Jak łowię jazie?
Data: 14-02-2005 o godz. 08:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Przede wszystkim wieczorem i w nocy. Jaź kojarzy mi się z pierwszymi majowymi nocami, cichymi wieczornymi spławami ryb, spokojem nad wodą, a często także z widokiem oświetlonej różnokolorowymi światłami stolicy.



Gdzie szukam jazi?

Raczej w miejscach płytkich. Na rafach, przy starych rozmytych główkach, w pobliżu wysp i przelewów. Nie omijam także opasek, tych kamiennych a także tych, które ktoś kiedyś wybetonował. Szczególną uwagę zwracam na uciąg wody. Moje najlepsze miejsca charakteryzują się wyraźnym uciągiem. Woda nie może jednak zbyt wartko płynąć, gdyż, zamiast jazi na wędce mogą zameldować się brzany.

Zacznę od rafek. W centrum Warszawy znajdziemy wiele idealnie nadających się miejsc do łowienia. Wybieram przede wszystkim takie, które mogę bezpiecznie obłowić brodząc w spodniobutach. Staram się wybrać najlepsze miejsce tak, aby przynętę podać na całej szerokości rafki i nie ruszam się już z niego w trakcie łowienia.

Rozmyte, najlepiej zalane, kamienne główki to kolejne ciekawe miejsce. Obławiam je przesuwając się od odstawy ku środkowi rzeki. Poniżej każdej właściwie tego rodzaju główki, znajduje się jeden bądź kilka dużych kamieni, które kiedyś stanowiły jej budulec.

To tu jest często najatrakcyjniejsze miejsce. Obławiając jeden kamień można złowić kilka ładnych ryb. W okolicach wysp łowię najrzadziej. Po prostu znam mało takich miejsc. Najwięcej jednak miałem u nasady od strony nurtu lub na wypłyceniu za wyspą.

Jeżeli nie mam ochoty brodzić wybieram łowienie na opaskach. Należy pamiętać, że dno w pobliżu opaski a co za tym idzie i nurt rzeki nie są w każdym jej miejscu takie same. Warto poświęcić sporo czasu by popatrzeć na wodę. Nawet mało wprawione oko zauważy wsteczne prądy, zastoiska czy małe rafki. Małe „warkocze” odchodzące od brzegu zanikające przy głębszej wodzie, bądź „rozsypujące” się na kamienistych płyciznach.

Jak więc wybrać to najlepsze miejsce?

Szczególną uwagę zwracam właśnie na warkocze odchodzące od brzegu. Obławiam spokojniejszą wodę powyżej ich i strony nurtu, sam warkocz a także odcinek spokojnej wody poniżej warkocza od strony brzegu. Bardzo ciekawymi miejscami są duże zawady, najczęściej pojedyncze kamienie w okolicy takiego warkocza. Jeżeli zaś taki kamień znajduje się blisko głębszej wody to już niemal ideał.


Jeden z moich ulubionych ”kamyczków”

Jak łowię?

We wszystkich wyżej wymienionych miejscach łowię podobnie. Przynętę zarzucam pod kątem 35-45 stopni w dół rzeki, pozwalam jej spłynąć i zamykam kabłąk kołowrotka. Następnie naprężam żyłkę i pozwalam by wabik łukiem spłynął w kierunku brzegu. Nie zwijam właściwie żyłki kołowrotkiem. Kręcę korbką jedynie wtedy, gdy praca przynęty zanika. Ten spływ po łuku dał mi najwięcej ryb.

Jeżeli nie mam brania, w ślimaczym tempie zwijam żyłkę, czasem robię chwilę przerwy lub otwieram kabłąk by przynęta spłynęła metr, dwa niżej. Jeżeli zaś nie zaciąłem ryby, przestaję zwijać lub układam kij wzdłuż brzegu. Czasem zdarza się, że jaź powtórzy branie lub inny płynący obok zaatakuje woblera.

Jeżeli jazie żerują blisko powierzchni, potrafią zebrać naszą przynętę zaraz po wpadnięciu do wody. Dlatego też kiedy widzę, że ryby interesują się tym, co płynie po powierzchni wybieram najmniejsze wabiki i rzucam jak najbliżej miejsca przebywania stada.

Jaź bierze delikatnie, często jest to pojedyncze „puknięcie”, czasem kilka. Kiedy zaczynałem je łowić, zacinałem każde najdelikatniejsze branie. Niestety bardzo dużo ryb spadło mi w trakcie holu. Za namową znajomego wędkarza z Krakowa przestałem zupełnie zacinać. Efekty były o wiele lepsze i od tej pory tak najczęściej łowię, po braniu po prostu płynnie przechodzę do holu. Nie jest to jednak regułą. Jeżeli pierwsze dwa, trzy jazie same się nie „powieszą” na wędce, kolejne brania już zacinam, ale jakby lekko je spóźniając.

