Czy wiesz, że...
Rybami słodkowodnymi, które w Polsce osiągają największe rozmiary są sum i jesiotr zachodni. Sum może osiągać ponad dwa metry długości i ponad sto kilogramów wagi. Jesiotr zachodni jest bjęty programem restytucji do polskich wód. Może osiągać rozmiary jescze większe niż sum. Może dorosnąć nawet do dwóch i pół metra długości, a jego waga może osiągnąć nawet trzysta kilogramów.
jjj

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 442
 Zalogowani 0
 Wszyscy 442

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
krzysztofCz: Podoba mi się Twój plan w punkcie (3) :hihi ...(380622) Apr 04, @ 12:47:07

lecek: Na emeryturu mam czteropunktowy plan. 1. Podróże, 2. Wedkar ...(380622) Apr 03, @ 19:46:58

krzysztofCz: Tylko nie miej złudzeń, że na emeryturze będziesz miał więcej cza ...(380622) Apr 03, @ 15:57:03

lecek: Jeszcze (jak dla mnie) to trochę mało czasu Mój pracodawca wyz ...(380622) Apr 03, @ 10:34:12

krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U mnie na morzu albo wieje... albo nie biorą : ...(59426) Apr 03, @ 09:01:48

krzysztofCz: To prawie wieczność... mam nadzieję, że dożyjemy do następnej zbi ...(380622) Apr 03, @ 08:58:12

lecek: Byliśmy w Ustroniu. Dwa dni wędkowania w Wiśle. Na miejscu okazał ...(59426) Apr 02, @ 19:02:39

jjjan: Wpłaciłem za następne dwa lata. Są dwie faktury, każda za rok. N ...(380622) Apr 02, @ 17:57:24

jjjan: Wszystkim wszystkiego dobrego ...(165) Mar 30, @ 08:46:37

krzysztofCz: Święta już za pasem więc... Wszystkim życzę zdrowych, wesołych, R ...(165) Mar 29, @ 17:25:48


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2243
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 2007
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 2133
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2270
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2101
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2155
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2069
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2110
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2474
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2292
Ocena: 5.00 Ocen: 3


Jedno branie
Opublikował 26-02-2008 o godz. 16:50:00 Monk
Karpiomania Gismo napisał

Buch! - wywalił się kilka metrów od trzcin. Nie mogąc iść dalej, musiał się podnieść siłą, którą walczył ze mną. Chyba go nie widziałem - było wtedy zbyt ciemno - ale dostrzegłem falę przy trzcinach.



Chciałbym Was prosić, abyście troszkę cofnęli się w czasie i potowarzyszyli mi w pisaniu relacji z połowu życiowego karpia. Przyznam, że męczę ten tekst już ponad cztery miesiące i pewnie gdyby nie zielonkawe pączki pojawiające się na drzewach za oknem, nigdy bym go nie dokończył. Wszystko zaczęło się na początku września.
Bywały wtedy dni, że udawało się wyciągnąć nawet po 8 - 10 karpi. Nie - ich wielkość nie przerażała. Trafiały się najczęściej małe dwukilówki, rzadko dwucyfraki. Amok brań był efektem długiego nęcenia, bez którego nawet tygodniowa wizyta nad tą wodą nie przyniosłaby pojedynczego brania. Zresztą było to prawie jedyne miejsce na całym jeziorze, gdzie w ogóle miałem kontakt z karpiem. Próbowałem czasami stawać w wielu innych, często książkowych miejscówkach, lecz zupełnie bez wyników. Złościłem się, nienawidziłem tej bezrybnej wody.

Dziesięć odjazdów w osiem godzin to było trochę za dużo dla miejscowych, którzy cały sezon polując z puszką kukurydzy na tamtejsze karpie, w pozostałych miejscach nie doczekali się ani brania. Cały czas śmieszyły mnie dobiegające zza trzcin lamentacje i inwektywy po każdym pisku moich sygnalizatorów. Czułem, że to długo nie potrwa. Zamiast podjąć walkę o przetrwanie i stanąć w okropnym i niebezpiecznym miejscu, ale przede wszystkim się czegoś nauczyć, miejscowi wybrali patriotyczne rozwiązanie - choć sami nie połowią, to innym też nie dadzą. Myślę, że najbardziej nie mogli znieść faktu, że niemal wszystkie te ryby wróciły do wody.

Koniec końców, za wstawiennictwem miejscowych, dzierżawca zabronił łowić na mojej ulubionej miejscówce. Ewidentnie było to celowe działanie.


Ostatni dzień w ulubionym miejscu.

W języku ludzi kulturalnych nie ma słów, którymi można by opisać ludzką zawiść. Gdy człowiek wreszcie do czegoś dojdzie, znajdzie właściwe miejsce i właściwą taktykę, to tylko inni mu zazdroszczą - w tym nawet dzierżawca wody. Miejscówka, którą zamknięto, była bezapelacyjnie najlepszym miejscem na tym zbiorniku. Znaleźć takie miejsce - o to właśnie chodzi w wędkarstwie gruntowym! Było tam wszystko - łączyły się tam chyba wszystkie rodzaje dna, była roślinność, muł i piach, był spadek dna i trzciny. Przysiągłem się zemścić.

Poszukiwanie nowego miejsca w zbiorniku, gdzie średnia głębokość utrzymuje się na poziomie 15 metrów, najgłębsze miejsce dochodzi do 32 metrów, a we wrześniu woda miesza się tak, iż jej temperatura przy powierzchni nie przekracza 15, zaś przy dnie przez cały sezon 4 - 10 stopni, to dość trudne zadanie. Wydaje mi się, że chyba mu nie do końca sprostałem.

