Statystycznie najwięcej rybiego mięsa spożywają mieszkańcy Islandii, Japonii, Korei Południowej, Fidżi oraz Portugalii - prawie 100 kilogramów rocznie.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 520
Zalogowani 0
Wszyscy 520
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
Tiur:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(428438) Apr 26, @ 00:02:06
dzas:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(428438) Apr 24, @ 21:24:03
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(428438) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(428438) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(428438) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(428438) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(428438) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59445) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(428438) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59445) Apr 02, @ 19:02:39
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Złap i… co dalej?
Opublikował 03-01-2007 o godz. 13:00:00 Monk |
Ilbelfero napisał
Już od całkiem dawna chodzi za mną ten temat tu i ówdzie przy wielu okazjach poruszany. I ja chciałbym dorzucić swoje trzy grosze…
Dlaczego “catch and release”?
Chodzi o kwestie etyczne, związane z wypuszczaniem ryb po połowie, czyli tzw. catch and release (złap i wypuść). Podobnież sama filozofia pochodzi z Anglii. Nie znam angielskich wód- pewnie są rybne, więc tym bardziej nie wiem, skąd u Angoli taka filozofia, ale u nas jest choćby częściowo uzasadniona wynikiem zmniejszających się zasobów. Czemu zasoby te spadają - nie jestem specjalistą, zanieczyszczenie środowiska (jeszcze chyba w spadku po PRL), rosnąca liczba wędkarzy, zła gospodarka... Nie mam pojęcia. Jest jak jest.
W Finlandii łowią trójzębem
Niedawno z zaskoczeniem oglądałem, jak w Finlandii panowie zebrali się polować na szczupaki w nocy trójzębem. To podobno bardzo stara tradycja w tym kraju, która we mnie początkowo wzbudziła wstręt, taki sam jak inny materiał, gdzie facet brodził w wodzie z kuszą za grube setki euro i strzelał do szczupaków. I to wszystko nazywało się sportem. Ale w ich kraju nikt by ich nie nazwał kłusolami. Tylko ile tam jest jezior, jaki stan akwenów i liczba takich myśliwych? Od tego powinna zależeć nasza ocena takich metod. Przypomnijmy sobie polskie przeboje związane z łowieniem na żywca i jego czasowym zakazem. Jaka to różnica?
Wędkarz - myśliwy i wędkarz-obrońca przyrody
Wydaje mi się, że ten temat ma wiele odcieni niczym opal i wart jest stałego wracania do niego. Z jednej strony do momentu złowienia mamy przed sobą wędkarza-myśliwego, stosującego najbardziej wyrafinowane techniki w celu usidlenia zdobyczy, z drugiej - po złowieniu ofiary ten sam wędkarz staje się pełnym miłości obrońcą tejże ofiary, wydobytej przed paroma minutami z wody. To trochę tak, jakby dać komuś w mordę, a potem usilnie go reanimować, prosząc o wybaczenie, tłumacząc się, że chciało się przeżyć chwilę przyjemności. Celowo podaję takie przesadzone wywody. Kiedyś wbrew sobie zadałem uczniowi temat rozprawki: „Czy wędkarstwo jest sportem, czy zwykłym męczeniem zwierząt dla przyjemności?” Osobiście myślę, że jest to sport, w którym jest myśliwy, jest ofiara i jest troska o to, aby ten sport można było nadal uprawiać.
Jeśli o mnie chodzi, to do wypuszczania ryb doszedłem z czasem. Trwało niezbyt długo, bo intensywnie łowię od minionego sezonu. Jakoś samo to do mnie doszło, że nie za bardzo mam ochotę na te złowione ryby, raz na jakiś czas owszem mogę coś zabrać do zjedzenia. Ostatnio przyznaję wziąłem parę okoni, karpia, wzdręgi, ponieważ od dłuższego czasu miałem ochotę na węgierską zupę rybną halaszle (smakowała cudnie, polecam - najlepsza z kilku różnych gatunków ryb). Nie czuję się specjalnie grzeszny mając w pamięci, jak dość leciwi wędkarze na moim jeziorku biorą wszystko jak leci. W dodatku chodzą dużo częściej ode mnie.
