić tej ryby, ale ważne jest wspomnienie samego brania, które mam przed oczami już prawie 20 lat jak zdjęcie.
Tak tylko mi się znowu przypomniało i postanowiłem się tym z Wami podzielić.
A czy Wy mieliście jakieś podobne, niesamowite brania?
Pozdrawiam - Łukasz
Robertus1964 Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Dec 07, 2005 Posty: 285
Kraj: Polska Miejscowoć: Szczecin
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 12:01 pm Temat postu:
Miałem przypadek ze szczupakiem który zaatakował szczupaka holowanego do łodki.ten mały ledwo wymiarowy uderzył na wirówkę i tuz przy łodzi wywalił w niego taki jak kłoda , trudno mi powiedziec jaki byl duzy bo trwało to ułamek sekundy , ale pamiętam do dziś ten złoto - zielony drąg uderzajacy w tego biedaka.Zrobił mu takie naciecia że nie nadawał się do wypustu i skończył na patelni a ten duży może miał z 12 - 15 kg , tak sądzę.
gucio2020 Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: May 17, 2005 Posty: 543
Kraj: Polska Miejscowoć: Jelenia Góra
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 1:31 pm Temat postu:
Ja tam przygód z wielkimi szczupakami nie miałem. Ale pamietam jak taki 30cm szczupaczek wyskoczył z wody miedzy moje gumowce za wirówką. Pomogłem mu wrocic do wody zeby mił szanse jeszcze raz zasmakowac w przynetach za pare lat ;)
moro Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Jan 31, 2006 Posty: 410
Kraj: Polska Miejscowoć: jezioro, dżungla
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 4:01 pm Temat postu:
Ze 3 lata temu, gdy mój tata i ja postanowiliśmy wypłynąć na płocie ,,gruntowe" około 50 metrów od brzegu też mielismy ciekawą przygode, a mianowicie: spuściliśmy kotwicę, rozłożyliśmy wędki, ustawiliśmy grunt (6 metrów) i założyliśmy przynęty (pęczak). Po złapaniu około 20 płoci tata jak każdą zacioł i holował. Gdy ów rybka była bardzo blisko łódki nagle uderzył w nia duży szczupak i odżarł rybkę wraz z haczykiem. Nigdy dotąd to się nam nie przydażyło, żeby szczupak buchnoł tak blisko nas w płoć. _________________ Pozdrawiam
gucio2020 Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: May 17, 2005 Posty: 543
Kraj: Polska Miejscowoć: Jelenia Góra
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 6:24 pm Temat postu:
Moro jak wyłapaliście ostatnie 20 płoci to chociaż ta ostatnią chciał schrupać !!
Darek144 Redaktor Portalu
Dołšczył: Jan 10, 2006 Posty: 1400
Kraj: Polska Miejscowoć: Wrocław
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 7:13 pm Temat postu:
W czasie ostatnich wakacji byłem nad Odrą. Łowiłem na drgającą szczytówkę (starą wędką z delikatną szczytówką). W pewnym momencie wzięła mi jakaś ryba. I na pewno nie mała, bo szczytówka i druga część wędki tak się wygięły, że tworzyły z resztą kąt prosty. I wtedy wędka spadła z podpórki. Niestety stałem kilka metrów od wędki i chwilę potrwało za nim złapałem za nią. Wędka nadal "wchodziła" do wody. Ale nie wiem dlaczego nie udało mi się zaciąć. Może dlatego, że wędka była zbyt giętka. W swoim krótkim życiu miałem tylko jedno takie branie. Ale mam nadzieję, że to nie ostatnie branie dużej ryby. _________________ "Zbyt wielu głupców ma się za mówców, śmieszne..."
LOBUZ Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Jan 31, 2005 Posty: 807
Kraj: Polska Miejscowoć: ZEBRZYDOWICE
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 10:40 pm Temat postu:
koniec lat 80 wiadomo jaki wtedy był sprzet jaki był i na jakiego było stać typowy bambusik 4,5m jakiś takm kręciołek żyłka z gorzowa najczęściej coś koło 0,30mm .niedaleko mojej miejscowości był taki staw nie spuszczany przez kilka kilkanaście lat z powodu scieków które do niego wpływały no cóz ale rybki był i to całkiem spore zapakowałem sprzet na komarka kilka ziemniaków i jakieś tam nakopane robaki i dawaj nad wode.w połowie stawu była taka grobla która wybiegała na jakieś 20-30 m w głąb stawu najczęściej tam sie łowiło, wiec i tym razem tam pojechałem .bambusy rozłozone przynety założone no i dawaj spławiczki do wody jedna na prawo druga na lewą strone.co jakis czas branie wyciągam z reguły takie po 25-30cm karpiki.zajęty jednym bambusem nie zauważyłem że na drugim branie no i odjazd.jak zobaczyłem to juz wiekszośc mojego najnowszego bambusa w wodzie była no to dawaj w pogoń za nim wody po pas mułu po kolana ale złapałem ,podnosze do góry bambus sie wygina w pałąk i nagle trach żyłak nie wytrzymała nie dało sie zawrócić sprawce tego a tymbardziej go zobaczyć.ale mimo tego że byłem uciorany aż do samej głowy przemoczony i zziębniety bo to było początkiem maja wróciłem do domu szczęśliwy że udało sie ocalić mój kijek _________________ wszystkie rybki śpią w jeziorze tylko jedna spać nie może .
