Czy wiesz, że...
Pierwszą wędkującą kobietą była Juliana Bernes (Barnes) – autorka traktatu o myślistwie, który wraz z rozprawami o sokolnictwie i heraldyce ukazał się w Anglii w 1486 roku. Wolumin nosi nazwę "Księga z St. Albans". W uznaniu zasług federacja wędkarska International Game Fish w 1998 roku przyznała jej miejsce z Salonie Chwały (Hall of Fame).

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 553
 Zalogowani 0
 Wszyscy 553

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj an"]W tym wątku będę podawał wpłacone kwoty ...(18253) Mar 27, @ 16:07:40

lecek: Wielkanoc w Ustroniu. Zapowiedziałem małżonce, że święto, świętem ...(59108) Mar 26, @ 15:02:24

lecek: Pooszło. k ...(18253) Mar 26, @ 14:43:29

krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara... poszło k ...(18253) Mar 26, @ 14:00:16

artur: Poszło ...(18253) Mar 26, @ 10:30:05

krzysztofCz: Poszło k ...(18253) Mar 26, @ 07:09:09

jjjan: Nikt się nie kwapi więc jeżeli ktoś chce wpłacić,, to proszę blik ...(18253) Mar 25, @ 20:19:56

mario_z: Dzisiaj spotkanie jajeczkowe nad wodą, oczywiście bez wędki bym n ...(59108) Mar 24, @ 20:50:03

Krzysztof46: nic nie trzeba ,zbierajcie na nastepny rok i tyle w temacie ...(18253) Mar 24, @ 17:30:00

krzysztofCz: To komu mamy wpłacać ;question Ktoś zapłacił, to trzeba Mu się ...(18253) Mar 24, @ 17:27:29


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2103
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 1965
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 1986
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2226
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2056
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2113
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2025
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2065
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2427
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2247
Ocena: 5.00 Ocen: 3


II Zlot Pogawędek Wędkarskich - Kalejty 2001 (1/3)
Opublikował 06-01-2003 o godz. 01:53:13 Esox
Pogawędkowe imprezy TJ napisał

W przeddzień VI Zlotu Pogawędek Wędkarskich nad Zalewem Zegrzyńskim, przypominamy wszystkim jaka atmosfera i wydarzenia towarzyszyły II Zlotowi w Kalejtach, półtora roku temu. Spotkanie relacjonował wówczas TJ na stronach WCWI. Pogawędki bowiem nie miały jeszcze swoich. - przyp. Redakcji

Miło mi zakomunikować, że doszło do skutku długo wyczekiwane spotkanie wędkujących czatowców, skupionych wokół najprężniej działającego polskiego chata - "Pogawędek Wędkarskich".



Zamiast Prologu

Skoro („ ... na kogo wypadnie, na tego bęc.”) poczułem się w obowiązku zrelacjonować wypadki i przebieg zlotu, muszę zaznaczyć, że umieszczony poniżej tekst nijak ma się do zachowania reporterskiej zasady 4 x Z, (pewnie takich nie ma!), czyli Zobaczyć, Zapamiętać, Zapisać i ... Zamieścić (ha, mam podejrzenia o inne tłumaczenia tego ostatniego :). Wyjaśniając, nie wszystko byłem w stanie zobaczyć, już nie wspomnę o zapisywaniu, notatek nie robiłem, a zamieszczam w 2 tygodnie po fakcie. Nie będzie to też relacja obiektywna, bo brałem w niej udział jako "partycypant" i nieraz trudno było ujść z życiem, a co dopiero cokolwiek zarejestrować! A jeśli już zadajecie sobie pytanie ...cóż oni tam wyprawiali... , znaczy się, że poziomu ciekawości wystarczy Wam do końca relacji, na co liczę. Na wstępie muszę także poinformować, że w sprawach wszelakich roszczeń osobowych i ewentualnych mordobić na mojej nieskromnej osobie zażaleń nie przyjmuje ;-)

* * *

Zlot "wędkarskich pogawędkowiczów" odbywał się w dniach 14-16 września i był historycznie drugim od czasu istnienia czata (pierwszy – kameralny odbył się w Zakopanym w grudniu i wzięło w nim udział 4 czatowców – stosowana relacja ukazała się w WW 2/2001), za to pierwszym "na wodzie", czyli gadu-gadu, a połowić trzeba!

