Wiślany sandacz wymiar ochronny przekracza w 4-5 roku życia, a 70 cm przy masie ok.3,8 kg osiąga po 8 latach.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 432
Zalogowani 0
Wszyscy 432
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
dzas:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385088) Apr 24, @ 21:24:03
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385088) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(385088) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385088) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(385088) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(385088) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59443) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(385088) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59443) Apr 02, @ 19:02:39
jjjan: Wpłaciłem za następne
dwa lata.
Są dwie faktury, każda
za rok. N ...(385088) Apr 02, @ 17:57:24
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Z wózka II
Opublikował 14-07-2007 o godz. 13:35:00 Radzio |
Samara napisał
Na drugą turę musiałem trochę poczekać, ale w końcu spędziłem dwa dni, łowiąc leszcze i leszczyki. W poniedziałek kumpel zabrał cały majdan, razem ze mną, nad wodę. Niestety, główka w mojej stanicy była zajęta przez kilku wędkarzy. Koledzy zrobiliby dla nas miejsce. Ja jednak nie chciałem czuć się jak "święta krowa" i widzieć jak wszyscy ustępują mi z drogi.
Namówiłem przyjaciela, żebyśmy pojechali poniżej północnego ujęcia wody. Jest tam coś w rodzaju nabrzeża, gdzie można łowić bardzo bezpiecznie, będąc w pobliżu samochodu.
Szczęście nam trochę dopisało, ponieważ kiedy tam dotarliśmy, dwóch wędkarzy właśnie odjeżdżało. Zwolnili miejsce utwardzone betonowymi płytami, po których mogłem poruszać się na kółkach. Dalej był piasek, w którym grzązłem. Ale ten kawałeczek brzegu nadawał się w sam raz dla mnie.
Zbyszek nie był specjalnie zachwycony łowiskiem. Nie wierzył, żeby brało tu coś dużego. Jak się okazało, miał dobre przeczucie. Chwytaliśmy niewielkie leszczyki i płoteczki.
Były bardzo małe, ale wędziskami targały mocno i zdecydowanie. Krąpie i płocie brały szczególnie energicznie.
Zjawiliśmy się na nabrzeżu o godzinie dwunastej, a około czternastej zaczęło się zachmurzać. Było gorąco i parno jak przed burzą. Gdzieś koło godziny szesnastej najpierw wiaterek a później brania, ustały całkowicie.
Postanowiliśmy wrócić do domu. Nie było sensu siedzieć tam dłużej. Nie wszyscy jednak podzielali naszą opinię. Parę mnut po szesnastej, zjawiło się jeszcze kilku wędkarzy, z szaleństwem nadziei w oczach. Pozajmowali wszystkie wolne kawałeczki brzegu. W końcu na odcinku około 30 metrów stanęło 14 gruntówek.
My natomiast, przed odjazdem, wszystkie rybki wypuściliśmy z siatki na wolność.
Po zapakowaniu mnie i mojego wozidełka, razem z wędkami ruszyliśmy w drogę powrotną.
Nazajutrz, co oczywiście nie znaczy o świcie, ale o solidnej, południowej, godzinie jedenastej, nie zważając na znaki na niebie i ziemi, zapowiadające fatalną pogodę, dotarliśmy do główki w naszej stanicy.
Poprzedniego dnia wieczorem, udało mi się dokonać telefonicznej rezerwacji dwóch stanowisk wędkarskich, dla mnie i dla mojego opiekuna.
Na główce nie było nikogo. Koledzy, z sąsiedniej grobelki, twierdzili, że są już trzeci dzień oraz drugą noc lecz nic ciekawego nie złowili. Jak się później przekonaliśmy, nie była to precyzyjna relacja. Chwilę potem mieliśmy okazję, co prawda z daleka, widzieć ich podczas skrobania ryb. Sprawiali kilka niezłych sztuk. Prawda, że nie było ich wiele.
O godzinie jedenastej wiał już silny zachodni wiatr i padał poziomy kapuśniaczek, ale było bardzo ciepło. Taka pogoda odpowiadała mi do momentu, kiedy gwałtownie zaczęła spadać temperatura. Ubrania trochę nam przemokły i po ochłodzeniu powietrza, odczuwało się dotkliwe zimno. W dodatku siła wiatru gwałtownie rosła.
