Przetrwać zimę
Data: 05-04-2005 o godz. 07:00:00
Temat: Muszkarstwo


Temperatura na termometrze za oknem nastraja mnie optymistycznie. W głowie zbierają się pozytywne myśli, może to już ten upragniony koniec zimy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie skute lodem jeziora, na których tak bardzo lubię wędkować. Muszę się z tym pogodzić i czekać, aż do tego dnia kiedy usłyszę upragniony plusk wody. Muszę wymyślić coś co pozwoli przetrwać ten bolesny dla duszy wędkarskiej okres.



Śnieg już prawie całkiem znikł z pól, których widok zza szyb mojego mieszkania cieszy moje oczy każdego dnia. Gdzieniegdzie widzę tylko pozostałości białych blatów okrywających zmarzniętą ziemię. W oddali na pograniczu lasu płynie sobie dawno zapomniana rzeka Czarna. Zawsze zastanawia mnie skąd taka, a nie inna jej nazwa.

Patrząc tak na jej zakola wzrasta adrenalina, w głowie rodzi się pomysł na spróbowanie czegoś nowego, czegoś co pozwoli odsapnąć i dojść do siebie po zimowej przerwie. Jest plan, jest czas i sprzęt tylko brak decyzji jaką metodą spróbować swoich sił, aby poczuć choć kilkadziesiąt dekagramów kochanej żywej istoty walczącej na drugim końcu zestawu.

Przeglądając zasoby mojej zbrojowni, w której przez kilka lat nazbierało się trochę niepotrzebnego i nie używanego od dawna sprzętu, trafiłem na ładny kijek, świecący, widać mało dotykany, a przy nim kołowrotek muchowy. Przez chwilę nie wiedziałem skąd się wziął ten sprzęt, ale zaraz potem przypomniałem sobie moje pierwsze oczywiście nieudane kroki, których efektem było zapewnie odstawienie w kąt kompleciku Jaxona.

Znalazły się też muszki, jakieś paprochy, nie rozpakowana linka pływająca. Rewelacja, wszystko zaczyna się od nowa. Ciekawiło mnie tylko, czy jak poprzednim razem spotka mnie rozczarowanie i cały ten komplet wróci znów do kąta.

Środowe poszukiwania do późnej nocy wszystkiego co może się okazać przydatne nad wodą dało mi w kość. Trzy godzinki snu i niczym karpiowy maniak przygotowuję sobie ekstramocną kawkę, jeden dymek i ni stąd, ni zowąd na zegarku mam już czwartą trzydzieści. W pośpiechu zabieram sprzęt na plecy i ruszam na poszukiwanie nowych wrażeń.

Nie minęło dwadzieścia minut kiedy stałem już na brzegu tej zdewastowanej przez naszych naprawiaczy przyrody rzeki. Gdzie nie popatrzę, wystają co najmniej półmetrowe karcze pozostawione po wycince olch, gęsto niegdyś porastających brzegi, których widok niekoniecznie musi ozdabiać okolicę. Na moje szczęście koryto nie budziło zastrzeżeń i mam nadzieję, że takie pozostanie przez następne kilkanaście lat.

Gorączkowo złożyłem kij, przeciągnąłem sznur z przyponem dowiązując pierwszą lepszą muszkę i zacząłem desperackie próby posłania przynęty pod przeciwległy brzeg. Nie zmieniając wabika uszedłem tak dobre pół kilometra lewym, bardziej przyjaznym brzegiem, cały czas penetrując podmycia. I co? I nic. Nawet wyjścia. Po trzech godzinach prób oszukania czegokolwiek musiałem, niestety, wrócić do domu i przygotować się do pracy, aczkolwiek smak i niedostatek pozostał.

W piątek 18 marca, jak dzień wcześniej zachęcony pięknem metody, na nowo poznawanej, o świcie ruszam w to samo miejsce. Z daleka widzę wysoką wodę, której stan od wczorajszego ranka podniósł się o dobre trzydzieści centymetrów. W jednej sekundzie rozwiały się marzenia o choćby jednym jedynym braniu lecz będąc już na miejscu powtórzyłem scenariusz z poprzedniego dnia, idąc jednak kilkaset metrów dalej w dół rzeki. Tam gdzie dwadzieścia cztery godziny wcześniej nie dotarłem spotyka mnie niespodzianka, która daje tej rzece ogromne szanse na przetrwanie.

Stojąc na podmytej, falującej w wodzie zeszłorocznej trawie zauważyłem uciekającego spod niej małego nie większego niż dłoń pstrąga, który wystraszony moją obecnością wystartował kilka metrów dalej w górę rzeki. Ta ryba nie wzięła się z nieba, nie uciekła też ze stawów, ta mała strzałka w tej rzece właśnie zaczęła swój żywot.

Piszę o tym, bo ta mała rybka jest znakiem odradzania się na nowo takich niewielkich nizinnych rzek jak ta, którą widzę z okna. Tych zapomnianych, a może nie rokujących zbyt wielkich nadziei na wędkarskie emocje. Myślę jednak, że z czasem woda ożyje i jeśli tylko człowiek da jej szansę na przetrwanie w nienaruszonym stanie, to ona właśnie odwzajemni się z nawiązką.

Simson







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1085