BOLEŃ:
- Rekord Polski - 8,05 kg
- Złoty medal - od 5,00kg
- Srebrny medal - od 4,00 kg
- Brązowy medal - od 3,00 kg
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 350
Zalogowani 0
Wszyscy 350
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj
an"]W tym wątku będę
podawał wpłacone kwoty ...(18245) Mar 27, @ 16:07:40
lecek: Wielkanoc w Ustroniu.
Zapowiedziałem
małżonce, że święto,
świętem ...(59106) Mar 26, @ 15:02:24
lecek: Pooszło. k ...(18245) Mar 26, @ 14:43:29
krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara...
poszło k ...(18245) Mar 26, @ 14:00:16
artur: Poszło ...(18245) Mar 26, @ 10:30:05
krzysztofCz: Poszło k ...(18245) Mar 26, @ 07:09:09
jjjan: Nikt się nie kwapi
więc jeżeli ktoś chce
wpłacić,, to proszę
blik ...(18245) Mar 25, @ 20:19:56
mario_z: Dzisiaj spotkanie
jajeczkowe nad wodą,
oczywiście bez wędki
bym n ...(59106) Mar 24, @ 20:50:03
Krzysztof46: nic nie trzeba
,zbierajcie na
nastepny rok i tyle w
temacie ...(18245) Mar 24, @ 17:30:00
krzysztofCz: To komu mamy wpłacać
;question Ktoś
zapłacił, to trzeba Mu
się ...(18245) Mar 24, @ 17:27:29
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
To kill or not to kill
Opublikował 11-12-2002 o godz. 12:46:59 Esox |
"To kill or not to kill" - oto jest pytanie na miarę naszych wędkarskich czasów. Pytanie podstawowe, bowiem kwestii pokrewnych jest więcej. Zabijać złowione ryby i zabierać je ze sobą, czy też delikatnie odhaczać i wypuszczać? A może zabierać tylko ryby niektórych gatunków? I w niektórych wodach? Od pewnej wielkości? Do pewnej wielkości? W określonym czasie i limicie? Takim jak w ustawie, a może większym?
Nie ma jednej, uniwersalnej odpowiedzi na te pytania. Jest za to kwestia etyki. Etyki, która w wędkarskim świecie nie dorobiła się sztywnych norm i długo się ich nie doczeka. Najlepszym przykładem jest tu niezwykle zróżnicowany stosunek do zakazanego obecnie połowu na żywca. To, co dla jednych jak najbardziej wpisywało się w wędkarską tradycję i sztukę łowienia - dla innych jest metodą barbarzyńską i - jeśli można je w ten sposób w ogóle wartościować - mało humanitarną.
Jak zatem rozstrzygnąć kwestię wypuszczania złowionych ryb? Punktem wyjścia jest określenie - po co łowimy. Pobudki, które towarzyszą wędkowaniu są różne. Dla niektórych wędkarska wyprawa - to po prostu przygoda, pretekst do podróży, spotkania z przyrodą, odpoczynku. Kontakt z rybą jest wtedy jak sól do potraw. Dodaje smaku każdej wyprawie, ale rybie mięso nie jest celem samym w sobie. Dlatego ryby się wypuszcza. Dla innych wędkowanie - to sympatyczny sposób na zdobycie surowca na kolację. Takie pojmowanie sprawy często ma związek z sytuacją finansową i wykształceniem wędkarzy. Według ankiety, przeprowadzonej swego czasu w witrynie internetowej "Wiadomości Wędkarskich", zasada "no kill" stosowana jest najczęściej przez ludzi lepiej sytuowanych i wykształconych. Z kolei najwięcej przeciwników wypuszczania ryb jest wśród wędkarzy mniej zamożnych i o niższym wykształceniu.
Zwolennicy zwracania wodzie złowionych ryb wysuwają wiele argumentów za takim postępowaniem. Jest to ochrona cennych wędkarsko populacji niektórych gatunków, szczególnie tych rzadszych i szlachetnych (pstrąg potokowy, głowacica, troć) lub nie rozmnażających się zazwyczaj w naszych wodach (amur, karp), ochrona dorodnych okazów, a pośrednio także zwiększenie szansy innych wędkarzy na ich złowienie. Tak, aby jedna ryba mogła ucieszyć kilku łowców.