LOBUZ Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Jan 31, 2005 Posty: 807
Kraj: Polska Miejscowoć: ZEBRZYDOWICE
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 10:41 pm Temat postu:
Darek144 napisał:
W czasie ostatnich wakacji byłem nad Odrą. Łowiłem na drgającą szczytówkę (starą wędką z delikatną szczytówką). W pewnym momencie wzięła mi jakaś ryba. I na pewno nie mała, bo szczytówka i druga część wędki tak się wygięły, że tworzyły z resztą kąt prosty. I wtedy wędka spadła z podpórki. Niestety stałem kilka metrów od wędki i chwilę potrwało za nim złapałem za nią. Wędka nadal "wchodziła" do wody. Ale nie wiem dlaczego nie udało mi się zaciąć. Może dlatego, że wędka była zbyt giętka. W swoim krótkim życiu miałem tylko jedno takie branie. Ale mam nadzieję, że to nie ostatnie branie dużej ryby.
a czy przypadkiem wtedy barka nie przepływała _________________ wszystkie rybki śpią w jeziorze tylko jedna spać nie może .
match6 Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Jan 12, 2006 Posty: 644
Kraj: Polska Miejscowoć: Tułowice
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 11:13 pm Temat postu:
Kiedyś, już jakiś czas temu, mając wolne, sobotnie popołudnie, postamowiłem sie wybrać na niewielkie starorzecze, pomimo, że następnego dnia zaplanowany miałem wyjazd na "poważne" łowisko.
Celem wyprawy miały być płotki i wzdręgi, łowione matchem, z opadu. Za zanetę posłużyć miały białe i castery. Na extra wyniki nie liczyłem bo, choć starorzecze to, każdej wiosny i jesieni zarybiane było "handlowym" karpiem, to w lecie nikt tam nie łowił(bo już nie było co).
Płotki złowiłem trzy. Czwarte branie, kołowrotek wyje, trzcinki się trzęsą i ...po rybie. Szybko nowy, grubszy przypon, strzał robaczkami i zestaw do wody. Branie zacięcie i ...po ok. 10min., ok 2-3 kilowy karpik w podbieraku.
No to znowu-strzał białymi i zestaw do wody i ... to samo...
Do wieczora miałem na "koncie" 17! wyciągniętych karpi i kilka zerwanych...
Takie eldorado przytrafiło mi śie jeszcze raz, może dwa, ale o tym innym razem.
grzbiet Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: May 19, 2004 Posty: 509
Kraj: Polska Miejscowoć: Wałbrzych
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 11:27 pm Temat postu:
To było branie ( jak dotąd ) mojego życia :?: .
Mietków, lata wczesne 90. Nocna zasiadka na sandacza. O zmierzchu skubią " pistolety " trzeba je przetrzymać, zaraz odejdą. Było pare minut po pierwszej gdy zarzuciłem zestaw z ogonkiem płotki. Stawiam wędke na podpórki a tu coś mi próbuje ja wyrwać. To było niczym błyskawica, trzask i po szczytówce potem drugi trzask i po żyłce. Do dziś pamiętam tę moc na drugim końcu, trudno to opowiedzieć ale adrenalina mało mi czaszki nie rozsadziła : : : . Teraz Mietków już nie ten ale........ Kulonkowi w zeszłym roku na jednej z wysp kija zabrało ... przysnęliśmy... :oops: _________________ Artur Lisowski
"Niech pozostaną po nas jedynie ślady na piasku i kręgi na wodzie."
andro Czyściciel gumiaków
Dołšczył: Feb 06, 2005 Posty: 9
Kraj: Polska Miejscowoć: międzyrzec podlaski
Wysłany: Pon Mar 13, 2006 11:42 pm Temat postu: niesamowite branie
Miałem podobną sytuacje,siedziałem na łódce wędka za burtą gumka zwisała pod szczytówką. Łódka się kołysała gumka to dotykała wody to się w niej moczyła.Jedliśmy z kolegą śniadanie,kątem oka zobaczyłem cień w wodzie potem otwartą paszcze szczupaka wielki plusk.rozsypane kanapki wylana kawa pstryk żyłki i cisza.Niesamowity.
match6 Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Jan 12, 2006 Posty: 644
Kraj: Polska Miejscowoć: Tułowice
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 7:54 am Temat postu:
Jeśli chodzi o drapierzców, też miałem nocną przygodę. Ale po kolei.
Początek lata, żwirownia w Mależowicach, nocna zasiadka na sandałki.
Stanowisko na małym cypelku, za plecami wysoka skarpa, na niej nasz namiot. Kolega poszedł do namiotu zrobić kawe, woła mnie. Poszedłem, ale nie zdążyłem dojść do końca skarpy, gdy usłyszałem wycie wolnego biegu w moim kołowrotku.Krzyknołem, że mam branie i spowrotem do kija. Zanim dobiegłem, szpula była już "opróżniona" do połowy, a ryba płynęła tak szybko, że mało dym z kołowrotka nie poszedł. Postanowiłem nie zacinać, tylko unieść kij, wyłączyć wolny bieg, a rozpędzona rybka sama się zatnie. Zacięła się, tyl tylko, że nie zwolniła, już na "hamulcu" wyciągnęła resztę żyłki.
Na szpuli miałem ponad 200m 28, świerzej, "markowej", a zestaw był zarzucony ok. 20m. od brzegu.Cała "walka" z rybą trwała ok.10 sekund.
A ja zostałemz pustą szpulą i rozdziabionom gębą.
Kolega nawet nie zdążył dobiec. Co to było? Do dziś nie wiem.
