wykrzyknik napisał
Coraz mniej ostatnio mam czasu na ryby, więc każdą wolną chwilkę staram się wyeksploatować nad woda do maksimum. Czasem efekty są zadowalające, czasem wracam znad wody bez kontaktu z rybą. Ósmego maja, wracając do domu od rodziców przejeżdżałem obok wyrobisk po glinie w miejscowości Chrzanów. Jako stary pantofel musiałem zadzwonić do żonki i zapytać o pozwolenie spędzenia choć godzinki z kijem w ręku.
Udało się, moja druga, niezwykle wyrozumiała połowa, pozwoliła mi dosłownie przez godzinkę pomachać wędką. Z bagażnika wyciągnąłem kijaszek, dowiązałem wolframowy przypon i założyłem ulubiona wirówkę. Na niebie tężały coraz ciemniejsze chmury zwiastując rychłe nadejście deszczu. Cóż, może przez godzinkę mnie nie zmoczy pomyślałem i biegiem ruszyłem nad wodę.
Gdy tylko stanąłem nad brzegiem mojego niegdyś ulubionego dołka, przestałem odczuwać przeraźliwie zimy wiatr. Pierwsze rzuty w pełnym skupieniu nie przyniosły rezultatów. Przeszedłem więc kilka metrów w bok i znów zacząłem ponowne czesanie wody. Coś uderzyło w wabia, kilka szarpnięć i w powietrze wyskoczył mały szczupaczek. Ależ waleczny rozbójnik. Kręcił młynki niczym rasowy kropek. Niestety wszystkie jego sztuczki zdały się na nic, kotwica nie wypadła z pyska. Wyhaczyłem go więc delikatnie w wodzie a ten nie oglądając się na mnie zniknął gdzieś w głębinie.
Po kilku kolejnych rzutach na błystce uwiesił się kolejny maluszek. Co do licha, pomyślałem, czy w tej wodzie pozostały już tylko takie maluchy? Zdjąłem błystkę i wyszperałem w pudełku mała pokrakę. Bezsterowy wobler zwany sliderem. Malowany na okonia, nowiutki, nigdy nie używany. Czas zawisnąć na agrafce, pomyślałem i niewiele się zastanawiając wyhaczyłem jego kotwice z plątaniny sczepionych ze sobą kotwic innych wabików. Rany jakie te groty ostre i wszędzie się wbijają. No, w końcu się udało, po ciężkiej ranie kłutej palca zostanie tylko wspomnienie zaś na agrafce zawisnął slider.
Podszedłem do wody, zamachnąłem się a wobler poszybował w przestrzeń. Upadł na wodę daleko, bardzo daleko. Ależ te przynęty pięknie latają. W kategorii na najładniej szybującego woblera właśnie zdobył złoty medal. Zwinąłem nadmiar plecionki, kilka szarpnięć i potężne walnięcie o mało nie wyrywa mi kija z ręki. Ryba z ogromną szybkością odpływa w stronę przeciwległego brzegu. Po chwili zakręca i pędzi łukiem w lewo. Kołowrotek prawie non-stop wydaje plecionkę a serce wali jak oszalałe. Matko, jakie emocje, jaki wspaniały przeciwnik na drugim końcu linki. I nagle cisza i beznadziejne i jakże przytłaczające uczucie luzu. Nie, to niemożliwe, a jednak, ryba spadła. Dobrze, że choć pokazała ogon przewalając się pod powierzchnią. Machnął nim jak wizytówką - to ja, zębaty - a niech Ci się wiedzie rzuciłem w duchu. Zwinąłem plecionkę i obejrzałem przynętę. Głęboka rysa po zębie została pamiątką po gwałtownym i jakże emocjonującym holu.
Westchnąłem, zamachnąłem się i puściłem mojego lotnika daleko w przestworza. Potem jeszcze kilka razy aż wędka znów wygięła się i zapulsowała. Niestety, ryba była niewymiarowa. Godzina mijała a ja byłem bez miarowego szczupaka, gdy pod moimi nogami, tuż przed wyjęciem slidera z wody, ładny szczupak spudłował atak. A niech to - spaprałem branie. Koniec, wystarczy tego dobrego. Zdjąłem bezsterowca, choć sprawdził się wyśmienicie postanowiłem założyć flagowca. Rzut i siedzi. Jednak i tym razem mały.
Przeszedłem jeszcze kilka metrów. Ostatnie dziesięć rzutów. Ech każdy z nas to zna, ostanie dziesięć, jeszcze tylko dwa i tak mija pół godziny. Jednak nie udało mi się doliczyć nawet do piątego gdy w biało czerwonego wabika z impetem uderzyła ładna ryba. Przyciąłem a kij wygiął się wspaniale. Plecionka wysnuła się z kołowrotka. Może nie tak gwałtownie i nie w takiej ilości jak chwilę wcześniej ale siedział i na pewno był miarowy. Walczył zaciekle, sprawiał wrażenie dużo większego niż się okazał. Silny i dumny wyłonił się przy brzegu, łypnął na mnie okiem i resztką siły zanurkował jeszcze jeden raz. Po chwili był mój. Piękny, zielonkawy rozbójnik.
- Kochanie, mamy kolację, nie gniewaj się, że tak długo, już do ciebie pędzę - rzuciłem do słuchawki, zrobiłem pamiątkowe zdjęcie i pomknąłem do domu.
Wykrzyknik