Czy wiesz, że...
Prawie wszystkie ryby słodkowodne są krótkowidzami. Ich zdolność ostrego widzenia ograniczona jest przeważnie do 1 – 2 metrów.

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 317
 Zalogowani 0
 Wszyscy 317

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
krzysztofCz: Podoba mi się Twój plan w punkcie (3) :hihi ...(380622) Apr 04, @ 12:47:07

lecek: Na emeryturu mam czteropunktowy plan. 1. Podróże, 2. Wedkar ...(380622) Apr 03, @ 19:46:58

krzysztofCz: Tylko nie miej złudzeń, że na emeryturze będziesz miał więcej cza ...(380622) Apr 03, @ 15:57:03

lecek: Jeszcze (jak dla mnie) to trochę mało czasu Mój pracodawca wyz ...(380622) Apr 03, @ 10:34:12

krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U mnie na morzu albo wieje... albo nie biorą : ...(59426) Apr 03, @ 09:01:48

krzysztofCz: To prawie wieczność... mam nadzieję, że dożyjemy do następnej zbi ...(380622) Apr 03, @ 08:58:12

lecek: Byliśmy w Ustroniu. Dwa dni wędkowania w Wiśle. Na miejscu okazał ...(59426) Apr 02, @ 19:02:39

jjjan: Wpłaciłem za następne dwa lata. Są dwie faktury, każda za rok. N ...(380622) Apr 02, @ 17:57:24

jjjan: Wszystkim wszystkiego dobrego ...(165) Mar 30, @ 08:46:37

krzysztofCz: Święta już za pasem więc... Wszystkim życzę zdrowych, wesołych, R ...(165) Mar 29, @ 17:25:48


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2243
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 2007
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 2132
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2270
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2100
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2155
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2069
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2110
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2473
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2291
Ocena: 5.00 Ocen: 3


Bajania niewędkarskie - armijne
Opublikował 17-01-2007 o godz. 18:50:00 Monk
Bajania i gawędy Bombel napisał

Odpowiadając na apel Monka pozwolę sobie wspomnieć kilka zajść z dziedziny nietypowej, bo wojskowej.



Kilka lat przed moim trafieniem do Zegrza nauki pobierał tam niejaki Jasio, który dosłownie obrósł legendą. Dla którego ponoć dzień bez „przymoczki” byłby dniem straconym. Ale chłopak był przez wszystkich lubiany za swoje pomysły, a poza tym miał znakomite wyniki w nauce. Więc jednak przystąpił do promocji. Dwa numery w jego wykonaniu.

W początku zimy wraca Jasio z przepustki. Dojechał ciuchcią do Zegrza Płd., stamtąd już na piechotę za most. Ale kto by tam ganiał z buta aż do biura przepustek! To o kilometr więcej. W dodatku każdy wracający był obowiązkowo kontrolowany przed oficera dyżurnego, na okoliczność prób przemytu trunku. Sposobów na przemyt było kilka: w torbie, w kieszeni, z tyłu za paskiem od spodni lub w sobie. Niestety, wszystkie te sposoby wszystkim były znane. Toteż wykrywalność przemytu była niemal stuprocentowa.

Więc drogi były dwie: albo groblą na osiedle i tam pokonywało się płot, albo przez park koło kasyna (ten biały dworek na górce po prawej). Też oczywiście przez płot. Druga droga była bardziej niebezpieczna. Zawsze istniało ryzyko, że nadzieje się człek na kogoś z kadry, wędrującego do kasyna lub wytaczającego się stamtąd.

Jasio wracał w śnieżnej zadymce, przy kilkustopniowym mrozie. „Nawilżony” pod korek. Ale do akademika dotarł już prawie trzeźwy. Za to przypominający wyglądem bałwana i w doszczętnie mokrym, chrzęszczącym od lodu mundurze. Od razu się przyznał kumplom: ech, kurna, grobelki mi się pomyliły.
Kto zna Zegrze, ten wie: najpierw jest łukowata ostroga, kończąca się w wodzie. Grobla o 300 m dalej. Jasio, w tej śnieżycy i totalnych ciemnościach, najpierw wycelował w tę pierwszą...

