Jarokowal napisał
Jedz±, pij±, lulki pal±,
Tańce, hulanka, swawola;
Ledwie karczmy nie rozwal±,
Cha cha, chi chi, hejza, hola!
Zacznijmy jednak od momentu powrotu z Góry Żar.
Dziewczyny Sigiego jeĽdziły, my jeĽdzili¶my, ogólnie było odjazdowo. Ale każda odjazdowa sielanka zawsze musi dobiec końca. I tym razem wyj±tków nie było. Zadzwonił Darek i zdecydowanym tonem stwierdził, że najwyższy czas aby zakończyć eskapadę i wracać. Nie oci±gali¶my się z decyzj± powrotu. Szybko wrócili¶my do pensjonatu, przecież szykowała się wieczorna impreza. Tak jak Darek mówił grill już był rozpalony, a degustacja kiełbaski trwała w najlepsze. I ja załapałem się na degustację … i jako¶ tak bardzo pić mi się zachciało po kęsie pysznej kiełbaski. Wszak nie od dzi¶ wiadomo, że kiełbaska musi pływać, to i dbali¶my o to aby pływała.
Nie znam kucharza który sprawił nam niespodziankę, ale osobnik zręcznie policzył, że pojedyncze laski kiełbaski nie zapełni± tak dobrze talerzy jak sprytnie utoczone koła. Jak pomy¶lał tak zrobił. Kolejne koła kiełbasiane l±dowały na grillu. W zasadzie l±dowały i równie szybko znikały. Aż przyszła kolej na karkówkę. A nie, nie kiełbaski zostało aż nadto, mimo to grzechem byłoby nie skosztować innej potrawy.
Karkówa spoczęła na ruszcie grilla, a nam aż oczy się za¶wieciły. Miało się chęć dopa¶ć i urwać kawałek, jednak nikt nie miał odwagi podej¶ć i uszczkn±ć pysznego mięska. "W¶ciekły Pies" Tyton, pilnował zazdro¶nie pachn±cych kawałków. I ja też nie miałem odwagi bliżej podchodzić i zdjęcia robiłem ze schodów.
Ciemno już było i to bardzo gdy ostatni zapaleńcy wracali z łowów. Podobno ryby słabo brały, ale czy to prawda to nie wiem. Jako pierwszy z mroku wyszedł Jarek i po odtańczeniu krakowiaka, wygrzebał z kieszeni okonka. Pochodzenia rybki nie ustalono, ale ustalono co się z ni± stało.
Tym czasem w sali zabawowej pierwsi zlotowicze zajęli miejsca. Bedmar popijał herbatkę (wyj±tkowo małe szklaneczki tam maj±) czekaj±c na danie wieczoru. A Bodzio … nie mam pojęcia co robił i o czym my¶lał Bodzio.
Skoro jednak danie wieczoru nie bardzo się spieszyło, Tyton pilnował, a biesiadnicy zgłodnieli- to wcinali kiełbaskę.
Bedmar jednak nie wytrzymał i wysłał kelnerów aby popracowali. Historia milczy na ten temat, ale wiemy, że przekonano Tytona aby odszedł od grilla. Dziadek i Misio nie czekali na sygnał, zapakowali karkówkę na talerze i ponie¶li do stołu.
I zaczęło się biesiadowanie na całego.
Nie wiedziałem że karkówka też lubi pływać.
I muza zagrała. Panowie porwali panie do tańca.
I nie tylko … może wszystkie panie były już zajęte?
W zasadzie to już nic więcej z tej nocy nie pamiętam.
Ranek obudził nas deszczem. Plany połowów nieco się popsuły. Opady były na tyle duże, że nie opłacało się wychodzić z pensjonatu. Usiedli¶my z Januszem i czekali¶my aż pogoda łaskawie się zmieni. A były ku temu przesłanki bo deszcz powoli odpuszczał.
Poranny widok z ganku.
Deszcz przestał padać, a biesiadnicy zd±żyli już wstać.
Nie czekaj±c na ponowne opady poszli¶my na lód. Nic się nie działo, ryb nie widać a deszcz jak na zło¶ć zacz±ł padać. Zaczęło być na tyle nieprzyjemnie, że wrócili¶my do pensjonatu. Zarówno ja, jak i Janusz nie byli¶my zadowoleni. Pozostało znowu czekanie … ale wcze¶niej ¶niadanko.
Deszcz odszedł na dobre, na jego miejsce przyszła mgła. Mimo wszystko na lód postanowili wyj¶ć chyba wszyscy.
Przyszedł czas i na ryby. A jakże brały, kiwok wyginał się jak szalony.
Przyszedł czas, aby się żegnać. Po obiedzie powoli zaczęli¶my pakować sprzęt i bagaże do samochodów. W moim odczuciu był to zlot jedyny w swoim rodzaju. Wspaniała rodzinna atmosfera, biegaj±ce dzieciaki, wyrozumiali gospodarze. Takie chwile bardzo miło się wspomina.
Bardzo dziękuję wszystkim uczestnikom XXII Zimowego Zlotu w Oczkowie, było mi i mojej rodzinie bardzo miło się z Wami spotkać. Czekamy na kolejn± sposobno¶ć wspólnego spotkania.
Na do widzenia okonek, który wolał pozować do zdjęć niż wracać do domu, podobnie z nami.
Jarokowal