Miejsce zostało wybrane i sprawdzone wcześniej przez głównego organizatora, Esoxa (Artur Gąsiorkiewicz, root chata) i zlokalizowane na głębokim zad ... , znaczy się przygraniczu Polski w okolicach Augustowa, na terenie rezerwatu przyrody jeziora Kalejty (na mapach również jako Długie). Zarówno szczegółowy opis jeziora z danymi i batygrafem, jak i charakterystykę rybacko-wędkarską łowiska znaleźć można pod http://www.kalejty.gt.pl

Nasza ekipa stacjonowała w gospodarstwie agroturystycznym, którego właściciel jednocześnie jest dzierżawcą jeziora.
Udział w zlocie zadeklarowało kilkanaście osób, z czego faktycznie "peleton" utworzyli (pisownia oryginalna z czata): artur vel ... (Artur Kiersnowski i zmiana nicka – patrz dalej), Bobo (Robert Kołodziejczyk), Esox, januszpozn (Janusz Faligowski), marek_b (Marek Bąk), Monk (Maciej Wróblewski), TJ (Robert Popiołek), wlodek (Włodzimierz Mroziński) i osoby spoza czata, ale mam nadzieje z fanklubu: Adam i Piotr, a także członkowie rodzin i ekip technicznych :). Naturalnie już na miejscu okazało się, że akredytacja "Dream Teamu" pogawędkowego w takiej liczbie to nasz sukces, szacując grono stałych uczestników czata na ok. 20 osób, choć nie precedens (vide: spotkania klubu Wędkujących Internautów zgromadzonych wokół RO).

I etap, czyli „Wielka Pardubicka” po augustowsku

Dojazd do linii startu był dosyć złożony z racji na jej położenie, ale naturalnie zaprawieni w bojach członkowie grupy poznańskiej (mieli najdalej) i warszawskiej nie mieli kłopotu - raz, z powodów dziennej jazdy, dwa, z powodu wrodzonej intuicji. Niestety (bo jakże inaczej) ja - wyjeżdżając już wieczorem w pierwszym dniu zlotu, mając po drodze ze dwa oberwania chmury i takie tam - dotarłem do punktu kontrolnego (Przewięź k/Augustowa) nieco wyciorany, choć nie pozbawiony ducha walki. Rychło okazało się, że również naturalnie lub sztucznie umieszczone punkty orientacyjne na leśnej drodze dojazdowej były w zmowie z trolami rezerwatowymi, bo albo ich nie było widać w snopie świateł drogowych mojego środka transportu, albo stały nie po tej stronie jakby to z mapy miało wynikać. Po wykonaniu rundy honorowej (ok. 5 km) po rezerwatowych duktach, lekkim załamaniu nerwowym, urwaniu tłumika i nieudanej próbie jasnowidzenia, udałem się na poszukiwanie zasięgu telefonu komórkowego (operatora z przyzwoitości pominę...).

Na szczęście, miejsce takowe się znalazło i cały radosny otrzymałem potwierdzenie o wyjeździe znajdującej się już na miejscu ekipy ratunkowej. W oczekiwaniu na jej przybycie miałem unikać wilków i co jakiś czas naciskać klakson, choć to ostatnie było śmiechem witane ze strony puszczańskich drzew (a było sobie kupić TIR-a!). Po ok. pół godziny podchodów w stylu Camel-Trophy z ekipą ratunkową spotkałem się na rozstajach, a że byłem mocno spóźniony i bankiet inauguracyjny już wydawano, więc powitań specjalnie nie było, tylko krótka komenda "załoga, za mną!", co wobec wizji pozostania w lesie na partyjce pokera z niedźwiedziami - skrupulatnie uczyniłem. Jechania było trochę, choć, jak się okazało, wina zagubienia była oczywiście moja, bo po drodze punkty z mapy się znalazły i bramy po tej stronie co trzeba; cóż to moja wrodzona nadinterpretacja widziała ją gdzie indziej (a może były dwie bramy?!). Ważne, że wjechaliśmy na podwórko i zaczęło się ... .

II etap, czyli "who is who"
lub "daj mi swoje CV, a powiem Ci kim jesteś".