Zadeklarowani przeciwnicy "no kill" bardzo często przeliczają wydatki na wędkarskie opłaty i sprzęt na wartość złowionych ryb, wychodząc z założenia, że to hobby musi się opłacać. Słynne są już opowieści o Polakach wyjeżdżających do Szwecji, którzy przetwarzają złowione szczupaki do postaci ryb w occie i wywożą hurtowe niemal ilości przetworów do kraju. I niestety - poprzez ten stereotyp przypisywany w Szwecji naszym krajanom - Polacy postrzegani są jako winni dramatycznego spadku pogłowia szczupaków w niektórych skandynawskich wodach. Ten syndrom ma swoje głębokie przyczyny w kraju. Rosnące składki i opłaty pozwalają oczekiwać nie tylko większej zasobności wód, ale także rozwoju infrastruktury wędkarskiej i poziomu obsługi wędkarzy przez gospodarzy łowisk. Skoro jednak - w powszechnej opinii - to nie następuje, to pojawia się wszechwładna chęć zrekompensowania sobie choćby części poniesionych wydatków, czemu służyć mają złowione i zabrane z łowiska ryby.
Jest też sporo takich wędkarzy, którzy są na najlepszej drodze do tego, aby ich hobby nie oznaczało wyjałowienia wody z ryb. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że o ile w samym zabraniu z łowiska złowionej przepisowo ryby nie ma nic złego, o tyle ich nadmiar zamienia wędkarza w zdobywcę rybiego mięsa. Potem przychodzi czas na przełamanie bariery psychologicznej przy wypuszczaniu choćby niektórych ryb, bez oglądania się na tych, którzy biorą jak leci. I wreszcie uwolnienie się od złudnej myśli, że to tylko rybacy odpowiedzialni są za przetrzebienie pogłowia ryb. Stąd jeszcze droga do "no kill" daleka i zapewne niewielu ją pokona do końca. Ale jakże wielki wpływ na zasobność wód będzie miało choćby samo poszukiwanie przez każdego wędkarza reguły złotego środka. Niestety, na razie poszukujący są wciąż w mniejszości, zaś wypuszczanie ryb spotyka się często wręcz z oburzeniem kolegów "po kiju".
O tym, że "no kill" wzbudza kontrowersje, wiadomo nie od dzisiaj. I paradoskalnie - wśród przeciwników "no kill", obok mięsiarzy, prym wiodą ekolodzy. Dowodzą, że wędkowanie jest męczeniem ryb dla własnej przyjemności, a zatem nie uzasadnionym żadną podstawową potrzebą zadawniem cierpienia żywym stworzeniom. I tak jest w istocie. To właśnie robimy - męczymy ryby dla własnej przyjemności. Wędkarz, który nie zdaje sobie sprawy z tego faktu, zawsze będzie miał kręgosłup etyczny z silikonu. Jednak wędkarstwo jest też tradycją. Jest przyjętym w całym świecie sposobem na rekreację, na kontakt z naturą, na przygodę. Jak każda tradycja - niesie ze sobą wiele przesłań pozytywnych, ale ma też te negatywne. Współczesne wędkarstwo jest sztuką wyboru tych dobrych stron. Sztuką umiaru w atawistycznym, łowczym zapale, sztuką szacunku dla ryb i dla samych siebie. Problemu coraz mniej rybnych wód nie rozwiążą jednak żadne sztywne zasady typu "no kill", bo ich po prostu nie da się narzucić. Można i należy jedynie zachęcać, ale do wędkarskiej etyki dojrzewa się samemu. I dla każdego co innego ona znaczy.
Z jednego jednak trzeba zdać sobie sprawę. Przyroda jest dramatycznie szybko wyczerpującym się zasobem. I chcąc, nie chcąc - musimy do tej świadomości dorosnąć. Nie możemy czerpać z wód garściami i bez opamiętania. Dlatego na pierwszym miejscu powinien stać zawsze wędkarski rozsądek. Wynikający z wewnętrznej potrzeby, a nie narzuconych zasad. Po to, aby nie stało się tak, że zamiast zasady "no kill", siłą rzeczy pozostanie nam formuła "no catch".
