Rosówka należy do reprezentowanej w naszym kraju, przez około 30 gatunków, rodziny dżdżownic i w dodatku jest ze wszystkich największa.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 580
Zalogowani 0
Wszyscy 580
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
dzas:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385091) Apr 24, @ 21:24:03
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385091) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(385091) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385091) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(385091) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(385091) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59443) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(385091) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59443) Apr 02, @ 19:02:39
jjjan: Wpłaciłem za następne
dwa lata.
Są dwie faktury, każda
za rok. N ...(385091) Apr 02, @ 17:57:24
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I
Opublikował 16-12-2006 o godz. 16:10:00 Monk |
Megalodon napisał
Zaczynał się kolejny, piękny sierpniowy dzień na Florydzie. Już z samego rana dało się czuć obecność słońca. Nie bezpośrednio, bo niebo pokrywały białe barany chmur, ale poprzez wszechogarniające ciepło, które było wszędzie.
Właśnie miałem wsiąść do samochodu, ale ledwo otworzyłem drzwi, wydało mi się, że powietrze niesie zapach ryby.
- Dziś będzie dobry dzień, żeby wyskoczyć powędkować - pomyślałem.
Zawsze zresztą miałem dobrego nosa na ryby. Dopiero po niejakim czasie, już w drodze do pracy, dotarło do mojej zaspanej mózgownicy, że zapach, który tak niedawno mnie zainspirował, pochodził z mojego samochodu. Dokładniej - ze środka. Od razu sobie przypomniałem, że wczoraj przez roztargnienie zostawiłem parę małych rybek na przynętę w wiadereczku z tylu auta. Śmierdziało jak cholera, ale skoro decyzje o wyprawie wędkarskiej już podjąłem, no to nie będę się przecież wycofywał z byle powodu.
Po drodze tylko szybka wizyta w supermarkecie po kurze udka na przynętę (resztę wyposażenia wędkarskiego wożę ze sobą) i telefon do kumpla. Zaraz po odebraniu przez niego słuchawki słyszę znany mi glos:
- Ok Megalodon - możemy dzisiaj jechać na ryby, zwykle miejsce, zwykły czas, pogoda zapowiada się super. Na razie – odłożył słuchawkę.
Zadziwił mnie pewien aspekt tej sytuacji. Mianowicie nie wypowiadając ani jednego salowa, umówiłem się z konkretnym człowiekiem, w konkretnym miejscu i o konkretnej porze na ryby, ale nie miałem zbytnio czasu, żeby zastanawiać się nad tym fenomenem, ponieważ w porannym ruchu ulicznym musiałem bacznie uważać, żeby w jednym kawałku dojechać do celu. Z jakiegoś powodu wszyscy ci ludzie jakoś chyba obrali sobie za punkt honoru, żeby walnąć w mój samochód, jakbym miał napisane „UDERZAJ TUTAJ”.
Czas w pracy dłużył mi się niemiłosiernie. W połowie dnia wpadł szef, żeby zakomunikować, że właśnie wychodzi, bo jedzie na ryby.
- Takiemu to dobrze – pomyślałem.
Koniec końców zjawiam się na mojej ulubionej plaży o umówionej godzinie. Sporo wolnych miejsc na parkingu ciągnącym się wzdłuż szosy, która z kolei biegnie równolegle do plaży. Regularnie, co kilka metrów prysznice z osobnym ujęciem pitnej wody, ławeczki, parkometry, latarenki... Trochę tego za dużo jak na harcerza, ale da się przeżyć.
Pakuję sprzęt i już jestem na plaży, na moim zwykłym stanowisku. Ocean wygląda niesamowicie. Delikatna bryza próbuje zniwelować żar lejący się z nieba. Powierzchnia wody lekko tylko sfalowaną, ludzi prawie w ogóle – idealnie – powiedziałem sobie. Rozstawiłem się kolo kumpla, który przyjechał parę minut przede mną.
