Pierwszy w Europie podręcznik hodowli karpia w stawach napisał Dubravius (1547), biskup z Ołomuńca na Morawach. W polskiej literaturze pierwszą wzmiankę o karpiu spotyka się u Długosza (1415 – 1480), który opisując rycerzy biorących udział w bitwie pod Grunwaldem, przy nazwisku rodu Korzbok ze Śląska mówi o trzech karpiach w herbie.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 327
Zalogowani 0
Wszyscy 327
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj
an"]W tym wątku będę
podawał wpłacone kwoty ...(18213) Mar 27, @ 16:07:40
lecek: Wielkanoc w Ustroniu.
Zapowiedziałem
małżonce, że święto,
świętem ...(59101) Mar 26, @ 15:02:24
lecek: Pooszło. k ...(18213) Mar 26, @ 14:43:29
krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara...
poszło k ...(18213) Mar 26, @ 14:00:16
artur: Poszło ...(18213) Mar 26, @ 10:30:05
krzysztofCz: Poszło k ...(18213) Mar 26, @ 07:09:09
jjjan: Nikt się nie kwapi
więc jeżeli ktoś chce
wpłacić,, to proszę
blik ...(18213) Mar 25, @ 20:19:56
mario_z: Dzisiaj spotkanie
jajeczkowe nad wodą,
oczywiście bez wędki
bym n ...(59101) Mar 24, @ 20:50:03
Krzysztof46: nic nie trzeba
,zbierajcie na
nastepny rok i tyle w
temacie ...(18213) Mar 24, @ 17:30:00
krzysztofCz: To komu mamy wpłacać
;question Ktoś
zapłacił, to trzeba Mu
się ...(18213) Mar 24, @ 17:27:29
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Pierwsze zawody pstrągowe 2005
Opublikował 14-04-2005 o godz. 08:15:00 Monk |
Farciarz napisał
Jest 10 kwietnia 2005 roku. Tak jak wcześniej ustaliliśmy, w tym dniu nastąpiło rozpoczęcie rywalizacji w naszym klubie. Celem wyprawy są pstrągi.
Piąta rano, dzwoni budzik. Jak ja go nie lubię - pomyślałem sobie - i natychmiast go wyłączyłem. Niestety, jak mus to mus i trzeba było wstać, co raczej po wczorajszych wojażach nie było rzeczą łatwą, ale myśl, że czeka nas polowanie na kluski była silniejsza od kaca. Szybkie śniadanko, kilka łyków kawy i pozbieranie całego sprzętu zajmuje mi prawie pół godziny, a o 6.00 Robert z Michałem już czekają na mnie i trąbią pod blokiem. Pakujemy się do bryczki i w drogę. Reszta ekipy, jak wcześniej ustaliliśmy, ma czekać na nas na stacji w Mąkowarsku.
Z Bydgoszczy mamy ok. 40 km, więc w trakcie jazdy dyskutujemy gdzie pojedziemy i na co kto ma zamiar łowić. Decyzja zapada i taktyka zostaje ustalona: jedziemy do Plaskosza, gdzie moi kompani jeszcze nigdy nie byli, a ja jak wielu pstrągarzy złowiłem tam wiele kapitalnych pstrągów. Co do taktyki nie ma między nami żadnych sporów. W grę wchodzą jedynie wobki. A że ich arsenał w naszych pudełkach jest spory, to straty nie mają większego znaczenia.
Zbliża się godzina 7.00, gdy podjeżdżamy na umówione miejsce na stacji CPN. Jesteśmy pierwsi. Zamawiamy kawę i w tej samej chwili słyszalny z oddali "sportowy wydech". Renault 19 oznajmia fakt przybycia kolejnych członków wyprawy. Do baru na stacji wchodzą: Grzesiek, Kriss i Przemek. Kawa już się parzy. Jest nas już sześciu. Brakuje jedynie Piotra i Łukasza. Witamy się z przyjaciółmi i siadamy do stolików. W końcu nadjeżdża ostatni samochód. Czyli jesteśmy już w komplecie. Teraz pozostaje ustalenie, gdzie kto jedzie, bo nie pomieścimy się wszyscy na jednym odcinku Brdy. Krótkie przepychanki słowne i dochodzimy do kompromisu. My jak wcześniej planowaliśmy jedziemy do Plaskosza. Łukasz z Piotrem decydują się na przedreptanie odcinka w Rudzkim Moście ( bardzo blisko Tucholi ), a Kriss wraz z Grzesiem i Przemkiem jadą do m. Piła-Młyn. Zbiórkę w m. Świt, gdzie kończą swe spływy kajakarze, ustalamy na godz. 15.00.