A ryby? One chyba kochają taką pogodę."Chlapaki" brały przepięknie, gnąc wędki nad wodą i targając nimi mocniej, niż robił to szalejący zachodni wicher.
Razem z kolegą, ratując się przed wychłodzeniem ciała, musieliśmy oddalić się od wędzisk. Przed wichurą i poziomo padającym deszczem schroniliśmy się pod mocnym i gęstym parkanem.
Stamtąd mogliśmy bez przeszkód, obserwować brania na szczytówkach wędzisk. Niestety, czas dojścia i wykonania zacięcia, był przerażająco długi. Trwało to około czterdziestu sekund. Teraz właśnie w praktyce, potwierdziła się, opinia mojego przyjaciela : "leszcz nie wypuszcza przynęty i sam się zacina".
Każde sygnalizowane branie, kończyło się wyholowaniem ryby. Niektóre z nich miały już zadowalające wymiary i wagę, chociaż nie były to okazy.
Trafił się nawet szczupak, który, albo chwycił bezpośrednio białe robaki lub zaatakował jakiegoś malucha uwieszonego na gromadce pinek, zacinając się sam, za koniuszek wargi.
Muszę się przyznać, że to ja pierwszy straciłem ochotę na dalsze połowy. Zrobiło mi się zimno. Źle oszacowałem nadchodzącą zmianę w aurze. Poprzedniego dnia cierpiałem z powodu upalnego, parnego powietrza i wydawało mi się, że temperatura nie może tak szybko i tak bardzo się obniżyć.
Nie wziąłem ze sobą niczego ciepłego, żadnego sweterka, polarku ani kurteczki. W prognozach pogody nie było mowy o wzroście prędkości wiatru, dlatego wichura zaskoczyła mnie zupełnie. Po godzinie cała powierzchnia jeziora pokryła się "bałwankami". Wysokie fale wlewały się już na betonową główkę i zaczęło przemakać nam obuwie.
Wichura stała się nie do wytrzymania. Nie było innego wyjścia jak wrócić do domu. Nasz połów jak na dwie i pół godziny machania wędkami, w tak fatalnych warunkach, okazał się nawet solidny. Myślę, że nie mamy się czego wstydzić.
Samara
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Z wózka II (Wynik: 1) przez old_rysiu dnia 17-07-2007 o godz. 16:50:52 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Zakodowałem Twoją rameczkę i Twój styl. Bardzo mi sie podoba, chociaż możesz szukać spokojniejszych odcieni. Ryb zaś serdecznie Ci gratuluje. Bardzo lubę leszcze, które ostatnio omijają moje wędeczki :-(
Brakuje mi w tym wszystkim Twojej osoby na fotografii. Mam nadzieję, że już niedługo poznamy autora tak ładnych fotorelacji. :-) |
|
|
Re: Z wózka II (Wynik: 1) przez dam dnia 14-07-2007 o godz. 21:54:50 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Gratuluję połowu!!! Piękne rybki.
Mój znajomy umie tak poncinać leszcze do smażenia, że kompletnie giną małe ości. Rybka jest rewelacyjna i bez ości:) Pozdro! |
|
|
Re: Z wózka II (Wynik: 1) przez Robert (gosia67600@orange.fr) dnia 15-07-2007 o godz. 01:19:39 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Wołałbym mówić Ci po imieniu Samara:-), ale pewnie masz powody żeby używać tylko swojego Nicka.
Po raz drugi cieszę sie z Twojego artykułu i gratuluje wyprawy.
Świetnie i szczegółowo potrafisz opisać, co miało miejsce.
Mam malutka uwagę, czy zdjęcia musza mieć koniecznie dość dziwne i nie naturalne ramki?:-)
I podpisy, które mogą być grubym drukiem pod nimi więcej dadzą informacji.
Świetną całość burzą te efekty.
To oczywiście moje skromne uwagi, być może nikt nie zgodzi sie ze mną, za co z góry przepraszam:-).
W każdym razie gratuluje doskonalej treści, bowiem nie wszyscy dostrzegamy tak ważnych i prostych spraw. Patrzymy na łowisko z reguły przez pryzmat własnego doświadczenia i potrzeb, a czasem warto sie zatrzymać.
|
|
|
|