Niemiecka przygoda dzieci z Białochowa - cz.2
Data: 28-06-2005 o godz. 08:00:00
Temat: Nasza publicystyka


Drugi dzień pobytu w Niemczech zapowiadał się obiecująco. Przede wszystkim - wyspaliśmy się. Łóżka były fantastyczne (aldente – ni twarde, ni miękkie).

Dzień Drugi – 13.06.2005 r.

Po takiej nocy trzeba było się pożywić. Przy śniadaniu ogarnęła nas panika – samoobsługa – trzeba było wziąć tacę i wybierać sobie jedzenie, do woli. O 10.00 wyjechaliśmy z Hamburga. Widoki były coraz ciekawsze, tylko smutno było patrzeć na te niemieckie rzeki – proste, często wybetonowane – żadnej fantazji i urozmaicenia.

Do Golsmaas dotarliśmy przed obiadem, ośrodek był super – nad samym morzem, z niedużymi domkami, boiskiem, placem zabaw i konikami w zagrodzie. Nie zdążyliśmy wysiąść z busika, gdy przybiegli panowie i zaczęli nas filmować (ale mieliśmy tremę). W dużym namiocie powitała nas sympatyczna pani, która wręczyła wszystkim czapki i identyfikatory (poczuliśmy się jak goście specjalni). Oprócz nas Polaków, byli jeszcze: Rosjanie, Estończycy, Francuzi, Szwajcarzy, Duńczycy, Niemcy, Finowie, Szwedzi i Holendrzy.

W trakcie oglądania domków przyszedł do nas Dieter, nasz niemiecki opiekun, który był do naszej dyspozycji przez wszystkie dni pobytu. Od tego czasu wujek Rafał (tłumacz) miał pełne ręce (buzię) roboty. Po obiedzie zabraliśmy się do pracy, przygotowaliśmy sprzęt wędkarski na trzy dni i na różne metody łowienia. Widząc profesjonalizm i cierpliwość Dietera kamień spadł nam z serca (damy sobie radę).

Sprzętu było sporo: wędki, kołowrotki, podpórki, podpory, haki, przypony, ciężarki, bombeczki (takie niby spławiki), świetliki, latarki na czoło i pilkery. Dziwiliśmy się co to jeszcze może służyć do łowienia. Część sprzętu dostaliśmy tylko dla siebie, będziemy mogli go zabrać do domu.

Zbliżał się wieczór i nasze pierwsze połowy. Gdy nasz opiekun zapytał się, czy brzydzimy się robaków uśmiechnęliśmy się pod nosem, bo przecież my jesteśmy z robaczkami za pan brat. Ale - jak się okazało - nie ze wszystkimi. To co wyłoniło się z pudełka odebrało nam apetyt na cały wieczór. Tylko Kasieńka bez problemów brała te „stworzenia z nogami” do ręki i nadziewała na hak, reszta, przypuśćmy, że sobie radziła.

Łowienie z plaży nie przyniosło oczekiwanych efektów – nikt nic nie połowił – niemieckie ryby odmówiły międzynarodowej współpracy.

Ale nie nudziliśmy się, bo było sporo atrakcji, a samo zarzucanie tego ciężkiego zestawu miało wpływ na przyrost naszej masy mięśniowej.

W międzyczasie na teren naszego obozowiska lądował kilkakrotnie helikopter przywożąc niemieckich VIP-ów. Poza kilkoma aktorami z niemieckich kryminałów, mieliśmy możliwość zrobienia sobie zdjęcia z Gerdem Müllerem, mistrzem świata w piłce nożnej z 1974 r. (to ten co strzelił nam gola).

Helikopter, prasa, gwiazdy, zdjęcia, wywiady - po takich przeżyciach dobry sen - gwarantowany.

Dżąsowa







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1148