Esox
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez Stefan (witeknowak@o2.pl) dnia 11-12-2002 o godz. 16:14:09 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Ja rozumiem NO KILL... ale z drugiej strony jestem wielkim smakoszem rybiego mięsa... jasne, że zawsze wypuszczam rapę czy klenia czy inną ościstą cholere...:) ale sandaczyk... taki ze 3-4 kg to nie ma mowy:) i niech nikt mi nie mówi, że duża ryba jest niezjadliwa:) a karp jest zawsze do wypuszczenia:) Dlatego pozdrawiam wszystkich "nokilowców" ale każdy robi jak uważa... oczywiście powinien to robić w granicach rozsądku. |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez linisko (zs91@wp.pl) dnia 11-12-2002 o godz. 16:17:18 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | popiram w całości,jeżeli będziemy się dalej stosować do zasady "to kil" to będzimy musieli się zatosować do zasady "no catch" |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez sacha dnia 11-12-2002 o godz. 17:24:42 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Przykro mi,nie będę no killowcem.Okonia,sandacza,szczupaka czy lina zawsze wezmę. Kłopot mam w czym innym-mizerne wyniki. Rok 2001:3 liny od 40 do 48cm,2 szczupaki powyżej 50cm(krótsze pod ochroną). Rok 2002:1 szczupak 68cm,1 sandacz 58cm. Jeżdżę na ryby dość często ale najczęściej trafiają mi się niedorostki a z białej ryby drobnica. I niech mi nikt nie próbuje wmówić że poważnie uszczupliłem rybostan. |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez cif dnia 11-12-2002 o godz. 19:37:11 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | U mnie z zabieraniem ryb to jest tak; klenie , płotki, certy, okonie i takie tam mniejsze i ościste, od razu wypuszczam. Od tego roku to i karpie chyba będę wypuszczał, bo były tłuste i po prostu niesmaczne.Gorzej gdy się wydepta po Sanie, jakiegoś wiekszego szczupaka czy sandacza. Nie chodzi o chęć zjedzenia go, ale zabrania w formie trofeum. Niestety chyba wszyscy lubimy sie pochwalić wynikami, choćby przed rodziną, żeby nie gadali "po cholerę ty jeźdźisz na te ryby, i tak nic nie przywozisz". Tak, tak, wiem są aparaty fot. ale to chyba nie to samo. Muszę jednak powiedzieć, że im więcej się mówi o wypuszczaniu złowionych ryb, tym więcej tych ryb wypuszczam.Na razie pozdrawiam wszystkich kolegów po kiju, za wyjątkiem mięsiarzy(tych co to nie przepuszczą żadnej rybce). |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez serano (serano@o2.pl) dnia 11-12-2002 o godz. 19:47:13 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | ja z dumą mówie że jestem no kilowcem, poprostu ryb nie lubie. W tym roku nad Turawą byłem, doświadczyłem kilowców :((( na zbiornik wypływali dwa razy w dniu i przywozili ile się da (sandacze), później sprzedawali a pod koniec dnia nażekali że coraz mniej ryb. |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez sandal (s.rzeszotek@chello.pl) dnia 11-12-2002 o godz. 19:55:57 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Zagadnienie no kil powinno zająć w moim komentarzu dużo , dużo więcej miejsca , ale chcę poruszyć inną kwestię , dotyczącą no kil .Moim zdaniem no kil może i jest lekarstwem na nasze bezrybie jak co niektórzy uważają , ale nie próbujmy tego narzucać na siłę!!to jest sprawa każdego wędkarza i dajmy mu wybór ,a nie doprowadzajmy do tego żeby po złowieniu pięknej , rekordowej sztuki , musiał się wstydzić jeśli ją zabierze!! |
|
|