Mięsiarz - wróg publiczny numer jeden
Czy każdy kto bierze jakąkolwiek rybę do domu jest mięsiarzem? Osobiście nie przepadam za tego typu etykietami, stawiającymi jednych wyżej, drugich niżej. Z catch&release zrobiła się jakaś quasi-religia, a nic tak mnie nie razi, jak nagły neofityzm. Tak jak pisał któryś z kolegów jestem zdania, że nie potrzeby odsądzania od czci każdego, kto kiedykolwiek wziął coś do domu.
Niemiecki mięsiarz
Do tego, jak wygląda mięsiarstwo za granicą przywołam tu przykład Norwegii. Ostatnio władze tego kraju wprowadziły ograniczenie, co do kilogramów wywożonych przez wędkarzy ryb. Niestety nie pomnę ile to było dokładnie, ale coś około 50 kg. Akurat w tym przypadku najwięcej wędkarzy przyjeżdża z Niemiec. Niemców trudno podejrzewać o problemy z zaopatrzeniem, więc jest to jak najbardziej mięsiarstwo zagrażające stanowi wód - zważywszy na to, że liczba odwiedzających jest duża. Niemieckie gazety wędkarskie pełne są ogłoszeń zapraszających do Norwegii. A może wędkarze chcą sobie tak zrekompensować wysoki koszt takiej wyprawy? Norwegia tania nie jest.
Niemcy i Austria – złów i bezwzględnie zabierz!
W Niemczech i Austrii sytuacja jest przegięta w drugą stronę. Zabierać należy wszystkie ryby wymiarowe i po złowieniu zabijać. Niewymiarowe powinny wrócić natychmiast do wody. Nie można wypuścić wymiarowej ryby. To rozwiązanie ma pewne wady: zatem powiedzmy jedziecie 200 km na połów i po godzinie dobrych brań musicie się wycofać do domu, bo limit połowu spełniony, a przepisy zakazują wypuszczania wymiarowców. Poza tym wszelkie okazowe ryby nie wracają do wody. Jak powiedział mi sprzedawca w wędkarskim w Salzburgu, wędkarze mają nadzieję na zmianę tego przepisu. Wskazał jednocześnie na wiszące na ścianach okazowe szczupaki - w jego mniemaniu ofiary tych przepisów. Obecnie pojawia się klimat sprzyjający zmianie tego przepisu po tym, jak w Brandenburgii złagodzono przepisy dotyczące egzaminów na kartę i możliwości łowienia przez wędkarzy-turystów.
Czy zawsze wypuszczać?
Tego przepisu broniłbym w pewnych uzasadnionych przypadkach, kiedy stan ryby, wskazuje na jej niezbyt dobry stan ogólny. Niedawno na jednym z portali widziałem relację, gdzie na zdjęciu szczupakowi wypadały skrzela: „Jednemu spod pokrywy wystaje oderwany łuk skrzelowy, drugiemu natomiast coś amputowało pokrywę skrzelową. My dołożyliśmy im jeszcze po dziurce w szczękach, ale po wigorze jaki prezentowały podczas holu można przypuszczać, że wyjdą i z tego”. Akurat w tym wypadku „złap i wypuść” nie wydaje mi się uzasadnione stanem zdrowia. Sam wbrew sobie jednak powiem, że ten przepis jest ochroną przez zabieraniem ryb, które rzekomo były w złym stanie po wyciągnięciu z wody. Jest to forma ochrony przed nadużyciami. A rybka najwyżej zostanie skonsumowana przez inną rybę, czyli wszystko zostanie w przyrodzie.
