torque napisał
Jeszcze 10 lat temu, spinning był dla mnie czarn± magi±, a muszkarstwo stanowiło dziedzinę tak obc±, jak ósmy pasażer Nostromo. Nie my¶lałem wtedy o woblerach, blaszkach i jigach. Szczupak i sandacz były rybami dla innych, dla mnie istniał tylko białoryb.
W pokoju leżały obok siebie uklejówki, baty, teleskopy, a pudełka wypchane były spławikami, ołowiem i przyponami. Niestety nie było mnie stać na firmowe zanęty i atraktory, dlatego podbierałem mamie z kuchni, co się tylko dało. Sam biegałem po ł±kach z zielnikiem i szukałem ro¶lin przyspieszaj±cych przemianę materii. Potem robiłem z nich nalewki, wyci±gi i wywary, by następnie dodać je do zanęty. Dzi¶ przypominaj±c sobie tamte eksperymenty cieszę się, że nigdy po wrzuceniu zanęty moje kochane rybki nie pojawiły się pod powierzchni± pływaj±c do góry brzuszkami.
Nad wod± spędzałem każd± woln± chwilę. Niestety nikt z domowników nie wędkował i moje łowienie pocz±tkowo odbywało się na odległym o niecały kilometr zalewie. Kiedy tylko jaki¶ znajomy wybierał się nad odległ± o ponad 100 km Wisłę staczałem bój w domu i czasem udawało mi się wybrać nad wielk± rzekę. Taki wyjazd był ¶więtem. Przygotowania rozpoczynałem już kilka dni wcze¶niej. Zbierałem suchy chleb i mieliłem go, podbierałem płatki owsiane, m±kę, bułkę tart± i co tylko wpadło mi w ręce. Kopałem robaki i łapałem noc± rosówki.
Moja mama do wyjazdu rozpoczynała przygotowania jaki¶ dzień wcze¶niej. Miałem „na kupce” ciepłe ubranie, kurtkę przeciwdeszczow± i jedzenie, którego wystarczyłoby na tydzień. Próby samodzielnego przygotowania kończyły się niebezpiecznymi kłótniami, które stawiały pod znakiem zapytania wyjazd na ryby.
Rzadkie wyjazdy nad Wisłę, powodowały, że efekty miałem raczej marne. Drobnica w postaci kr±pików, leszczy i płotek mnie nie zadowalała, za¶ większych ryb w tamtym okresie nie udawało mi się skusić. Poza jednym jedynym razem...
Przygotowania do wyjazdu przebiegły według schematu i koło drugiej w nocy wsiadłem do samochodu, którym ze znajomymi udałem się w kierunku Wisły. Jeszcze było ciemno, kiedy dojechali¶my na miejsce. Rozpakowali¶my cały majdan i każdy udał się na swoje stanowisko.
Jak zwykle, najpierw nawilżyłem zanętę, przygotowałem wędki i czekałem na ¶wit. Kiedy zaczęło się rozwidniać kule zanętowe powędrowały do wody a zestaw gruntowy na granicę nurtu. Gdy widać było już spławik rozpocz±łem łowienie na przepływankę.
Niestety scenariusz powtarzał się po raz kolejny. Na grunt nie było nawet brania, a na spławik brała drobnica. Zniechęcony po trzech godzinach przezbroiłem zestaw spławikowy na przystawkę i rozpocz±łem wyjadanie zapasów z minispiżarni, któr± do plecaka zapakowała mi mama.
Słońce pięknie przygrzewało a ja leniuchowałem przy wędkach. Brania ustały całkowicie i powoli zaczynałem się zniechęcać. Buszuj±c w plecaku znalazłem reklamówkę z truskawkami, a raczej to co z nich pozostało. Niestety przygniecione podczas transportu kilkoma kilogramami zanęty teraz przypominały czerwon± breję z pływaj±cymi zielonymi szypułkami. Już miałem to wyrzucić, kiedy co¶ mnie tknęło i truskawki powędrowały do wiadra z zanęt±. Wymieszałem ponownie zanętę, trochę dokleiłem m±k± i kule wrzuciłem do wody powyżej spławika.
Nie liczyłem na wiele i naprawdę byłem zdziwiony, kiedy szczytówka wędki zaczęła drgać. Spławika nie było na wodzie. Zaci±łem, gwizd hamulca i luz. Niestety przypon nie wytrzymał. Zawi±załem nowy, rzut w to samo miejsce i po chwili branie. Z t± ryb± już sobie poradziłem, ponad kilogramowy leszcz zameldował się w siatce. Kolejny rzut i kolejne branie...
Przez dwie godziny ryby brały jak oszalałe. Były w¶ród nich leszcze, płotki, klenie, kr±pie i jeden mały karp. PóĽniej skończyła się zanęta i skończyły się brania. Wróciłem dumny do samochodu taszcz±c obok sprzętu siatkę pełn± ryb. Znajomi pytali, na co łowiłem, nikt nie spytał o zanętę a mi głupio było starym wi¶lanym wygom opowiadać jak nęciłem truskawkami.
Jaki¶ czas póĽniej, jeden z krakowskich zawodników zdradził mi pewien sekret. Powiedział, że jeżeli na zawodach do przygotowanej zanęty nic nie chce „wej¶ć” to na ostatni± godzinę ma „tajn± broń” – truskawkowy atraktor. Twierdził, że niweluje zapachy, które już s± w zanęcie i w trudnych warunkach potrafi zmusić ryby do żerowania. Co¶ w tym musi być. :)
torque