Old_rysiu napisał
Wracamy do o¶rodka. Towarzystwo, które zostało na parkingu, dalej biesiaduje. Na dachu białego Mondeo jaki¶ kijek muchowy z kręciołem i sznurem, powoduj±cym ból oczu. To sprzęt treningowy Pieci. Wreszcie można napić się piwka. Chłopaki nie wierz±, że dam sobie radę z takim sprzętem.
Biorę do ręki muchówkę i ku zdziwieniu wszystkich wyprowadzam końcowy odcinek
(treningi bez muchy – szkoda) na znaczn± odległo¶ć. Przy okazji wyłapuję błędy w zestawie. PiECIA też pokazuje rzut rolowy ale szkoda, że nie ma Torque.
Zagl±dam do ¶wietlicy. Stoi tam stół ping-pongowy i miejscowy młody kawaler, trenuje Włodka. Kurcze - kiedy ja grałem ostatnio w ping-ponga? No tak - w szkole!!! Szukam w pamięci daty - 1973 rok . W tym to roku opu¶ciłem mury szkoły…
Zainteresowanie ping-pongiem ro¶nie i zaczynaj± się zawody. Najlepszy zostaje przy stole, gramy „do jedenastu”. Młody tubylec szybko przekazuje nam tenisowe paletki. Z nim nie ma szans nawet najlepszy z grupy. Chłopaki powoli zjeżdżaj± ze zbiornika w Pilchowicach. Kryzys panie. Ryby s±, ale nie bior±. Nie byłbym sob±, gdyby nie otrzymali małego „kazania”. Ryby trzeba umieć łowić – to slogan dĽwigaj±cy adrenalinę niejednemu polskiemu wędkarzowi. Chłopaki jednak jeszcze wierz±, że jutro od rana co¶ się musi wydarzyć. Też jestem optymist± i wierzę, że ryby będ± przywiezione. Organizuję odprawę i zaznaczam, że tutaj nie ma żartów. Wszyscy „no killowcy” przyjmuj± to do wiadomo¶ci prócz.... Torque.
Wracamy do rozgrywek ping-ponga, gdzie prawie wszyscy próbuj± swoich sił. Razem z Darkiem udowadniamy jednak, że ¦l±sk jest gór±. Wła¶nie wtedy udaje mi się wygrać z Włodkiem. Tylko warszawiak Torque trzyma cały honor reszty ¶wiata.
Podano do stołu obiad. Dzisiaj smakuje, bo troszkę jeste¶my przegłodzeni. Dobijaj± inni z wędkowania i potwierdzaj± kryzys. Mały stan wody, za bardzo przejrzysta, szkoda, że nie popada - tak narzeka Jarbas. Zenek zauważa, że „Maruda” to ¶wietny nick dla niego. Przypominam wszystkim: jutro po kolacji zupa grzybowa i ryba w sosie grzybowym. Wszystko sam wykonam. Moje zadanie - grzyby, za¶ reszty - ryby. Broń Boże ze sklepu!
Wszyscy potwierdzaj±, że s± poinformowani. Nawet Jjjan przystaje na takie warunki. Po obiedzie na ¶wietlicy tłoczno i zapadła decyzja złożenia stołu do ping-ponga. Teraz jest luz.
Wszelkie rozmowy sprowadzaj± się do Pilchowic: gdzie kto był, na co łowił, co widział na echosondzie. Układanie planów i taktyki przechytrzenia sandacza. W nocy około godziny 2:00, na polu bitwy zostałem z Jarbasem sam. Jeszcze małe porz±dki i do łóżka. Rano trzeba nazbierać grzybów. Noc - chociaż bardzo chłodna, ciepłe kołdry dawały gwarancję zdrowego snu.
O 7:00 zaczyna się ruch w o¶rodku. Bieganina, szykowanie sprzętu. Moja civic w samym rogu parkingu zastawiona samochodami, które już niedługo wyjad± nad zbiornik pilchowicki. Samochód Jarbasa - wielki kr±żownik w wersji combi - stoi tuż za moim autkiem. Jarbas jednak wyjeżdża na ryby. Nie ma strachu, potem my możemy zaatakować pobliskie lasy. Razem z Marcinem dopingujemy ich podczas załadunku sprzętu – istny młyn.
Powoli samochody zaczynaj± odjeżdżać. Już cisza i spokój, tylko jeszcze Jarbasa nie widać. Marcin zaczyna go szukać i stwierdza, że JUŻ Jarbasa nie ma. Patrzę do jego samochodu – wędek w nim nie widzę. No to mamy problem. Na wysoko¶ci kierownicy miga czerwone ¶wiatełko. Alarm? Jak ruszymy samochodem, to do wieczora będzie gło¶no w Łupkach. Nie ruszymy, to o wydostaniu civica mowy nie ma. Przecież muszę nazbierać grzybów, chłopaki przywioz± ryby, a ja będę ¶wiecił oczami!
cdn.
Old_rysiu