To polodowcowe jezioro jest znanym w całej okolicy rajem dla płetwonurków, którzy upodobali sobie szczególnie ten zbiornik ze wszystkich na pojezierzu. Uchodzące z dna sznury bąbli o średnicy piłki pingpongowej to częste zjawisko. W takich zbiornikach pasjonaci akwalungu są cennym źródłem wielu wskazówek dotyczących struktury dna. Biorąc pod uwagę otrzymane od nich informacje oraz własne spostrzeżenia, ostatecznie stanąłem niedaleko plaży. Moją miejscówkę stanowił przesmyk pomiędzy brzegiem, a rozciągającym się od plaży po środek jeziora głębokim 32 metrowym rowem. Miejsce to było dość specyficzne z jednego powodu - ryby rzadko tu zaglądały.

Jest to oczywiste, bowiem miejsce to odgradzał z jednej strony brzeg, a z drugiej głęboki rów, którego ryby nie przemierzały. Dostęp do tego miejsca znajdował się jedynie od strony lewego brzegu, wzdłuż którego karpie mogłyby tu przypływać, ale nawet i od tej strony stała przeszkoda w postaci 17 metrowego uskoku. Ryby jednak miały tu czego szukać. Rosła tam bowiem od strony brzegu dość rzadka na tym zbiorniku roślinność, wśród której stacjonowały nieliczne kolonie małży - karpiowy przysmak. Głębokość w tym miejscu waha się w przedziale 15 - 20 metrów. Jeśli stado spłoszyłoby się i uciekło przesmykiem, to na następne branie przyszło by czekać co najmniej kilka dni, nim ryby znów przypłynęłyby ostrożnie wzdłuż brzegu. Dlatego po pierwszym braniu i pierwszym holu, nie było tam czego szukać. Ot, miejsce jednego odjazdu.

Po co stawać w takim miejscu? To proste - tu pachniało okazem - a od czasu, gdy nastały chłodne dni i plaża opustoszała z krzykliwych wczasowiczów, ryby chętniej zapuszczały się w ten rejon zbiornika.

Łatwo było od razu powiedzieć, że potencjalna zdobycz tuż po zacięciu zacznie uciekać w stronę brzegu. Przygotowałem sobie wcześniej drogę na prawo od miejsca, gdzie zamierzałem stać, aby tuż po braniu właśnie tam pobiec i próbować odciągać rybę od brzegu. Postanowiłem też wyprowadzić karpie jak najdalej od przybrzeżnych zawad ścieżką zanęty. Główną jej porcję umieściłem około 20 metrów od zawad i jedynie 60 metrów od miejsca, gdzie planowałem stać. Niestety nie mogłem szykować miejsca bardziej oddalonego, gdyż trójkąt odległości nie dawałby żadnych szans w trakcie holu.

Tak przechadzając się dwa dni wcześniej brzegami skąpanego w słońcu zbiornika planowałem sobie taktykę.

Następnego dnia uszykowałem wiadro kukurydzy z dużą ilością konopi, aby mieć pewność, że niezależnie od liczebności stada, które wpłynie, przemiana materii u ryb będzie szybka i będą one chętnie żerować. Być może kukurydza to nie najlepszy wybór, liczyłem jednak po cichu na spotkanie z amurem - prawdę rzekłszy - one częściej bawiły tu z wizytą.
Zanętę umieściłem dzień wcześniej o godzinie 9.30, czyli na 20 godzin przed zasiadką. Wydawał mi się to najlepszy czas - wystarczający, by ryby odnalazły ziarno i jednocześnie zbyt mały, by je wyjadły lub raczej odpłynęły mając pewność, że nic już nie zostało.

Tej nocy nie spałem...
Żadna nowość. Podobnie zresztą jak to, że i tak zaspałem, bo zamiast przeżywać zbliżającą się dużymi krokami jednodniową zasiadkę na grubego zwierza, wolałem oglądać kreskówki...

O 4.20 zmusiłem się do wyjazdu. Było bardzo ciemno – pamiętam dobrze - bo niebo zasnute chmurami niczym nie rozjaśniało okolicy. Nocne dojazdy nad wodę to najwspanialsze wspomnienia. Nocą wszystko wygląda inaczej - zupełnie, jakby świat istniał tylko w miejscu, w którym się stoi i znikał zaraz za krawędzią samochodowych świateł przesiąkających przez jesienne mgły cukrowej waty zawieszone nad jezdnią.

Krajobraz jak z bajek na dobranoc. Bojąc się, by nie zasnąć za kierownicą, zacząłem śpiewać… Otrzeźwiałem dopiero, gdy przyszło zapłacić za kolejne zezwolenie.

"10 złotych?! Za zamkniętą miejscówkę i zmarnowane 2 tygodnie nęcenia? Phi!"

Szkoda było w ogóle gadania. Powolnymi ruchami wypakowywałem sprzęt, mając nadzieję przedłużyć choć o kilka minut tę chwilę i opóźnić wymarsz w czarną maź szumiącego lasu. To żadna przyjemność ruszać w las, gdy jest tak ciemno. Nocą w lesie człowiek nie tyle lęka się tego co słyszy, lecz bardziej boi się coś usłyszeć. A jednak w dzisiejszych czasach jest to najbezpieczniejsze miejsce na świecie.