Szkoda czasu na dalsze dyskusje. Ruszamy wszyscy spod stacji, by jak najszybciej dotrzeć do wybranych przez siebie sektorów. Po drodze mijamy kolegów po kiju z Koronowa i mamy cichą nadzieję, że nie mają zamiaru jechać tam gdzie my. Robert mocno przyspiesza i jest już jasne, kto będzie tam łowił. We wstecznym lusterku znikają jak cień. Co by nie było to i tak będziemy szybciej na łowisku od nich. Czyli sprawa jest wyjaśniona. Docieramy w końcu na miejsce. Patrzę na zegarek, jest już prawie 8.00. Jak ten czas szybko leci. Z Robertem udajemy się w górę Brdy, a Michał samotnie decyduje się na pójście w dół, gdzie po ominięciu kilu hodowlanych stawów odnajdzie fantastyczny odcinek na przemian leśny i łąkowy. I tak w kółko. Łowisko bardzo obiecujące. W górnym biegu czeka nas częsta wspinaczka po skarpach i wędrówka po zakrzaczonych leśnych ścieżkach. Nad samą wodą czekają bagniska, więc o kąpiel też nie jest trudno.
Zaczynamy w końcu łowić. Pierwsze pół godziny nawet bez kontaktu. Wychodzimy na drugą prostkę, na której łowiliśmy zawsze sporo ryb. Gwizd hamulca, który słyszę obok mnie oznacza, że Robert ma rybę. Po krótkiej chwili dźwięk milknie, a mój kompan oznajmia, że spiął sporego kropka. Posuwamy się powoli w górę, zmieniając stanowiska. Nadal jesteśmy na tej samej prostce. Mija kilka minut i Robert woła: - Siedzi!!! Zapięty pstrążek młynkuje na powierzchni wody. Nagle słyszę, że spadł. Tego już dla mnie za wiele. Ja bez brania, a ten spina dwa ładne kropkowańce. Jeszcze więcej nerwów przysparza mi dźwięk telefonu. To Grzegorz. Pewnie już coś ma. Nie mogę się z nim dogadać, bo gubi zasięg. Dzwonię więc do Kissa, który niezbyt miło tłumaczy mi, że mu "truję". Dowiaduję się jednak, że spiął już dwa konkretne potoki i że nie ma z nim Grzegorza. Ruszamy więc dalej.
Dopiero po dwóch godzinach biczowania mam pierwszy kontakt. Uderzenie w wobka wytrąca mnie z beznadziei, w jaką w tym czasie zdążyłem już popaść. Kończy się jednak tylko na tym trąceniu. Kolejne 30 minut machania w tym miejscu nie przynoszą żadnego efektu. Zza chmur zaczyna śmielej przebijać słońce i z każdą chwilą robi się coraz większa lampa. Przemierzamy kolejne zakręty i prostki, czołgając się niekiedy pod zwalonymi drzewami i docieramy do miejsca, gdzie rzeka zaczyna się poszerzać i wypłycać, pokazując denny piaseczek i zalegające na nim kamienie i konary drzew.
To chyba dobra miejscówka. Odpinam z agrafki flagowca i jego miejsce zajmuje czarna "chorwatka" z żółtymi kropkami. Drugi wykonany rzut i następuje uderzenie. Siedzi!!!
Króciutki hol i pstrążek ląduje na brzegu. Miara wskazuje 34,5 cm. Jestem już zadowolony, bo oznacza to pierwsze punkty w tym sezonie. Szkoda tylko, że Robert jest nadal bez ryby. Jest już prawie 12.00, gdy kolejny telefon przerywa ciszę. Tym razem dzwoni Łukasz. W Rudzkim Moście jest nędza, więc jadą do nas, chcąc obłowić na szybko dolny odcinek, na który udał się Michał.
Słyszę krzyk. To Robert zalicza wlewkę, próbując wyjść na brzeg. Zachciało mu się wchodzić do wody. Wejść wszedł, ale z wyjściem było widoczniej gorzej. Szybkie ściągnięcie spodni, wylanie z woderów wody i ruszamy dalej. Tak daleko w Plaskoszu jeszcze nigdy nie dotarłem. Zaliczam jeszcze krótkiego pstrążka, którego uwalniam w wodzie. Rzeka wydaje się tu jakaś inna. Nic się nie dzieje. Obserwujemy jedynie stada leszczyków i płotek płynących w górę Brdy. Jest już 13.00, więc czas wracać. Do samochodu mamy ładnych kilka kilometrów, jednak powrót mija nam zaskakująco szybko. Droga przez las skróciła nam pokonane wcześniej zakręty rzeki.
Na parkingu czeka już Michał. Niestety nic nie złapał. Wracają też Łukasz z Piotrem, który blisko samochodu zapiął wymiarowego pstrążka. Miara wskazała 33,5 cm. Czas się pakować i jechać w umówione miejsce zbiórki. Staje się najgorsze: Robert podczas tej małej kąpieli zamoczył pilota i nie możemy otworzyć samochodu. Proponuję szybkie suszenie zapalniczką. Na efekt nie trzeba było długo czekać - zadziałał. W końcu pakujemy się i w drogę. Do Świtu mamy zaledwie kilka kilometrów, więc docieramy na miejsce zanim zdążyłem podelektować się dopiero co otwartą puszeczką piwa. Na miejscu jest już Grzesiek z Przemkiem. Nie dostali żadnego wymiarowego potoka. Coraz bardziej zaczyna mi się gęba uśmiechać, bo to oznacza, że mam szansę na wygraną. Do pełni szczęścia brakuje jedynie Krissa i informacji, że też jest zerowy.
