torque napisał
Zabawę z wędk± rozpoczynałem na Skawie w rodzinnej miejscowo¶ci mojej mamy - Trzebieńczycach. Wędki jeszcze wtedy własnej nie posiadałem. To było straszne. Dwa miesi±ce wakacji spędzanych nad wod± i każdego dnia oczekiwanie, kiedy przyjedzie kuzyn i pójdziemy na ryby.
Całe dnie spędzałem nad wod±. Puszczałem "kaczki", pływałem, karmiłem klenie porzeczkami... Ci±gle jednak po głowie mi chodziło, w jaki sposób złapać rybę nie posiadaj±c wędki? Tu jednak na przeszkodzie stan±ł kuzyn - mój wędkarski guru, który tłumaczył, czym jest wędkarstwo, jak etycznie do tego podchodzić, czym różni się wędkarz od kłusownika i co najważniejsze, że chodzi się na ryby a nie po ryby. Ja jednak chciałem wzi±ć rybkę do ręki. Jak jednak złapać rybę by jej nie uszkodzić i by można j± było póĽniej wypu¶cić?
Sposób się znalazł. Chłopak mieszkaj±cy w tej wsi pokazał mi jak zrobić pętelkę z miękkiego drutu i jak na t± pętelkę złapać kiełbia. Zabawę mieli¶my przedni±. Najpierw w kamienistym brzegu budowali¶my "jezioro". Woda przepuszczona kanalikami czy¶ciła wodę, następnie zamykali¶my kanaliki i zaczynało się polowanie na kiełbie. Złapane rybki puszczane były do "jeziora". Kiedy już nacieszyli¶my się ich widokiem otwierali¶my kanalik i ryby wracały do rzeki.
Pewnego dnia kolega musiał i¶ć wcze¶niej do domu. Ja natomiast zostałem nad Skaw±. Pochłonięty pogoni± za kiełbiami nie zauważyłem, że nad brzeg rzeki podjechały dwa wozy milicji. Okratowana nysa i polonez. Pewnie długo bym ich nie zobaczył gdyby przez megafon nie rozległ się głos:
"KŁUSOWNICY, RZEKA ZOSTAŁA OBSTAWIONA, NATYCHMIAST WYJ¦Ć Z WODY, NIE STAWIAĆ OPORU!"
Zamarłem a póĽniej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wydarłem z wody tak, że mało sobie nóg nie połamałem. Kamienist± plażę pokonałem w dwóch krokach, skarpy, któr± omijałem szerokim łukiem nawet nie zauważyłem. Dalej już było prosto. Krzaki między rzek± a wałem pokonałem z prędko¶ci± około dĽwiękow±, pozostawiaj±c za sob± pas spalonej ziemi. Ostatni odcinek to chwila. Byłem już przy domu. Wpadłem na podwórko. Nareszcie bezpieczny i nagle...
Widzę 200kg maciorę (moja babcia hodowała ¶winie), która biega sobie po podwórku. Wypastowana przez Pawlaka ¶winia nie była nawet w połowie tak przerażaj±ca jak ta, któr± miałem przed sob±. Za plecami milicja, przede mn± potworne bydle. Obok wej¶cia na podwórko była furtka do ogródka. Miałem niestety za mało siły by j± otworzyć. Sforsowałem gór±. W ogródku za¶ były moje ciotki. Twarze miały przerażone i wcale im się nie dziwię. Brudny, podrapany i potwornie zapłakany stałem przed nimi i starałem się powiedzieć, co się stało. Kiedy w końcu mi się udało my¶lałem, że się przewróc±. One też płakały, ale ze ¶miechu.
Nie wiedziałem dlaczego? Nie do¶ć, że goniła mnie milicja, nie do¶ć, że musiałem uciekać przed wielk± ¶wini±, to jeszcze w perspektywie miałem tłumaczenie się przed kuzynem za praktyki kłusownicze i chyba to najbardziej mnie przeraziło.
Kilka dni póĽniej okazało się, że milicja zorganizowała akcję przeciwko kłusownikom, którzy trzebili rzekę z siatkami i widłami.
Kuzyn ¶miał się jeszcze bardziej niż ciotki...
Ku przestrodze
Torque