Darek144 Redaktor Portalu
Dołšczył: Jan 10, 2006 Posty: 1400
Kraj: Polska Miejscowoć: Wrocław
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 8:25 am Temat postu:
LOBUZ napisał:
Darek144 napisał:
W czasie ostatnich wakacji byłem nad Odrą. Łowiłem na drgającą szczytówkę (starą wędką z delikatną szczytówką). W pewnym momencie wzięła mi jakaś ryba. I na pewno nie mała, bo szczytówka i druga część wędki tak się wygięły, że tworzyły z resztą kąt prosty. I wtedy wędka spadła z podpórki. Niestety stałem kilka metrów od wędki i chwilę potrwało za nim złapałem za nią. Wędka nadal "wchodziła" do wody. Ale nie wiem dlaczego nie udało mi się zaciąć. Może dlatego, że wędka była zbyt giętka. W swoim krótkim życiu miałem tylko jedno takie branie. Ale mam nadzieję, że to nie ostatnie branie dużej ryby.
a czy przypadkiem wtedy barka nie przepływała
Lobuz, barka nie przepływała, ale może łódź podwodna : _________________ "Zbyt wielu głupców ma się za mówców, śmieszne..."
kwantyl Nastawiacz podpórek
Dołšczył: Jun 07, 2005 Posty: 46
Kraj: Polska
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 11:46 am Temat postu: Branie
Jakieś 10 lat do tyłu, jezioro na pojezierzu Drawskim. Łowimy białoryb na pęczak na jakichś 6-7 metrach. Kolejna płotka zbliża się ku powierzchni. Wielki wir i widzę stadko okoni takich od kilograma do dwóch liczące około 20-25 sztuk. Szybciutka reakcja i otwieram kabłąk. Po 5 minutach mój największy, jak do tej pory okoń ląduje w podbieraku - sądzę że trochę ponad kilogram...
klon Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Apr 15, 2003 Posty: 541
Kraj: Polska Miejscowoć: Piastów
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 12:23 pm Temat postu:
Jezioro Wiartel jakieś 5 lat temu. Pod wieczór - pora najlepszych brań. Stoimy w przesmyku pomiędzy brzegiem, a wyspą. Niedaleko przed nami inna łódź z dwoma spinigistami. Czuję potrzebę opróżnienia pęcherza ale szkoda w tej chwili spływać w krzaki. Wchodzę więc na rufę i tyłem do wszystkich załatwiam sprawę przy okazji wypatrując miejsca na kolejny rzut. Potem biorę spining, rzucam i ściągam rippera. Gdy jest już blisko łodzi energicznym ruchem podrywam go z wody aby ominąć miejsce, w którym zostawiłem urynę. Za gumą wyskakuje ok. 50 cm. szczupak, wali łbem w burtę i oszołomiony odpływa. Zapada chwila ciszy, a jeden z wędkarzy z sąsiedniej kwituje sytuację stwierdzeniem: "Jak nie zanęcisz to nie złowisz" 8) _________________ Są tacy co ryby łowią i tacy co tylko wodę mącą.
beenPL20 Operator wędziska
Dołšczył: Jan 21, 2006 Posty: 170
Kraj: Polska Miejscowoć: Koszalin
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 12:53 pm Temat postu:
klon napisał:
Jezioro Wiartel jakieś 5 lat temu. Pod wieczór - pora najlepszych brań. Stoimy w przesmyku pomiędzy brzegiem, a wyspą. Niedaleko przed nami inna łódź z dwoma spinigistami. Czuję potrzebę opróżnienia pęcherza ale szkoda w tej chwili spływać w krzaki. Wchodzę więc na rufę i tyłem do wszystkich załatwiam sprawę przy okazji wypatrując miejsca na kolejny rzut. Potem biorę spining, rzucam i ściągam rippera. Gdy jest już blisko łodzi energicznym ruchem podrywam go z wody aby ominąć miejsce, w którym zostawiłem urynę. Za gumą wyskakuje ok. 50 cm. szczupak, wali łbem w burtę i oszołomiony odpływa. Zapada chwila ciszy, a jeden z wędkarzy z sąsiedniej kwituje sytuację stwierdzeniem: "Jak nie zanęcisz to nie złowisz" 8)
thomas Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Feb 01, 2006 Posty: 238
Kraj: Polska Miejscowoć: Siedlce
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 1:26 pm Temat postu:
W poprzednim sezonie dwa razy miałem sytuację gdzie ryba wygrała ze mną a dokładnie z żyłką. Pierwszy raz to był szczupak na żwirowni a za drugim sum na rzece Bug.
Pomimo, że nie złowiłem to wspomnienia zostaną do końca życia. _________________ TRAPER
Zenon Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Apr 26, 2003 Posty: 3967
Kraj: Polska Miejscowoć: GRUNWALD
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 1:32 pm Temat postu:
klon napisał:
Jezioro Wiartel jakieś 5 lat temu. Pod wieczór - pora najlepszych brań. Stoimy w przesmyku pomiędzy brzegiem, a wyspą. Niedaleko przed nami inna łódź z dwoma spinigistami. Czuję potrzebę opróżnienia pęcherza ale szkoda w tej chwili spływać w krzaki. Wchodzę więc na rufę i tyłem do wszystkich załatwiam sprawę przy okazji wypatrując miejsca na kolejny rzut. Potem biorę spining, rzucam i ściągam rippera. Gdy jest już blisko łodzi energicznym ruchem podrywam go z wody aby ominąć miejsce, w którym zostawiłem urynę. Za gumą wyskakuje ok. 50 cm. szczupak, wali łbem w burtę i oszołomiony odpływa. Zapada chwila ciszy, a jeden z wędkarzy z sąsiedniej kwituje sytuację stwierdzeniem: "Jak nie zanęcisz to nie złowisz" 8)
przyznaj-byłes pokilku browarach szczubełek się upił i nie zobaczył łodzi :P :P :P a powaznie, czytając myslałem że omijałeś to miejsce z obawy że ci gumkę rozpuści
snoek Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Jan 09, 2005 Posty: 231
Kraj: Belgia Miejscowoć: Leuven
Wysłany: Wto Mar 14, 2006 5:06 pm Temat postu:
Rok temu przy wietrznej pogodzie wybralem sie na karasie.Miejscowka zanecona i czekamy(troche dlugo )Po pewnym czasie splawik zaczyna tanczyc. Zdziwiony podnosze sie i czekam z zacieciem a splawik powolutku odplywa od brzegu i zaczyna znikac pod woda.Ja na to oczywiscie "zaciecie"!!!!.Po tym zacieciu oczy mi opadly .Zylka 0.20 a mimo to nie oderwalem gada od dna (malo mnie do wody nie wciagnal :P )Po 15 sekundach wyciagam tylko splawik.do dzisiaj zaluje ze nie udalo sie mi tej tajemniczej ryby wyciagnac(podejzewam ze byl to ogromny wegorz badz karp)ale coz przynajmniej piekne branie zostanie w pamieci.To wydarzenie sprawia ze czesciej wybieram sie nad kanal w ktorym to sie wydarzylo .