Numer drugi. Otóż była w Zegrzu pewna tradycja. Pamiętacie stary most? Były tam cztery potężne łuki. Jak cztery lata studiowania. W każdym łuku po dwanaście podpór. Jak miesięcy w roku. Ambicją było, by tuż przed promocją przeleźć po łukach, oczywiście górą. Bagatela - 12 m nad poziomem jezdni. Szerokość łuku to jakieś 40 cm. Jasio ambitnie postanowił dochować tradycji. Jako jeden z bardzo nielicznych. Pokonał dwa. Z najwyższego punktu trzeciego poleciał w dół, na jezdnię. Skończyło się na strachu. Akurat powoli przejeżdżała ciężarówka z plandeką na skrzyni. Jasio trafił dokładnie między żerdzie podtrzymujące plandekę, w „siodełko”. Przerażony hukiem kierowca natychmiast zatrzymał. A Jasio, jak tylko oddech złapał, spokojnie zsunął się na dół i z głupia frant rzekł: no przecież nic się nie stało. Swoją drogą - spadł stamtąd jeszcze jeden. Ale poleciał do wody. Czyli o kolejne z dziesięć metrów niżej. Udało mu się bezpiecznie dopłynąć do brzegu.

Też próbowałem, w noc wigilijną przed promocją. Kiedyśmy, po wypiciu i wyżarciu wszystkiego w dawnej „Omedze”, koło drugiej nad ranem, nasączeni jak gąbki w kąpieli, wracali do akademika. Niestety, w połowie wysokości pierwszego łuku zaczęły mi się obślizgiwać buty. Bo były na gładkiej, skórzanej podeszwie. Nie miałem siły, by wdrapywać się dalej, odpuściłem.

***

Pierwszy rok. Niezależnie od pogody pobudka o 5.30, a 10 minut później wszyscy już na dole. Przed nami krótka rozgrzewka, potem obowiązkowo ok. 3 km. biegu. To był koszmar, gdy przyszło latać w deszczu czy podczas śnieżnej zawiei. Ale cóż - mus to mus. Nikt tego nie lubił. Ale jeden z kolegów nie lubił wybitnie. Więc, zimą, lekko odsuwał od ściany dwa stojące razem łóżka, na podłogę kładł dwie kurtki zimowe, tam się mościł i okrywał się jeszcze jedną kurtką.

Któregoś poranka wpadł na kontrolę dowódca kompanii. Zajrzał i na tę salę, stwierdził porządek. Ale, już wychodząc, usłyszał dziwne sapanie. Podszedł, zajrzał za wyrka. I rzekł ze spokojem: dzień dobry, podchorąży! Na co Jędrek otworzył jedno oko i odrzekł z całkowitym spokojem: ach, dzień dobry obywatelu poruczniku!
Dodać trzeba, że Andrzeja nikt nigdy nie widział ani uśmiechniętego, ani choć trochę poirytowanego czy zaniepokojonego. Stoicki spokój to pryszczyk w porównaniu z postawą tego człowieka. Totalnie obojętne podejście do wszystkiego.

Apel południowy. Dowódcy plutonów formują swoje wojsko. Dowódca plutonu trzeciego, wyraźnie wściekły, podpadniętemu każe wystąpić z szyku. Rozmowa wygląda mniej więcej tak:

- Znowu nie byliście na zaprawie porannej!
- Melduję, że nie byłem.
- A czy wiecie, jak mnie dowódca kompanii za was …. /bardzo męskie słowo ogólnowojskowe - przyp. Redakcji/?!
- Melduję, że nie wiem.
- No strasznie mnie ….../bardzo męskie słowo ogólnowojskowe - przyp. Redakcji/! I co wy na to?!!
- Melduję, obywatelu sierżancie, że tak to już w wojsku jest.

W ciągu kilkunastu sekund ponad sto chłopa ryczy ze śmiechu. Pozostali dowódcy plutonów też.

***

Już podporucznikiem będąc dowodzę plutonem młodego wojska. Zajęcia z taktyki. Oczywiście też nikomu się nie chce biegać, wykonywać krótkich skoków czy czołgać. Dzięki czemu człek się jednak uczy paru rzeczy potrzebnych żołnierzowi. Dowiaduje się też, od czego służy rów między pośladkami: żeby pot miał którędy spływać.

