Pierwsze informacje o błystce "dorożce" pojawiły się w 1746 r. w spisie inwentarza chłopskiego na Wileńszczyźnie "Dawne puszcze i wody".
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 235
Zalogowani 0
Wszyscy 235
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385072) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(385072) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385072) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(385072) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(385072) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59437) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(385072) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59437) Apr 02, @ 19:02:39
jjjan: Wpłaciłem za następne
dwa lata.
Są dwie faktury, każda
za rok. N ...(385072) Apr 02, @ 17:57:24
jjjan: Wszystkim wszystkiego
dobrego ...(169) Mar 30, @ 08:46:37
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
XI zlot - moje dni odpoczynku - zakończenie
Opublikował 10-10-2004 o godz. 11:30:00 Monk |
Old_rysiu napisał Mamy jeszcze trochę czasu, więc jedziemy dalej. Na jednej z miejscówek za naszymi plecami rozbryzg wody. Odwracamy się szybko. Co to było?
Jarekk od razu kieruje tam swoją przynętę. Duże, ciężkie kopyto, z własnoręcznie zmienionym ogonem w kolorze zielone fluo. Tułów: brąz z brokatem i pieprzem. Prowadzi na 4 m głębokości i buuum. Kij wygięty.
- Mam go! - zawołał Jarekk.
- Jeszcze nie masz, popraw zacięcie - strasznie się denerwuję.
Jarekk do końca odparowuje ataki ryby. Tak nie walczy sandacz - to musi być szczupak. Pod lustrem wody już widzimy przez polaroidy, że jest ładny. Nie mamy podbieraka. Nie mamy rękawicy, ani lip gripa. Szczupaka trzeba lądować ręką. Nie pozwalam Jarkkowi, aby sam to zrobił. To jedyna ryba na zlocie i nie pozwolę jej się zerwać.
Sięgam do kieszeni po chusteczkę i nakrywam nią głowę szczupaka. Jeszcze robi zryw, ale już wiemy, że nie ma szans. Kopyto całe w paszczy. Jarekk podprowadza go znowu do burty. Tym razem szybki chwyt i wio do łodzi. Szczupak wpada nam pod nogi. Radość ogromna. Składam gratulacje najlepszemu łowcy zlotu.
Jeszcze krążymy do wieczora po zalewie. Jarekk pokazuje mi wlot rzeki do zalewu. Tam jest naniesiony muł. Woda niezbyt głęboka, a i na echu mało widać życia. Jeszcze przykleja mi się okonek około 18 cm, ale ten wraca do wody.
Na szerokiej mieliźnie dostrzegamy gejzer. Woda gotuje się od upływu z dna jakiegoś gazu. Nie zapalamy go zapalniczką, mamy przecież szczupaka w łodzi, nie czas na oglądanie wybuchów.
Płyniemy w stronę przystani. Po drodze spotykamy zaprzyjaźnioną załogę na łodzi. Mają też szczupaka, ale trochę większego. Jak ich mijaliśmy wcześniej zapytałem, czy rybka puka w wabie. Ten wyższy i młodszy, bardziej rozrywkowy odpowiedział:
- Pukają , ale w czoło jak nas widzą.
Jednak jeden szczupak nie pukał się w czoło i przypłacił to swoim życiem. Widać w przyrodzie są już takie zasady, że mądrzejszy żyje dłużej. Jak to się ma do ludzi? Nie wiem…
Już jesteśmy przy pomoście. Mamy sporo bagażu. Zabieram silnik i wynoszę go na twardy ląd. Jarekk jeszcze kompletuje sprzęt do transportu. Teraz trzeba to wszystko wynieść do góry. Czuję się jak himalaista z tobołami. Współczuję Jarkkowi, on targa silnik i zabrał jeszcze torbę - ale ten chłopak ma kondycję.
Jedziemy do Łupek. Jest już późny wieczór. Chłopaki na hasło "mamy rybę" nie wierzą. Wyjmuję z worka szczupaka. Dotykają go, bo myślą, że to atrapa.
Szybka kolacja i do roboty. Trzeba rybę oskrobać, przygotować grzyby, zabrać cały sprzęt kuchenny do kuchni ośrodka. Na szczęście nikt mi nie przeszkadza. Robota idzie sprawnie. Mało ryb i mało grzybów. Decyduję się na szczupaka na złoto i zupę grzybową.