Nie cierpię i popieram
Wiele pisanych relacji wędkarskich zawiera magiczną formułę „oczywiście rybki wróciły do wody”, natomiast fakt zabrania ryby staje się tak wstydliwy, jak chodzenie w klapkach do garnituru. Czasem jednak na dołączonych zdjęciach można dojrzeć, że jednak jakieś ryby zostały zjedzone podczas wypraw, o czym wstydliwie wspomnieć nie wypada. Osobiście tropię wszelkiego typu przegięcia, bo wydaje mi się, że takie neofickie zaangażowanie jest chore. Muszę powiedzieć, że często denerwuje mnie ten zachwyt nad własną świadomością, podkreślany przez formułę „oczywiście rybki wróciły do wody”, ale z drugiej strony taka formuła to jakby nawoływanie do bicia się pierś. To coś, jak kasowanie w biletu w Niemczech, gdzie po skasowaniu go pokazywało się innym pasażerom (teraz już raczej niespotykane). Czyli jestem przeciw i za. Przez cały czas sam sobie zadaję riposty, a to dlatego, że nie chcę, by ktoś pomyślał, że ja taki doskonały jestem, postępowy itd. Aż tak to ja nie jestem sobą zachwycony - czasami miłośnik przyrody ustępuje myśliwemu. Ale nigdy nie posunąłbym się do traktowania ryb na przykład prądem lub karbidem.
Posmaruj ranę maścią
Kwestie etyczne wędkarstwa zostały naświetlone z wielką dbałością w mojej ulubionej książce Wędkarz skuteczny Jacka Leśniowolskiego i Stanisława Stupkiewicza. Pojawia się tam takie mądre stwierdzenie: „Zabranie zdobyczy dostarcza uzasadnienia rzeczowego: oto wyciąga się ją z wody aby zjeść, czyli zaspokoić jedną z podstawowych potrzeb życiowych człowieka. Jeśli natomiast zwraca się ją do wody, to oznacza, iż na nieuniknione stresy naraża się ją tylko dla swojej przyjemności”. Czyli zawsze kładzie się jakiś cień, cokolwiek by nie wybrać.
Właśnie to stwierdzenie każe przywołać do porządku tych, którzy z purytańską surowością nawołują do maty karpiowe, maści do smarowania ran itp. Problem w tym, że ta ochrona zdobyczy nie może się posunąć do punktu, w którym w ogóle rezygnujemy z łowienia. Więc jest w sumie taką pół-ochroną.
„Kocham zwierzęta, dlatego lubię je zabijać”
Moim zdaniem jest to po prostu logiczne mniejsze zło. Ale warto pamiętać, jakie pułapki kryją się w myśleniu pod tytułem „dla dobra ryby”. Tym bardziej, że wędkarstwo nie ma tej samej podstawy, jaka towarzyszy myśliwym dokonującym odstrzału (na danym terenie może żyć tylko określona liczba zwierząt dla dobra samej populacji, inaczej brakuje pokarmu). Tam, gdzie człowiek zaingerował w naturalne mechanizmy regulujące stan liczebności, teraz sam zastępuje naturę i drapieżniki, które tę robotę powinny spełniać. Ale nie wędkarz.
I znowu wracamy do Anglii. Mój ukochany kabaret Monty Python nie zostawił suchej nitki nawet na takim uzasadnieniu myślistwa w pewnym skeczu, wkładając w usta myśliwego takie słowa: „Kocham zwierzęta, dlatego lubię je zabijać. Nie zabiłbym zwierzęcia, którego nie kocham”.
Może niektórzy pamiętają, z jaką pasją w audycji „Zwierzyniec” czy „Teleranek” opowiadał pan Michał Sumiński (?) o leśnej zwierzynie. Słuchałem go z zapartym tchem, nie zdając sobie sprawy z tego, co sam przyznał w jednym z wywiadów: niektóre z tych zwierząt obserwował tuż przez ich zastrzeleniem. Ale nie zniszczyło to we mnie przekonania, że ten facet naprawdę czuł bluesa i kochał przyrodę.
Złowić i... pomyśleć
Pozostaje rzec: co kraj, to obyczaj. W Finlandii łowią trójzębem, u nas dozwolone jest stosowanie żywca, gdzie indziej łowi się kuszą. Nie ma jednego wspólnego wzorca międzynarodowego identycznego dla każdego wędkarza. To kwestia stanu akwenów, stopnia nasilenia połowów, stanu środowiska i panującej w kraju świadomości łowiących. Zapraszam do dyskusji na ten pełen meandrów temat. A jeśli popełniłem jakieś błędy merytoryczne - proszę o korektę. W końcu jestem trochę żółtodziobem - wędkarstwem intensywnie zająłem się w styczniu.
Pozdrowienia dla wszystkich ludzi dobrej woli.
