Wiślany sandacz wymiar ochronny przekracza w 4-5 roku życia, a 70 cm przy masie ok.3,8 kg osiąga po 8 latach.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 545
Zalogowani 0
Wszyscy 545
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(380622) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(380622) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(380622) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(380622) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59426) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(380622) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59426) Apr 02, @ 19:02:39
jjjan: Wpłaciłem za następne
dwa lata.
Są dwie faktury, każda
za rok. N ...(380622) Apr 02, @ 17:57:24
jjjan: Wszystkim wszystkiego
dobrego ...(165) Mar 30, @ 08:46:37
krzysztofCz: Święta już za pasem
więc... Wszystkim
życzę zdrowych,
wesołych, R ...(165) Mar 29, @ 17:25:48
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Mój pierwszy raz
Opublikował 26-11-2002 o godz. 10:35:48 Zespół Redakcyjny |
Serano napisał Za górami za lasami, czyli u mojej babci, kiedy jeszcze nie wiedziałem, co to jest wędka...
Wstawał piękny sierpniowy poranek, a ja jak zwykle bujałem się na hamaku i obmyślałem plan, jak uniknąć babci, czyli roboty w polu. Kochana starsza pani zawsze znajdywała mi jakąś pracę, kiedy siedziałem bezczynnie. Gdy zobaczyłem na horyzoncie kolegę, z którym ostatnio sprawdzaliśmy smak bimbru, nie wiedziałem jeszcze, że jest to przełomowy dzień w moim życiu.
Kolega niósł w ręce jakiś kij. Podbiegłem do niego i tak jakoś razem poszliśmy na ryby. To była męczarnia - wybrałem się w krótkich spodenkach i sandałkach, a przydrożne pokrzywy wybitnie polubiły moje łydki. Zanim doszedłem nad wodę, miałem już serdecznie wszystkiego dość. Mając jednak w perspektywie polowe prace, przezwyciężyłem ból i swędzenie.
W końcu doszliśmy nad wodę. Paweł kazał mi zostać jakieś 10 m od brzegu, a sam zaczął się skradać prawie na czworakach. Po kilku minutach dołączyłem do niego.
Więc staliśmy tak razem nad wodą, a on łowił. Puszczał spławik pod gałęzie i co chwilę wyciągał jakąś małą rybkę (teraz wiem, że to były okonie). I wtedy coś we mnie się obudziło. Zacząłem go prosić, żeby pozwolił mi zarzucić. Nie mogłem się doczekać tej chwili. Wreszcie trzymam wędkę w ręce. Krótka instrukcja Pawła opisująca działanie kołowrotka i ... pierwszy rzut. Zestaw ląduje na drzewie. Niestety, nie udaje się go ściągnąć. Zerwana żyłka i dyndający na gałęzi spławik oznaczają koniec wyprawy.
Po powrocie do domu nie mogłem doczekać się kolejnego wyjścia na ryby. Sam nie wiem, co bardziej mi się spodobało: szum rzeki, widok spławika na wodzie czy szansa złowienia ryby. Jedno jest pewne. Wtedy złapałem wędkarskiego bakcyla.
Następnego dnia pojechałem do miasta. Nie oglądałem się tam za dziewczynami lub kafejkami, lecz szukałem sklepu wędkarskiego. Gdy do niego wszedłem, zobaczyłem masę różnych dziwnych i pięknych rzeczy. Pamiętam, ze najbardziej podobały mi się woblerki. Zacząłem rozmowę ze sprzedawcą, w efekcie której nabyłem szpulkę przyponowej żyłki, zawiązane haczyki, ciężarki i przepiękny spławik (na tyle wystarczyły mi moje fundusze).
Po powrocie na wieś zamiast pomagać w polu, wziąłem się robienie swojej pierwszej wędki. Poszedłem do lasu i po dwugodzinnych poszukiwaniach znalazłem piękny, leszczynowy kij. Wyciąłem go, wysuszyłem i ostrugałem. Do cieńszego końca przywiązałem żyłkę, na której zacząłem montować zestaw. Nie bardzo mi to szło. Przez godzinę wyważałem spławik i zawiązywałem przypon. A kiedy wędka była już gotowa, poszedłem nakopać robaków. Do wcześniej przygotowanego słoiczka z obrzydzeniem wkładałem wykopane glizdy. Po godzinie byłem już przygotowany do wędkarskiej wyprawy i z utęsknieniem czekałem jutrzejszego poranka.
W końcu się doczekałem. Wstałem wcześnie rano, wyjrzałem przez okno - pada i to mocno. Trudno. Tyle przygotowań na nic? Nie przejmując się pogodą, przełknąłem w biegu śniadanie i pobiegłem nad wodę. Teraz czekało mnie najgorsze - trzeba było założyć robaka na haczyk. Udało się, zestaw wylądował się w wodzie. Ku mojemu zaskoczeniu spławik stoi nieruchomo, ani drgnie. Gdzie te ryby? Zaczęło robić mi się coraz zimniej, głód także zaczął dawać znać o sobie. Ale uparty jestem, siedzę dalej i postanawiam sobie, że nie pójdę, dopóki ryby nie złowię. Branie? Zacinam. Spławik ląduje na drzewie. No to pięknie. Próbuję go ściągnąć – po oślizgłym, mechowatym pniu wspinam się do góry. Mam go!