W wieczornym tłumie zauważam nową twarz. Sobota wieczór? To może być tylko Woytas. Pierwszy raz się widzimy. Chłopak jak malowany. Wysoki, krępy o pogodnej twarzy. Przywiózł woblerki dla Esoxa. Muszę je zobaczyć, ale potem. Teraz gotuję. Woytas jeszcze trochę dotrzymuje mi towarzystwa w kuchni i musi odjeżdżać. Szkoda.
Kończę gotowanie i pieczenie ryby. Wszystko wynoszę na stół w świetlicy. Pomaga mi Kasia. W uroczystej kolacji towarzyszy nam jeszcze jeden wspólny znajomy. Mistrz jak do tej pory w łowieniu pstrągów na PW. Mati we własnej osobie. Uwierzcie mi, to będzie za parę lat znany wędkarz i nie tylko w kraju!
Zapach zupy grzybowej doszedł już do ostatniego nosa i już wszyscy w komplecie spotykamy się w świetlicy. Najpierw poczęstunek z ryby. Jak się okazuje, Włodek je szczupaka po raz pierwszy w życiu. Jarekk sam nie wierzy, że jego szczupak jest taki dobry. Ze szczupakiem jak z piwem. Smakuje w odpowiednim miejscu i towarzystwie. Mikroskopijne porcje szczupaka zaostrzyły apetyty. Zupa grzybowa ma wzięcie. Tej już nie zabraknie.
Po kolacji grupa z Torque wyszła na świeże powietrze. Teraz mam okazję obejrzeć woblery Woytasa. Co widzę? Zamiast dziesięciu woblerów, jest dziewięć, a zamiast dziesiątego, chyba pięć małych żuczków. Jeszcze nie widziałem takich maleństw, prócz innych w wykonaniu Lecka, ale te są jak żywe. Chciałem jednego żuczka porwać, ale oko Torque nie przepuści jawnie zorganizowanego manka. Na nic tłumaczenia, że Esox i tak by mi podarował. Nie odda i już.
Do późnych godzin siedzimy w stołówce żałując, że jutro już trzeba ruszać do domów. Są jeszcze grupy zapaleńców, którzy ranka nie odpuszczą na zalewie w Pilchowicach.
Rano znowu budzi nas słoneczny dzień. Pogoda cudo, jak latem. Pod wysokimi świerkami przed parkingiem, na stole, rozgrywamy mecz - skrable. Moja żona namawia Martiniego do gry. Zasiadam jako trzeci. Kto wygrał - nie napiszę. Nie chcę nikogo dołować. Jedno jest pewne, że gra była zacięta, a i kibiców nie brakowało.
Niespodziewany obiad o godzinie 12:00. Jest nas mało na stołówce. Inni już chyba zrezygnowali z posiłków. Jedziemy jeszcze na zaporę. Dziecko, Torque, Artur, Włodek, Januszpozn, żona i ja. Sesja fotograficzna na pożegnanie. Jeszcze rozmowa znad tamy z Jarkkiem, który bez efektów biczuje wodę z Matim. Pożegnanie i trzy samochody jadą do domów. My wracamy do Łupek. Czeka tam zdziwiony Jarbas, Zenek i Kunta, że już wszyscy wyjechali. Jeszcze pani z obsługi informuje nas, że w jednym pokoju są nie zabrane rzeczy. To grupa z Bydgoszczy jeszcze walczy z wodą na Pilchowicach. Od Jarbasa dowiadujemy się, że będą tam do wieczora. Pani z obsługi załamuje ręce. Myślała, że już będzie miała wolny dzień.
Krążownik Jarbasa z przyczepką i wielką łodzią, gotowy do wyjazdu. Jeszcze "Do zobaczenia na następnym zlocie" i chłopaki ruszają do domu.
Czas na nasze pakowanie. Chcemy jeszcze odwiedzić Lwówek Śląski, pokręcić się tam do wieczora i w drogę. Czas płynie szybko i tylko nadzieja w tym, że XII zlot już tuż, tuż.
Serdeczne podziękowania dla Jarkka i Jarbasa, którzy zadali sobie wiele trudu, dla zorganizowania nam zlotu. Dziękuję wszystkim, którzy byli i nas odwiedzili. Dziękuję za miłą atmosferę, tak bardzo potrzebną po ciężkich dniach pracy.
Zapraszam do galerii "Imprezy pogawędkowiczów" - karta "Łupki 2004".
Mam nadzieję, że po tym opisie, będziecie mogli szybko zorientować się, co autor fotki chciał pokazać.