Zwłaszcza tych, z portalu ''Pogawędki Wędkarskie''!
Ilbelfero
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez ledd1 dnia 03-01-2007 o godz. 14:16:03 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Ibelfero świetny tekst. Naprawdę super. Czytałem go kilka razy i naprawdę napisałeś to tak że nie jeden pomyśli. Może nawet postara się wyciągnąć wnioski.
Ja odpowiem tak. Przenośnią.
Kiedy w Polsce ponoć w 1989 roku skończył się komunizm lub jak kto woli PRL ludzie zaczęli tęsknić za nim. Demokracja okazała sie dla nich złem. A to tylko dlatego ze ciężko im się przystosować to tego w czym teraz żyjemy.
Podobnie jest w wędkarstwie. Ciężko zaakceptować nowy odłam w wędkarstwie.Stare wędkarstwo nie jest jeszcze wstanie tolerować czegoś nowego.Nawet jeżeli nikt mu nic na siłę nie każe ani do niczego nie zmusza. Jest to z góry złe bo nowe i trzeba pokazać palcem na karpiarza bądź osobę z zasadą c&r i dać do zrozumienia że mnie się nie da przekonać, namówić lub zmienić.że ja nie chcę słuchać i myśleć.
Bo wszelkich zmian trzeba chcieć spróbować i mieć przy tym własną nieprzymuszona wolę.
|
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez sacha dnia 03-01-2007 o godz. 20:00:39 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Mięsiarza też nie trzeba palcem pokazywać a co poniektórzy starają się to robić. |
]
|
|
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez rockrider dnia 03-01-2007 o godz. 14:39:45 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Całkiem ciekawie...
Tyle, że zupełnie nie o C&R...
C&R nie jest żadna ideologią, czy modą. Te określenia rezerwuje się dla "no kill".
C&R jest zwykłą i oczywistą koniecznością gospodarczą. Nie ma tyu miejsca na sentymenty typu: szacunek dla przeciwnika, czy wstręt do zabijania. Jest to wynik rachunku ekonomicznego.
Najdroższa jest ryba dzika - zjedzona. Najtańsza hodowlana - wielokrotnego użytku. Odysłam przy okazji do ciut wcześniejszej publikacji Czeza.
Przy prawidłowo ustawionych limitach (regulowanych zarówno dostępem do wody jak i ilościa "miesa" do zabrania) - C&R zamyka się w ramach przepisów. Nie ma potrzeby zastanawiania się, czy chcę czy nie chcę rybie zwrócić wolność (w tym momencie właśnie mamy no kill :)). Istotne jest to, że skoro mamy uwolnić to wszystkie czynności połowowe musza ku temu zmierzać.
Łowisko sie bilansuje. Ba! Wtedy nawet NIEZABRANIE może byc jakimś zaburzeniem tej równowagi. Na szczęście zarówno gospodarz jaki sam woda z tym zaburzeniem sobie jakoś poradzą :)))...
W sytuacji zdecydowanego niedoboru i przy źle ustawionych regułach (limit, wymiar, czy okres ochronny sa tyloko jednym z elementów tych reguł. Dochodzą zasady płatności i dostępu, jakość ochrony i wiele wiele innych) nic nie pomoże...
Wtedy C&R staje się również formą samoograniczenia jednostek bardziej świadomych.
Tu się pojawia coś wiecej niż tylko ekonomia. |
]
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez rockrider dnia 04-01-2007 o godz. 09:05:51 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | nie :) to nie tak.
No kill jest po prostu postawa z wyboru. Nie zbijać złowionych ryb. Tzn. wypuścić. Oczywiście starannia.
POnadto jako "no kill" najczęście rozumiany jest indywidualny wybór. Niezależnie od bilansu łowiska. Nie zabijam nie dlatego, że to grozi "wyrybieniem", a po prostu dlatego, że nie chcę/nie lubię...
Pod skrótem C&R, wbrew dosłownemu tłumaczeniu, kryje sie po rpostu wiecej. C&R jest obecnie rozumiane jako pewien system działan wchodzących w większą całość określana jako zrównoważone zarządzanie łowiskiem.