cis Skrobacz pospolity
Dołšczył: Mar 02, 2006 Posty: 39
Kraj: Polska Miejscowoć: Kielce
Wysłany: Sro Mar 15, 2006 5:54 pm Temat postu:
Pewnego lipcowego dnia łowiliśmy z moim dziadkiem i jego kolegą na zalewie w Cedzynie koło Kielc. Nagle kolega dziadka ma piękny odjazd na zestawie-haczyk chyba 6 żyłka 0.3 przypon jakieś 0.25 spławik o wyporności jakieś 10 g- zacina i żyłka pstryk! Dodam iż zacięcie było takie że gdyby nie pękła żyłka to ryba jak nic straciła by głowę. Ryba poszła z przyponem kawałkiem żyłki głównej i ze spławikiem.
Podniecenie kolegi dziadka było olbrzymie jak domniemanie jakiż to musiał być okaz. Zapomniałem dodać że na haku była dorodna rosówka.
Jakie było nasze zdumienie gdy po paru chwilach spławik wypłynął kilka metrów dalej a po podebraniu go na końcu zestawu wisiał 5 dkg okonek.
chomik Operator wioseł
Dołšczył: Mar 15, 2006 Posty: 73
Kraj: Polska Miejscowoć: Kętrzyn
Wysłany: Sro Mar 15, 2006 7:17 pm Temat postu:
Jezioro Tuchel z 8 lat temu lapiemy z ojcem plocie.Nagle ojciec zacina prawdziwego giganta chwila walki ogromny wir i na powierzchni pojawia sie..... zdezorientowana wydra.Trzask zylki[dziwne ze wczesniej nie pękła] i tyle ją widzielismy.
JKarp Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Dec 13, 2002 Posty: 687
Kraj: Polska Miejscowoć: Legionowo
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 7:45 am Temat postu:
Cześć
Sierpień tamtego roku- siedzę na nocce w Zegrzu. Poluję na suma. Pierwsze branie maluch i potem długo nic. Około północy branie, ale tak agresywne, że na wolnym biegu ucieka mi ok. 70m żyłki 0,35(2-3 sek). Zamknięcie wolnego biegu i po chwili nie mam praktycznie żyłki na kołowrotku(300m żyłki 0,35). Na całe szczęście w końcu żyłka przetarła się o racicznice.
Nie wiem ile On mógł mieć ale nie chciałbym drugiego takiego brania.
Czułem się jakby coś chciało mnie wciągnąć do wody a ja nic nie mogłem zrobić tylko czekać co się stanie.
Janusz JKarp
Docio Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Oct 28, 2002 Posty: 3958
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 8:35 am Temat postu:
W swoim życiu miałem dwie traumatyczne przygody z rybami w tle. Pierwsza to dość prozaiczna. Jako mały brzdąc dostałem od ojca oskrobany kawałek leszczyny z żyłką o odpowiedniej długości. Kijek miał chyba z półtora metra i mniej więcej tyle samo żyłki. Niestety nie miałem ani spłąwika, ani haczyka, czy ołowiu. Ojciec wziął kilka butelek piwa i poszliśmy nad pobliską główkę. Mowa oczywiście o warszawskiej główce :-) Na miejscu pogadał z jednym wędkarzem i on zamontował mi jakiś spławik, obciążył go, dowiązał haczyk i nawet nadział robala :-) Zarzucić musiałem sam. Wszystko to stało się z mojego powodu bo jemu i mamie strasznie marudziłem. Po jakimś czasie miałem branie. Regularnie zaciąłem no i zaczęło się. Zacięta ryba szalała pod wodą a ja nie miałem siły jej podciągnąć. Co więcej po chwili widać było, że to ryba mnie złowiła a nie ja ją, bo zaczęła mnie wciągać do wody :-) W ostatniej chwili nieznajomy złapał mnie "za szmaty" bo jak nic za chwilę byłbym w wodzie. Wziął ode mnie kijek i wyciągnął...15cm płotkę :-D To był rok 1968 a ja jeszcze nie chodziłem do szkoły :-D
Druga przygoda była o wiele groźniejsza i spotkała mnie jako nastolatka. Jedna z zatok jeziora Orzysz jest wyjątkowa. Różni się tak diametralnie od reszty jeziora, że może się wydawać zupełnie innym jeziorem. Nawet ryby w tej zatoce są inne a przede wszystkim piękne czerwone jak krwe wzdręgi :-)
Otóż któregoś dnia wziąłem łódkę ale zabrakło kotwić. Z przystaniowym naprędce zmontowaliśmy dwie kotwice. Jedna z kawałka betonowego słupka a druga z dużej płyty chodnikowej. Wyglądały i ważyły doprawdy imponująco. No i popłynąłem do zatoczki, zakotwiczyłem, rozłożyłem wędzisko i łowię. Piękne wzdręgi biorą co kilkanaście minut a co kilkanaście sekund zacinam narybek :-) Pierwszy niepokojący objaw odczułem gdy z ławki sturlała mi się śrucina, która pozostała po wyważeniu zestawu a nie schowałem jej z niedbalstwa. Pomyślałem sobie, że za bardzo się więrcę ale czujność i niepokój wzrósł. Zacząłem obserwować wszystko i po chwili doszedłem do wniosku, że moja łódź jest krzywa! Krzywa to znaczy rufa jest zdecydowanie bardziej zanurzona niż dziób. Zacząłem się nad tym zastanawiać, snułem w myślach różne przypuszczenia i wybierałem warianty rozwiązań. Moje rozważania przerwało spadające pudełko z robakami a ja odczuwszy już poważny przechył nie na żarty się przeraziłem. Coś wciągało mi rufę łodzi pod wodę! Wszystkie zasłyszane opowiadania o topielcach i różnych paskudach wodnych stanęły mi przed oczami roztaczając okrutną wizję a oczami wyobraźni widziałem wyłaniającą się z wody siną, pomarszczoną, oblepioną glonami z długimi pazurami rękę, która łapie za rufę i wciąga ją do wody!
