Prawie 90% występujących współcześnie ryb ma swe początki nie, jak się sądzi, w morzu, lecz w wodach słodkich.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 269
Zalogowani 0
Wszyscy 269
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385073) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(385073) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385073) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(385073) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(385073) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59437) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(385073) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59437) Apr 02, @ 19:02:39
jjjan: Wpłaciłem za następne
dwa lata.
Są dwie faktury, każda
za rok. N ...(385073) Apr 02, @ 17:57:24
jjjan: Wszystkim wszystkiego
dobrego ...(170) Mar 30, @ 08:46:37
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Wakacje
Opublikował 16-08-2007 o godz. 19:57:37 Monk |
Robert napisał
Jeszcze kilka godzin i będą na miejscu. Czekanie jest nieznośne. Staram się więc zająć czymś pożytecznym, niewiele jednak w niedzielny wieczór udaje mi się wymysleć.
Gapię się zatem w komputerowy ekran i odliczam czas.
Przyjadą na pewno zmęczeni, łóżka są już pościelone, pokoik przygotowany, ale i ja już przysypiam.
Telefon… dzwoni gdzieś… Jezu! Rzucam się do przycisków znielubionego urządzenia.
Na wpół przytomne - Halo!?
W odpowiedzi słyszę: GPS twierdzi, że dojechałem na miejsce.
Szukam jakiegoś odzienia i śpieszę na zewnątrz, przed domem jednak nikogo nie ma,
wracam po telefon i z powrotem na ulicę. Są, światła zatrzymanego auta i znajoma sylwetka.
Nareszcie - Radek (mistrz Asknet) i jego dziewięcioletni synek Michał przyjechali, by spędzić kilka dni w reńskiej krainie.
Tego wieczoru nie zdołaliśmy już bardziej przeciągać. Chciałem by wypoczęli, bo następnego dnia mieliśmy w planie objechać chociaż cześć wody, na której moglibyśmy połowić w dni następne.
Dwa dni upłynęły nam pod znakiem rekonesansu oraz na rozmowach i degustacji wyrobów regionalnych. Wieczorami zasypywałem "Askiego" dziesiątkami pytań z dziedzin rożnych
i niespójnych ze sobą; tak, że następnego dnia ponawiałem te same pytania, tłumacząc potrzebą utrwalenia wiadomości. Znosił to wytrwale. Dowiadywałem się również wielu informacji dotyczących łowienia na muchę. Mojej - nie do końca jeszcze skrystalizowanej - pasji. W rezultacie zacząłem już rozpoznawać muchy suche, mokre, nimfy i strimery, nie wspominając o jeżynkach. Nauczyłem się posługiwać dziwnym urządzeniem do wiązania ze sobą przyponów węzłem zderzakowym.
Tutejsze łowiska dla Radka nie były szczególnie interesujące, biorąc pod uwagę planowany w środę wyjazd nad rzekę Doubs. Dokładając do tego kaprysy pogodowe tego lata Ren i L’Ill nie stanowiły obiektu marzeń muszkarza. Jednoznacznie określił te wody "spinningowymi". Przyznam, że taka opinia zupełnie mi odpowiadała.
Michał to nad wyraz inteligentny i doskonale ułożony chłopiec. Towarzyszył nam we wszystkich wyprawach i dzielnie znosił trudy niekiedy uciążliwych wędrówek.
Potrafił też wybaczać nasze najbardziej dziecinne zachcianki, ale o tym będzie jeszcze mowa.
We wtorek po południu dzwoniłem już na miejsce naszej jutrzejszej wyprawy, pytając o warunki nad woda, cenniki itp. Planowany od tak dawna wyjazd musiał być poprzedzony chociaż takimi podstawowymi informacjami.
Mimo od dawna niesprzyjającej aury, rozmówczyni namawiała nas do przyjazdu. Decyzja zapada - jedziemy.