80 % wypuszczam (Wynik: 1) przez Kuba dnia 11-12-2002 o godz. 20:13:09 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Z burdlu czasem wezme, odkad Czarny dal przepis na szczupaka z Loary w maśle:-) Z normalnej wody - nie. Gumofilc swiadkiem, szczuply 70cm wrócil skad przyszedl. Okonie - tylko grube, ale dawno nie mialem na kiju:-( Sandacze - biore niestety wymiarowe. Ale poniewaz nas jest dwoje do ryby, bo dziecko nie je, to z reguly jest to jedna sztuka. Nie uwazam sie za miesiarza:-) Troc - jak w styczniu zlapie,to zabiore:-) |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez Sazan dnia 11-12-2002 o godz. 20:23:08 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.sazan.com.pl | Ha! Byłem do tej pory przekonany, że Esox lucius to drapieżnik a ten ci schwycone brzany wypuszcza! :-)))
Pewnie, że no kill to rzadko u nas stosowana zasada! Ale czasy się zmieniają. Już nikt z wędkarzy posiadających sprzęt "pierwowo sorta" nie będzie przeliczał jego wartości na ilość potrzebnych do złowienia ryb by mu bilans wyszedł dodatni! Jest raczej inaczej. Nowocześniejszy i tym samym droższy sprzęt, lepsze, dalej położone łowiska, nawet poza granicami kraju, ma mu przynieść jakąkolwiek zdobycz, godną pochwalenia się przed innymi... :)
Nie zawsze i takie zabiegi dają pożądany efekt! Cóż z tego, że cała "grupa Ebro" miała znakomity sprzęt, łowisko, przynęty. Tak za wiele nie zdziałaliśmy (myślę o sumach-olbrzymach)! Apetyty nie zostały do woli zaspokojone :) Ale czy o to chodziło, żeby je zaspokoić? Każdy z nas wracał w znakomitym humorze i... obiecuje sobie ponowne spotkanie w Hiszpanii za rok!
Zatem nie o mięso tu chodzi! Da się żyć bez rekordowych wyników! Oglądnęliśmy wszyscy kawałek innego świata, kąpaliśmy się w ciepłym październikowym Morzu Śródziemnym, jedliśmy ciekawe, atrakcyjne potrawy południowej kuchni, poznaliśmy innych ludzi, zobaczyliśmy jak żyją inni... A wszystko dzięki wędkarstwu.
Ludzkość będzie zapewne zmierzać do zachowania tego, co jeszcze da się zachować. Idee jednoczą ludzi, region, kraj, Europę, narody. Przyjdzie zapewne kiedyś i czas na zjednoczenie świata. Ryba jest również jego nieodłączną częścią. I Dociowa norka z Ameryki też :) Zachowanie świata zwierząt musi być związana z możliwością jego rozmnażania się. Jeżeli zasada no kill w sposób zasadniczy będzie warunkiem tegoż - na pewno będzie wprowadzona i jedyną obowiązujacą! Od "to kill" będą łowiska specjalne...
Również należę do tych, którzy w tym roku nie złowili na wodach PZW ani jednej ryby, bo... nie łowiłem na nich ani razu! Nie mam czasu na wędkowanie tak jak kiedyś. Siłą rzeczy staję się powoli takim trochę przymusowym no killowcem :) Z wieloma z moich kolegów-wędkarzy stało się t
Przeczytaj dalszy cišg komentarza... |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez Esox dnia 11-12-2002 o godz. 22:12:27 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Gwoli ścisłości i w odpowiedzi na komentarze - nie jestem wyznawcą zasady "no kill". Jestem wyznawcą zasady umiaru w ilości zabieranych ryb. I do tego zachęcam, choć wierzę, że tu, na Pogawędkach akurat tego robić nie trzeba. W tym roku wypuściłem wszystkie złowione jazie, klenie, brzany i sandacze (bo sandacze krótkie były :)). Wypuściłem też ogromną większość szczupaków i okoni. Ale tak jak napisałem w tekście - w złowieniu i zabraniu ryby nie ma nic, czego należy się wstydzić. Wstydzić należy się przesady, zabierania zbyt dużej ilości ryb. "No kill" jest kwestią wyboru wędkarskiej drogi, umiar - koniecznością.
