Jotes napisał
O znalezieniu tej właśnie miejscówki, zrządził czysty przypadek ubiegłej
jesieni. Mam na Sulejowskim wiele potencjalnych miejscówek sandaczowych, ale TO
jest wyjątkowe, niezwykłe miejsce. Coś jakby Matka Natura specjalnie i jedynie
dla tych ryb, przygotowała tak wspaniałą jadłodajnię…
Ukształtowanie dna zalewu Sulejowskiego znam na całej jego powierzchni. Znam
każdą podwodną skarpę, każdą górkę, muldy, etc. Nastawiając się na ciężkie,
głębokie trollingowanie w poszukiwaniu sandaczy, potrafię popłynąć łodzią tak,
aby nie wpłynąć przez przypadek na któreś z tych wypłyceń. Wiem jak należy
poprowadzić łódź, by z odpowiedniej strony ominąć je.
Znajomość łowiska to bardzo cenne informacje, to kopalnia wiedzy w późniejszych
połowach.
Jednak tej malutkiej i niepozornej góreczki nie znałem wcześniej. Zresztą, któż
zwracałby uwagę na coś tak niepozornego, mając do wyboru masę innych ciekawych
miejsc? A jednak było warto, gdyż w krótkim czasie hojnie mnie obdarowała!
Sama ta góreczka jest mikroskopijna w porównaniu do innych - ma cztery do pięciu
metrów długości i około dwóch metrów szerokości. Wokół niej jest 9 m głębokości
- No powiedzmy! Bo przecież prawdy nie napiszę, gdyż są tylko dwa miejsca z tej
głębokości wodą na Sulejowskim. Namierzenie mojej cudownej miejscówki, byłoby
wtedy dziecinnie proste dla niepożądanych gości! - Sama góreczka wychodzi dość
stromo w górę, aż do 4,8 m. Wypłyca się jednak na dwa razy, najpierw z tej
największej głębokości wychodzi na 8,5 m i jest tam około 1,5 do 2 m długości
malutki blacik, a następnie już dość ostro pnie się na 4,8 m. Co najważniejsze,
dno na szczycie i stoku jest twarde - sprawdzałem nawet kotwicą, jak pięknie
oddaje, gdy o nie uderza! Ze strony północnej jednak, wychodzi łagodnym stokiem
i to właśnie na nim należy położyć zestawy.
Za każdym razem, kiedy najpierw badam, czy "nakryto już do stołu", opływając
wzniesienie dookoła - tzn. czy echosonda pokaże mi zgromadzone tam sandacze.
Stwierdzam z radością, że jest wokół aż obklejona sandaczami, a największego
kalibru kształty na ekranie nie należą do rzadkości.
Coś w tej góreczce jest - jakaś magia. Wygląda ona jak jakiś malutki stolik,
pośrodku ogromnej połaci wody. Wokół niej przy samym dnie zgromadzone są
sandacze, a nad nimi w toni, masa drobnego białorybu.
Nie tylko sandacze jednak się tam stołują, ale o tym może kiedyś przy okazji
wspomnę…
Już jesienią ubiegłego roku, niespodziewanie "wpadłem" na tę górkę i z marszu
obdarzyła mnie prezentem w postaci pięknego sandacza, o długości około jednego
metra.
Późniejsze wyprawy w to miejsce, nagradzane były wielokrotnie sandaczami od
półtora do trzech kilogramów.
Dopiero w czerwcu tego roku, postanowiłem "zbadać" dokładniej zasobność tej
góreczki. I tak też się stało…
Z początku stawałem w różnych pozycjach względem niej - szukałem najlepszego
ustawienia dla łodzi. Zestawy również zarzucałem w różne strony - to od zachodu,
to od południa, to jeden tak, a drugi inaczej… Aż wreszcie pięknego dnia - a
raczej nocy - trafiłem w samo sedno sprawy - północny stok.
Tego wieczora postawiłem jeden zestaw na tym płytszym stoku, a drugi tuż za
pierwszym wypłyceniem - na głębokości 8,5 m. Wcześniej w miejscu, gdzie
zamierzałem postawić kotwicę - tradycyjnie już - postawiłem małą bojkę i
dokładnie opłynąłem swoją miejscówkę. Widziałem wokół górki mnóstwo
zgromadzonych sandaczy - te jednak nie były wielkie. Duże pokazały się na tym
pierwszym wypłyceniu, na 8,5 m.
Połów rozpocząłem o godzinie 19.00 - dość późno, ale sporo czasu zajmuje mi
dopłynięcie do tej miejscówki z portu.
Na pierwsze branie nie musiałem długo czekać. Ot, zdążyłem zapalić papierosa po
zarzuceniu zestawów, gdy dzwonek zaczął uciekać w kierunku kija. Oczywiście jako
pierwszy odezwał się zestaw, który umieściłem na tym górnym blacie - na
sandaczowym stole.
Wyholowany sandacz nie był zbyt wielki. Miał coś około 1,5 do 1,8 kg.
Do całkowitego ściemnienia się wyjąłem jeszcze trzy podobnych rozmiarów. Nie one
jednak były moim celem! Czekałem cierpliwie na te, które pokazały mi się na
ekranie, na tym głębszym blacie.
Byłem pod wielkim wrażeniem tej mojej nowej miejscówki. W tak krótkim czasie
cztery sandacze wyjąłem, że aż mnie zszokowało. Już byłem bardzo zadowolony -
zachwycony nową "jadłodajnią" sandaczy. Jeszcze jednak nie przypuszczałem nawet,
że tej właśnie nocy, może się wydarzyć o wiele więcej. Że poziom adrenaliny,
zostanie podniesiony mi dwukrotnie do poziomu, w którym zaczyna ona już uszami
tryskać…cdn.
Jotes