Z odrętwienia wyrwał mnie krzyk na brzegu oddalonym o kilkanaście metrów i odgrodzony szerokim pasem trzcin. Męszczyzna w średnim wieku krzyczał na całe gardło "Tnij kotwicę", krzyczał to w kółko jakby mu się płyta zacięła. Jednak było to na tyle skuteczne, że w wielkim strachu ale zrobiłem to, w dodatku w ostatniej chwili bo woda zaczynała się wlewać przez pawęż! Odcięcie kotwicy poimogło, łódź z wielkim pluskiem zwaliła się na wodę, ja się przewróciłem a gość na brzegu krzyczał "Wyciągnij drugą ba niedługo i tą będziesz musiał odciąć".
Krzyki wzbudziły zaciekawienie w pobliskim ośrodku a przystaniowy już płynął w moją stronę. Wszystko skończyło się wielkim strachem i nauką, że nie wolno kotwiczyć na bagnie :-D
thomas Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Feb 01, 2006 Posty: 238
Kraj: Polska Miejscowoć: Siedlce
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 8:42 am Temat postu:
Rozumiem Docio,że kotwice tzn. kawałki betonu bagno zaczęło wchłaniać?
Na jakiej głębokości zakotwiczyłeś?
Ciężko mi jakoś to sobie wyobrazić, no ale są rzeczy na tym świecie co fizjonomom się nie śniły.
Początek lat 70-tych. Staw "Piaski" w Zabrzu Makoszowach. Dwa zestawy na karpia, na jednym blisko brzegu kostka ziemniaka a na drugim dorodna kula z miękkiego ciasta z kaszy manny. Nie znaliśmu jeszcze wtedy sprężyn ani koszyczków zanętowych więc obciążenie typowo gruntowe to ołowiana przelotowa oliwka. Wybredne karpiki miały tam takie swoje przyzwyczajenia - brały tylko na całkiem miękkie ciasta, które za Chiny nie chciało się trzymać haków, Aby miękkie ciasto lepiej się trzymało używaliśmy małych podwójnych kotwiczek, było wtedy szansa, że ciasto nie spadnie podczas zarzucania albo nie rozpadnie się przy uderzeniu o wodę. Dzień był upalny od samego rana a brania sporadyczne w przeważającej części drobnicy. Około godziny 10:00 przychodzi czas na zakończenie wędkowania i powoli pakuję wszystkie klamoty na motorower. Na samym końcu przychodzi czas na ściągnięcie zestawów z łowiska. Po podniesieniu wędki z ziemniakiem i dwukrotnym obrocie korbką kołowrotka - zaczep. Zaczep który jednak po chwili rusza z miejsca i jak torpeda zaczyna wyciągać mi żyłkę z kołowrotka. Nie trwa do długo, ryba po chwili staje i w momencie, kiedy ja zaczynam zwijać żyłkę rusza z takim impetem że nie wytrzymuje żyłka na węźle przyponu i pęka. Zabieram się za zwijanie drugiego zestawu gdzie na kotwiczce założone było ciasto. Zestaw umieszczony jakieś 40m od brzegu, po zwinięciu połowy żyłki - zaczep. Napinam żyłkę i szarpię dwa razy wędką do góry, aby go uwolnić. Jakieś 18m od brzegu w miejscu gdzie żyłka wchodzi do wody pod powierzchnią majaczy ciemny 2 metrowy kształt, jakiś konar drzewa czy coś. Po kolejnym mocnym szarpnięciu konar ożywa i rusza w przeciwnym kierunku. Wędka gnie się jak wierzbowa witka i łamie przy samej nasadzie dolnika, kolejne szarpnięcie i czuję luz, ryba się spięła. Po wyciągnięciu zestawu widzę że nie wytrzymała kotwiczka, obydwa groty prawie że wyprostowane. Takich zdarzeń w tamtych latach miałem i nie tylko ja, wiele. Gdybym miał wtedy taki sprzęt jaki dostępny jest teraz napewno przynajmniej połowa z tych ryb które wtedy straciłem wylądowała by w podbieraku. W tym pierwszym opisanym przypadku mógł to być albo duży karp albo amur, natomiast w drugim na 100% szczupak który pognał za ściąganym zestawem jak za błystką. _________________ Irek
------------------------------------------------
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.
Ostatnio zmieniony przez wolff dnia Czw Mar 16, 2006 9:10 am, w całości zmieniany 1 raz
Docio Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Oct 28, 2002 Posty: 3958
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 9:04 am Temat postu:
Thomas dokładnie zasysało tą płytę chodnikową. Głębokość nie była imponująca bo około 2 metrów. Co do samego kotwiczenia na bagnie to znam kilku wędkarzy, którzy potracili kotwice. Dzisiaj zapewne bym inaczej postąpił i przeszedł na dziób stosując prostą dźwignię, wykorzystując wyporność łodzi. Ale wtedy byłem 100kg młodszy :-D
A nóż ten, prezent, mam do dziś :-)
beenPL20 Operator wędziska
Dołšczył: Jan 21, 2006 Posty: 170
Kraj: Polska Miejscowoć: Koszalin
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 9:05 am Temat postu:
Moja historia nie wiąże się z braniem, ale mnie mocno wystraszyła.