W miarę kolejnych kroków czerń zamienia się w granat, wszystko zdaje się świecić błękitnym blaskiem. Wśród korony drzew dostrzegłem niewielkie przejaśnienie na niebie. Z tego małego skrawka czystego od chmur nieba patrzyła na mnie Wenus, Gwiazda poranna - wyznaczając drogę. Poczułem się jakoś wyjątkowo. "Może to dziś jest ten wielki wędkarski dzień" - uśmiechnąłem się sam do siebie, żartując z tej pozornie wzniosłej chwili.

Na miejscówce zjawiłem się około 5.10. Panował więc półmrok. Posiłkując się latarką z wyczerpanymi bateriami zmontowałem zestawy z pamięci, zupełnie jak recytuje się powtarzany codziennie pacierz. Przynętą nie mogło być nic innego, jak tylko odkrycie sezonu - cudowne jacentowe kuleczki.

Zestawy? Najprostsze z możliwych - rurka, krętlik, ciężarek i kulka. Tak, prawdę rzekłszy, nawet nie wiem, jaki miałem haczyk, bo oba przypony zawiązałem w ubiegłym sezonie i łowiłem na nie już 2 lata.

Zarzuciłem oba kije - wystarczyłby jeden kij, bo i tak wiadomym było, że jeśli weźmie, to na pewno na ten leżący od strony lewego brzegu.

Gdy już przynęty moczyły się we wodzie, zabrałem się za klejenie kul zanęty. Dobrze, że dodałem do nich trochę konopi. Dużo łatwiej dają się lepić, choć to zależy od kukurydzy. Małe ziarenka lepiej wpijają wodę. Te duże i piękne, prawie wcale. Lepiej więc uważać z konopiami, jeśli kukurydza jest dobrej jakości. Klejenie kul to też machinalna czynność, więc zacząłem rozglądać się po okolicy. Wciąż panował półmrok, z którego wynurzał się powoli naprzeciwległy brzeg. Tego dnia nie było nikogo na pomostach. Poczułem najwspanialszy wymiar samotności. Chłód poranka wdzierając się przez ubranie zdawał pytać, czy warto było przyjeżdżać. Po nieprzespanej nocy miałem spore wątpliwości, więc wolałem nie odpowiadać, tylko przytaknąłem w myślach: "Nie będzie łatwo wysiedzieć."

Od kilku dni wiatr nie zmieniał kierunku i dął wprost w brzegi mojej nowej miejscówki, natleniając w niej wodę i nęcąc największe ryby. Gdy jeszcze szedłem przez las, korony drzew huśtały się w jego objęciach, a teraz nagle zastygły jakby na czyjś rozkaz i zamilkłszy, nasłuchiwały moich ruchów. Poczułem się przez to niepewnie. Tafla wody wyprostowała się jak wyszlifowany parkiet i tylko mglistymi pajęczynami zaczęła wypełniać zimniejsze od siebie powietrze, które zarastało nimi ponad ścianę lasu. To wszystko działo się bardzo szybko. Wiatr zdawał się na coś czekać, a nagła cisza wpędzała w obłęd rodząc chore podejrzenie, że nie byłem tam sam.

Czułem wtedy, że w tym roku cieplej nie będzie, a zimne dni jesieni szybko nadejdą. Chłodne ostatnimi czasy poranki zachęcały karpie do energicznego żerowania. One również musiały przeczuwać nadchodzącą zimę. Ciśnienie rozgrzewało optymizmem, bo od kilku dni obserwowałem prostą jak ściana kryształu kreskę na wysokości dokładnie 1000 hPa. Pogoda na zamówienie.

Mechanicznymi ruchami kleiłem ostatnie kule. Żadnej jednak nie zdążyłem jeszcze wrzucić. Było wpół do szóstej. Minęło dokładnie dwadzieścia godzin od wczorajszego nęcenia. Innymi słowy miejscówka powinna być już oczyszczona z zanęty, a karpie penetrując jałowe dno mogły trafić już tylko na przynętę albo odpłynąć. Czas, pogoda i miejsce były bezbłędne, jakbyś je z książki wyczytał. Tak wszystkie te zmienne zdawały się powoli redukować, wzajemnie prowadząc to trudne równanie do rozwiązania.

"Pip" - usłyszałem pojedyncze pisknięcie. Nerwowo spojrzałem na podpórki. Faktycznie, lampka lewego sygnalizatora świeciła się zielonym światełkiem pamiętając branie, a pomarańczowy swinger podwieszony pod sygnalizatorem wydawał się być podniesiony o dosłownie 1 cm i - słowo daję - ani milimetr więcej względem drugiego. Zamrożony w bezruchu jedynie merdał wesoło łańcuszkiem, który go mocował. Zatrząsłem się rezonansem nerwowych uderzeń serca i zamarłem czekając, ale nic się więcej nie działo. Poczułem tylko nagły oddech wiatru, który powoli znów napędzał korony rosnących za plecami pokracznych drzew, jak gdyby to, na co czekał, stało się.

"Branie? Po 15 minutach? Leszczyk. Zacinać? Zupełnie nic się nie dzieje".

Minęło tak wiele sekund, ale z ciekawości podniosłem jednak kija z podpórek i badawczym ruchem postawiłem spokojnie w pion. Opór narastał. Początkowo miękki i absorbowany przez rozciągliwą żyłkę z czasem przybierał kształt czegoś twardszego, jakby z kamienia. Szczytówka wędziska z lekka zawahała się z lewej strony na prawą trzymana sztywno na smyczy przez coś ciężkiego i zatopionego głęboko na dnie zbiornika. Lodowaty wiatr zagwizdał fałszywą, minorową nutę na napiętej żyłce i jednym silnym uderzeniem zmroził twarz i posrebrzył wodę.