Miałem w plutonie jednego szczególnie zaprzysięgłego miglanca. Miał niesamowity dar do dyskretnego wymigiwania się od wszystkiego, co męczące. Na tychże zajęciach, gdy przeciągam trzydziestu chłopa po pasie taktycznym, wśród wysokiej trawy, trudno było się doliczyć wszystkich. Z czego miglanc skorzystał, zaszywając się w pojedynczym okopie strzeleckim, za linią plutonu. Jak to na taktyce - dysponowałem petardami, od czasu do czasu je odpalając. Pamiętając jednak, że nie wolno ich odpalać w odległości mniejszej niż 25 m od ludzi. Kolejną odpaliłem, rzuciłem daleko za linię. Nie mając pojęcia, że trafiam do okopu z zamaskowanym podwładnym. Po chwili dostrzegam, że z dołka wyskakuje przerażony żołnierzyk. Sekundę potem następuje eksplozja, jeszcze z lekka tarmosząc go po nogach. Wyskakuje też, na kilkadziesiąt metrów w górę, hełm żołnierzyka. Widocznie, uciekając, przypadkiem nakrył petardę hełmem.

Tu wyjaśnienie: petarda to tylko 75 g trotylu otoczonego kartonem. Jeśli grzmotnie nawet tuż pod nogami, to tylko strachu narobi. To tylko gorący podmuch i kupa hałasu. Lecz jeśli wybuch zostanie w jakiś sposób skumulowany (ukierunkowany) – jego siła okazuje się potężna.

***

Kolejny numer z petardą. Bawimy się na balu sylwestrowym w Pułtusku. Mam „wygospodarowaną” petardę, z zamiarem odpalenia jej o północy. Bo te wszystkie kupne petardy to pikuś, w porównaniu z wojskowym oryginałem! Ta normalna jak huknie, to naprawdę słychać!

Minutę przed północą wyskakuję przed budynek, by ją zdetonować. Lont piętnastosekundowy, a chcę trafić z eksplozją dokładnie w północ. Się rozglądam, gdzie ją rzucić. Upatrzyłem sobie pobliski mostek na zamarzniętym kanałku. Jeśli pod mostek ją wrzucę, to odgłos wybuchu będzie zwielokrotniony. Tego mi trzeba! Zerkam na zegarek, chodzący co do sekundy, odpalam, trafiam gdzie chciałem i biegiem na górę. Szwagier podaje mi lampkę szampana, gdy następuje grzmot. Ale jaki! Aż ludziska na sali przysiedli z wrażenia. Natychmiast biesiadnicy pchają się do okiem, żeby zobaczyć, co się stało. A tam... spod mostu wybiega najpierw pani jedną ręką opuszczając kieckę, a drugą podciągając majtki. Za nią wybiega pan z portkami opuszczonymi do kolan. Pan się potyka, wywalając przecudnego orzełka.

Po paru minutach już wiadomo: przy oknach stali mąż tej pani i żona tego pana... Podobno skończyło się przynajmniej jednym, bardzo szybko orzeczonym rozwodem. Z orzeczeniem winy pani...

***

Kolejny Sylwester. We czwórkę balujemy na prywatce u szwagra. Zajmuje górną część domku jednorodzinnego. Na dole mieszka jego brat, też baluje w jakimś towarzystwie. Mam dwie petardy. Na moment przed godziną „zero” wychodzimy ze szwagrem na balkon. Po drugiej strony ulicy dostrzegam śmietnik zapomnianego już typu: cztery ścianki przykryte pochyłym daszkiem, z okrągłą dziurą w środku. Tam spróbuję – mówię szwagrowi. Co ty, za daleko, nie trafisz – on na to. Ale spróbuję – upieram się. Odpalam, rzucam i... trafiam! Dokładnie w otwór.