Aczkolwiek muszę Wam wyznać jedną rzecz. Rok temu złowiłem szczupaka, miał bez dwóch centymetrów metr. I go zabrałem ze sobą, bom pierwszy raz od dawna takiego na oczy widział. Po sprawieniu, kiedy przyszło dzielenie "mięska" na porcje dla siebie i rodziny - poczułem, że wolałbym, aby ta ryba została w wodzie. I gwarantuję, że następnego metrowca - o ile będzie - wypuszczę. |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez old_rysiu (szreter@interia.pl) dnia 12-12-2002 o godz. 03:28:26 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | No kill - to temat, który u nas chce się wdrożyć z lekkim oszustwem. Co naprawdę znaczy "no kill " ? Znaczy nie zabijaj. Skoro nie zabijaj, to dotyczy się szczupaka, okonia, suma, sandacza, uklei i kazdej ryby. Znaczy to, ze również miejsce połowu tych ryb jak i okres połowu jest bez znaczenia. Wszędzie należy wypuścić rybę w jak najlepszej formie. Kto więc jest tym "no killowcem"? Nie wiem. Wiem kto nim może zostać. Wędkarz nie lubiący jeść ryb. Wędkarz nie mogący przewozić w swoim luksusowym samochodzie śmierdzących siatek z rybami. Leniuszek, którego nie zapędzisz do sprawienia ryby a co dopiero do upieczenia jej. Takim najlepiej się mówi - "ja jestem "no kilowcem". Wędkarstwo dla mnie to cały rytuał. Wędkarstwo to przygotowywanie do połowu, obcowanie z wędką nad wodą, możliwość łowienia ryb i na koniec ich spożywanie. Nikt mi nie wmówi, że ten ostatni etap można ominąć. Że w sklepie jest dzisiaj ryb sporo. Jest sporo, ale wierzcie, te złowione są o wiele smaczniejsze. Jeszcze jedno - aby mówić o "no kill", należy najpierw zacząć uczyć wypuszczania ryb. Uczyć jak je łowić, aby można je wypuścić. Co z tego, że wypuszcza się rybę, która jest holem wyczerpana, bo wędkarz potrzebował godzinę, żeby ją wyjąć na brzeg. Co na to literatura? Ano nic. Wypuszczaj - będziesz no kilowcem - sztuka dla sztuki. |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez wedkoholik (wedkoholik@wp.pl) dnia 12-12-2002 o godz. 19:16:24 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Już z tych wypowiedzi wynika jasno, że w wędkarstwie zaczynają tworzyć się pewne kierunki postępowań. Jedni biorą co się da bo wyprawa musi się zwrócić. Tych osobiście nie uważam za wędkarzy, bo hobby to nie biznes. Hobby to zainteresowanie, przyjemność, odpoczynek i rozrywka, a nie mięsiarstwo. Przeciwieństwem ich są tacy co wszystko wypuszczają. Jeżeli tak chcą to chwała im za to. Inni biorą sporadycznie, od tak dla poczęstunku wymiarowe ryby, a inni jeszcze do tego pozyskują okazy. Ponieważ z góry założyłem, że mięsiarze to nie wędkarze, pozostaje nam tylko do rozpatrzenia trzy typy zachowań. Po pierwsze chcę zauważyć, iż mówienie wypuszczajcie wszystko, bo możecie do zjedzenia sobie kupić i one tak samo smakują, jest trochę, przepraszam, obłudne. No, a skąd się te ryby w sklepie wzięły, z marsa? Zadam przewrotne pytanie czy panienka opłacona tak samo smakuje jak zdobyta? Z rybami jest tak samo. Ślinka ciecze, zjadłbyś rybkę, ale tę złowioną przez siebie i dziwnie jakoś bardziej smakuje niż ta ze sklepowej lady. Moje zdanie jest takie. Potrzebny jest wymiar widełkowy, aby zachować okazy bo to wspaniałe dary natury. Nie mam nic przeciwko tym, którzy wezmą wymiarową rybę do zjedzenia, aby użyć trochę rozkoszy na podniebieniu. Natomiast Ci co zabierają okazy najczęściej nie oglądają oprawiania i dzielenia. Mnie wystarczył raz taki widok. Mam go do końca życia dosyć. Nigdy więcej nie wezmę okazu z łowiska. Do dziś mi wstyd tego czynu i smutno wspominać, że tak piękna ryba nie mogła dalej cieszyć się życiem. Teraz robię fotki i jestem kontent, oczywiście jeżeli mam co fotografować. |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez wobler6 dnia 13-12-2002 o godz. 00:21:57 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Szanowny kolego Esox po przeczytaniu twego artykułu NO KILL przyznam ci się szczeże, że mam mieszane odczucia, Powiem ci to na swoim przykładzie- mam ochotę na świerzą rybke, żadna smażalnia ,żaden sklepik nie jest ci zapewnić tego rarytasu jak własnoręcznie złowiona rybka iwtedy łowię 1kg 2kg,..........w zależności ile buziek spodziewam się mieć do konsumpcji.W tym przypadku wogóle nie mam skruchy ,że jestem mięsiarzem bo według mnie to poprostu dorabianie ideologii do wędkarstwa. Drugim razem jeżeli chcę się zrelaksować po ciężkiej charówie to biorę spin i naprzykład rzucam 12godz.,ale wszystko idzie wyedy do wody .Może to faktycznie chodzi o jakieś zachowania etyczne nad wodą nas wszystkich. |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez Docio dnia 13-12-2002 o godz. 21:22:54 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Jak dotąd głosu nie zabierałem w tej, jakby nie patrzeć, dość kontrowersyjnej dyskusji. Niemniej chciałbym przedstawić swoje spojrzenie na to zagadnienie.