"Coś jest, chyba coś dużego! Myślę, że nawet coś bardzo..."

Wruuuuuuum! – wykrzyczało sprzęgło nie dość mocno dokręconego hamulca, a kołowrotek wyrzucił z siebie kilka metrów czterdziestki. Kij wyrywał się z rąk, więc musiałem je mocno zacisnąć, bo chłód odebrał w nich czucie. Jedną rękę trzymałem nad kołowrotkiem, drugą metr niżej na końcu dolnika. Wędzisko kopało jak zużyty silnik, rysując w powietrzu kształt rogala, a kołowrotek wrzeszczał, grzejąc się obrotami szpuli.

Odbiegłem w prawo, w kierunku plaży, by od razu odciągać rybę jak najdalej od rosnących po lewej stronie trzcin. Nieważne gdzie płynął - byleby tylko uciekać w prawo. Próbowałem pompować, ale każde podciągnięcie powodowało tylko szybsze obroty szpuli. Dokręciłem, ale to nie pomogło. Karp przyspieszał i wybierał kolejne metry z maksymalnie już dokręconego kołowrotka. Chwyciłem za szpulę.

Buch! - Wywalił się kilka metrów od trzcin. Nie mogąc iść dalej musiał się podnieść siłą, którą walczył ze mną. Chyba go nie widziałem - było wtedy zbyt ciemno - ale dostrzegłem przy trzcinach falę.

Poczułem się zawiedziony. Tak misternie zaplanowałem sobie taktykę walki, by tylko nie dać rybie szans na ucieczkę w trzciny, a tymczasem nie minęło nawet 10 sekund, a on już tam był. Poczułem się tak mały, jak nieporadne zwierzęta, które wrzeszczą przeraźliwie na widok drapieżnika w nadziei, że go zmęczą hałasem. Tak jak one krzyczałem wściekłe myśli, jakbym próbował swego przeciwnika wystraszyć: "No? Połam kija! Zerwij żyłkę! Wyrzucić hak! Zrób to, bo inaczej nie pójdziesz dalej!". Było to dość zabawne przez to, że było przede wszystkim żałosne.

Karp walczył o życie całym sobą, by pokonać siłę, która nie pozwalała mu uciec w zawadę. Cały czas trzymałem szpulę, żeby przeciwnik nie ukradł już ani centymetra. Zmęczyliśmy się obaj, bo to jak trzymać wiadro wody na czterometrowym ramieniu. Zawody w przeciąganie liny i myśli, które krzyczałem sprawiły, że zacząłem doceniać przeciwnika, a wręcz poczułem z nim jakąś więź - z pewnością nieodwzajemnioną.

Cały dzień szykowałem się do tej walki, a on działał z marszu - od razu wiedział, jak walczyć. Wydawał się być kimś roztropnym i doświadczonym. A przy tym - choć mniejszy - to dorównywał siłą człowiekowi. Poczułem się naprawdę podle, jakbym wyrządził komuś wielkie zło.

Po chwili opór zaczął maleć, ale tak stopniowo prostując niemrawo coraz to cięższe wędzisko. Przeciwnik zawrócił i zaczął płynąć na głęboką wodę w stronę najgłębszego rowu.

A jednak nie dało się go pompować. Przemierzał tylko dno oddalając się od brzegu i schodząc na coraz to większą głębię, zabierał ze sobą kolejne metry linki z kołowrotka. Szedłem za nim przekładając żyłkę nad rzadkimi w tym miejscu trzcinami. Kijek 3,90 metra znów zarobił punkty. Napięta jak struna fortepianu żyłka cięła bryłę wody, a rosnący w ciężar kij od czasu do czasu pulsował.
Po kilkunastu sekundach przeciwnik wprowadził mnie na plażę, gdzie dokończyć się miał pojedynek. Sam zaś chodził w głębokim dole tuż za płytkim żwirowym blatem plaży. Sytuacja była niepewna, bo niezbyt szeroka plaża kończyła się pasem drzew, trzcin, krzaków - nie dając najmniejszych szans na dalszy hol. A ja nie byłem w stanie w żaden sposób podprowadzić ryby do brzegu.

Przestraszony myślami znów więc chwyciłem za szpulę i rękoma z ołowiu próbowałem podciągnąć kij, jakbym pompował. Nie dało się, po prostu się nie dało. Czterometrowe ramię nie pozwalało powstrzymać ryby, która gdy hamowałem szpulę, najzwyczajniej w świecie powoli wciągała koniec kija do wody.

"Ręce opadają".

Kij trzymałem już prawie poziomo. Stanąłem w bezruchu zdziwiony wyjątkowością tego holu i zacząłem się zastanawiać, z czym właściwie mam do czynienia. Bałem się cofać, żeby nie wyrwać haczyka z pyska, bałem się iść do przodu, by ryba nie płynęła w krzaki. Karp musiał być wtedy gdzieś na głębokości 25 metrów. To oznaczało, że prędzej czy później będzie musiał odpocząć. Dlatego wreszcie odczuł zmęczenie i zatrzymawszy się zrobił to, co zwykle robią "głębinowe karpie" - położył się na dnie i umarł. Przez chwilę nic się nie działo, mijały sekundy. Od chwili gdy wziął, minęły długie minuty. Było już prawie jasno. Trzeba go było przeczekać - po prostu. Wydaje ci się, że uciekł w zawadę i niecierpliwie chcesz to sprawdzić, ciągnąć na ryzyk-fizyk. Ale on tylko leży na dnie, po prostu odpoczywa zmęczony. Usiadłem wraz z nim i zwolniłem żyłkę zostawiając tylko niewielkie naprężenie.

