old_rysiu napisał
PROLOG
Czasu zatrzymać nie można. To odwieczny towarzysz naszego bytu. W piaskownicy, w szkole, podczas wakacji, w pracy, na urlopie, na emeryturze, wszędzie słychać cykanie zegara.
Co za okazyjny wyjazd! Nawet mi się nie ¶niło, że tam pojadę. Będę cały dzień nad wod± - wspaniałym jeziorem.
S±siad pochodzi z dalekiej północnej czę¶ci kraju. Zaledwie siedem kilometrów od rosyjskiej granicy. Jego rodzice mieszkaj± w Dubeninkach. To zaledwie 14 kilometrów na wschód od miasta Gołdap. Mam do przejechania cał± Polskę. Muszę zawieĽć dzieciaki do ich babci na wakacje. Zaledwie cztery kilometry od ich domu, poln± dróżk±, przez pola i lasy można dojechać do niewielkiego jeziorka Sumowo. Dokładny plan, z każdym drzewem, mam już narysowany, dojadę bez pudła.
Mam trzy dni. Pierwszy - dojazd, odpoczynek i zapoznanie się z terenem. Drugi - od ¶witu do ¶witu łowienie ryb. Trzeci - odpoczynek i powrót do domu.
Skromna kasa w kieszeni musi być wydana w wędkarskim sklepie. Krzysiu od razu widzi, że szykuje się większa sprzedaż.
- Co¶ mi mówi, że masz wyjazd! - z u¶miechem na twarzy wita mnie sprzedawca.
- Tak Krzysiu. Jadę na ziemie suwalskie. Podobno jest tam jezioro, w którym wody nie widać, tyle ryb.
- Ty w to wierzysz? S± jeszcze takie jeziora?
- WyobraĽ sobie, że tam Pan Bóg zapomniał o kłusownikach. Za daleko do budynków. W samym lesie. Trudno znaleĽć, ale mam szczegółowy plan przejazdu.
- Sk±d to masz? - już bardzo zdziwiony pyta Krzysiu.
- Mój s±siad pochodzi z tamtych stron. Nie łowi ryb, ale jeżdż± się tam k±pać jak s± na wczasach. Wędkarzy - zero. Woda czysta jak szkiełko. Wszędzie widać gołym okiem ryby.
- Jakie ryby?
- Tego nie wiem. Dla niego ryba to ryba jak ma głowę i ogon.
Zaczynamy przekopywać arsenał. Na pierwszy plan woblerki. Mam w pudle parę "pływaków" i trzeba dobrać trochę "nurków". Wybieram dwa ciemne. Jeden w jednym kawałku a drugi łamaniec. Teraz wirówki - długie longi, srebrny i czarnoniebieski w rozmiarach 1 i 2. Gumki mam przeróżne, wiec nie kupuję. Teraz biała rybka. Zanęta najtańsza uniwersalna i trochę atraktorów. Nowa żyłeczka 0,20, haki nr 10 Mustad kute, czarne. To standard. Wystarczy. Kieszenie puste, jest co dĽwigać do samochodu. Rano wyjazd i porz±dnie trzeba się wyspać. Dobre piwo przed snem to podstawa.
Głos budzika w takich chwilach jest jak balsam na uszy. Nadszedł czas - zaczynamy. Do samochodu wrzucam winkelpickera, ciężk± teleskopówkę i mały szczupakowy spinning ABU. Kołowrotki w skrzyni, która jest już zapakowana w bagażniku. Na samym dole białe robaczki i cztery puszki kukurydzy, to wystarczy. Przykrywam sprzęt butami gumowymi, kurtk± przeciwdeszczow±, swetrem, czapk± i można ładować ich torby turystyczne, plecaczki, torebeczki, reklamówki i jeszcze jakie¶ drobiazgi. Do Forda Focusa combi wkłada się dobrze i wszystko się mie¶ci. Dwoje dzieci, starsza nastolatka Ewelina z przodu, młodszy braciszek (łobuziak) Sebastian z tyłu i ruszamy.
BuĽki dzieciaków u¶miechnięte, ciesz± się. Jad± do babci na wie¶. Cał± drog± opowiadaj± o koniu, na którym jeżdż± wierzchem, o czterech kotkach i piesku. Opowiadaj± o bocianach na dachu stodoły, które widać jak na dłoni z tarasu górnego na piętrze budynku. Opowiadaj± o jarze, w którym straszy i o wielkich ogniskach, jakie im robi wieczorem dziadek. Pytam o jezioro. Maj± za daleko do niego i rzadko tam bywaj±. Dowiaduję się jednak, że jest fajne k±pielisko i bardzo czysta woda.
Czas szybko leci a i my pędzimy jak strzały bez żadnego poważnego zatrzymania. W porze popołudniowej dojeżdżamy do Dubeninek. Teraz z głównej drogi w lewo i pod górkę, do domku stoj±cego na szczycie, dojazdow± dróżk± kręt± i utwardzon± kamieniami. Teraz już wiem, dlaczego to Mazury Garbate.
Babcia z dziadkiem już czekali na wnusiów. Duży pies, wilczur, mało nie poprzewracał dzieciaków z rado¶ci. Zapomniał chyba przestraszyć swa postur± obcego na podwórku, no i udało mi się przekroczyć próg domu. Babcia już czekała z obiadem. Zupa, jak± lubi Ewelinka - czernina z kaczki. Po obiedzie wypakowanie, lokowanie do pokoi i kawka. Do kawy za¶, specjalnie dla mnie, ciasto, jakiego nie ma na ¶l±skich stołach - sękacz.
Trochę rozluĽniony rozgl±dam się po okolicy. Z tyłu malownicza miejscowo¶ć. Nieduża, ale zadbana, czysto wszędzie. Przed domem stodoła z gniazdem bocianim, dwa małe boćki wygl±daj± zdziwione, co to takiego dzieje się na ich podwórku. Za stodoł± ł±ki aż po skraj Puszczy Romińskiej. Cały teren jak na Bieszczadach. Tyle, że w miniaturze.
Czy wybiorę się już dzisiaj zobaczyć to wspaniałe jezioro? O tym, w następnym odcinku.
Old_rysiu