Drapieżny leszcz
Data: 23-05-2005 o godz. 11:30:00
Temat: Łowca okazów


Niedziela, 22 maja 2005. Tego dnia zmieniło się moje podejście do leszczy. Wybraliśmy się na szczupaki na rzekę Rządzę, nad jej przyujściowy odcinek wpadający do Zalewu Zegrzyńskiego.



Uzbrojeni po zęby w szczupakowe wabiki wypłynęliśmy na wodę około piątej rano. Rzut za rzutem obławialiśmy według nas najciekawsze miejsca, w których spodziewaliśmy się ataków szczupaków. Jednak nic nie chciało się przekonać do naszych przynęt.

Koło siódmej Przemek wyciągnął pierwszego zębatego. Był piękny, fantastycznie wybarwiony i niewiele większy od woblera. Chwile potem trafił drugiego, który wielkością niewiele odstawał od poprzednika. Rzuciłem sliderem daleko przed siebie w stronę wypłycenia na środku rzeki. Kilka podszarpnięć szczytówką i chwila przerwy, żeby wabik opadał powoli. Następne kilka podszarpnięć i znów chwila przerwy. I łup, solidne uderzenie. Zacinam i czuję spory opór, Jednak ryba walczy jakby ospale. Nie szarpie łbem jak szczupak. Po kilku chwilach przy pontonie przewalił się piękny leszcz.

- No nie - zaczepiłem leszka za kapotę!

Podebrałem rozbójnika podbierakiem i w tej właśnie chwili zatkało mnie.

- On jest zacięty prawidłowo! - powiedziałem.

Środkowa kotwica tkwiła trzema grotami wewnątrz pyska leszcza. Owszem, łowiłem je wcześniej na paprochy, ale nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Leszcz uderzył w opadający powoli wobler, czemu to zrobił nie mam zielonego pojęcia. Może stają się bardziej agresywne w okresie tarła, a może zrobił to ze zwykłej ciekawości?

Sprzęt na jaki łowiłem to kij Jaxon Pro Futura 240, c.w. 15-35 g. Kołowrotek to Schimano Aero GTM 3000, plecionka Dragona 0,16. Przynętą był tonący slider malowany na okonia. Leszcz mierzył 58 cm.

Wykrzyknik





Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1122