Robert napisał
Pierwszy raz na ¶lad tego jeziora trafiłem przed laty wertuj±c mapę regionu. Spo¶ród innych w okolicy wyróżniała je zaskakuj±ca i nietypowa dla tutejszych zbiorników linia brzegowa.
Było to wówczas jedyne moje zainteresowanie tym akwenem, nie szukałem dalszych informacji z prostej przyczyny. Ilo¶ć wędkarskiej nieobłowionej jeszcze wody dookoła mnie pozwalała tej perełce pozostawać w cieniu.
Będzie już dwa lata, kiedy wredna skolioza zaczęła ograniczać moje zapędy nad zakrzaczone kleniowe i nie tylko rzeczki. Stoj±c bezradnie
nad urwistym reńskim brzegiem, z nożem który właził nieco powyżej końca pleców a wychodził w okolicy łydki, zdecydowałem.
Koniec tortur, musi być pływadło. Małe rzeczki zostawię sobie na okres, kiedy nie będzie mi nic dokuczało, najpewniej latem .Do tego czasu łódk± obrobię Ren i… no wła¶nie zapomniane jezioro.
Poszukiwania czego¶, na czym można by pływać jak zwykle w takich chwilach przypadły na zdecydowanie niekorzystny finansowo czas.
Godziny spędzone na gapieniu się w monitor i rozważania nad czym¶, co spełni zadanie i będzie w moim zasięgu. Wiedzę w zakresie szkutnictwa, tworzyw, kształtu łodzi miałem skromn±. Mimo dobrych Pogawędkowych rad nie potrafiłem znaleĽć niczego interesuj±cego.
Wreszcie ogłoszenie ze zdjęciem pływadła i cen±, ponadto kilka kilometrów ode mnie. Jadę ogl±dać. Już wizualnie stan opłakany (jeszcze gorzej będzie, kiedy dobiorę się do wnętrza łodzi). W komplecie przyczepa i silnik termiczny, Evinrude 4 KM, 2 suw, który sprawny jest do odbioru w zakładzie mechanicznym.
Cena 600 stów, urywam 300 i niech się cieszy, że zalazł klienta na co¶ podobnego.
Na pierwszy ogień przyczepa. Mozolna praca, bo zrywam farbę do gołego metalu. Konstrukcja domowa i solidna, chociaż wiekowa. Podkład, farba i można to już bez wstydu ci±gać za sob±.
ŁódĽ (mydelniczka 3.20x 1.40) będzie bardziej pracochłonnym zadaniem. Widać wewn±trz ¶lady wskazuj±ce iż spędziła sporo czasu podtopiona w wodzie. Wraz z koleg± decyduję się na rozpołowienie kadłuba. Nie ma innej opcji. Suszenie zdemontowanej pianki zajmie trzy miesi±ce. Mimo tego pianka pozostanie jeszcze w suchym miejscu do następnej wiosny. Do maja tego roku (2012) uwin±łem się z poskładaniem tego w cało¶ć. Wyposażenie prowizoryczne bo mimo iż szczelna, stabilna i na dwie osoby wygodna w łowieniu, jej przyszło¶ć niepewn± jest.
Słaba w trolingu ze względu na płaskodenn± konstrukcje kadłuba. Nie można wypu¶cić rumpla z ręki, ci±głe pilnowanie kursu nie pozwala wła¶ciwie na nic innego. Wystarczy na chwilę oderwać wzrok i już łódka płynie gdzie chce. A wła¶nie dorożka ostatnimi czasy wypełniła większo¶ć moich wędkarskich wypraw. Od maja, kiedy już wolno było szczupaczyć pierwsze próby na Renie, trochę stacjonarnie, trochę w trolingu. Szału nie było, jedyny przedstawiciel reńskiej populacji strzelił pod łódk±.
Jadę. Zebrałem więcej informacji, wiem, na co mogę liczyć. Mimo iż nie mam jeszcze echa, to znaczy mam, ale muszę zostawić je w domu. Proza życia. Do tej pory zamówiony w sklepie uchwyt sondy nie dotarł. Po drodze która zajmie nieco ponad godzinkę, rozmy¶lam o metrowych bestiach czaj±cych się na każdy ruch wrzuconego do wody woblera. Czym na pewno nie będę rozczarowany to bajkowy krajobraz. Petit Canada, ta nazwa również przylgnęła do jeziora a raczej zbiornika zalewowego Lac de Pierre-Percée.
Dr±żony Kamień, tak można by przetłumaczyć nazwę małego miasteczka, od której znalazło to jezioro swoj± nazwę.
