Wiślany kleń z gruntu
Data: 19-04-2005 o godz. 20:35:00
Temat: Łowca okazów


Cześć to ja Pierenick. Jak sam nick wskazuje jestem z Torunia. Postanowiłem podzielić się z Czytelnikami Pogawędek moimi przeżyciami związanymi ze złowieniem pięknej rybki. Ale dosyć bajerowania przechodzę do konkretów...



12.04.2005 r. korzystajac z faktu, że do pracy miałem na 13.30 (za to lubię zawód nauczyciela), postanowiłem wybrać się nad Wisłę na ryby. Była to już piąta wyprawa w tym sezonie. Ponieważ do Wisły mam ok. 1,5 km od domu, zdecydowałem się pojechać rowerem. Wybrałem miejsce poprzednio sprawdzone przez kolegę Dawida i jego ojca, który dzień wcześniej miał tam ładny połów w postaci kilowego jazia i kilku ładnych płoci.

Wędkowanie rozpocząłem około 6.20. Łowiłem metodą gruntową bez spławika, zarzucając wędki przed główką, której i tak nie widać przy obecnym stanie wody. Po złapaniu kilku płoci, w tym jednej 31 cm, około 8.10 nastąpiło kolejne branie. Właściwie to puknięcie, bo szczytówka mojego węglowego spinningu drgnęła zaledwie dwa razy, ale nie miałem wątpliwości, że to ryba. Natychmiast po zacięciu poczułem dość duży opór i pomyślałem, że mam nie lada przeciwnika. Wyobraźnia zaczęła działać... Natychmiast jednak zacząłem myśleć trzeźwo, a konkretniej przypomniałem sobie, że na tym zestawie mam przypon 0,14.

Ryba cały czas trzymała się dna, a ja nie chciałem holować jej na siłę. Po około 2 minutach ruszyła w stronę brzegu i pozwoliła się podprowadzić na około 10 m. Na chwilę wyłonił się pod powierzchnią wody złotawy grzbiet. Przez myśl przeleciało mi wtedy jedno - karp (parę dni wcześniej w rozmowie ze znajomym wędkarzem dowiedziałem się, że w zeszłym roku wiosną kilkaset metrów dalej złapał karpia (ok. 3 kg). Ryba ponownie schowała się pod powierzchnią wody. Udało mi się wybrać jeszcze kilka metrów żyłki, ale przeciwnik wyraźnie szukał ostatniej deski ratunku w przybrzeżnych krzakach. Nie wiem jakim cudem, ale w ostatniej chwili udało mi sie zmusić ją do odwrotu i po kilku sekundach podebrać we wcześniej upatrzonym miejscu ręką (podbierak jak zwykle w takim dniu został w garażu).

Teraz już się dowiedziałem! Moim przeciwnikiem okazał się kleń. Piękny, gruby, prawie złoty (stąd myśl o karpiu)!!! Złapałem w życiu kilka kleni (wszystkie jednak na spinning), żaden jednak nie przekroczył 45 cm. Miarka pokazała 54 cm.

Na szczęście aparat był na miejscu. Zdjęcia oceńcie sami. Dodam tylko, że jak na razie jest to zdecydowanie ryba mojego życia, bo dotychczasową ( szczupak 69 cm i 2,20 kg) bije na łeb.

Ale się rozpisałem, pewnie już zasypiacie? Dodam tylko, że przynętą była rosówka. Łowiłem na spinning Byrona o nazwie Grey Shadow i kołowrotek Dragon. Pogoda tego dnia była ładna, słoneczna, na niebie nie było żadnej chmurki temperatura ok. 12 stopni i bezwietrznie.

Oprócz wspomnianego klenia (54 cm i 2,10 kg) złapałem jeszcze tego dnia 11 płoci od 15 - 31 cm.

To moja pierwsza tak wspaniała ryba - mam nadzieję, że nie ostatnia.

Pierenick







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1098