C&R, w tym ujęciu, nie jest więc wyborem, lecz koniecznościa ekonomiczną. I nawet gdyby zabicie było w mym zwyczaju to nie uczynię tego, gdyż albo nie mogę, albo (gdy regulacje są niedostosowane do realiów) wiem, że działam na szkodę rybostanu (a tym samym i swoją)...
Można poczytać o tym w wielu miejscach. I tu i gdzie indziej (ratuj szczupaka, namuche itp) |
]
|
|
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez ilbelfero dnia 04-01-2007 o godz. 07:51:40 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.goslask.profort.org.pl/index.php?a=glowna | Raz rozmawiałem z gościem co narzekał na brak ryb "Nie ma ryb panie a kiedys to sie siatami ciągneło..." po czym opowiadał mi o różnych pseudowędkarskich wręcz kłusowniczych metodach jakimi łowił. Jakoś w ogóle nie skojarzył, że to dzięki takim jak on stosował metodom ryb brak, między innymi przyczynami. Żenua było słuchac tego. |
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez Czez dnia 04-01-2007 o godz. 13:31:47 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Znam tego typu typów...Już zaprzestałem dyskusji z takimi, szkoda czasu i atłasu. Ostatnia moja dysputa miała mniej więcej taki przebieg :
- Panie trzeba było tu w kwietniu i w maju przyjść. Czasami w godzinę komplet miałem. 65 sztuk wyjąłem. Ale ja to nic...Wiesiek i Kazik to mieli po 90 sztuk jak nic. A teraz to nie ma po co siedzieć Panie...wykłusowali wszystko.
- Wykłusowali?
- No tak wykłusowali. Szkoda gadać. A PZW zarybiać nie chce, a co roku składki podnoszą.
- A te 65 sztuk co je Pan złowił to skąd się wzięło?
- No zarybili.
- A ile tego wpuścili?
- Mówią, że 500 sztuk. Ale kto tam ich wie? Pewnie połowę rozkradli.
- No jak połowę rozkradli, to wypada że resztę wyłowił Pan i Wiesiek z Kazikiem. Inni wędkarze tu nie zaglądali?
- Jak nie zaglądali. Wędki nie było gdzie wcisnąć.
- No to znaczy, że nic nie łowili?
- Jak nie łowili? Każdy co najmniej 1 karpia miał, a niektórzy po komplecie. Ale później to ktoś musiał wykłusować.
- No chyba niekoniecznie. Pan z Wieśkiem i Kazikiem złowił połowę wpuszczonych ryb. Inni też łowili, jak sam Pan twierdzi i po komplecie, to gdzie tu ryba dla kłusownika?
- Panie spójrz Pan na te trzciny o tam. Widzisz Pan jakie położone. Kłusują Panie po nocy i w tamtym miejscu siatę wyciągają na brzeg, a potem wędkarze nie mają co łowić.
To była moja ostatnia tego typu rozmowa...sił mi już nie starcza na walkę z taką głupotą... |
]
]
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez akabar dnia 04-01-2007 o godz. 15:54:56 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Heh. Dokładnie , ręce opadają . Podobna sytuacje miałem kiedys ze znajomym, który ganił kłusoli a jak zapytałem jak połów to pochwall się ze dzisiaj przytaskał 16 szczupaczków z jednej rzeczki. Mówię do niego
- nie przesadzasz z tymi rybami, a on - jak ja bym nie zabrał to kłusole by wybrali,
ja mu mówie
- sam jesteś kłusol
a on -cos ty ja płace składki.
I weź tu z takim gadaj. |
]
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez wobler123 dnia 05-01-2007 o godz. 17:40:33 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | W tym przypadku zawsze myślałem że są dwa wyjścia wypuść lub zjedz, a pewnie się okaże że cały czas byłem w błędzie pełna załamka. |
]
|
|
Re: Złap i… co dalej? (Wynik: 1) przez Bombel dnia 05-01-2007 o godz. 19:01:19 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dzięki za ten tekst. Wyważony i dający szalenie wiele do myślenia.
Od dalszego komentowania się powstrzymam. Żeby Ciebie i mnie nikt nie chciał tu zagryzać:)
Pozdrówka serdeczniaste:) |
|
|
|