Robert napisał
I chociaż taka odpowiedĽ wydawała się na wyrost, miałem nadzieje.
Nieznana woda. Który już raz staję przed takim wyzwaniem? Zbierane latami do¶wiadczenia nie zawsze daj± poż±dany efekt. Przy tym wszystkim ograniczony czas, jakim dysponujemy.
Dzielimy się na ekipy. Tradycyjnie Zamki z Jankiem, Włodziu wylosował Sołtysa a mnie z zaszczytem przyjdzie łowić z Rysiem. Chociaż sporo będziemy trolingowac, bo takie były wcze¶niejsze ustalenia, wiem iż z Rysiem obłowimy stacjonarnie ciekawsze miejsca.
To wyzwala sporo emocji, bo wiem, że stary lis może dać mi nie lada szkołę, zwłaszcza je¶li sam wybierze miejscówkę. Z drugiej strony cieszę się, bo wiem, iż przy Rysiu można wzbogacić warsztat.
Do zmierzchu jeszcze parę godzin, zatem nie jeste¶my w stanie oprzeć się pokusie sprawdzenia kilku kilometrów przyobozowego odcinka rzeki. Tym bardziej, że spławiaj±ca się drobnica rozpala nadzieje na kontakt z pod±żaj±cym jej ¶ladem drapieżnikiem.
Naprędce montujemy zestawy, cały szpej l±duje na dnie łodzi. W niecałe pół godziny jedna po drugiej ekipy oddalaj± się od brzegu.
Widz±c dwie jednostki pod±żaj±ce w górę rzeki Rysiu niemal z rado¶ci± odpalił piętnasto konn± Yamachę i już natychmiast płynęli¶my w przeciwnym kierunku.
Niewiele miałem do decydowania, jeszcze tylko z oddali rozłożone w ge¶cie konsternacji ramiona Zamkiego i jego szeroki u¶miech mówi±cy- nie tak się umawiali¶my.
Wł±czyłem wcze¶niej zainstalowane echo i przez kilka minut reguluj±c ustawienia gapiłem się w ekran. Spływali¶my w milczeniu jeszcze kilkaset metrów i nie wiedz±c co Rysiu knuje, nie chciałem przerywać jego kontemplacji otoczenia.
Za kolejnym meandrem rzeka nieco zwolniła a kapitan zszedł z obrotów silnika i tempo przemieszczania łódki zrobiło się trollingowe.
-No? Przynęty do wody…
Karnie chwyciłem kij i k±tem oka zarejestrowałem ten sam gest Rysia.
Echo wskazywało od dłuższego czasu przeciętnie miedzy 3 do 4 metry wody pod nami.
Przy rozlanej w tym miejscu rzece i malej prędko¶ci łodzi Hornet 9-ka wydawał się odpowiednim wabiem.
Rysiu przed zanurzeniem zestawu obrócił w palcach jak±¶ nierozpoznan± Rapalę i z przewrotnym u¶miechem wyrzucił za burtę.
Poci±gnęli¶my wreszcie pierwsze metry trollingu.
Na t± okazję zza Rysiowej pazuchy wyjechała rzeĽbiona piersiówka a jej zawarto¶ć po kilku sekundach potwierdziła doskonał±, jako¶ć trunku.
Po 10 minutach pierwsze uderzenie. Jednak Rysiu zaskoczony tak szybkim rezultatem nie docina brania. Sum dostał w tarkę i kotwiczki nie sięgnęły mięsistej wargi ryby.
Jest dobrze. Zatrzymujemy łódĽ, Rysiu zwija zestaw do przegl±du a ja rzucam kotwicę. Szkoda tracić takiego kawałka wody bez pracuj±cych w niej przynęt. W trakcie, kiedy będzie manipulował przy kotwicach decyduję obrzucić przybrzeżny pas wody zwłaszcza, iż od momentu zatrzymania zdryfowało nas nieco.
Kilka rzutów bez efektu a kapitan do¶ć zniecierpliwiony już gotów do dalszej akcji.
- Ostatni raz Rysiu i jedziemy, oznajmiam z u¶miechem…
- Jest!
Nos plus echo dobrze mi podpowiadały. W miejscu około 30 m. od urwistego brzegu gdzie kotwiczyli¶my rzeka stworzyła zakole z 4 metrow± głębi±.
Uderzenie mocne, ale to nie sum.
Krótki hol i na końcu zestawu spory szczupaczek. Plus/minus 80 cm. Jest pięknie.
Wypinam rybę w wodzie, przybijamy pi±tkę i bierzemy się za poważne łowy.
Kolejne sto metrów i kolejny strzał na Rysiowym kiju. Tym razem siedzi pewnie i już wiadomo, że sum. Bezpardonowy hol i 150 cm kijanka po niespełna 15 minutach już jest w pobliżu burty. Ale to nie koniec. Mimo klasowego sprzętu ryba nie ma jeszcze ochoty poddać się. Jeszcze odjazdy, młynki w do¶ć już niepewnym terenie, jaki widać na obrazie echa.
Do¶wiadczenie Rysia ma w końcowej fazie holu decyduj±ce znaczenie. Po chwili sum ma do¶ć i uspokaja się przy burcie. Bez namysłu Rysiu sprawnie wypina w wodzie kotwice woblera z pyska ryby. Malutka reanimacja i sumisko raĽnie odpływa.
- Zaraz, zaraz! A fota! Pytam wybałuszaj±c oczy.
- Nie po takie tu przyjechali¶my, focić będziemy dwumetrowce.
No i czego tu nie rozumieć, u¶miechamy się rado¶nie, pi±tka przybita, jedziemy dalej.
Kolejne setki metrów pokonujemy już wracaj±c do obozu. Po drodze obaj mamy jeszcze okazje holować i uwalniać dwa sumy. Sumiki, bo nieprzekraczaj±ce znacznie metra.
W oddali majaczy już przy zachodz±cym słońcu kontur brzegu gdzie rozbili¶my nasz obóz.
Po chwili widać już wyraĽniej znajome sylwetki Włodka i Sołtysa s± już na brzegu i takluj± łajbę. Nieco dalej jeszcze na wodzie Janek ze Zbyszkiem składaj± już sprzęt.
Piękny wieczór. Piękna woda i bardzo rybna od kilku lat, kiedy wprowadzono tu zakaz zabierania drapieżników.
Chłopaki równie dobrze połowili. Ich oblicza ¶wiadcz± o tym bez słów.
Po¶ród nich Artur ma jak widać i słychać najwięcej wrażeń.
Za chwilę dowiemy się od niego dużo więcej.
Cd pisze Artur
Robert