Jak nie pierdyknie! Daszek się podniósł, śmieci rozdmuchane w promieniu 30 metrów. Nagle wyskakuje z budy pies strzegący tej posesji. Potężne bydlę, wielkości bernardyna. I zaczyna wściekle ujadać. A mnie palma odbija i bez chwili zastanowienia rzucam w jego stronę drugą petardę. Ta spada o metr od jego nosa. Pies na łańcuchu. Widzi, że lont syczy, więc szczeka tym mocniej. A gdy petarda wybuchła, to pies przeciągnął własną budę ze trzydzieści metrów.

Następnego dnia, koło południa, zajrzał na górę mocno skacowany brat mojego szwagra. I od razu do mnie: czy to ty coś odpaliłeś? Się przyznałem, bo czasem bywam szczery. Zresztą kto inny miałby mieć petardę, skoro innych wojaków w okolicy raczej nie ma? Cóż się okazało: Remek, już „sperfumowany”, właśnie otwierał czerwonego szampana. Ostrożnie, powolutku, żeby ani kropli nie uronić. Już wyjmował korek, butelkę trzymając na kolanach, gdy walnęło. Ten, przestraszony, w dziwnym odruchu, gwałtownie przytulił butelkę do piersi. Wtedy strzelił korek. Strzeliła też zawartość butelki, zalewając na czerwono nowiuśki garnitur i koszulę.

Żadna pralnie tego nie doprała. Remek zdobył przynajmniej nowy kombinezon roboczy, gdy szedł pomajstrować przy samochodzie.

***

Zimowy poligon. Temperatury w granicach 10 – 15 st. na minusie. Śniegu po kolana, miejscami po pas. Siedzim w namiocie o suchych pyskach, tylko przy kawie z kotła. Bo do sklepu daleko, a w przez ten śnieg nawet Uazem trudno się przebić. Nasze wojsko już śpi. Dobra - czas iść spać, bo o piątej pobudka. Lecz, zanim pójdę - powiadam - idę mocz honorowo oddać. Cała ekipa poszła w tym samym celu. Do latryny z dwoma kabinami daleko nie było. Dochodzimy, a tam... przed nami gość, którego wszyscy żeśmy szczerze nie lubili. Bo strasznie upierdliwy, bez krzty poczucia humoru. Nie widzi nas, włazi do środka.

Wpadam na szatański pomysł: biegiem wracam po „cegiełkę” (ćwiczebny granat łzawiący) i jako pierwszy wpadam do sąsiedniej kabiny. Słysząc z sąsiedztwa szelest ubrania i inne odgłosy świadczące, że tam się będzie odbywać poważna robota, „na twardo”. Kończąc swoje odpalam „cegiełkę”, posyłając ją do dołu kloacznego. Po chwili wypadam, w biegu zapinając rozporek. Razem z kumplami błyskawicznie kryjemy się za rozłożystymi, okrytymi grubą warstwą śniegu świerkami. I czekamy.

Po pół minucie słychać najpierw kaszel. Moment później odskakują drzwi od kabiny, wypada delikwent z majtkami, kalesonami i spodniami na kolanach. Łapami trąc oczy. Oczywiście w tak skomponowanym stroju trudno się poruszać, więc gość po paru krokach wali nosem w śnieg. Podrywa się, w pośpiechu naciąga pełne śniegu majtki i kalesony, a spodnie podciąga już w biegu. I znów zalicza wywrotkę. Podnosi się, już stojąc podciąga spodnie. Naraz mówi sam do siebie: o k, jak zimno! Po czym ściąga kalesony, próbując śnieg z wnętrza wytrzepać. Lecz po paru sekundach chyba konstatuje, że jakiś żołnierzyk może przyjść za potrzebą, zobaczyć, więc wstyd będzie. Toteż podciąga kalesony, zapina spodnie i w pośpiechu, choć okrakiem, zaiwania do swojego namiotu.

Efekt był mocno nieekologiczny. Bo w latrynie jeszcze przez następny dzień trzymał się gaz łzawiący. Przez co okolice obozowiska zostały mocno zapaskudzone przez naszych wojaków.

***

Kolejny rok. Serdeczny kumpel, dowódca batalionu, wściekły jak osa wraca od dowódcy pułku. Się okazuje, że inny dowódca batalionu, który miał dowodzić zgrupowaniem poligonowym, poprzedniego dnia dostał od pijanego i rozjuszonego żołnierzyka fotelem. Ma złamane palce u ręki (to była jednostka budowlana, okresowo mieliśmy do 40% ludzi po wyrokach; do 80% po podstawówkach, tylko z przyuczeniem do zawodu).