W latach 80-tych rzeki w Polsce były bardzo zanieczyszczone i były w nich ryby. Dziś rzeki są o wiele czyściejsze i ryby też są. Trochę inaczej przedstawia się sprawa z jeziorami. Dawniej na jeziorach niepodzielnie panował PGRyb. Rybacy łowili ryby, które można było kupić w sklepie. Rozpoczęło się przekształcenie polityczno-gospodarcze i wiekszość PGRybów po prostu upadło. Wody przejęły różne spółki i strach w nich pływać bo nie wiadomo kiedy człowiek wplącze się w sieci.
Idea złów i wypuść nie jest odkryciem lat 90-tych. Jako szczeniak na początku lat 70-tych widziałem wędkarzy to stosujących. Słyszałem ich rozmowy z moim ojcem i temat nie jest dla mnie dziwny. Wędkarzy tych wcale nie było mało. Znałem też takich co brali z umiarem i co brali jak popadnie. Przez trzydzieści lat wędkarze się nie zmienili a ryby z mazur zniknęły. Oczywiście słyszę uwagę o sprzęcie i niestety nie jest to dla mnie argument. Choć nie będę ukrywał, że sprzęt znacznie ułatwia obecnie złowienie ryby, to te największe i zawsze najwięcej łowionych jest przez starszych wędkarzy ze starym topornym sprzętem. Na nowoczesny sprzęt z nowoczesnymi metodami łowi się ryby małe i średnie.
Mam nadzieję, że już wszystko wiadomo o co mi chodzi, jeśli jednak nie, to ciągnę dalej, jednak uproszczę.
W PGRybach były normy i stałe pensje. Prywatny handel był znany nad morzem a na mazurach kwitło kłusownictwo (lata 80). Wtedy już żadna służba porządkowa nie dawała sobie rady z kłusownikami. Dzisiaj z kłusownikami jest podobna sprawa ale rybacy mają płacone od zaciągu. Im więcej wyciągną tym więcej kasy. Dziwnym zbiegiem okoliczności najdroższe licencje są na jeziorach o intensywnej gospodarce rybackiej. Ryb łowionych jest zdecydowanie więcej niż dwadzieścia lat temu. Niestety kupić w sklepie, to prawdziwe szczęście.
Przeczytaj dalszy cišg komentarza... |
|
|
Re: To kill or not to kill (Wynik: 1) przez rognis_oko (infinity@onet.pl) dnia 16-12-2002 o godz. 19:18:50 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://jerkbait.pl/ | Witam, jeszcze dla zajawki: http://salmo.24.pl/modules.php?name=Sections&sop=viewarticle&artid=72 Przyjrzyjcie się ile złowionych zostało sandaczy...
Niech każdy pomysli co by się stało jakby wszystkie złowione ryby zostały uśmiercone.(Uśmiercone czytaj: to tak jak w Polsce). A co zrobić jak chce się wziąć udział w naszych ogólnopolskich zawodach i jest się no killowcem? sam sobie muszę zadać to pytanie, ponieważ od przyszłego roku startuję wraz z kumplami w niektórych zawodach.i co wtedy? pozdro |
|
|
|