Dopasowanie facjaty do czatowego nicka jest zawsze intrygującym zajęciem, ba nawet miłym (niestety za wyjątkiem porannego golenia i spoglądania na swoją poranną gębę), tym bardziej, że byłem ostatni i miało to się odbyć przy blasku inauguracyjnego ogniska. Skład ekipy, która mnie cywilizacji z lasu przywróciła wchodzili: Esox, Monk i wlodek - i ich naturalnie powitałem jako pierwszych, choć do tzw. "misia" nie doszło (widać to kara za ułomność moją w jeździe na orientację).

Przy ognisku siedzieli i w najlepsze rozprawiali: artur, januszpozn, Piotrek i Bobo (choć ten nieco w cieniu, z racji moich obietnic danych na czacie o wyczochraniu jego osoby, jeśli na zlot nie przyjedzie). Okazało się, że już poznali się jak stare konie, mało tego, co niektórzy zdążyli opowiedzieć historie swojego malowniczego życia (ja dowiedziałem się z dziennym opóźnieniem, ale za to z rewelacjami!), więc komunikacja była swobodna, dodatkowo podsycana ogniskową paszą, wszelakim przeglądem krajowego przemysłu browarnianego i co jakiś czas zagrychą w postaci spadających z drzewa jabłek. Gwoździem programu był jednak napój sprowadzony specjalnie na te okazję z dalekiego Mazowsza, Siuwaxem® zwany, spożywany w ściśle określonych warunkach "dodawał nie tylko skrzydeł", ale i humor wyostrzał, że już nie wspomnę o innych zmysłach.

Wracając do poznanych właścicieli facjat, mogę jedynie powiedzieć (i to chyba nie tylko moje wrażenie), że ekipa spasowała mi się maksymalnie, bo nie dość, że znaliśmy się od ponad pół roku z czata, to jakoś sposób naszych pogawędek narzucał wyobrażenie nie tylko o osobowości, ale o dziwo o wyglądzie (kto chce, niech sobie wyobraża co zechce). Najważniejszą informacją wieczora, było jednak to, że ryba w wodzie jest! W ciągu dnia Gospodarz jeziora wyciągnął pozastawiane sieci i okazało się, że obiecujące co nieco się w nich merda. Zresztą fakt sprawiania tychże przez Gospodarza i pomagającego mu Esoxa (podejrzenie sabotażu?!) został przez chłopaków złapany w kadr.

Z wędkarskich zmagań, które, a jakże, miały miejsce zaraz po wcześniejszym dotarciu ekipy warszawskiej, Monk wyciągnął szczupaka, ciut poniżej wymiaru i była to oficjalnie pierwsza ryba zlotu!

Burzliwy od wrażeń dzień i nie gorszy wieczór zakończyliśmy dobrze po północy, rozchodząc się do pokojów gościnnych (przy okazji: skromnie, ale schludnie wyposażonych, dodatkowo na piętrach: koedukacyjne łazienki i WC oraz przestronna kuchnia z jadalnią), życzyliśmy sobie doskonałej pogody i mistrzowskich wyników z rana. No, były jeszcze nocne Polaków rozmowy, ale w zgodzie z zachowaniem prywatności, pisać o tym nie będę.

III etap, czyli baba z wozu, kwiecień plecień,
a pogody jak nie było, tak nie ma

Sobotni poranek rozpoczęli wszyscy dosyć indywidualnie, w każdym razie artur ledwo oczy otworzył zabrał się za składanie sprzętu, którego mnogości mogą pozazdrościć kolekcjonerzy, ale hitem przygotowań było zmontowanie spinningu z ogromnym okoniopodobnym jerkiem przypominającym raczej porządny ogłuszacz, niż atrakcyjną na tym łowisku przynętę, ale kto wie, czyli jak bąknął na moja niestosowaną uwagę artur - a nóż, widelec...

Jak się można było spodziewać... lało równo. Prawie gotowi byliśmy ok. 9.00, ale w taką pogodę nawet psa by nie wygnał, a co dopiero... No, polazł Monk (ten to ma zdrowie!). Wiernie mu kibicowaliśmy z balkonu naszego pokoju (w międzyczasie doszedł wlodek i Esox), kiedy to pozapinany pod nos w gumowanym płaszczu, zdążał do przystani na wezwanie odwiecznego prawa natury - wygrania zlotu (to żart naturalnie, pewnie kierował się innymi pobudkami, np. potrzebą wzbogacenia fosforem śniadania). Wrócił w momencie, kiedy spożywaliśmy kolejną dokładkę "owsianki jęczmiennej" i z tego, co odburkiwał, jasno można było wnieść, że musi zadowolić się zawartością puszeczki. Humoru to nam zresztą nie poprawiło, choć pocieszającym było, że tuż za wyspą, znajdującą się praktycznie 50 m od przystani, widział atak szczupaka. Długo nie trzeba było namawiać artura, bo pęd po wynik był u niego większy niż u olimpijczyka...