Więc dowodzenie w ostatniej chwili spada na Andrzeja. Gdy się dowiaduję – zaczynam się śmiać i ironizować. Więc Jędrek jeszcze bardziej się wściekł i zdecydował: pojedziesz ze mną jako mój zastępca! Akurat - ja na to! I tym głośniej się śmieję.

Wyszedł gdzieś. Za dwadzieścia minut dzwonią do mnie ze sztabu: natychmiast do dowódcy pułku! Kurna, co się dzieje? Za dziesięć minut już wiem: wasz przełożony jedzie jako dowódca zgrupowania. Z zastępcą z drugiego batalionu nie bardzo potrafią współpracować, a jego zastępca musi tu zostać, żeby przejąć dowodzenie. Kapitan wnioskował, żeby was powołać na zastępcę dowódcy zgrupowania. Wniosek zatwierdziłem. Wyjazd pojutrze.
O kurde! Grudzień, mrozy po dziesięć i więcej stopni, śniegu od groma i trochę. A tu trzeba mieszkać dwa tygodnie pod namiotem. No to się doigrałem...

Pomieszkujemy we dwóch z dowódcą. „Wdzięczność” dla niego za to, że mnie wkręcił, odeszła mi już pierwszego wieczoru. Po capstrzyku postawił jakiś porządny trunek, pośmialiśmy się. Zresztą mnie i tak szybko przechodzi. Trzeciego dnia dołącza do nas współlokator, mający robić za szefa żywnościówki. Też Andrzej, trzeci w składzie.

Jest pierwszy raz na zimowym poligonie. Więc o paru rzeczach jeszcze nie zdążył się przekonać. Widząc, że łóżko przy „kozie” jest wolne, od razu się tam lokuje. Bo tam najcieplej. Rzeczywiście, „koza” rozgrzana do czerwoności, żar od niej bucha. Do snu układa się w podkoszulku, pod jednym kocem. Radzimy mu po koleżeńsku: wskocz do śpiwora, pod ręką miej ze dwa dodatkowe koce. Niebawem się przydadzą. Patrzy na nas podejrzliwie, jest przekonany, że chcemy go w trąbkę zrobić. No cóż, jego wola...

Nad ranem budzi mnie szczękanie. Jakieś dziwne, bo jakby podwójne. Otwieram ślepia, włączam latarkę, rozglądam się... A przy „kozie” siedzi neofita, okryty chyba trzema kocami. Źródłem jednego szczękania są jego zęby. Drugie – to szczękanie pogrzebacza wewnątrz wygasłego piecyka. Nie to, żeby celowo poruszał ręką. Ręka lata sama, tak chłopak dygocze z zimna. Próbuje na nowo odpalić „kozę”, ale nie bardzo wie, jak. Wreszcie sam wykopuję się z barłogu, pokazuję, jak się to robi.

Następnego dnia Andrzej wiedział już o wszystkim, co potrzebne do przetrwania zimowej nocy pod namiotem. Mało tego! Co dwie godziny z własnej woli wstawał w nocy, żeby węgla dorzucić.

A jaki żeśmy fajny sposób znaleźli, żeby wojsko reagowało na pobudkę! Cóż, nam też nie chciało się wstawać o piątej rano (my co najmniej kwadrans wcześniej, żeby o piątej być już na chodzie). Nic dziwnego, skoro to zima, a za ścianą namiotu -15. Brrr! Sposób był taki: jeśli trzy minuty po ogłoszeniu pobudki nie było słychać oznak, że nasza armia reaguje, odchylało się klapy od namiotów. Następnie rzucało się w alejce kilka „cegiełek”. He he, najdalej po pięciu minutach całe wojsko było gotowe do zaprawy porannej i wręcz paliło się, żeby pobiegać. Znaczy – żeby czym prędzej spieprzyć z „załzawionej” strefy. Zanim wrócili – wiatr już zdążył wywiać gaz.