W końcu nadchodzi z lekko spuszczoną głową, co niechybnie oznacza, że jest bez ryby. Ale mam radochę. Czyli sprawa jasna - wygrałem dzisiejsze zmagania. Zdajemy sobie wstępne relacje, po czym wysłuchujemy opowieści ostatniego z przybyłych o braniu kapitalnego pstrąga, dla którego wielu pstrągarzy poświęciłoby pół swojego życia, by móc go w ogóle ujrzeć. 70 cm szczęścia było jednak lepsze od niego i nie zostawiło żadnych złudzeń po odjeździe w dół rzeki. Wypluty woblerek może być tylko skutkiem niezacięcia ryby, gdy dawała się podnosić z dna jakby to był tylko spory korzeń drzewa. Tylko ten korzeń był żywy i pokazał po chwili na co go stać. Niestety.
Spostrzegamy, że jeszcze tli się ognisko, przy którym rozgrzewali się po spływie kajakarze, więc czas skończyć sprawozdanie z nie wyciągniętych pstrągów marzeń i zabrać się za dorzucenie kilku polan i smażenie kiełbasek. Na mnie wypada znalezienie kijków, na które nadziejemy nasz obiad. Znikam w lesie i po chwili wracam, a moi kompani mają jakiś bezzasadny niezły ubaw. Olać to!!! Pewnie znów coś głupiego wymyślili. Jednak po chwili zmienia się diametralnie mój wyraz twarzy, gdy na ławeczce obok naszych dwóch kropków pojawiły się dwa inne. Nie sposób opisać jak skołowane miałem wówczas myśli. Pozostało mi spytać czyje są te dwa, lecz to było chyba oczywiste. Kriss zawalczył i jak się okazało to on pstrągami 42 i 35 cm wygrał nasze niedzielne zmagania, a jak później powiedział po widoku uśmiechów na naszych twarzach, gdy opowiedział przygody ze swoim pstrągiem życia chciał do samego końca potrzymać wszystkich w niepewności. No i mu się udało.
Wyniki już ustalone, więc przy cieple ogniska, piekąc kiełbaski i popijając złociste trunki pozostaje nam zdanie sobie nawzajem dokładnych relacji ze wszystkich łowisk. Każdy z nas ma w końcu coś ciekawego do powiedzenia. Czas mija jednak nieubłaganie i nim się spostrzegamy zapada szarówka. W tak wspaniałym gronie Przyjaciół zawsze jest go zbyt mało. Pora wracać do domu.
Szybko gasimy ognisko, żegnamy się z rzeką, wsiadamy do samochodów i do zobaczenia nad wodą.
Farciarz
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Pierwsze zawody pstrągowe 2005 (Wynik: 1) przez yari (angler_59@o2.pl) dnia 14-04-2005 o godz. 12:24:55 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Zazdroszczę ci, ale zdziwisz się, że nie ryb,rzeki ani tego,że do dobrej wody pstrągowej masz, blisko(choć to bardzo fajnie tak mieć)- zazdroszczę ci kolegów, z którymi jeżdzisz na rybki.
Mnie też przydałaby się dwójka trojka kumpli z samochodem lub nawet bez aby dzielić koszty wypraw na pstrągi można wtedy nawet dwa trzy razy w miesiącu się wybrać. A tak 160 –250km, kogo samego na to stać i ile razy można sobie na to pozwolić pozwolić???.No i z tego, co piszesz to twoi koledzy to fajni goście są.
Artykulik dobry, fajnie się czytało.
Życzę zwycięstwa w zawodach.
|
|
|
Re: Pierwsze zawody pstrągowe 2005 (Wynik: 1) przez farciarz dnia 14-04-2005 o godz. 17:07:22 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Od razu muszę wszystkich przeprosić za moją ostatnią fotkę ( tą z pstrążkami ), bo nie dość że jakość jest bardzo kiepska...to i rybki bez ogonów. Niestety fotka została wycięta z kadru filmiku który nagrywaliśmy nad wodą...no i efekt jaki jest to każdy może zobaczyć. :( |
|
|
Re: Pierwsze zawody pstrągowe 2005 (Wynik: 1) przez halbin dnia 16-04-2005 o godz. 09:15:03 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | To wszystko co napisal Farciarz to prawda. Ja sam tez mam taka grupeprzyjaciol w bardzo zroznicowanym wieku i jest SUPER organizujemy zawody, uczestniczymy, a przede wszystki kochamy rzeki i ryby. Farciarzu gratuluje wynikow i zycze wielu ogromnych pstragali, a zdjecia mi sie podobaja (tonie wernisarz). U mnie narazie max w tym roku to 41 i 42cm
halbin |
|
|
Re: Pierwsze zawody pstrągowe 2005 (Wynik: 1) przez farti dnia 17-04-2005 o godz. 16:17:02 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Super wyprawa i relacja!
Czas by chyba było odwiedzić Brdę .........)))))) |
|
|
|