Trochę o DS
Data: 18-02-2005 o godz. 10:30:00
Temat: Spławik i grunt


Artykuł początkowo miał być o zaletach DS nad innymi metodami, lecz finalnie jest to, w mojej opinii, opis najlepszego zestawu do DS. Niesamowicie prosty i całkowicie spełniający swoje zadanie. Jest to mój pierwszy artykuł i może być nieco niespójny, lecz tak czy inaczej zapraszam do lektury.



Drgająca szczytówka? Wydawało by się, że to temat rzeka, ale wszystko zależy od podejścia i szczegółowości opisu. W dodatku po raz pierwszy piszę jakikolwiek artykuł, więc zobaczę jak mi się temat w głowie rozwinie. W założeniach artykuł jest opisem spostrzeżeń oraz metody łowienia przy użyciu metody zwanej drgającą szczytówką.

Przy użyciu DS wędkuję od pięciu lat. Wszystko zaczęło się na żwirowni w Batorowie gdzie po kilkudniowym nęceniu (zamiar połowu karasi - myślałem wówczas, że to najlepsze trofeum jakie w tym zbiorniku można połowić). Zwykle łowiło się tam płocie i po kilka karasi (japońców) takich po 25 cm, więc myślę sobie, że po takim nęceniu to siatki nie uniosę! Niestety, nic takiego się nie stało za sprawą miejscowych, którzy nas (mnie i kolegę) uprzedzili. Byli jednak na tyle uprzejmi, że pozwolili zarzucić nasze zestawy ze stanowiska obok.

Pech chciał, że ja, uzbrojony w lekką spławikówkę, w żaden sposób nie mogłem „osiągnąć” tego miejsca. Wtedy przypomniał mi się artykuł z WW o lekkiej gruntówce i metodzie drgającej szczytówki. Już za chwilę spławik był ściągnięty i zestaw taki jak był poleciał do wody, wędka równolegle do brzegu i czekam. Tego dnia złowiłem dwa karasie ok. 0,5 kg każdy. Miejscowi złapali za to pełne wiadro japońców, leszczy i ładnego karpia.

Po jakimś czasie sam zmontowałem sobie DS ze starego silstara i kupnej szczytówki. W tym momencie nastąpił pełen zawód - zestaw się plątał, badziewiasta szczytówka była mniej dokładna od mojej węglowej spławikówki. Co począć - młody człowiek szybko się zniechęca, więc wędka w kąt i powrót do starej, poczciwej lekkiej spławikówki.

Wszystko zmieniło się na wiosnę zeszłego roku, gdy głodny wędkarskich przygód przechadzałem się nad jeziorem Rusałka w Poznaniu. Tam zauważyłem wędkarza z mojego koła PZW, a zarazem wielokrotnego mistrza wędkarstwa spławikowego. Myślę sobie: „ co jest grane” - spławikowiec, a tu siedzi z 3 m wędeczką, ułożoną równolegle do brzegu. Prosto jak skierowana wędka tarcza z jakiegoś tworzywa z namalowanymi pionowymi liniami, myślę sobie - chyba próbuje tak jak ja kiedyś? Przysiadłem się, zacząłem obserwować i rozmawiać ze znanym mi z widzenia człowiekiem. Po jakichś 60 minutach doszło do mnie, że pomimo chyba 6 zarzutów i wyciągniętych 4 ryb ani razu zestaw nie splątał się! Myślę sobie: żadnej rurki antysplątaniowej - co jest?

Chyba zauważył moje zdziwienie i z chęcią opowiedział mi o zestawie. Wędką jaką łowił był najlżejszy winkelpicker firmy shimano z malutkim kołowrotkiem (od razu mówię, że to sprzęt z półki nie dla mnie). Posiedziałem z nim gawędząc. Mógł sobie na to pozwolić, bo łowił ok. 35 m od brzegu. W dodatku była wczesna wiosna (koniec marca). Podczas ok. 3 godzin zostało złowionych ok. 2,5 kg leszczyków i płoci. Jak na tak wczesną wiosnę to wg mnie dobry połów, ale ważniejsze było to, że brania ani na chwilę nie ustawały. Zabawa po zimowej przerwie naprawdę przednia. Zapragnąłem ponownie powrócić do DS.

Tak się składało, że 9 kwietnia mam urodziny i po prośbach ojciec zgodził się sprezentować mi lekkiego pickerka Byron Grey Shadow. Wówczas dla mnie to był szczyt marzeń i w pierwszej wolnej chwili udałem się nad Rusałkę. Pikałem podobnie jak znajomy - brania były delikatne maksymalne wygięcia szczytówki to 1,5 cm. Ale dało się je zaciąć (wg mnie powodem takiej skuteczności DS jest możliwość zacięcia nawet najdelikatniejszych brań w związku z całkowitym brakiem luzu na żyłce).

Drugi wypad zaowocował karpiem 2 kg i mimo że wcześniej nie sądziłem, że taką rybę można wyholować na taką witkę (czytałem, że można, ale wolę się zawsze sam przekonać) lecz przekonałem się, iż jest to możliwe. I tak oto wpadłem w nałóg wędkowania przy pomocy DS.

