Esox napisał
To było dosyć dawno temu. Byłem jeszcze wędkarskim szczawikiem, a czasy, w których przyszło mi uczyć się wędkarskiego fachu, wyznaczały pustawe półki w sklepach, na których od czasu do czasu wykładano Rexy, Prexery i Tokozy. Za to ryb było dużo więcej, mimo tego, że i kłusowników nad wod± nie brakowało.
JeĽdziłem wtedy co roku na wakacje do Przewięzi koło Augustowa. Miałem tam kilku kolegów w podobnym wieku. Oni również bywali w tych rejonach regularnie jak w zegarku, z rodzicami, na turnusach pracowniczych wczasów.
Jeden z tych kolegów to starszy ode mnie Wojtek. A ponieważ starszy i większy to budził szacunek. On wła¶nie był wodzem naszych wypraw na pobliski staw Wojciech, znajduj±cy się w miejscowo¶ci o tej samej nazwie. Łowili¶my więc leszcze z Wojciechem w Wojciechu na Wojciechu.
Drugi kolega to Kamil. Mama Kamila jest Polk±, a tata Francuzem. Język Kamila to pół-polski, pół-francuski. Porozumiewał się więc z nami uproszczon± polszczyzn±, mocno zaznaczaj±c z francuska charakterystyczne, gardłowe "rrrrr". Kamil był w naszej ekipie najmłodszy i wci±ż przysparzał problemów. Za każdym razem miał jakie¶ przygody, najczę¶ciej zwi±zane z wpadaniem do wody na różne możliwe sposoby. Czasem przy pomocy obcej.
Brali¶my go ze sob± jednak zawsze z prostych, materialnych pobudek. JeĽdził do augustowskiego Pewexu po piwo Kronenburg i tym piwem sowicie częstował potem na rybach. Oczywi¶cie w tamtym czasie sowicie oznaczało góra dwie puszki - takie 0,33 l.
Którego¶ dnia, jak zwykle, ruszyli¶my na leszcze na wojcieszański stawek. Zajęli¶my dogodne, zanęcone wcze¶niej stanowiska i czekamy. Ryby - owszem - nawet brały. Ale Kamil w pewnym momencie zacz±ł nerwowo się kręcić. Dreptał w tę i z powrotem, postękiwał, marudził. Wreszcie Wojciech go pyta:
- Ty, co z tob±?
Na to Kamil, twardo akcentuj±c "r":
- Cholerrrra, sikać mi się chce!
- No to kurna lej - w czym problem? - mówi Wojtek.
- Ale gdzie? Tu nie ma toalety! - odpowiada przerażony Kamil.
Zdziwili¶my się niepomiernie. Okazało się, że nasz chowany jak francuski piesek kolega ma problemy z wysikaniem się pod drzewem. Bał się, że go pogryz± muchy i komary, że go kto¶ zobaczy, że nakrzyczy. I tak się bał, że... niewiele mu z tego sikania przy pierwszym podej¶ciu wyszło. Zreszt± jak mogło wyj¶ć, skoro chichrali¶my tuż za jego plecami.
I kiedy my¶leli¶my, że nic weselszego nam się tego dnia nie przydarzy, Kamil zacz±ł na nowo swój tajemniczy taniec. Tym razem wł±czył weń więcej elementów ekwilibrystyki, kucania, podskakiwania. Zatem znowu Wojciech go pyta:
- Ty - a teraz co znowu?
Na to Kamil - jak zwykle twardo akcentuj±c swoje "r":
- Cholerrrra, gówno mi się chce!
- No to idĽ kurna pod drzewo i już. Tylko dalej idĽ! - mówi Wojciech.
- A czym se podetrrrrę? - pyta przerażony Kamil.
- A znajdĽ sobie dużego li¶cia! - odpowiadamy z Wojtkiem chórem.
No i Kamil przepadł w lesie. Mijaj± minuty, już ponad kwadrans go nie ma.
- Kurde - wilki go zjadły? - pyta Wojtek i krzyczy - Kaaaaamil, Kaaaaamil!
Cisza...
Po kolejnych paru minutach znowu:
- Kaaaaamil, Kaaaaamil!
Cisza...
Wreszcie z krzaków wyłazi Kamil z kwa¶n± min±. Już go mamy zapytać, co tak długo tam robił, kiedy ten z wyrzutem mówi do nas:
- Cholerrrra, głupki!!!
- Co znowu? - pyta Wojciech.
Na to Kamil:
- Głupki, tu nie ma dużych li¶ciów, tylko sosny i jałowce!
Esox