Mam taki zwyczaj, że zawsze sprawdzam poziom wody w jeziorze (duże wahania bo nieraz kusole rozwalają śluzę spustową). W tym celu wbiłem w trzcinkach w dno drewniany palik z ponacinanymi znacznikami. Jak zwykle podchodzę do miejsca gdzie go wbiłem. Nachylam się ale kątem oka widzę poruszający się duży cień w wodzie ale co dziwne nie poryszał się ja ryba ale jak żaba. Ki diabeł. Przykląkłem jak był odemnie jakiś metr. Patrze, zatrzymał się. Stoi stoi, zbliżam trochę głowę, aż nagle to coś podpływa do powieżchni i błyskawicznie się wynurza robiąć olbrzymią fontannę wody, wyskakuje i ociera skrzydłami o moją głowę, poczym zamachuje skrzydłami i odlatuje. Z wrażenia aż mnie odrzuciło na plecy tak jakbym dostał pałą. Przez następne 10 minut pikawa waliła mi jak oszalała. Owym ptaszyskiem był oczywiście kormoran czarny
Pozdrowienia!
thomas Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Feb 01, 2006 Posty: 238
Kraj: Polska Miejscowoć: Siedlce
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 9:19 am Temat postu:
Dzięki Docio za Twoją historię. Wybieram się nad to jezioro w tym roku więc będę uważać, gdzie zakotwiczyć. _________________ TRAPER
Zenon Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Apr 26, 2003 Posty: 3967
Kraj: Polska Miejscowoć: GRUNWALD
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 9:37 am Temat postu:
ok. ,a kogo z Was szczupak ugryzł w nos?
Miałem taka przygodę, jako dziesięciolatek pobierałem nauki podglądając rasowych wędkarzy łowiących na żywca .
Siedzę sobie z kumplem , obok pan z wędką z karasiem na kotwicy ,nie trwało długo i jest szczupak -szczupak i to jaki miał chyba...
Po wycharczeniu owego nieszczęśnika musieliśmy z kumplem oczywiście stwierdzić namacalnie że jest to rzeczywiście prawdziwa ryba , kumpel bierze do rąk szczupaka i zaczyna mnie nim straszyć podsuwając go pod mój nos ,szczupak długo nie pozostawał obojętny ,kłapnął pyskiem w momencie kiedy mój nos znajdował się między jego szczękami , skończyło się tak że ja nosiłem długo plaster a szczupak moją skórę między zębami
Torque Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Apr 03, 2003 Posty: 4621
Kraj: Polska Miejscowoć: Zabrze
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 9:48 am Temat postu:
A może mały konkurs na najlepiej opisaną przygodę?, Na tekst pt.: Niesamowite branie, czyli co Frankowi na rybach się przydarzyło?. _________________ Najgorszy dzień na rybach jest lepszy od najlepszego dnia w pracy...Marek Mołdawa
Docio Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Oct 28, 2002 Posty: 3958
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 9:54 am Temat postu:
thomas napisał:
Dzięki Docio za Twoją historię. Wybieram się nad to jezioro w tym roku więc będę uważać, gdzie zakotwiczyć.
No to trzeba było tak od razu :-) Już Ci tłumaczę co i jak :-D
Nie znam całego jeziora a tylko tą część przyległą do miasta, czyli rejon WDW :-) Wszystko co teraz napiszę odnosi się do WDW.
Pomost przystaniowy. Za moich czasów nie wolno było z niego łowić ryb, za to kawałek w lewo, obok pałacyku myśliwskiego nył inny, nieduży pomost i całkiem ciekawy. Dalej w lewo były tylko pale po pomostach aż do budynku głównego, na przeciwko którego był duży pomost z brodzikiem i kąpieliskiem w środku. Na zewnątrz pomostu wolno było łowić i tu uwaga. W odległości około 4m od pomostu jest głebia 6-8m i tam od 4m można łowić ukleje. Tak, na głębokości 4-6 metrów biorą ukleje a najmniejsza to 20cm. :-D Jest tam podwodnu nurt, który zresztą obiega dookoła całą tą część jeziora, bo na mapie widać, że to baaaardzo długa zatoka.
Na prawo-góra od pomostu przystaniowego jest plaża miejska i widać taki drewniany mostek. To pod nim właśnie trzeba przepłynąć aby dostać się na tą wspomnianą przeze mnie zatoczkę. Musisz tylko mieć łódkę z niskimi burtami bo inaczej się nie przeciśniesz pod mostkiem :-)
Na przeciwko pomostu z kąpieliskiem widać dużą zatokę. Po prawej stronie tej zatoki najczęściej stoją sieci rybackie a sama zatoka słynie z dorodnych szczupaków. Zatoka jest na tyle duża, że spokojnie wszelkie regulaminowe odległości będą zachowane :-)
Od tego samego pomostu w kierunku góra-lewo widać małą wyspę, któa na pierwszy rzut oka wygląda jak półwysep, jednak po podpłynięciu wszystko się wyjaśnia. Na wyspę nie radzą wychodzić choć niektórzy próbują ale trzeba popłynąć za wyspę i wzdłuż brzegu mniej więcej do połowy tego prostego brzegu. Brzeg jest berdzo wysoki i dość stromo schodzi do wody. Ustawiając się dosłownie 2m od niego jest już 2-3m głębokości. Zestaw do przodu na odległość 5-6m i jest półka, którą patrolują płocie i leszcze :-) Dokłądnie wygruntuj to miejsce abyś nie zanęcił stoku bo na nim nigdy mi nie brały :-)
Od pomostu z brodzikiem w lewo jakieś 200-250m jest kawałek blatu, taki porządny. Tam w odległości 5-6m od brzegu królują płocie. Nie płotki tylko płocie :-)
Jeśli pomogłem to fajnie, jeśli nie to trudno, w każdym bądź razie życzę powodzenia. :-D