Je¶li tym tropem pój¶ć dalej to nazwa całej okolicy pochodzi od ruin zamku dominuj±cych nad krajobrazem. Jak donosz± historyczne Ľródła wła¶cicielk± i zleceniodawc± projektu była Agnés de Bar. Po ¶mierci swojego męża Godefroy księcia alzackiego Langenstein w roku 1138 rozpoczęła budowę polegaj±c± miedzy innymi na wyżłobieniu komnat w skale, na której spoczęła budowla. Cała inwestycja na warunki ¶redniowiecza uważana była za awangardę i ewenement. Bior±c pod uwagę ówczesne możliwo¶ci techniczne, bardzo odważny projekt. Zamek był ¶wiadkiem wojen feudalnych, zmieniał wła¶cicieli by ulec zniszczeniu podczas wojny trzydziestoletniej i nigdy już nie przywrócono mu ¶wietno¶ci. Przetrwały ruiny i legenda.
No, ale my tu na ryby… Kartę wykupiłem wła¶nie w miasteczku u podnóża ruin. W sympatycznej restauracji gdzie ¶ciany oblepione s± zdjęciami trofeów i (co wzbudza moje mieszane uczucia) głowami szczupaków. Nie były to niewymiarki. Infrastruktura i zaplecze wędkarskie jest w tej miejscowo¶ci na bardzo ¶rednim poziomie. Miejsc noclegowych nie brakuje jednak prostego sklepu wędkarskiego nie dopatrzyłem się tam. Może i dobrze. A teraz rozgor±czkowany fotami biegiem nad jezioro.
Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. 304 hektary zakochania, 32 kilometry obwodu, (na które jednak pieszo nie mam ochoty, chociaż chętnych nie brakuje), 62 miliony kubiczne przepięknej wody. 80 metrów największej głębi i ¶rednia 40 metrów. Wszystko to usytuowane w lesie na 387 m.n.p.m. Jedyne, co przypomina o tym, że to sztuczny zbiornik to odległa pozioma kreska tamy spiętrzaj±cej tę wodę. Owszem znalazłem niestety mankamenty w postaci kolejki tyrolskiej (do¶ć hała¶liwy naród) oraz miejscami poblisk±, chociaż schowan± za lasem drogę. Od czasu do czasu co¶ tamtędy przejedzie. ¦wietnie zorganizowany slip, nawet w okresie niskiego stanu wody pozwala na komfortowe zwodowanie.
Presja wędkarska spora latem zwłaszcza w dni wolne od pracy. Przy pierwszej tam wizycie zanotowałem 7 łodzi. My¶lałem sobie, dobrze może będzie, kogo zapytać o tutejsze zwyczaje. Nic bardziej mylnego, jedna ekipa miała co¶ do powiedzenia ale wrócili na pusto.
Przewaga wędkarzy przyjeżdża tu po sieję, w drugiej kolejno¶ci poluj±c na szczupaka czy ogromnego okonia, którego jest tu ponoć gęsto.
Na wodę. Ten pierwszy raz jest w założeniu rekonesansem. Objechanie jak największej ilo¶ci wody z jednoczesnym trolingiem. Oczywi¶cie mam nadzieje na kontakt z rybkami, ale to pozostaje niby drugorzędn± spraw±.
Po kilkudziesięciu metrach wiem już, że pływanie tu bez echa jest nieporozumieniem. Płynę w odległo¶ci około 10m od brzegu, pode mn± ciemna, przepastna otchłań wody. Zatrzymuję silnik i staram się obławiać co ciekawsze miejsca. Jest ich tak wygl±daj±cych cała masa.
Zaczynam głupieć, zmieniam miejscówki jedna za drug± a każda z nich to 100% metrówa, która powinna już wisieć na końcu zestawu. Pocz±tkowe założenia bledn± gaszone coraz większ± chęci± kontaktu z ryb±. Zatopiony las pode mn± i kolejne nic nieprzynosz±ce zmiany przynęt.
Przed zachodem słońca wracam w dryfie s±siednim brzegiem wolno obławiaj±c metry wody. Jaki¶ cień majestatycznie podnosi się z dna na głęboko¶ci może 3 metrów do ¶ci±ganej wirówki…znika tak samo jak pojawił się.
Czy zmarnowałem czas? Raczej nie. To miał być rekonesans na nowej wodzie. Wiem, że wrócę tu niebawem lepiej przygotowany może z nowym pomysłem. A kraina to przepiękna. Na tym również polega wędkarstwo.
-cdn-
Robert