Na podobieństwo rybaków z Helu, łowiących na kutrze przy 5 i sążnistym deszczu lub bardziej na wzór żółwi Ninja poubierani, wtarabaniliśmy się do łódki (i tu uwaga: łódek do dyspozycji mieliśmy, ile chcieć, były to dość tradycyjne i dość przechodzone mazurskie denki, mające tę zaletę, że były przestronne i pływały lekko, ale z racji niskich burt i przy braku wprawy można było bardzo efektownie, w stylu co najmniej Jacka Wszoły flopować do wody.

Z racji tego, że jako napływowy Warmiak pojęcie jako takie o rzemiośle wachlowania posiadałem, byłem wiosłowym, a artur miał wypatrywać miejscówki monkowego szczupaka. Zanim dotarliśmy na miejsce, z ronda kapelusza wylałem dobre wiadro wody, bo deszcz choć nieduży, ale był za to upierdliwy i jednostajnie, gęsto padając, kazał mi się rozglądać za czymś, co by czerpak przypominało i nie dało nam przedwcześnie do Wodnika Szuwarka na imprezę trafić - po najzwyklejszym w świecie zatopieniu.

Szczupaka nie namierzyliśmy (może celowo Monk, zatarł ślady), nie tylko przy wyspie, ale i 500, i 1000 m dalej, bo do obiadu za wyjątkiem paru grzbietów karpików, spławiających się w odległym od gospodarstwa krańcu jeziora, żadnego, nawet wzrokowego kontaktu z rybą konsumpcyjną nie mieliśmy. Na koniec naszej przedpołudniowej wyprawy, udało mi się, o dziwo, na naturalnie barwionego bullheada z Salmo, skusić okonia, którego rozmiar był nieco większy od rozśmieszającego mnie cały czas, leżącego na dnie łódki arturowego jerka. Założenie tej przynęty było raczej moim odruchem rozpaczy niż celowe, ale wierzcie mi - na końcu żyłki zakładaliśmy wszystko, co teoretycznie powinno być skuteczne, zresztą drugi raz na ten wobler nic się nie skusiło.

Na szczęście koło godz. 13.00 deszcz ustał, a nawet zamierzało wyjść słońce, co naturalnie zostało odnotowane przez pozostawioną w gospodarstwie resztę ekipy, powodując u niej ślepy pęd do wody. Gdzieś między szuwarami widzieliśmy kilka łodzi i samotnego wlodka (razem z januszempozn nastawiali się na połowy gruntowo-spławikowe w różnych odmianach, pozostali klasyczny spinner) przemykających na z góry upatrzone pozycje.

Dobieranie osad wioślarskich odbyło się dzień wcześniej i wynikało, czy to z wzajemnych upodobań, czy jak u mnie towarzystwa na kwaterze. Jak sądzę, okazało się jednak nad wyraz trafne, co zaowocować miało w przyszłości rewelacjami z życia łódkarzy, jak również modelowymi zdjęciami, jak to poniżej z przodującą, stołeczną osadą, gdzie sternikiem był Monk (ten od lewej, bo wiadomo z czego się cieszy ;), dobierający sobie w zależności od upodobań i pokonanego dystansu Bobo lub Piotrka.

Po czterech godzinach biczowania, czas było wracać, ale pomimo braku wyników, poznaliśmy wodę i teoretyczne miejscówki drapieżników. W ogóle jezioro Kalejty okazało się bardzo malowniczą, położoną w całkowitym odludziu wodą z doskonale rozwiniętą linią brzegową, licznymi zatokami i pasami przeróżnej roślinności nad i podwodnej – w każdym razie rokowało nieźle.

Powracając, wymieniliśmy zdania z łowiącymi nieopodal Monkiem i Bobem, którzy godzinną penetrację okolic wyspy określili słowami podpadającymi cenzurze i razem wróciliśmy na obiad (na szczęście poprawił nam humory). Na brzeg wyległa zgnuśniała i spragniona sensacyjnych wyników reszta bandy, ale jakie mieli miny widać na zdjęciu (zresztą i my nietęgie, od lewej: Esox, artur, ja i Bobo).