Środa wita nas piękną pogodą i sporymi nadziejami na złowienie dużych pstrągów i lipieni w
mekce muszkarzy. "Le Doubs" staje się wyzwaniem od tak dawna obiecywanym.
Jeszcze nie mam obaw i promesa zdaje się być realna. Zatrzymujemy się po drodze w znanym mi sklepie wędkarskim, gdzie właścicielem jest wędkarz ze sporym doświadczeniem. Zna tę wodę i potrafi wskazać łowisko. Pierwsza rzecz, która rzuca się Radkowi w oko to horrendalne ceny w stosunku do znanych artykułów w innych częściach Europy.
Próbuję wyciągnąć ze sprzedawcy maximum wiadomości. Nie są bardzo optymistyczne: wszystkich poważnych wędkarzy wywiało już tydzień temu, ale poleca jechać na miejsce. Może się okazać, że trafimy źle, ale może okazać się, że będzie "festiwal".
Fala ulewnych deszczów przewaliła się kilka dni temu i być może rzeka wróciła już do normalnego stanu. Odbywa się to w brew pozorom bardzo szybko. Przekazuję wiadomości Radkowi, ale nic już nie jest w stanie zmienić naszego postanowienia. Jedziemy przekonać się naocznie, w najgorszym wypadku zrobimy ładną wycieczkę.
Ostatni odcinek drogi jest kręty i sporo na nim stromizn. Droga urokliwa, chociaż niebezpieczna, lecz dostarcza sporo wrażeń.
Dojeżdżamy do Gumois, naprzeciw nas malutkie kameralne przejście graniczne, za nim Szwajcaria.
Skręcamy w kierunku rzeki i jedziemy wzdłuż brzegu - widok imponujący.
Otoczona zalesionymi górami, meandrująca, miejscami napotyka wielkie głazy, gdzie indziej rozlewa się i wypłyca piękna górska rzeka w malowniczym otoczeniu. Radkowi przypomina trochę San.
Zatrzymujemy auto, by bliżej przyjrzeć się wodzie. Przy tej okazji zaczepiam siedzących przy posiłku dwóch wędkarzy. Przybyli tu rano mają na koncie kilka ryb, dwie znaczniejsze: potok 47 cm i lipień 42 cm. Ryby złowili rano. Mówią jednak, że warunki są złe. Poziom wody podniesiony w granicach 75 cm. Przyczyną w pierwszej kolejności są dawno nie widziane tak obfite opady, z tymi jednak rzeka sobie radzi. Dużo gorzej radzi sobie z niepodzielnym władcą rzek we Francji EDF (krajowy monopol elektrowni wodnych), to oni "odkręcili kurek".
Spuszczają nadmiar wody ze zbiorników i za nic mają sobie wędkarską brać. Po 18.00 powinni zamknąć śluzę i woda opadnie, ale pewności nie ma.
To nie może być dla nas przeszkodą, w pobliskiej knajpce zjadamy obiad, opłacamy licencje i podążamy na odcinek No Kill, sądząc, że mimo wszystko tam da się powojować z pstrągami.
Tym razem mistrz odziewa cały muszkarski rynsztunek. Żarty skończone, drzyjcie pstrągi.
Mnie zaś radzi zostawić spinn, bo będzie korcił i zabrać tylko muchówkę, którą nota bene
przywiózł mi od naszego pogawędkowego Mareczka (Torque). Nie stawiam sprzeciwów tym bardziej, że oczekuję lekcji od mistrza. Michałek otrzymuje na początek rolę fotoreportera.
Schodzimy nad rzekę, Radek wybiera pierwszą miejscówkę, ale z wejściem i poruszaniem się w wodzie ma niesamowite kłopoty.
Prąd wody podcina mu stopy i każdy krok musi być przemyślany. Wreszcie "sing tip" świszcze nad głową. Ten rodzaj sznura z tonącą końcówką, uzbrojony w dolna nimfę ma przynieść efekty. A te są już po drugim, bądź trzecim podaniu muchy.