Na początku, używając mięska kurczaka łapiemy rybki przynęty. Sierpień na florydzkich wodach przybrzeżnych jest szczytem sezonu wędkarskiego. Mała ryba żeruje przy samej plaży, a za małą rybką zawsze ciągną większe. No, a za tymi większymi... naprawdę duże. Żałuję, że nie mogłem się dodzwonić do jeszcze jednego kolegi. Lubię jak jesteśmy w komplecie. Nota bene jest to jedyny gość, jakiego znam, który złapał i wylądował żarłacza białego z plaży. No, ale trudno, może następnym razem.
Złapałem w końcu porządnego żywca: 30 cm irish pompano ( lub okoń piaskowy, jak kto woli) oraz półmetrowe ladyfish. Będzie zabawa – myślę sobie. Teraz czas, żeby uzbroić żywczyka i „wyciągnąć”. Poprzez wyciąganie rozumiem dosłowne wyciąganie lub wypływanie z przynęta na zadana odległość, zwykle nie więcej niż 200 m. Osiąga się to przez trzymanie w jednej ręce ołowianego, przelotowego ciężarka około ćwierć kilo, podczas gdy 2 i półmetrowy stalowy przypon z przynęta dynda gdzieś z tylu. Tym sposobem zabezpieczam się w razie niespodziewanego brania „od tylu” w czasie wypływania z przynęta. Jeśliby takowe nastąpiło, puszczam po prostu ciężarek co zapewnia mi, że w jednym kawałku wracam z powrotem.
Wędzisko o sztywnej akcji osadzone jest w rurce z PCV, która to z kolei jest głęboko wbita w piasek. W ten sposób, mając poluzowany hamulec, płynę z przynęta na odległość, gdzie o rzuceniu w klasyczny sposób mógłbym tylko marzyc. Jak się przekonałem, jest to tutaj wyśmienita metoda na dużą rybę.
Podczas „wyciągania” przynęty bardzo przydatna jest maska do nurkowania wraz z „fajką”, która z jednej strony pozwalają cieszyć się widokiem podwodnej fauny i flory, a z drugiej dobrze jest wiedzieć, co aktualnie przepływa ci pod nosem.
Po nastawieniu wędek w sposób opisany powyżej, następuje okres wyczekiwania. Kumpel decyduje się na założenie kilku rybnych filecików zamiast jednej dużej ryby, ja natomiast napawam się urokiem tego miejsca, od czasu do czasu odpowiadając na pytania z gatunku: „A co łowicie?”, zadawane przez pojedynczych przechodniów.
Podchodzi więc do mnie jedna kobieta w średnim wieku i oczywiście pyta co łowimy. Po raz chyba piąty, ale ciągle grzecznie rzuciłem kilka nazw ryb. Po minie mojej rozmówczyni zorientowałem się, że równie dobrze mógłbym wymienić nazwy jaszczurek typowych dla Papui Nowej Gwinei - z takim samym efektem, ale co tam - nie każdy musi się znać na rybach – pomyślałem. Kobieta owa jednak wyraziła chęć dalszej „rybnej” konwersacji:
- Mój mąż też przychodzi tu łowić ryby – zaczęła i urwała.
- A co łowi? - poddałem wyświechtany slogan.
- Łososie - odrzekła z widocznym ukontentowaniem.
Pogratulowałem i wymówiłem się potrzebą ustawienia kołowrotka.
Mawiają, że są dwie nieskończone rzeczy na świecie: boskie miłosierdzie i ludzka naiwność. Małżonek ów oczywiście łowi ryby, ale te dwunożne z wystającym biustem, w miejscowych barach, a po udanych łowach idzie zapewne do supermarketu, kupuje całą rybkę i niedługo potem wita swoja żonę z szerokim uśmiechem:
– Kochanie, zobacz jakiego dziś łososia złowiłem!
Dzień zmienia się w późne popołudnie. Kumpel obok na lżejszy zestaw ciągnie jeden za drugim medalowe jack’i.