I gdy tak obaj odpoczywaliśmy, wpadły mi między uszy ni stąd ni zowąd setki internetowych komentarzy na temat etyki, na temat postępowania z przeciwnikiem, deklaracji, obelg, krytyk i przechwałek. A w praktyce wszystko zbiega do punktu, że człowiek jest sadystą, bo czerpie radość z cierpienia żywego stworzenia. To było wtedy naprawdę proste.

I żadne maty, worki, regulaminy, zasady tego nie zmienią. Jeśli je stosujemy to nie po to, by nasze ryby dobrze się miały, lecz byśmy my dobrze się mieli, łowiąc coraz to więcej coraz to większych ryb. I wtedy, gdy trzymałem wędkę, na końcu której zaczepiony był zmęczony do granic możliwości, leżący na dnie przeciwnik, wszystko to było bardzo proste.

Po kilku minutach podniósł się i sam zaczął przybliżać do brzegu, podpływając jednocześnie ku powierzchni. Uzupełniałem kolejne metry na szpuli, ale to trwało nim wreszcie wpłynął na płyciznę.

Gdy widziałem, że zaczyna zbliżać się do przybrzeżnych zarośli, przestałem nawijać i zwolniłem żyłkę. Pomogło - zawrócił jak dziecko, na które nie wolno krzyczeć, gdy płacze. Ujrzałem wir - półtora metra dalej żyłka wchodziła do wody.

Karp zanurkował i poczułem okrutne szarpnięcie na kiju - ledwo zdołałem je skompensować, bo dzieliła nas już niewielka odległość. Gdy zszedł na głębokość dwóch metrów, zobaczył czubki trzcin. Od razu zmienił kierunek i bardzo przyspieszył, niczym drapieżnik goniący wolniejszą od siebie ofiarę. Mogłem tylko nawijać odzyskiwane metry, bo nie było ucieczki przed tym, co postanowił. Zupełna bezsilność. Ten hol należał do niego - bezsprzecznie wygrywał na punkty, a teraz kończył walkę nokautem.

Na chwilę przed pasem trzcin wykonał jeszcze pojedynczy obrót na znak radości, świadomy zwycięstwa, niczym sportowiec mający przewagę drażniącym krokiem dreptał do mety, gdy pozostali wyciskają ostatnie poty, walcząc o drugie miejsce. I zaraz po tym wjechał w rzadkie badyle, kładąc falisty pas, jak gdyby przeszła tamtędy pijana kula armatnia i nie wybuchła lecz usnęła, cicho kończąc szelest i trzask łamanych trzcin.

Trzciny były tam rzadkie, a plaża płytka. Twarde dno pozwoliło poczuć się pewnie. Ujrzałem zestaw - rurka wraz z ciężarkiem wisiały na trzcinie prawie dwa metry nad wodą. Haczyka nie widziałem. Karpia też nie. Próbowałem go odnaleźć po żyłce - sznur kropel bielił się na niej w mglistym, rozproszonym świetle poranka. Żyłka znikała jednak w labiryncie trzcin. Trwało to dość długo, więc w głowie zrodziła się najgorsza myśl. Problemem było to, że szukałem czegoś dużo mniejszego i dosłownie przeoczyłem kłodę, którą tak sprytnie omijałem ruchami baletnika, próbując wejść jak najdalej. Karp był za mną - właściwie to leżał na trzcinach, prawie na brzegu – przedobrzył próbując się schować i to był jego jedyny błąd. Otwarłszy kabłąk, wyszedłem z trzcin i położyłem kij na piasku.

"Podbierak... Został na stanowisku. Kolejny błąd… Trudno, trzeba będzie sobie poradzić bez niego".

Chwyciłem karpia rękoma. Wściekł się. Zimna woda przesiąkła przez spodnie i bluzę. To nic. Powtórzyłem chwyt, prawa ręka pod głowę, lewa za płetwą odbytową i hop… Nie mogłem go podnieść. Ręce chyba zmęczone po holu…
Odwrotnie - prawa za płetwę, a lewa pod głowę. Zaparłszy się w sobie przytuliłem go do skórzanej kurtki i z nadętymi policzkami wyniosłem na brzeg dość daleko od wody.

Jedyne, co mogłem teraz sensownego zrobić, to po prostu pójść po aparat. Taki stwór po 15 minutach czekania! Nie było potrzeby go ważyć, ledwo mogłem go unieść. To był ten największy, poza tym też przepiękny kształtem - długi, jakby wysportowany.
Sapaliśmy obaj. Powietrze głośno gwizdało niskimi tonami w otwieranych i zamykanych przez niego pokrywach skrzelowych. Musiałem odpocząć, żeby w ogóle zrobić jakąś fotkę. Kolor twarzy oddawał dramatyzm sytuacji.

Posłałem sms-a Jacentemu: ALE LUJ!!. Jacek zaczął mnie znów męczyć pytając, czy wziąłem wagę. Kusiło, ale postanowiłem, że go nie zważę ani nie zmierzę. Byłoby to wręcz nieludzkie. Zwykłe urzeczowienie. Nieważne, ile ważył - to nie był przedmiot.