Pierwszy potok już koziołkuje na powierzchni straszliwego nurtu. Michał nie fotografuje tej pierwszej ryby. Zresztą taki początek zapowiada, że będzie za chwilę sporo innych okazji.
Takie były założenia. Przemierzamy dziesiątki, później setki metrów w poszukiwaniu ryby.
Nic. W dodatku w przewadze odcinków rzeka jest nieczytelna. Klnę na EDF za ten stan.
Próbujemy z Michałem swoich sił, ale ja przy pierwszym możliwym zejściu do wody rezygnuje tak szybko, jak szybko wpadłem na ten pomysł. Nie jestem przygotowany na tą wodę. Moje spinningowe wodery nie dają mi szans, a wredny nurt usiłuje posadzić mnie na tyłku.
Próbujemy z brzegu, ale na rezultaty musimy "jeszcze" czekać. To nie jest dla mnie metoda, której nauczę się w pięć minut. Widzę też, że Michałowi ta sztuka wychodzi lepiej niż mnie. Nie zniechęca mnie to, wręcz przeciwnie - nabrałem motywacji. Po jednym z kolejnych "makabrycznym podaniu", zauważam sylwetkę ryby, przesuwającej się w kierunku mojej przynęty (bo nie nazwę tego nimfą). Zgadnijcie, jaką rybę skusiłem? No oczywiście klenia. Niestety wypadłem w jego oczach jako kompletny amator i laik - zrezygnował ze mnie, ale ja tam jeszcze wrócę.
Dotarliśmy wreszcie do miejsca, gdzie kończył się odcinek "No Kill", dalsza wędrówka możliwa była jedynie leśną dróżką. Po przejściu leśnego odcinka ponownie jesteśmy nad piękną i jakże niewdzięczną tego dnia rzeką. Słońce pochyla się już ku zachodowi i zaczyna przypominać, że czas na odwrót. Niedosyt, trochę złość, ale wracamy. Nie tylko Michał ma już w nogach. Nie odbyłem takiej wycieczki ze sto lat. Brzegi rzeki święcą pustką. Tutejsi "specłowy" wiedzieli, co się święci.
W tej sytuacji trudno mówić o frycowym. Gdyby rzeka miała swój normalny stan Radek na pewno wykorzystałby to w stu procentach. Wobec mnie nawet prawo na "f", nie miało zastosowania w tych warunkach.
Rozmawiamy jeszcze w drodze powrotnej z napotkanym wędkarzem. Nie ma wątpliwości - to nie ten czas, chociaż Radek cały czas podkreśla, że Doubs ma duży potencjał.
Jutro też jest dzień, ale jutro jedziemy gadać z małpami, może one wiedzą coś na ten temat.
W czwartek postanowiliśmy "odpocząć od ryb", więc wybraliśmy wycieczkę w tutejsze góry Wogezy. W założeniu miało być zwiedzenie zamku Haut Koenigsbourg, ale komu by się chciało tak wysoko jechać. Zatrzymaliśmy samochód w rezerwacie małp. Porównać nasze wiadomości i zwyczaje.
W rezultacie małpy zżarły cały popcorn, którym częstował je Michał, nam pozostały małpie miny aż do wieczora, kiedy to uraczyliśmy się wyrobami prosto z tutejszych "caves".
Wieczorne rozmowy, ale także plany na jutro wypełniły ten dzień.
Gosia ma nieszczęście pracować cały tydzień i niewiele czasu może z nami spędzić. Musimy dawać sobie radę sami. Kuchnia nie jest niestety moim mocnym punktem, zatem Michałek i Radek panują w tej części mieszkania niepodzielnie. Moja asysta najczęściej powoduje więcej zamieszania niż korzyści. Mam jednak swój udział: otwieram bardzo sprawnie buteleczki z tutejszych winnic. Na coś się jednak przydaję.
W piątek ponownie byliśmy nad wodą. Michał brał lekcje spinningu, a ja kolejną pokory przed rzeką. Fatalne tego roku lato daje się we znaki, rozproszonej ryby ze "świecą" trzeba szukać.