thomas Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Feb 01, 2006 Posty: 238
Kraj: Polska Miejscowoć: Siedlce
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 10:02 am Temat postu:
super dzięki za ten opis. jestem wdzięczny za cenne uwagi _________________ TRAPER
Tiur Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Dec 21, 2005 Posty: 974
Kraj: Polska Miejscowoć: Żywiec
Wysłany: Czw Mar 16, 2006 3:06 pm Temat postu:
Gdy Docio opisał swoją przygodę na łodzi postanowiłem napisać co mi się przydarzyło. Było to dwa lata temu w sierpniu. Jak zwykle się zbieraliśmy ze znajomymi żeby wypłynąć na nockę. Od godziny 16 zaczęły na jeziorze się pojawiać bałwany, gdy była godzina 18 dalej wiało więc postanowiliśmy jeszcze nie wypływać na pełne jezioro. Zakotwiczyliśmy przy pomoście i poszliśmy się napić : , wypiliśmy po dwa piwa chyba i jezioro się uspokoiło. Gdzieś koło 19 byliśmy na miejscówce, chwile zajęło nam zahaczenie bojki o drzewa zatopione. Postanowiliśmy rzucać zaraz pod te drzewa więc stanęliśmy jakieś max 10m od drzewa. Znajomi na drugiej łodzi stanęli z boku tej miejscówki. Po ok. pół godzinie zaczął padać deszcz i znów sie rozwiało. Znajomy z drugiej łodzi postanowił spłynąć do zatoki i przeczekać to w kabinie, namawiał nas żebyśmy też spłynęli, ale zostaliśmy i to był błąd. Weszliśmy do kabiny żeby nie zmoknąć, nie minęło nawet 5 minut gdy łodzią zaczęło rzucać, bo wiatr zmienił kierunek i wiał z boku. Szybko wyszliśmy żeby zwinąć tylni ciężarek aby fale nie biły w burty tylko opływały od dziobu. Podszedłem do kołowrota żeby zwinąć ciężarek, ale on nie chciał ruszyć. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nas ten sztorm zepchał na drzewa i cięzarek się zablokował. Ciężarki ważyły po 50 kg a jednak nas zepchało te 10 metrów. Szybko wskoczyłem do kabiny żeby chociaż przedni podnieść a znajomy operował wiosłami żeby nas nie przewróciło. Łódź w momencie się napełniła wodą, która non stop wylewałem 50l wiadrem. Jeszcze raz spróbowałem podnieść ciężarek i się na szczęście udało. Jednak podniosłem tylko ok.3m , tak samo jak przedni, dzięki temu łódka nie straciła do końca równowagi i się nie przewróciła. Znajomy nawet nie wiosłował tylko manewrował żeby nas znów bokiem nie odwróciło. Wody było równo z burtami i najmniejsze ruchy nawet mocno nią kołysały. Znajomi, którzy stali na brzegu i patrzyli na nasze zmagania mówili, że fale były takie wysokie że łodzi nie było widać. Ja je oceniam na jakieś 1,5-2m. do brzegu dotarliśmy cali mokrzy ale na szczęście cali. Takiego czegoś nigdy nie przeżyłem, teraz jestem ostrożny na wszelkie oznaki takiej pogody. Przez tydzień nigdzie nie jeździłem ponieważ na tamtej pamiętnej nocce sie wystraszyłem. Nie życze nikomu takiego jak ja to nazywam sztormu.
wolff Ś.P. - Uczestnik Wiecznych Łowów
Dołšczył: Aug 24, 2004 Posty: 1430
Kraj: Polska Miejscowoć: Bytom Górniki
Wysłany: Piš Mar 17, 2006 3:33 pm Temat postu:
tiur napisał:
...... napełniła wodą, która non stop wylewałem 50l wiadrem.
W Żywcu takie wiadra 50cio litrowe sprzedają ?? 8O 8O _________________ Irek
------------------------------------------------
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.
klon Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Apr 15, 2003 Posty: 541
Kraj: Polska Miejscowoć: Piastów
Wysłany: Piš Mar 17, 2006 3:38 pm Temat postu:
Skoro jeziorowe tsunami miało 2m to nic dziwnego w 50 l wiadrze. Tiur jesteś strongmanem? _________________ Są tacy co ryby łowią i tacy co tylko wodę mącą.
Tiur Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Dec 21, 2005 Posty: 974
Kraj: Polska Miejscowoć: Żywiec
Wysłany: Piš Mar 17, 2006 4:21 pm Temat postu:
wolff napisał:
tiur napisał:
...... napełniła wodą, która non stop wylewałem 50l wiadrem.
W Żywcu takie wiadra 50cio litrowe sprzedają ?? 8O 8O
Przesadziłem troche, ale bylo wieksze niz te co Bolix pakuje w nie produkty a tamte mmaja koło 30l. To było duże wiadro po jakichś paszach czy cuś.
Klon fala miała faktycznie koło 2m .A co do wiadra to wylewałem nim ale przecież nie napełniałem go do pełna. A gdyby nawet miało te 50l to ze strachu byś i większym mógł machać :
Grrafi Mieszacz zanętowy
Dołšczył: Mar 18, 2006 Posty: 68
Kraj: Polska Miejscowoć: Kielce
Wysłany: Sob Mar 18, 2006 7:16 pm Temat postu:
Czytając opowieści innych postanowiłem i ja coś napisać.
W zeszłym roku w czerwcu wybrałem się z kolegą na nocne wędkowanie na glinianki. Noc była piękna, bezchmurna i ciepła, słowem - taka jak powinna być. Na łowisku byliśmy koło 19-ej, aby jeszcze zdążyć na przedwieczorne, dobre brania, a przynajmniej mieliśmy na takowe nadzieje. Jednak aż do godziny 23-ej nic ciekawego się nie działo. Trochę znudzeni, postanowiliśmy coś przekąsić. Rozpaliliśmy małe ognisko i zaczęliśmy piec kiełbaski. Byłem od swoich wędek około 10 metrów, a założone na bombki świetliki pozwoliły w miarę dobrze obserwować ich zachowanie.