Old_rysiu
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: XI zlot - moje dni odpoczynku - zakończenie (Wynik: 1) przez Zenon dnia 10-10-2004 o godz. 15:37:16 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Oldi pięknie to opisałeś i masz racje szkoda że zloty trwają tak krótko
Ja również dziękuje wszystkim za miłe spędzony wspólnie czas wielkie dzięki dla organizatorów
|
|
|
Re: XI zlot - moje dni odpoczynku - zakończenie (Wynik: 1) przez Kuba (kuba@wcwi.net.pl) dnia 10-10-2004 o godz. 18:49:04 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Pilchowice to niby sandaczowo, a lowi sie tam glównie...szczupaki, jak widze. Sam tego tez doswiadczylem. No, ale film widzialem, z Grubym gadalem, wiec wiem, ze tam sa....:) |
|
|
Re: XI zlot - moje dni odpoczynku - zakończenie (Wynik: 1) przez robert67 (szczupak67@msn.com) dnia 10-10-2004 o godz. 21:24:44 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Swietna impreza!Raz jeszcze musze powiedziec ze szkoda mi ze mnie tam nie bylo.Rysiu gratuluje Ci kondycji i sil witalnych.Odnioslem wrazenie ze mimo calej radosci ze spotkania byl to dla Ciebie niezly"maraton".Ale w takim towarzystwie chyba nie czuje sie zmeczenia :-)) . Pozdrawiam.Robert. |
|
|
Re: XI zlot - moje dni odpoczynku - zakończenie (Wynik: 1) przez jarekk dnia 10-10-2004 o godz. 23:41:35 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.grodzkie.pl | Bardzo cieszę się, że mogłem wielu z Was poznać w realu. To fajne doświadczenie i żałuję, że nie mogłem spędzić w Łupkach wszystkich dni zlotu. Tym bardziej, że było bardziej wędkarsko, niż imprezowo, a taka formuła spotkań bardzo mi odpowiada. Niestety. Im bliżej końca roku, tym więcej mam obowiązków i trudniej się wyrwać. Koniecznie muszę tutaj wyjaśnić, że inicjatorem i organizatorem spotkania był Jarbas, a ja jedynie wykonałem kilka telefonów w ramach koleżeńskiej pomocy :) To jemu należą się podziękowania za zorganizowanie tej kapitalnej imprezy, co niniejszym właśnie robię ...dzięki Jar :))) Z rybami wiecie jak było. Pisałem przed spotkaniem, że to woda okoniowo - szczupakowa, że te sandacze to tylko na filmie i opowieściach ludzi robiących biznes na całym zamieszaniu. Ci którzy mi uwierzyli, nie powinni być zawiedzeni, ci którzy dali się nabrać na reklamę, zyskali nowe doświadczenia. W duchu liczyłem oczywiście na łut szczęścia i udane łowy. To jednak dość rzadkie zjawisko w Pilchowicach :) Woda chimeryczna, z przewagą dni "martwych". Nawet "Gruby", którego z Oldim spotkaliśmy w okolicy "Patelni" miał dość kiepską minę. Dla niego opowieści o znakomitych braniach na Pilchowicach (których w większości sam jest autorem ;)) to dodatkowa kasa wydana w jego sklepiku. Wiedział o spotkaniu ludzi z netu i wyraźnie zawiedziony był słabymi wynikami. Nic się na to nie poradzi. Woda, oprócz tego, że trudna, została dość gruntownie wyczesana od czasu publikacji filmu. Osobiście robiłem co mogłem i gdyby nie ten trochę fuksiarski szczupaczek, pozostałyby tylko te puknięcia (w czoło ;) Żałuję troszkę, że nie udało się zorganizować grupy chętnych do wędkowania na Bobrze. To właściwie wody górskie są bogactwem tych terenów, a nie wody sandaczowe. I to Bóbr powinien być główną atrakcją, a Pilchowice przy okazji :) Postaram się, wiosną przyszłego roku, podczas organizowanego przeze mnie Piątego SWI "Nad Bobrem" w Łupkach, namówić Was na wspólne pstrągowanie. To naprawdę wielka frajda i ciekawe doświad
Przeczytaj dalszy cišg komentarza... |
|
|
Re: XI zlot - moje dni odpoczynku - zakończenie (Wynik: 1) przez Kuba (kuba@wcwi.net.pl) dnia 20-10-2004 o godz. 12:15:25 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Oldi - musisz pojechac do Szwecji na poczatku wrzesnia. Grzybów w bród, a i ryb troszku wiecej niz w Pilchowicach:-) |
|
|
|