Pstrągi, klenie, Brda i ja - a raczej my
Data: 03-02-2005 o godz. 07:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Długo zastanawiałem się czy cokolwiek na ten temat napisać, bo bardziej trafnym autorem tego tekstu powinien być wspomniany i prezentowany ze swoimi rybkami w galerii Kriss. No, ale cóż, skoro on nie na dostępu do portalu (przez brak dostępu do Internetu), to na mnie padło cokolwiek napisać o naszych pstrągowych wypadach.



W zasadzie nasze wypady na kropkowańce w prawie 100% ograniczają się na wyjazdy nad Brdę. Choć niekiedy jeździmy też i na rzeczki spoza naszego regionu lecz jest to raczej rzadkością. Brda ma swój niepowtarzalny urok i pewną swoją specyfikę, która potrafi na wędkarza wpłynąć do tego stopnia, że jeśli ktokolwiek spędzi nad nią trochę czasu, to nie sposób jest jej zdradzić dla żadnej innej rzeki. Powodów jest wiele, lecz tym najważniejszym dla wędkarza jest chyba obcowanie w zupełnej dziczy z przyrodą, wsłuchiwanie się w szum bystro płynącej wody, jak i spotkania z naprawdę kapitalnymi pstrągami.

Sezon pstrągowy zaczyna się kalendarzowo 1stycznia, lecz od kilku ładnych lat zastanawia mnie, czy warto jest uganiać się nad rzeką za dopiero co wytartymi pstrągami i coraz częściej przemawia do mnie jak i moich przyjaciół znad wody... że nie. Bo jaki miałby być cel biegania za takimi chudzinami?

Dlatego jeśli już robimy taki mały wypad nad Brdę, to tyko w formie rozpoznania, czy coś się w niej zmieniło, czy pojawiły się nowe zwaliska, czy na dawnych miejscówkach są zimowe pstrążki i czy spotkamy klenie, grupujące się w tym czasie na Brdzie w stada. A widok setki a może i większej ilości sztuk jest naprawdę niesamowity (i co roku spotykamy je w tym samym miejscu).

Oczywiście o skuszeniu do brania raczej nie ma mowy, choć zdarzał się niekiedy taki ewenement, jednakże jest to dość rzadka sytuacja i jeśli już do tego dojdzie, sprawia nam to zawsze wiele satysfakcji. Ale jedyna możliwość kontaktu z tą cudowną rybką w tym okresie jest w przypadku, gdy styczeń lub luty bardziej przypominają wiosnę niż zimę. Wówczas właśnie to w klenie wstępuje dziwna ochota na przedtarłowe żerowanie. Jest to jednak zjawisko odosobnione i nie stanowi jakiejkolwiek reguły.


Zimowy klenik

Pstrągi dla mnie, to dopiero marzec / kwiecień – czas, kiedy doszły do siebie po zimowych igraszkach i w pełni wigoru zagryzają podane im woblerki (bo w 99 % właśnie na nie podczas tych wypraw łowimy). I nie mam zamiaru robić komukolwiek reklamy, ale łowimy prawie w 100 % na wobki kujawskie, robione przez Tapsa. Bo jak mamy na nie nie łowić skoro takie kropkowańce właśnie na nie biorą...


Mnie też się niekiedy poszczęści

Nic dodać, nic ująć - Brda ma swoje uroki niezależnie od pory roku. Ale zima to jedynie górny jej bieg w okolicach i powyżej Tucholi, gdyż na bydgoskim odcinku nic się w tym czasie nie dzieje. Pstrągów jakby tu w ogóle nie było. Jest za to szansa na spotkanie z trocią, która coraz liczniej tu występuje i coraz częściej jest nam dane ją łowić, by w doskonałej kondycji zwracać wodzie.


Kriss ze swoją trotką

Okres wczesnowiosenny to już obrzeża Bydgoszczy, gdzie pływa jeszcze wiele medalowych potoków jak i kleni. Całe szczęście, że mało komu udaje się im dobrać do skóry. Wśród tych szczęśliwców nie ma osobników pokroju „mięsiarza”, a w większości przyjaciół znad wody szacunek do złowionej ryby bierze górę. Chęć zabicia takiego „cudeńka” i skonsumowania go szybko mija, gdy nadejdzie myśl o przyszłym spotkaniu z tą samą rybką za jakiś czas.

Jesteśmy chyba maniakalnymi fascynatami tej rzeki i ryb tu występujących, bo jak mamy ich nie kochać, gdy choć raz w roku zdarzy się któremuś z nas spotkanie z taką pięknością.


Łukasz ze swoim potokiem

Ale aby łowić takie pstrągi trzeba spędzeniu wiele czasu nad wodą i poznanie każdego dołeczka, spenetrowania przynętami powalonych do wody drzew (choć powoduje to częste straty w naszych pudełkach) nie zwracając uwagi na straty, bo ich się nie jest w stanie nikt ustrzec. Ale właśnie powolne, mozolne poznawanie chyba każdego łowiska daje w późniejszym czasie wymierne efekty w postaci wymarzonych ryb. I radość jest tym większa i satysfakcja dla samego siebie, że można z czasem powiedzieć samemu sobie: „wiem już o co tu chodzi i w jakim dołku czego szukać”. Niektórym z nas to się udaje i z roku na rok mam cichą nadzieję, że wyniki naszych wyjazdów będą nie gorsze niż te prezentowane na tych fotkach.


Michał i jego kropkowaniec

Do zobaczenia wiosną nad Brdą.

Farciarz







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1034