Nagle zauważyłem, że jedna z nich zaczyna dość energicznie podskakiwać. Zanim zdążyłem podbiec ( wędki były na dole skarpy), bombka po chwilowym zastoju pod samom wędką, opadła do poprzedniej pozycji. Zawiedziony zacząłem znów gramolić się na górę, jednak w tym momencie bombka znów dala znak, że na końcu żyłki jest coś żywego! Energicznie zaciąłem i wtedy - szok! Okazało się, że żyłka zaplątała się w sznurek od bombki! Zdenerwowany na siebie i na wszystko w koło zacząłem wyplątywać sznurek z żyłki. Trwało to około 1,5 minuty, ponieważ emocje były spore, a w nocy nie tak łatwo rozplątać żyłkę.
Przekonany o ucieczce ryby z haczyka zacząłem szybko zwijać żyłkę. Okazał się jednak, że ryba nie uciekła. Po kilkudziesięciu sekundach już była w podbieraku. Okazało się, że była to 40 centymetrowa (!) płoć, zapięta tak głęboko, że nie sposób było jej odhaczyć. Zadziwiające jest to, że ściągając rybę wcale nie czułem, że jest ona tych rozmiarów, zadziwiająco łatwo dała się ściągnąć do brzegu. Tej nocy złowiłem jeszcze karpia 2,4 kg.
I jeszcze jedna moja przygoda z zeszłego roku. Tydzień po rekordowej płoci wybraliśmy się ponownie w to samo miejsce na noc. Również i tym razem nic ciekawego się nie działo, ale znacznie dłużej.
Około godziny 1.40 zaczęliśmy pałaszować nocny obiad. Ja miałem rogala w jednej ręce, a kiełbasę "ręczną" ( jak mawia moja młodsza siostra), czyli wiejską, w drugiej. Między nogami wiaderko z zanętą, a na brzegu z jednej i drugiej strony wędki, w tym jedna na sygnalizatorze.
Gdy byłem gdzieś już po 2/3 posiłku, sygnalizator najpierw zawył, a w chwilę później wędka energicznie pomknęła w stronę wody. Ja zszokowany takim obrotem sytuacji rzuciłem wszystko ( jak się potem okazało do wiaderka z zanętą ) i łap za wędkę, która oparła się kołowrotkiem za sygnalizator. Niestety po 20, może 30 sekundach rybka energicznym ruchem wypięła się z haczyka... Teraz wiem, że mój kołowrotek za mocno podkręciłem, ponieważ bałem się, że ryba wejdzie w zaczep :oops: . A na początku miałem ustawiony idealnie :oops: :oops: . Tym większa szkoda. No ale cóż, dobrze, że chociaż w większej części zjadłem to co miałem, ponieważ kiełbaska z białym robakiem nie wyglądała zbyt smakowicie. Ale przynajmniej teraz mam o czym pisać
LOBUZ Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Jan 31, 2005 Posty: 807
Kraj: Polska Miejscowoć: ZEBRZYDOWICE
Wysłany: Sob Mar 18, 2006 11:14 pm Temat postu:
wolff napisał:
tiur napisał:
...... napełniła wodą, która non stop wylewałem 50l wiadrem.
W Żywcu takie wiadra 50cio litrowe sprzedają ?? 8O 8O
wolff 50 l i wieksze hehe _________________ wszystkie rybki śpią w jeziorze tylko jedna spać nie może .
Tiur Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Dec 21, 2005 Posty: 974
Kraj: Polska Miejscowoć: Żywiec
Wysłany: Sob Mar 18, 2006 11:43 pm Temat postu:
hahahahah bardzo śmieszne : .
Człowiek się za bardzo rozpisał a to 50l to była przecież fikcja poetycka : Miało 39,9l :P
Milan Pogawędkowy twardziel
Dołšczył: Apr 18, 2003 Posty: 1890
Kraj: Polska Miejscowoć: Nowa Dęba
Wysłany: Nie Mar 19, 2006 9:13 am Temat postu:
Ja miałem także sytuacje zwiazane ze szczupłymi.
Pierwsza w kwietniu 2 lata temu. łowiłem Płocie 4 m batem żyłka 0,10 lub 0,12 przypon 0,08 mm miałem już kilka łądnych płotek (do 25cm) i gdy holowałem kolejna uderzył szczupak 50-60cm. Co najdziwniejsze trzymał płoć w pysku bardzo długo może nawet 1 minute. Także walczyłem sobie z nim na tym sprzeciku i co ciekawe udalo mi sie go podciągnąć 2 czy 3 razy do brzegu jednak zawsze odchodził na granicę wytrzymałości zestawu.po kolejnym podciagnięciu pod nogi wypuścił płóć, po czym próbował ponowić atak, jednak rybka wyskoczyła na kiju nad wodę. Płoć miała 24,5- pamiętam jak trzesącymi rękoma mierzyłem całą zakrwawioną płoć.
Drugi przypadek to lato tego samego roku. Polowałem na karpie ze skórką chleba.Miałem już w siatce jedną sztuke około 1,5 kg. Mastąpiło kolejne branie, chwila zwłoki, zacięcie i siedzi. Po krótkim holu w podbieraku ląduje .... 50cm szczupak. Był zachaczony za oko.
Innym razem łowiłem na kulki proteinowe i za każdym razem gdy ściągałem zestaw wieszał mi sie szczupak jednak nie mógł się zaczepić za haczyk i po chwili sie puszczał kulek.
Gdy znudziło mi sie bezowocne karpiowanie, chwyciłem za spining i dorwałem łobuza. Ten jednak nie miał wymiaru.
No i ostatni przypadek jaki pamiętam wydażył sie na stawie u wójka, czerwony robaczek na spławiku, a zdobycza był szczupak. Już nie pamiętam wielkoći było to bardzo dawno jednak mając góra 9 lat była pieknym okazem. _________________ Bieroo Paniee???
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Za treści głoszone na forum dyskusyjnym odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
Korzystając z forum akceptujesz ten REGULAMIN System pomocy - FAQ
Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.
Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.