Wystarczały dwie takie pobudki, żeby potem nasi wojacy z własnej woli, punkt piąta, zaczynali się ubierać.

***

Inny poligon zimowy, w Beniaminowie. Okazuje się, że po sąsiedzku stoi batalion z innego pułku. Późny wieczór, dawno po ogłoszeniu capstrzyku. We czterech (trzej kapitanowie i ja – podporucznik), właśnie rozpiliśmy flaszeczkę, lecz jeszcze siedzimy i gadamy. Jeszcze nie chce nam się spać. „Koza” grzeje, atmosfera taka pod pogaduchy... Na zewnątrz śnieżyca okrutna.

Naraz słychać, że ktoś próbuje wejść do namiotu. Co niełatwe, bo między czaszą zewnętrzną i podpinką wisi jeszcze koc zabezpieczający wejście. Wreszcie przybyszowi udaje się wejść. Wpada jakiś zupełnie nam nieznany sierżant. Kawał chłopa, ze 190 wzrostu. Cały w śniegu. Nie patrząc na nas wyciąga zza pazuchy dwie półlitrówki, stawia je na stoliku i mamrocze: ale się nabiegałem!

Dopiero wtedy przeciera oczy, przygląda się nam z gwałtownie rosnącym zdumieniem, zerka po pagonach, kopara mu opada... O w mordę! – rzecze zdumiony sierżant – Gdzie ja trafiłem?! Robi gwałtowny zwrot i jak rakieta wypada z namiotu. My z pół minuty siedzimy w milczeniu. Bo nam też kopary poopadały. Wreszcie ktoś z nas wypada w ślad za przybyszem, żeby butelki mu oddać. Panie sierżaaancie! A figa, zniknął w tej śnieżycy i ciemności...

Nigdy żeśmy się nie dowiedzieli, kto to był. A flaszeczki się przydały...

***

Ech, nazbierało się tych wspomnień... Niekiedy, gdy wśród starej gwardii zderzymy się z rzadka gdzieś na piwie, podobne wspominki zdają się nie mieć końca...

Bombel


 
Pokrewne linki
· Więcej o Bajania i gawędy
· Napisane przez Monk


Najczęœciej czytany artykuł o Bajania i gawędy:
List wędkarza


Opcje

 Strona gotowa do druku Strona gotowa do druku

 Wyœlij ten artykuł do znajomych Wyœlij ten artykuł do znajomych


Komentarze sš własnoœciš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoœci za ich treœć.

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować

Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez Krzysztof46 (maciejewski47@t-online.de) dnia 17-01-2007 o godz. 20:45:46
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Witaj !!!
Bombel jedz ze mná do szwecji .Stawiam wódeczké kazdego wieczoru a ty opowiadasz swoje przygody z armi .
Ze smiechu poplakalem sié .
Super .naprawdé super .
Masz talent chlopie do pisania .
Pozdrawiam !!!
Krzysztof



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez Anguiler83 (p.daniec@op.pl) dnia 17-01-2007 o godz. 21:10:29
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Przeczytałem cały czas śmiejąc się do siebie i monitora. Wspaniałe wspomnienia. Dla mnie bomba – dosłownie i w przenośni :)



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez Piwoniusz dnia 17-01-2007 o godz. 22:26:37
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.wedkarski.piwoniusz.com
Bombel, nie znam roku kiedy przyjadę do kraju ale wiem, że to będzie Sylwester ! Czytałem Twoje texty w czasie lunchu i jeszcze tak głośno nie śmiałem się w biurze. Parę minut wcześniej powiedziałem bossowi, że bolą mnie plecy. Kiedy usłyszał mój śmiech, przyszedł i powiedział: "Nie mogłeś wziąść czegoś przeciwbólowego ? ... Musiałeś dać se w żyłę ? "



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez old_rysiu dnia 18-01-2007 o godz. 10:19:23
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Nie wiem czy aż tak mi do śmiechu. Dla czytelników poza Warszawki pierwsze opowiadanie jest nieczytelne :-(
Inne owszem - głupie dziecinne zabawy jak na porucznika nie przystają. Kolejne to już niekompetencja oficera armii. Czym tutaj się chwlić?
Przypomniała mi sie kreskówka pokazana kiedyś w TV polskiej. Cały w bandażach ze zdrową jedynie jedna stopą, zupełnie nic nie widząc, przemieszcza się gościu krok za krokiem do przodu. Realizator owej kreskówki pokazuje tę jedyna gołą stopę i na jej drodze ogromną stercząca ostrzem w górę - pineskę.
Czy twórca tej kreskówki chciał rozbawić widza, czy dał powód do zadumy?