Wiatr nie dawał za wygraną, więc podejmując walkę o przetrwanie próbowałem się rozgrzać drepcząc tam i z powrotem. Zwiedzając miejscówkę znalazłem po raz pierwszy w życiu kolonię gwiazdoszy rudawych.

"O, nie, nie, nie! Nie zamierzam tutaj siedzieć, podczas gdy w lesie pełno grzybów!” - ogrzałem się w myślach nowym zamiarem.

Opróżniwszy wiadro z zanęty, zapakowałem graty i wrzuciwszy je do samochodu uciekłem przed wiatrem w las, by otuliwszy się w jego drzewa, zorganizować kolację. Opłaciło się. To był naprawdę wspaniały dzień.

Prawie do końca września czyli przez 3 tygodnie stawałem jeszcze wiele razy w tym miejscu, jednak nie doczekałem się ani leszczowego pisknięcia. Widać, było to miejsce jednego brania i jednej ryby, a jej złowienie po prostu czystym przypadkiem albo matematycznym fenomenem. Bardzo możliwe, że źle wybrałem nową miejscówkę, skoro zupełnie nic się na niej nie działo. A może to znów sprawka ciśnienia albo po prostu tak miało być i już nic więcej nie wymyślę.

Ale wtedy przemyślałem sporo. Przede wszystkim na temat pokory i szacunku do stworzeń, które męczę, czerpiąc z tego przyjemność. Nie potrafię powiedzieć słowa o wypuszczaniu ryb, bo każde słowo brzmi żałośnie w ustach kogoś, kto cieszy się z cierpienia żywego stworzenia. Mówię Wam - żałosne i kłamliwe są wszystkie te wypowiedzi, dyskusje i spory w ustach wędkarza. Wiem, że nie przestanę łowić ryb, bo jestem egoistą. Dlatego zamiast krytykować się wzajemnie, ścigać o to, kto złowi większą rybę i kto jest przy tym bardziej etyczny cieszmy się, że nasze dzieci nie mają nas za sadystów.

Szacunek to twardy argument, by już nigdy nie potraktować przeciwnika jak liczbę, nie zamienić na centymetry albo kilogramy, nie potraktować żywego stworzenia jak przedmiotu, który można wycenić w kilogramach, a następnie odłożyć na półkę wypuszczając do wody, by po jakimś czasie znów przyjść i przymierzyć. I znów odłożyć, mając poczucie dobrze spełnionego obowiązku.

Gismo


 
Pokrewne linki
· Więcej o Karpiomania
· Napisane przez Monk


Najczęœciej czytany artykuł o Karpiomania:
Orientalny banita - jak go złowić? cz. I


Opcje

 Strona gotowa do druku Strona gotowa do druku

 Wyœlij ten artykuł do znajomych Wyœlij ten artykuł do znajomych


Komentarze sš własnoœciš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoœci za ich treœć.

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować

Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez darogryf (darogryf@wp.pl) dnia 26-02-2008 o godz. 18:34:30
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Brak mi słów. Niesamowite opowiadanie.
Kiedy ja tak coś napiszę? Odpowiedź: nigdy.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez ledd1 dnia 26-02-2008 o godz. 19:26:35
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Tradycyjnie nie byłbym sobą nie komentując Twojego tekstu.
Tym razem skomentuję na dwa tony.
Pierwszym tonem powiem - tekst bajecznie sporządzony i podany pod oczy czytelnika. Czyta się go świetnie od samego początku i to jednym tchem. Przyznam się że, czytałem go dwa razy od dechy do dechy. Dwa razy trzeba.

Ton drugi. Kiedy przeczytałem tutaj cytat: Kusiło, ale postanowiłem, że go nie zważę ani nie zmierzę. Byłoby to wręcz nieludzkie. Zwykłe urzeczowienie. Nieważne, ile ważył - to nie był przedmiot.

to stwierdzam bez względu na Twoją ideologię dziwaka że, jesteś Gamoń.
Jesteś już od dłuższego czasu specjalistą i masz jaja ale takim bełkotem jak ten który cytowałem nie powinieneś nas karmić.
Rozumiem że dla Ciebie waga i miara nie są ważne. Rozumiem że dla Ciebie ważna jest Twoja skrzywiona ideologia. Niech tak będzie.
Ale powiem Ci jedno. Jeżeli faktycznie pokonałeś tego karpia, jeżeli faktycznie swobodnie trzymasz te cielsko bez podparcia na nogach to podziwiam. Jesteś chyba jak kowal. Bez względu na to - gratuluję.
Wiedz jedno: ten karp w/g mnie ma pomiędzy 105 a 120 cm co dać może wagę swobodnie z 3 z przodu. Nie wiem czy Ty jesteś wstanie zrozumieć czego pozbawia Cię Twoja dziwna ideologia.

Gismo ja Cię nawet na swój sposób lubię na tym portalu, może inni bedą Cię wychwalać, głaskać i nie wiadomo co jeszcze ale Ty też nie byłbyś już sobą gdybyś szpilek innym karpiarzom nie starał sie w swych tekstach w d....ę wbijać.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez sigi (sigi@gt.pl) dnia 26-02-2008 o godz. 19:57:52
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.eurofishing.pl
Nieżle, naprawde nieżle !!!
Łowienie na sztywno , czy żle widzę?

Gratuluję karpia !!!

Próbowałeś łowić w tym miejscu też na kukurydzę?



