Wykrzyknik napisał
¦wit przywitał mnie chłodem, rosa osadzała się na kołowrotku. Siedziałem na wi¶lanej burcie nasłuchuj±c pierwszych ataków boleni. Przemo już łowił. Ciskał swojego woblera z całych sił, jak najdalej był w stanie.
Czekałem, przytulony do zimnej burty niczym czapla wypatruj±ca zdobyczy.
Pierwszy atak był tak widowiskowy, że serce zabiło mi mocniej. Kilkana¶cie metrów ode mnie, pod zwalonym drzewem, wielki boleń z furi± zaatakował stadko uklei. Zaczęło się, wielka podwodna walka o przetrwanie. Słońce zaczynało roz¶wietlać ciemne dot±d niebo a ryby atakowały z coraz większ± częstotliwo¶ci±.
Wstałem, powoli, niczym wydra wszedłem do wody, bezszelestnie, tak żeby nie robić fali na wodzie, żeby tylko nie spłoszyć ryb.
Pierwsze rzuty typowe, szybko pod powierzchni±. Ryby jednak, jakby którym¶ ze swoich zmysłów wiedziały, że moje wabiki s± niejadalne. Biły ci±gle pod zwalonym drzewem sprytnie omijaj±c przynęty.
Wyszedłem na brzeg, usiadłem i wyci±gn±łem z kieszeni kamizelki pudełko. Wyskakuj±ce nad wodę ukleje mogły mieć siedem, może osiem centymetrów. To tak, jak większo¶ć moich woblerów. Spojrzałem na wodę, co¶ było nie tak, nastała cisza. Po której woda otwarła się gejzerem. Sum, to musi być sum. Wszedłem na skarpę żeby obserwować ataki z góry. Przyczajony w krzakach trwałem kilka chwil, do następnego ataku. Jakież było moje zdziwienie, gdy wodę rozpruł wielki boleń, nie sum a piękna srebrna torpeda. Marzenie wielu łowców, ryba tak trudna do złowienia, tak ostrożna, że wielu daje sobie z ni± spokój a inni wpadaj± w chorobliwe jej szukanie zapadaj±c na ’’Boleniozę’’.
Zsun±łem się po skarpie miedzy pokrzywami, z czapki zdarłem pajęczynę z jej wła¶cicielem, który zd±żył wej¶ć mi na policzek. Uwi±załem srebrnego woblera, pierwszy, który wpadł mi w rękę. Kucn±łem na piachu za mał± kęp± trawy. Rzut, spokojnie, nie za szybko. Jest jeszcze kilka metrów do małego warkocza jaki tworzy się za koron± drzewa leż±cego w wodzie. Podszarpnę, niech wobler podpłynie bliżej powierzchni, niech zagra melodię chorej rybki. Jeszcze jedno podszarpiecie i jest.
Gejzer na wodzie, jęk żyłki i jazgot kołowrotka. Siedzi! Król wi¶lanej burty! W jednej chwili cały ¶wiat zamiera. Woda wolniej płynie, tylko boleń z niepohamowan± sił± prze w górę rzeki, co jaki¶ czas, kręc±c młynki pod powierzchni±.
Nie ma czasu na my¶lenie, dokręcam hamulec, mocy powinienem mieć wystarczaj±co. Niech wie, kto jest łowc±, niech wie, kto jest zwycięzc±. Pompuję, ryba pod powierzchni±, pod ni± dywan z gałęzi i kamieni…
Już jest na wyci±gnięcie reki, pod samymi nogami, jest mój. Dwaj my¶liwi, drapieżniki po walce o przetrwanie.
- Spokojnie zaraz będziesz wolny- mówię do niego, gdy łypie na mnie swoim wielki okiem.
Po chwili odpływa zostawiaj±c mi na pami±tkę wspólne zdjęcie. Czułe, niczym przyjacielskie u¶ciski z podpisem kumple.
Przychodzi Przemo zwabiony gejzerami wody jakie widział zza drzew. W pierwszym rzucie trafia księcia. Sporo mniejszy, ale równie waleczny boleń pokazuje, że tak łatwo się nie podda.
Oddycham jeszcze kilka minut wi¶lanym widokiem nim podniosę się z piaszczystego fragmentu burty by wrócić do domu. Posłucham jak król wi¶lanego warkocza pogoni drobnice na ¶ród rzecznej rafie.
- Do zobaczenia na następnym polowaniu…
Ryba miała 75 cm. Łowiłem kijem Jaxona, kołowrotkiem Daiwy i żyłk± Gamaktsu. Przynęt± był srebrny wobler imitujacy ukleję. Miejsce połowu Wisła poniżej Warszawy.
Wykrzyknik