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez ledd1 dnia 18-01-2007 o godz. 10:54:49
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Dobry, wesoły i wyraźnie czytelny tekst. Może mało ksztąłcący ale wspomnienia z woja są różne i różnie zabawne.
Dla mnie tekst jest ok i pośmiałem się do łez.
A jak ktoś sobie nie może wyobrazić mostu z filarami to znaczy że nie należy do żadnej z grup 40% lub 80% i jest niesklasyfikowany w żadnej z innych grup.

Bombel powspominaj jeszcze coś kiedyś.



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez Wodnik (wodnick@poczta.onet.pl) dnia 18-01-2007 o godz. 12:58:30
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Hehe... Jak to Bombel. Ale żeby się najlepszych opowieści w Jego wydaniu nasłuchać, to trzeba się razem na rybki wybrać. Oj, zabawa przednia...

A swoją drogą, Bombel, w sobotę lecim na Janówek, nie wymigasz się!



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez yankee_r (burmistrz1@vp.pl) dnia 18-01-2007 o godz. 18:07:32
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Człowieku,jesteś niebezpieczny dla otoczenia!!!Czytam Twoje opowieści juz trzeci raz i nie moge się przestać śmiać!!!Super!



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez Darek144 dnia 18-01-2007 o godz. 18:30:45
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Faktycznie zabawny tekst. Mimo, że w wojsku nie byłem to jednak mnie rozśmieszył. ;) A mam też wujka, który pracował i pracuje w wojsku. Może i znasz, bo pracuje on tam już naprawdę długo ;o))



Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez Monk (monk@pogawedki.wedkarskie.pl) dnia 18-01-2007 o godz. 21:34:13
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Końcówka lat 80-tych przepojona była szałem video. Jako że podchorąży też człowiek organizował się nocne biesiady w szerokim gronie, na których chłonięte były wszelkiej maści Rambo, Conany itp. Po zaliczeniu jednego z filmów kolega dochodzi do wniosku, że czas na wizytę pod prysznicem. Po powrocie - elegant - postanawia sięgnąć po jakieś porządne pachnidło do szafki swojego współlokatora, który "byle czego nie używał". Jako że trzeba było wracać na jakiś super film, w pośpiechu nie zapalił światła i ...
Długo nie wracał, więc ktoś się zainteresował i postanowił zawołać go na to cudo kinematografii hamerykańskiej. Wchodzi do pokoju, zapala światło, a gość leży na podłodze i jakoś tak dziwnie wygląda!! Okazało się, że pomylił dezodoranty i użył ... gazu obezwładniajacego.:)
Cały rocznik miał ubaw z pechowca...




Re: Bajania niewędkarskie - armijne (Wynik: 1)
przez bysior dnia 19-01-2007 o godz. 00:11:50
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.shrap-drakers.pl
czesc Andrzej, mimo tego ze nie dane mi bylo zasmakowac takich przezyc, ktore opisujesz usmialem sie strasznie! Ale mimo tego ze nie przezylem mam jakies pojecie na ten temat. Mam znajommych, ktorzy sluzyli w tym okresie. Mam znajomych ktorzy sluzyli w latach 80-90 w desancie... ich opowiesci roznia sie od Twoich i to bardzo. Nie sa tak wesole... Mimo tego fajnie jest powspominac! Zwlaszcza ze po tym mostku od petardy nie raz przechodzilem i doszukiwalem sie klenli przy filarku, z rezultatem ( baltazara )!!!



!!!WOW!!!83222 (Wynik: 1)
przez usas16965 dnia 01-05-2007 o godz. 03:12:56
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Hey. I'm from Zimbabve


Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.18 sekund :: Zapytania do SQL: 176