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez wojto-ryba dnia 26-02-2008 o godz. 20:12:51
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://picasaweb.google.com/Wojto.Ryba
Powiem Ci Gismo, że kupuję Wędkarza Polskiego od 1991r. i nie widziałem większego karpia. Tekst wspaniale napisany, pięknie się czyta. Czytając miałem odczucie jakbym siedział obok Ciebie i przyglądał się jak holujesz tego smoka. Pozdrawiam i gratuluję.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez farti dnia 26-02-2008 o godz. 20:21:19
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Hylę czoła do ziemi gismo za tekst.
Powiem szczerze że na swój sposób rozumiem Twoje podejście.Wzniosłeś się ponad to co można zmierzyć,zważyć,dotknąć,ponad to co przyziemne i przewidywalne. Zrobiłeś tak jak uznałeś to za słuszne. Choć pewnie absolutnie nikt nie powiedział by słowa gdybyś go zmierzył i zważył. Choć by po to by kolejnym potencjalnym spotkaniu sprawdzić jak mu się urosło. :-)
Ale zabicie takiej ryby w tak pięknej wodzie po to by ją zjeść było by faktycznie profanacją.
Jeszcze raz gratuluję.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez the_animal dnia 26-02-2008 o godz. 20:46:13
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Gismo - po prostu SZACUNEK !!!



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez grubyzwierz dnia 26-02-2008 o godz. 21:15:50
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.grubyzwierz.pl
Pięknie napisane, wspaniały karp. Gratulacje!



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez akabar dnia 26-02-2008 o godz. 21:21:31
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
GISMO.
Bardzo ciekawe grzybki, czy gwiazdosze rudawe są jadalne?
Pozdrawiam.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Sazan (sazan@sazan.com.pl) dnia 26-02-2008 o godz. 22:34:28
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.sazan.com.pl
ALE LUJ! Brawo! ;)

Chciałem Ci, Gismo, zadedykować początkowy fragment "Dezyderaty", hymnu krakowskiego kabaretu "Piwnica pod Baranami". Przepraszam, ale po przeczytaniu tego wszystkiego co powyżej, nic innego nie przychodzi mi do głowy...

Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.

O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie, bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.

Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść.

Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.

Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.


Serdecznie pozdrawiam, życząc kolejnego szczęścia w swych wędkarskich podbojach.








Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Tomson126p (tomson.tms@onet.eu) dnia 26-02-2008 o godz. 21:53:14
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
brak mi słów Gismo. Mistrzowski artykół, niepowtarzalne wnioski , rybka piękna i beczka piwa za przyjemność czytania jaką tekst ten mi dał. Pozdrawiam i dzieki :)



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez old_rysiu dnia 27-02-2008 o godz. 07:51:27
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Przeczytałem tekst, zobaczyłem fotki. Musiałem przeczytać komentarze, bo nie wiedziałem co napisać. Dla mne jesteś WIELKI. Nie jesteś fanatykiem karpiarzem jak Ledd ( sztapma - złów zmierz, zważ i wypuść ), nie jesteś amatorem karpiowania jak ja - złowić wtedy, gdy można zjeść.
Jesteś z zupenie innej półki. Czasami boję się, że Twoje przemyślania o wbijaniu haczyków w pyski ryb, spowodują, że zrezygnujesz z wędkarstwa. Byłaby to straszna strata dla nas wędkarzy, czytelników Twoich tekstów. Gdzieś tam w zapasowym boksie widzę Cie wśród grzybofisiów i tylko to mnię trochę uspakaja, że kontaktu z Twoją osobą nie zgubię.
Gratulacje za rekordowego karpia. Dziękuję za wspaniały tekst, fotografie i czas poświęcony dla nas.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez adalin (adalin@poczta.onet.pl) dnia 27-02-2008 o godz. 08:19:35
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.youtube.com/watch?v=2bprl-wGqnc
Piękny tekst i piękny okaz! Podziwiam i gratuluję. Gismo, kłaniam się w pas!



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Zamki (Zamki@interia.pl) dnia 27-02-2008 o godz. 08:53:55
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.morskietrocie.e-fora.pl
Gismo wyrazy szacunku. !!



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Milan dnia 27-02-2008 o godz. 09:03:48
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Jestem w szoku, nie wiem co napisać...
GRATULUJE!!!



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez ziomek dnia 27-02-2008 o godz. 09:37:19
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Hm... Przeczytałem Twój tekst wczoraj, ale nie skomentowałem bo... nie wiedziałem co napisac, aby infantylnie nie zabrzmiało.
I dalej nie wiem!
Piekny... Te 4 miesiące nie poszły na marne.
Znokatuowałeś mnie (i chyba nie tylko mnie). Znokautowałeś tekstem, emocjami, swoją ideologią, a no i samą rybką oczywiście też.
Gratuluję!




Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez tomek79 (jackpot.baby@gmail.com) dnia 27-02-2008 o godz. 10:32:29
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Łoooooo...... Gismooo, ty luju ;)
Olbrzymi szacunek... za całokształt, za przekazane myśli, za umiejętności, w końcu za rybę. Jesteś wyjątkowym wędkarzem. Jakakolwiek dyskusja w tym miejscu byłaby nie na miejscu, a jak przyjdzie mi coś mądrzejszego do głowy to jeszcze napiszę ;)



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez mario_z (mario-z71@o2.pl) dnia 27-02-2008 o godz. 11:59:36
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Gismo, nie wiem co napisać??????????????????
Po prostu gratuluję.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez wmino dnia 27-02-2008 o godz. 12:16:38
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Aż mi dech zaparło jak to czytałem. Wielkie gratulacje. Mogę Ci tylko pozazdrościć pięknej ryby i dobrego "pióra". Może kiedyś ja, ech ...