Brudny, głodny i przemoknięty przenoszę się na inne miejsce. Kucam pod drzewkiem i montuję nowy zestaw. Chyba nabrałem wprawy, bo całkiem szybko się z tym uwinąłem. Pierwszy rzut i branie. Zacinam. Chyba za mocno, bo zrywam przypon (0,16mm).Próbuję się uspokoić. Trzęsącymi się rękoma montuję zestaw i ponownie zarzucam w to samo miejsce. Co jest? Spławik zaczyna płynąć. Parę chwil i znika nagle pod wodą. Zacinam. Jest, siedzi! Przez chwilę czuję potężny opór, kij się wygina i pęka z trzaskiem. W ostatniej chwili zdążyłem złapać żyłkę i próbuję przyciągnąć rybę rękoma. Nic się nie rusza. Jestem zrozpaczony, nie wiem co robić, co zrobić, a adrenalinka aż buzuje. W końcu coś drgnęło. Zaczynam powoli ciągnąć żyłkę. Oczyma wyobraźni widzę wielką rybę na haku. Już jest blisko brzegu , jeszcze jedno podciągnięcie i... spod lustra wody wynurza się rozłożysty konar. Trzydzieści minut dochodziłem do siebie.
Z odłamanego końca przewiązuję żyłkę i ponownie montuję zestaw. Zakładam robaczka i delikatnie kładę spławik na wodzie. Czekam. Już nie jest mi zimno, już nie jestem głodny. Zapomniałem o czasie. Jestem szczęśliwy. Mija kilka godzin bezustannego wpatrywania się w antenkę spławika. Cierpliwość zostaje wynagrodzona. Mam branie. Spławik zatańczył na wodzie, zanurzył się i zaczął płynąć. Teraz lekko zacinam, czuję, jak ryba ucieka w głębinę. Szczytówka pulsacyjnie drga. Ciężko jest mi podciągnąć rybę. Krótki kij bez kołowrotka i długa żyłka nie pomagają w holu. Jednak po paru chwilach wyciągam rybę, swoją pierwszą rybę. Była malutka i śliczna. Wtedy nie wiedziałem nawet, że to był kiełb, ale cieszyła mnie, jak żadna inna.
Teraz czeka mnie kolejny problem początkującego wędkarza. Muszę wyciągnąć jej haczyk z pyszczka. Rybka miota się, a ja nie wiem, jak ją wyzwolić od haka. Co chwilę zanurzam ją w wodzie - za wszelką cenę chciałem ją wypuścić żywą. Wreszcie udaje mi się. Ostrożnie oddaję kiełbia rzeczce. Odpływa...
Spoglądam na zegarek. Która??? 18.16? Zaraz, więc na rybach byłem... osiem i pół godziny. Nagle przypomniało mi się, że mam dom i czekającą na mnie babcię, i pracę, którą miałem wykonać. Biegiem wracam do domu.
Następny dzień upłynął mi na zbieraniu stonki i przewracaniu siana. To była kara za moją wędkarską wyprawę. A ja i tak byłem zadowolony i dumny z siebie, że wytrzymałem nad wodą w taką pogodę, że się nie poddałem, że przechytrzyłem rybę.
Wróciłem do miasta, dowiedziałem się gdzie można zdać egzamin na kartę wędkarską. Zacząłem kupować wędkarskie czasopisma i rozmawiać z innymi zapaleńcami. Tak to się zaczęło. Teraz przynajmniej raz w tygodniu jestem nad wodą.
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Mój pierwszy raz (Wynik: 1) przez rafkow dnia 26-11-2002 o godz. 10:50:01 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Czytając ten artykuł, przypomnialo mi się, że moje pierwsze kroki w wędkarstwie stawiałem nad rzeką Pilicą. Podczas gdy inne dzieciaki skakały na główkę z brzegu i radośnie pluskały się w wodzie, ja stalem przyczajony po kolana w wodzie i przy pomocy kapelusika w reku łapalem cierniki :) |
|
|
Re: Mój pierwszy raz (Wynik: 1) przez old_rysiu (szreter@interia.pl) dnia 26-11-2002 o godz. 21:16:53 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Moje gratulacje - Serano, zaczynasz nowy etap w wędkarstwie. Zaczynasz przekazywać, dzielić się i ściągać do siebie fanatyków wędeczki. Kto by pomyślał, że to pierwszy raz? Nie moge w to uwierzyć. Masz kolego talent - nie zmarnuj go, będziesz wielki. |
|
|
Re: Mój pierwszy raz (Wynik: 0) przez Anonim dnia 27-11-2002 o godz. 20:49:12 | Powiem tak: Wzruszyłem się! i niech to wystarczy za komentarz... Brawo Robert!!!!!<br /> |
|
|
Re: Mój pierwszy raz (Wynik: 1) przez cif dnia 01-12-2002 o godz. 10:37:58 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Pięknie napisałeś, myślę że podobne początki i sposób łapania bakcyla miało wielu z nas. |
|
|
|