Już czas - myślę. Rzeczywiście - po niedługim czasie potężne uderzenie i gwizd kołowrotka sygnalizuje branie ryby klasy ziemia - powietrze. Nagle skok i widzę biały brzuch w oddali. Jest za daleko, żeby rozpoznać czy to tarpon (znany ze swoich wyskoków) czy rekin. Powoli przekonuje się, że to ten drugi dlatego, że zaraz po skoku zaczyna płynąć w stronę plaży. Wykorzystuję tę chwilę błyskawicznie, żeby nawinąć jak najwięcej żyłki, zanim hultaj zorientuje się, o co chodzi. Rzeczywiście za kilkanaście sekund zaczyna uciekać. Klasyczny Penn Senator 9.0 zaczyna się powoli grzać. Pełny hamulec, a ryba nadal ciągnie, zmieniając kierunek. Teraz pływa równolegle do brzegu. Powoli staram się ściągać. Im bliżej brzegu, tym silniej szarpie. Kołowrotek robi się już naprawdę gorący, wędzisko przypominające akcją stalowy drut zbrojeniowy wygięte w literę U. Pot zalewa mi oczy. Po 20 minutach rekin słabnie i podciągam go z pomocą kolegi na piasek.
Rzadko kiedy ważę i mierze moje duże ryby. W tym przypadku o ważeniu ponad 2,5 - metrowego rekina Black Tip nie ma oczywiście mowy. Szybkie pamiątkowe zdjęcie i do wody.
Pamiętaj - szepczę mu - następnym razem przyprowadź rodziców.
P.S. Opowieść tę dedykuję mym przyjaciołom i mentorom: Stanisławowi i Ottowi, których mam zaszczyt nazywać moimi Kolegami, a których cenne rady i techniki oceanicznego wędkarstwa zaadoptowałem i rozwinąłem w coś, co niektórzy nazywają wędkarstwem ekstremalnym, a inni ... po prostu wariactwem.
Megalodon
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach (Wynik: 1) przez Piwoniusz dnia 16-12-2006 o godz. 17:27:18 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.wedkarski.piwoniusz.com | Opowiadanie podobało mi się jak "ladyfish" rekinowi. Z przyjemnością chwyciłem do porannej kawy. Gdybym nie widział Twoich zdjęć w Galerii to wziąłbym to za fantazję. Swoją drogą trzeba mieć fantazję huzara żeby przynętę na rekina zarzucać delfinem albo żabką, mając do obrony tylko 10 ... sorry - 9 palcy. ;) Widziałem kolosy łowione w Hiszpanii ale te sumy to łagodne baranki w porównaniu z Twoimi rekinami. Podoba mi się Twoje opowiadanie ale z drugiej strony obawiam się, że kiedyś napiszesz, że już wiecej nie napiszesz po okrzyku do rekina: "Co !!! Rękę pan gryziesz ?!" ;))) |
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 16-12-2006 o godz. 19:33:16 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | I ja mam nadzieje, ze do tego nie dojdzie, ale wszystko lezy w gestii wszechmocnych szczek rekinow. W przygotowaniu czesc druga opowiadania ( i mam nadzieje kolejne), bo to nie byl koniec adrenaliny tego pieknego dnia. |
]
|
|
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Monk (monk@pogawedki.wedkarskie.pl) dnia 16-12-2006 o godz. 19:42:05 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Gratuluję debiutu.
Fajny tekst, ale mam dwie prośby na przyszłość: "przeproś się" z polską czcionką i FOTKI! Dzięki nim tekst będzie duuużo ciekawszy.:)) |
]
|
|
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez wobler123 dnia 16-12-2006 o godz. 21:15:36 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Fajnie sie czyta gratki debiutu. I tylko fotek fotek mi brak. Te 2,5 metra to jakoś nie mogę sobie zobaczyć nawet jak oczy zamykam to zawsze wychodzi że on większy był odemnie. |
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 16-12-2006 o godz. 21:59:17 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Obiecuje fotki w nastepnym opowiadaniu (przynajmniej jedna) |
]
|
|
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez akabar dnia 17-12-2006 o godz. 10:46:24 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Fajny debiucik. Gratuluję!!
Przyłączam sie do kolegów - okraś to fotkami a będzie superowo.