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Jazgarek (qbus91@interia.pl) dnia 27-02-2008 o godz. 14:43:08
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Nie wiem co lepsze, sam tekst czy też ryba? Czytało się znakomicie. Ryba przepiękna, jeszcze takiego miśka-giganta nie widziałem.

Zazdroszczę i gratuluję. :)



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez wels dnia 27-02-2008 o godz. 20:33:32
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Napewno nie odkryje Ameryki jak napisze że to wszystko jest fantastyczne.Widziałem już różne "prosiaczki" ale ten twój?Kapelusz z głowy przed twoimi dokonaniami.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Andrzej228 dnia 27-02-2008 o godz. 21:38:37
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Muszę Ci powiedzieć, że czytasz w moich myślach. Dosłownie z cztery dni temu myślałem o Tobie, a konkretnie o karpiowych artach i tak pomyślałem sobie, że po artykułach "Nie biorą", "Metoda" to teraz tak szybko pewnie nic nie napiszesz.
A tu "Buch" Ty to masz farta, zarówno do pisania jak i do łowienia.
Ja powoli się przygotowuję, zanęty itd. (prace domowe, żebym miał w lecie spokój od jakichkolwiek prac). Gratki luja. :)



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Czarnyy dnia 28-02-2008 o godz. 20:05:51
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Jestem za tym, żeb takie arty kasowac!! Bo, az chce mi sie jechac do mnie za karpiem a jak narazie woda za zimna i jeszcze z poltorej miesiaca tylko w glowie takie mi beda plywaly :D ;)
Swietne opowiadanie i swietne ryby. polamania na przyszly sezon !!



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez krzyho4 dnia 28-02-2008 o godz. 21:38:13
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
piekny to malo powiedzane



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Karpiarz (karpiarz@arcor.de) dnia 29-02-2008 o godz. 01:48:46
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Kapitalny tekst i kapitalna ryba - gratuluje serdecznie Gismo.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez wedkarz_wawiak dnia 29-02-2008 o godz. 11:04:22
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Po przeczytaniu tego artykułu pozostaje tylko pogratulować naprawdę fantastycznego tekstu i kapitalnego karpia!



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Robert (gosia67600@orange.fr) dnia 29-02-2008 o godz. 23:16:53
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
To naprawdę dziwne uczucie, przeczytałem ten tekst jeden raz i mam wrażenie, że znam go na pamięć. Fantastyczny w każdym calu.
Nie potrafię jak (niektórzy fachowo) ocenić jego walorów stricte technicznych :-)), jak dotąd karpie nie były celem moich marzeń. Nie ma to jednak znaczenia, bo czytając takie artykuły przenoszę się w karpiową krainę zapominając o swoich niedoskonałościach.
Pisz Gismo :-).




Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Mord_89 dnia 01-03-2008 o godz. 21:22:59
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Świetne opowiadanie...gratuluje wspaniałego tekstu i pięknej ryby :D



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Berlin92 dnia 01-03-2008 o godz. 22:50:11
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Poprostu Super Artykul !!
Wczulem sie w niego ; ))
Dzieki Gismo bo wiele sie z niego dowiedzialem :P



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez yankee_r (burmistrz1@vp.pl) dnia 04-03-2008 o godz. 01:18:19
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Ufff.Brak słów.Czytałem arta 2 razy,na zdjęcie patrzyłem chyba z 10 minut.Pozostaje tylko pogratulować i to z całego serca.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez Pawel_K dnia 04-03-2008 o godz. 10:36:30
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Co za artykuł! Jest tu i porażka, i niepewność, i sukces. I refleksje na temat wędkarstwa, które sprowokowały najbardziej ożywioną dyskusję (więcej mówimy tu o tym niż o rekordowym karpiu!).
No więc ja też dorzucę dwa słowa o podejściu do wędkarstwa, no kill i takich tam…
Po pierwsze wydaje mi się, że w sprawie no kill, bardziej niż w jakiejkolwiek innej, czuje się ogromną presję kultury masowej. Większość dyskutantów opowiada się za jednym z proponowanych stanowisk, niewiele mając samemu do powiedzenia. A ten brak argumentów wzmaga agresję.
Po drugie, była polemika co do sposobu pojmowania naszego hobby. Ważyć karpia czy nie? Myślę sobie tak: wędkarstwo jest dla mnie przede wszystkim przemiłym sposobem spędzania wolnego czasu, wypoczynkiem. Stąd ja sam wiem najlepiej, co mi sprawia radość, jak mam wypoczywać, jak uprawiać wędkarstwo. Nie rozumiem, jak można komuś naubliżać od gamoni tylko dlatego, że ma inne podejście.

Gratuluję zatem Gismo i ryby, i artykułu, i szacunku do przyrody. Całej przyrody, nie tylko ryb.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez kajko (paprosz@wp.pl) dnia 11-03-2008 o godz. 18:24:59
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
to bezwzglednie fotomontaż



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez domel dnia 18-03-2008 o godz. 07:16:24
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Ja sądzę, że ten karp jest nadmuchiwany jak ponton i nie zważyłeś go dlatego bo jest bardzo lekki.



Re: Jedno branie (Wynik: 1)
przez ppp1000 dnia 05-08-2008 o godz. 07:55:53
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
wspaniały tekst o pięknej przygodzie.. gratulacje i szacuneczek!


Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.20 sekund :: Zapytania do SQL: 288