Po pozbieraniu klamotów z sążnistym "nu, pagadi, zajac" zamierzaliśmy odegrać się na rybach po południu...

cd nastąpi wkrótce...

TJ


 
Pokrewne linki
· Więcej o Pogawędkowe imprezy
· Napisane przez Esox


Najczęœciej czytany artykuł o Pogawędkowe imprezy:
GRYFINADA - Ciepły kanał


Opcje

 Strona gotowa do druku Strona gotowa do druku

 Wyœlij ten artykuł do znajomych Wyœlij ten artykuł do znajomych


Komentarze sš własnoœciš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoœci za ich treœć.

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować

Re: II Zlot Pogawędek Wędkarskich - Kalejty 2001 (1/3) (Wynik: 1)
przez Sazan dnia 06-01-2003 o godz. 21:50:03
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.sazan.com.pl
Jeżeli TJ potrafi grać w karty tak jak pisze sprawozdania ze zlotów, to ani do "oka" ani do "piotrusia" z nim nie siadam!
Mimo, że znam ten tekst, ponownie uśmiałem się jak norka (w przeciwieństwie do Adalina, który rży jak kobyła) :)))





Re: II Zlot Pogawędek Wędkarskich - Kalejty 2001 (1/3) (Wynik: 1)
przez Marek_b (sergie@poczta.onet.pl) dnia 06-01-2003 o godz. 21:52:37
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
II Zlot Pogawędek Wędkarskich, jak i każdy następny, zapamiętałem doskonale. Ale ten był szczególny. Wyjątkowy. Był moim pierwszym spotkaniem z grupą, jak do tamtej pory się wydawało, wirtualnych wędkarzy. Teraz miałem okazję każdemu z nich spojrzeć w twarz, która jakże była odmnienna od mojego wyobrażenia.

Sztywny, zawstydzony, skrępowany i pełen obaw z kim przyjdzie mi się spotkać wszedłem w progi zlotowego kwaterunku. W duszy szeptałem sobie, że pewnie oni tak samo jak ja przeżywają ten "pierwszy" raz.

Ale gdzie tam! Esox przewitał mnie i moją rodzinę gorąco. Reszta zlotowiczów przyjeła mnie równie ciepło, tak, jak byśmy znali się co najmniej kilka miesięcy... I rzeczywiście tak było, bo znaliśmy się jak "stare konie" wirtualne konie. :)

Żadne rozmowy na czacie, przez komunikatory internetowe czy pocztę mailową nie dały nam takiej satysfakcji i radości, jak dało nam fizyczne spotknie na zlocie. To jest to!




Re: II Zlot Pogawędek Wędkarskich - Kalejty 2001 (1/3) (Wynik: 1)
przez Esox dnia 06-01-2003 o godz. 23:53:45
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
To był wyjątkowy czas. Wtedy wszystko zaczęło się rozkręcać na poważnie, a sieciowa brać powiększać z każdym dniem.

Wyjątkowa była pogoda - o tak koszmarną naprawdę trudno, wyjątkowe było bezrybie - chociaż jak sprawdziliśmy rok później, ryby w wodzie trochę jest, wyjątkowe były grzyby - takich ilości nigdy wcześniej nie widziałem, a zapasy z tego czasu mam do dzisiaj, co zresztą niejeden z Was, wpadając do mnie na grzybówkę z borowików, miał okazję sprawdzić.

Pamiętam też, że podczas tego zlotu Esiowe Kochanie złowiło okonia, który - mimo, że średniak - śmiało mógł zostać spinningową rybą zlotu. Jak ja byłem na Monikę zły i... cholernie dumny zarazem. :) No bo jak to - tu nastu chłopa fachowo obławia miejscówki, a Monika w drugim, czy trzecim rzucie raportuje, że "ma jakiś dziwny zaczep, bo on się rusza."

Wspomnienia... Cóż, wracam do nich nie raz - i widzę, że nie tylko ja. Życzę wszystkim zlotowo niedoświadczonym, aby mieli okazję poznać smak takiej wędkarskiej imprezy. Też będą potem wracać do wspomnień. I czekać niecierpliwie na kolejne spotkanie.


Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.16 sekund :: Zapytania do SQL: 58