Na co łowię?

Przede wszystkim na pływające woblery. Kiedy już zupełnie jazie nie interesują się nimi, bądź nie mogę żadnego zaciąć zakładam malutką obrotówkę. Jednak 99% ryb złowiłem właśnie na woblery.


Moje podstawowe pudełko

Jeszcze rok temu łowiłem przede wszystkim na te, które kupowałem w sklepach. Były to różnego kształtu raczej o agresywnej pracy 2-4 cm wabiki. Nie będę podawał nazw gdyż w ofercie każdej z firm można znaleźć takie przynęty. Stopniowo jednak zacząłem coraz częściej używać woblerków, które wykonują moi znajomi. W tej chwili kupuję w sklepie przynęty na jazie raczej okazjonalnie. Jeżeli chodzi o obrotówki, używam tylko i wyłącznie „Celt” w rozmiarach 00 i 0 z lekkim, bądź normalnym korpusem i paletkami w stonowanych kolorach.

Do tak małych przynęt potrzebny jest delikatny sprzęt. Zacznę od kijka. Łowię przede wszystkim w dużych rzekach, a co za tym idzie, preferuję kije długie. Dla mnie minimum to 270 cm.
Maksymalna długość kija jest ograniczona właściwie tylko przez komfort łowiącego, jednak długość 420 cm bym nie przekraczał. Wielu się zastanowi "kiedy ja ostatnio widziałem 4-metrowy spinning"? Ja przyznam się bardzo dawno i był to kij o c.w. do 60 g dedykowany łowcom troci. Tym, którzy chcą łowić jazie polecam bądź lekkie kije spinningowe o górnej granicy c.w. od 10 do 15 g, bądź wędki do metody angielskiej (odległościówki).

Kołowrotek mieszczący na szpuli 100 metrów żyłki w zupełności wystarczy. Nie musi mieć dużego przełożenia, czasem ono wręcz przeszkadza. Pamiętać należy, że łowię przynętami bardzo lekkimi a często zależy mi na długich rzutach. Tu znów odwołam się do sprzętu odległościowego. Płytkie matchowe szpule pozwalają wydłużyć rzut. Dlatego wybierając kołowrotek baczną uwagę zwróciłbym na te z oznaczeniami „match” na pudełku.

Została jeszcze żyłka. W zależności od łowiska używam od 0,13 do 0,18. Jeżeli łapię za dużo zaczepów zwiększam średnicę, jeśli zaś łowię w miejscu wolnym od zaczepów i mogę sobie pozwolić na spokojny hol, stosuję żyłki cienkie. Słyszałem, że niektórzy próbują łowić jazie przy użyciu plecionki. Dla mnie jednak plecionka plus mikro wobler i łowienie w nocy to pomyłka. Malutką agrafkę z krętlikiem używam tylko do obrotówek, woblery zaś wiążę bezpośrednio do żyłki na luźnej pętli.

Uważam łowienie tego gatunku za jeden z najbardziej relaksujących sposobów wędkowania, który jednak potrafi dostarczyć niemałych emocji podczas holu ryby. Jaź walczy raczej w górnej partii wody, często pod samą powierzchnią. Mocno się chlapie i właśnie podczas tego chlapania najczęściej się wypina. Największe sztuki schodzą niżej, walczą bardziej majestatycznie stylem odrobinę przypominającym brzanę.

Kilka pomocnych rad na koniec

Podczas łowienia w nocy niezbędnym wyposażeniem jest latarka, najlepiej czołówka. Zawiązanie, bowiem 2 cm woblerka po ciemku to wielki problem. Przyda się nam też podbierak. Idealny jest muchowy, przypięty do kamizelki, który pozwoli nam bezstresowo wyjąć większą sztukę. Nie zapominajmy też o jakimś środku przeciw komarom, gdyż przez większą część jaziowego sezonu są one utrapieniem wieczornego spinningisty.

Na koniec rzecz niezbędna. Małe szczypce do wyhaczania ryb. Dobrze żerujące jazie głęboko połykają przynętę i bez pomocy szczypiec (mogą być małe kombinerki) nie wyjmiemy rybie woblera z pyska. Warto też pomyśleć o rozmieszczeniu przynęt w pudełku. Staram się by w jednej przegródce był jeden, góra dwa wabiki. Rozdzielanie sczepionych kotwiczek w nocy jest bardzo trudne, zwłaszcza podczas brodzenia może doprowadzić wędkarza do szału.

Jeżeli ktoś nigdy nie łowił jazi początki mogą być trudne. Kilka lat temu wędkarze z Pogawędek pokazali mi jak zacząć, pomogli nauczyć się „czytać rzekę”. Jeżeli ktoś chce zacząć przygodę z tymi rybami służę moją skromną pomocą i zapraszam na wspólne wędkowanie.


Takich ryb życzę

Torque







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1040