Po wizycie na Doubs, jakoś mniej mamy ochoty na łowienie. Wracamy do zajęć domowych… i produktów regionalnych. Nazajutrz jedziemy do Europa Park - trzeba wypocząć i wyspać się przed wrażeniami.
Sobotni poranek zapowiada piękny, słoneczny dzień. Od początku planowany wyjazd do Europa Park (ponoć na życzenie Michała) staje się faktem. Nie żebym się czegoś bał, ale zawsze to bezpieczniej na ziemi, nad rzeką … no, co będę opowiadał.
Radek promienieje na widok "Silver Star", mnie miękną nogi. Silne postanowienie - nie wsiadam w to "coś".
Najpierw jedziemy kolejką (trochę za wysoko) żeby zobaczyć, jakie atrakcje nas czekają.
No i oczywiście pierwsza zjeżdżalnia do wody (za wysoka) staje się przedmiotem marzeń ponoć Michała. Bardzo lubię wodę, ale po co wpadać do niej z wysokości wieżowca?
No trudno, przeżyłem. Niestety to dopiero początek. Szukamy ("dalej na życzenie Michała"), kolejnej atrakcji wodnej, można się raz pomylić, była wysoka czy nie? Przeżyłem.
"Bardzo nam podobają się" wodne atrakcje, więc kolejna też jest wodna: tym razem jest to rodzaj spływu na dużym nadmuchanym kole (budzącym zaufanie), trochę oddechu od przeciążeń, bezwładnie spadającego ciała. Później nieco przez pomyłkę zjeżdżamy "pod wodę", postrzelać do głębinowych potworów. Tu okazało się, kto jest "No Kill". Nie dotknąłem lasera. Za to Mistrz Radosław "wytłukł" całe podwodne życie. Michałowi było szkoda niektórych sympatycznych stworków, więc ostatecznie tatuś wygrał konkurencję.
Czas na posiłek i wytchnienie. Korzystam z tych chwil, bo Radek już ma "plana", a poza tym niebezpiecznie zbliżamy się do największej "atrakcji" - w każdym razie najwyższej.
Póki jednak co, wsiadamy do swoistej windy, która wywiezie nas w okolice chmur, by "podziwiać" stamtąd park i okolicę. Na ziemi wygląda to zupełnie bezpiecznie, ale wszystko to do czasu, kiedy już osiągnie ostateczną wysokość. Przyklejam się, więc plecami do oparcia i "kontempluję" otoczenie - za wysoko! Radek robi foty, Michał się nudzi, a ja chce na dół!!
W pewnej chwili spostrzegam, że "najlepsza" atrakcja, którą widać w panoramie przewyższa wysokość naszej windy! Nigdy! NIKT nie wciągnie mnie tam, nawet za cenę… złowienia sandacza!
Przeżyłem zjazd "windą". Na tym jednak postanowiłem zakończyć podnoszenie adrenaliny.
Chłopaki zaliczyli jeszcze kolejkę szwajcarską (ponoć pryszcz) i zbliżamy się do wyjścia.
Nieuchronnie musimy przejść obok "Silver'a", czytam tablicę informacyjną, dotyczącą tej atrakcji. No i wszystko jasne! Dzieci od lat 11 (Michałek musi poczekać), a dalej: osoby z problemami sercowymi, ciśnieniowymi, pod wpływem alkoholu, kaleki, ze schorzeniami psychiki- WSTĘP WZBRONIONY. Wszystko zgadzało się, co do joty! Byłem uratowany!
Niedziela to ostatni wyjazd nad wodę i ostatni dzień, w którym czas ucieka jak zwariowany.
Michałek staje na wysokości zadania, łowi pięknego okonia na "spinn" - staje się powoli doświadczonym wędkarzem. Na pewno nie zgubi tej pasji i za kilka lat to On będzie pisał artykuły na PW.
Jeszcze kilka godzin razem, kilka chwil, które chce się zatrzymać i zapamiętać.