Pozdrawiam i czekam na jakieś "rekinie horrory". heh. |
|
|
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Robert (gosia67@wanadoo.fr) dnia 17-12-2006 o godz. 15:10:52 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Doskonale opowiadanie!Przez co wcale nie brakuje mi w nim fotek!:-))(I tak wiem gdzie ich szukac).
Od czasu jak zagosciles na PW, wiedzalem ze taki dzien nadejdzie i przeczytam z przyjemnoscia relacje z plazy na Florydzie:-)
Owacje na bacznosc i czekam na cdn.:-)(Koniecznie z fotkami!:-)) ).
PS.
Moje marzenia nie lubia sie spelniac ale czuje obowiazek zobaczenia US i zanim zloze swoje kosci w Polsce napewno florydzka plaze zobaczyc musze!:-)) |
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 17-12-2006 o godz. 16:58:29 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Robert, jak sie wybierzesz na Florydę to daj znać . Może razem popłoszymy rekiny. |
]
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Robert (gosia67@wanadoo.fr) dnia 17-12-2006 o godz. 17:46:46 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dam znac napewno:-)) ale w plaw z Toba to nie :-)).
Przyplyne duzym statkiem,wiec kwestia wyciagania przynety,przestanie byc przeszkoda:-))
Co do ploszenia rekinow!Nadaje sie do tego idealnie!:-))Jak wyjade zostawie Ci swoje zdjecie:-)),jak bedziesz chcial lowic tarpony to odwrocisz zdjecie(bialym do wody):-))),straszyc rekiny-odwrocisz w przeciwna:-)) |
]
|
|
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Andrzej228 dnia 17-12-2006 o godz. 15:13:07 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Tak piękne opowiadanko, fotki oglądałem (galeria wędkarskim okiem) jedno co mogę Ci powiedzieć to uważaj przy wypływaniu (wywożeniu zestawu z przynętą) , aby któryś z tych rekinów nie pomylił Cię z przynętą.:-) |
|
|
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Karpiarz (karpiarz@arcor.de) dnia 17-12-2006 o godz. 20:20:21 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Fajny i dowcipny tekst gratuluje, faktycznie bylby bardziej wizualny gdybys wzogacil go zdjeciami.Nikt nie podwza faktu iz lowisz tak piekne ryby, jednak w tekscie napewno ich brakuje. Ciekawi mnie dlaczego do wywozenia przynety, nie uzywasz malego pontonu, mysle ze bylo by szybciej i napewno bezpieczniej i wygodniej. |
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez granatowy dnia 17-12-2006 o godz. 21:45:40 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | A ja sobie myślę że bez pontonu korzyść jest podwójna bo i przynęta wywieziona tam gdzie trzeba i kondycja niezła. Ba może nawet potrójna bo co jak co ale adrenalinka też się chyba wydziela? |
]
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 18-12-2006 o godz. 00:18:12 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dokładnie. Granatowy trafiłeś w sedno z tą adrenaliną |
]
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Piwoniusz dnia 17-12-2006 o godz. 23:49:36 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.wedkarski.piwoniusz.com | Karpiarz, jeśli pływasz wolniej od pontonu to nawet nie myśl o Mega-łowieniu rekinów. ;) Masz rację, że powinien używać pontonu. Od siebie dodam, że dodatkowo powinien dać spokój rekinom i łapać sobie z tego pontonu bassy na jakimś jeziorku ... bo zaczynam się niepokoić czemu tak długo nie ma drugiej części opowiadania. ;))) |
]
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 18-12-2006 o godz. 00:20:00 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Piwoniusz, donoszę, że mam się dobrze a opowiadanko ciągle w przygotowaniu |
]
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 18-12-2006 o godz. 00:23:31 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Sporadycznie używam kajak, ale ponieważ bardzo lubię podwodne widoki, preferuje wyciąganie |
]
]
Re: Opowiadania z tysiąca i jednego dnia na rybach - cz. I (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 18-12-2006 o godz. 01:08:07 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Teraz niewiele pływam, ale wczesną wiosną(luty, marzec) kiedy "towarzystwo" przypływa bliżej brzegu zaczynam taniec |
]
|
|
|