Z perspektywy czasu kiedy to już zaopatrzyłem się w sztywne (w stosunku do pierwszego pickerka) federy o c.w. do 75 g nie wiem jak mogłem łowić tamtą witką od wierzby. Czułość tego feddera nie odbiega od pickera, a zacięcie jest znacznie łatwiejsze. Z tego miejsca odradzałbym kupowania delikatnych pickerów ze „środkowej” półki. Lepszym wg mnie rozwiązaniem jest kupno lekkiego federa. Dobry picker, delikatny a zarazem jak najsztywniejszy jest już dużym wydatkiem, a miękkim (mój nazywam teraz witką wierzbową) nie da się zacinać skutecznie z np. 35 m.

Opiszę teraz sposób łowienia i serdecznie zachęcam każdego pikerzystę do wypróbowania tego nad wodą. Gwarantuję, że zestaw nie będzie się plątał, a naprawdę nie da się wymyślić nic prostszego.

Zestaw nie zawiera żadnych niepotrzebnych elementów. Naprawdę po co stosować wymyślne rurki antysplątaniowe, jeżeli bez nich zestaw też się nie plącze? Spróbujcie.

Jedynym problemem jest łowienie w wodzie, gdzie jest nurt np. na białe robaki, które działają jak śmigiełko i skręcają przypon. Wtedy należy zastosować krętlik potrójny (przy czym ja go nie stosuję i wolę w miarę możliwości nie stosować białych w rzece lub wymienić raz na 1,5 godz. przypon na nowy).

Zestaw wykonujemy zawsze od nowa , każdorazowo odcinając ok. 0,5 m żyłki głównej. Na jej końcu robimy popularną podwójną pętelkę, taką jak większość używa do wiązania przyponu do żyłki głównej. W dalszej kolejności zakładamy koszyczek zanętowy, odginając z jednej strony ołów i usuwając drut z krętlikiem. Po przełożeniu żyłki zaciskamy go ponownie.

Najtrudniejszą i zarazem najważniejszą jest odpowiednie zamocowanie przyponu do zmontowanego już zestawu. Przypon przywiązujemy węzłem poczwórnym chirurgicznym ok. 20 cm ponad koszyczkiem zanętowym. Wygląda to mniej więcej tak:

Zawiązujemy na żyłce głównej oczko takie jak do wiązania przyponu.

Teraz zajmujemy się koszyczkiem. Odrzucamy drut z krętlikiem, uznając go za zbędny. Warto to zrobić w domu, gdyż w niektórych koszyczkach drut jest zalutowany i przewleczony przez koszyczek. Potrzebne wtedy są obcinaczki. Zaczynamy jednak od odgięcia taśmy ołowianej z koszyczka

Następnie zakładamy wcześniej przygotowane oczko i przekładamy je przez odgiętą taśmę ołowianą, po czym zaciskamy ręką. To w zupełności wystarczy.

Teraz przed nami najtrudniejsza część tzn. zawiązanie przyponu do żyłki głównej. Wykonujemy go z cieńszej żyłki - ja wiązałem tą sama żyłką ze względu na jej ciemny kolor.

Teraz wystarczy już zawiązać haczyk i możemy ruszać na rybki. Bójcie się liny i leszcze!

To wszystko o moim zestawie. Jest naprawdę nieskomplikowany, a przygotowanie go zajmuje przy odrobinie wprawy dwie minuty. Osobiście używam innego węzła do wiązania przyponu a to dlatego, że nie wiedziałem 5 lat temu jak się robi poczwórny chirurgiczny więc... wymyśliłem inny, który bardzo dobrze spełnia swoją rolę. Ważnym jest, by przed zaciśnięciem węzła naślinić trochę żyłkę. Ślina jest odrobinę tłusta, co powoduje zminimalizowanie uszkodzenia żyłki na węźle.

Odnośnie początkowo wspomnianej żwirowni teraz już wiem, że zamieszkują ją piękne ryby m.in. moje ulubione liny, których jest naprawdę sporo i dla których zarwałem niejedną nockę , ale było warto. Po dwutygodniowym zanęcaniu z użyciem kulek proteinowych (1 cm) podchodziły naprawdę ładne ( 40 cm to nic niezwykłego) . Wielu nie wyciągnąłem ze względu na roślinność zanurzoną. Ale mogę stwierdzić, że mimo głębokości 1,2 m nie przeszkadzał im wpadający nad głowami koszyczek z zanętą do wody, ponieważ liny potrafiły brać wręcz z opadu.

Pozdrawiam i zachęcam pikerowców używających rurki antysplątaniowe do sprawdzenia tego zestawu. A o zaletach pickera nie będę wam opowiadał, bo kto sam nie spróbował, ten się nigdy nie przekona. Przy tym pamiętajcie, że najcenniejsze jest obcowanie z pięknem natury. Spędzone nad wodą chwile i widoki są niekiedy przecudowne.

Pozdrawiam

Kik81







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1047