Może nie wszystkie plany zrealizowaliśmy, może za mało było wędkarskich wrażeń, jednak
życie pisze scenariusze, a my możemy mniej lub bardziej w tym przeszkadzać.
Nie cierpię rozstań. Na pocieszenie zostaje mi nadzieja, że nie ostatnia to wizyta tak wspaniałych gości. Do zobaczenia Radku i Michałku.
Robert
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Wakacje (Wynik: 1) przez Robert (gosia67600@orange.fr) dnia 17-08-2007 o godz. 19:39:21 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | To my Ci mówimy, że czekamy na Was żeby było jeszcze zajefajniej i żeby Doubs dopisał:-)).
Po Waszym wyjeździe niebo runęło i wody nareszcie jest pod "dostatkiem":-)).
Całusy (od Gosi)dla Michała i Ciebie ode mnie męski uścisk reki:-)).
|
]
|
|
Re: Wakacje (Wynik: 1) przez old_rysiu dnia 17-08-2007 o godz. 08:30:45 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Cudownie! Fajnie, że to tak ładnie opsałeś. Jak zwykle Robercie stanąłeś na wysokosci zadania i pokazałeś naszemu koledze piękno Twoich stron. Michałek oczywiście za parę lat sam będzie pisał na PW relacje ze swoich wypraw :-)
Radek - tak to jest dopiero wędkarski egzemplarz. Wogóle się nie dziwię, że wlazł do tej rwącej wody.
Radka widziałem ze spinningiem nad Koronowskim. Łowił ze srodka pływajacego ale nie pontonu czy łodzi. Jego fotelik pływajacy był naprawdę ciekawym pomysłem :-) |
Re: Wakacje (Wynik: 1) przez Robert (gosia67600@orange.fr) dnia 17-08-2007 o godz. 19:50:53 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dzięki Rysiu ! Trochę mi przykro, że artykuł nie nosi czysto wędkarskich emocji, ale takie życie i Ty to zrozumiesz:-). W końcu wakacje jeszcze trwają:-).
Tutejsze wody będą z pewnością atrakcyjne i dla Ciebie, tylko musisz się zdecydować na przyjazd. Alzacja to kraina karpia, ale jeszcze o tym nie wiesz:-).
|
]
|
|
Re: Wakacje (Wynik: 1) przez Robert (gosia67600@orange.fr) dnia 17-08-2007 o godz. 20:42:42 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dzięki Ireczku !:-) A może nowym autkiem z Rysiem na jakąś zasiadkę kleniowo-karpiową,do Alzacji ? Zawsze to jakieś 10 km dalej od domu,i może szczęście będzie nam sprzyjać…nie mówiąc o wyrobach regionalnych:-)).
|
]
|
|
Re: Wakacje (Wynik: 1) przez Karpiarz (karpiarz@arcor.de) dnia 17-08-2007 o godz. 14:18:17 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Fajna relacja z fajnie spedzonego czasu, ja na szczescie chodzenie po takich parkach mam juz poza soba i naprawde wolny czas wole spedzac nad woda a nizeli wpadac do niej z wysokosci :). Michalowi napewno musialo sie podobac tym bardziej ze zlowil do tego pieknego okonia. |
Re: Wakacje (Wynik: 1) przez Robert (gosia67600@orange.fr) dnia 17-08-2007 o godz. 20:47:02 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Januszku zapewniam Cię ze Radek jest wstanie namówić nas na największe uciechy takiego parku !Kto wie :-))!? Jeśli dojdzie do wspólnego łowienia!:-))) |
]
|
|
Re: Wakacje (Wynik: 1) przez Robert (gosia67600@orange.fr) dnia 17-08-2007 o godz. 22:12:41 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Nie obejdzie się bez podziękowań, dla Majstra:-)).Za bezwzględność dla czasu, błędów, ignorancji stylistycznej, szyku zdań i fraz. Dzięki Maćku:-). |
|
|
|