''Australijska'' przygoda z muchówką
Data: 13-07-2005 o godz. 14:35:00
Temat: Muszkarstwo


W sobotę, 2 lipca, po dłuższej przerwie, postanowiłem pojechać na rybki. Celem była "moja tajna" rzeczka. Popołudnie było upalne i licząc na wieczorne brania pstrągów nie spieszyłem się zbytnio. Wielodniowe upały spowodowały, że niski stan wody za jazem nie wzbudził mojego zdziwienia i raźno ruszyłem w dół.







Przed jazem


Za jazem

Niestety - im niżej schodziłem, tym bardziej opuszczał mnie humor. Rzeczka zamieniała się w stojący kanał, a właściwie w ciąg kilkumetrowych odcinków (bajorek) ze stojącą prawie wodą, poprzegradzanych całkowicie zarośniętym korytem rzeki. No, ale to przecież łąkowy odcinek, tu zawsze o tej porze nie było zbyt wiele wody, choć tak mało nigdy - pomyślałem.


Bajorka -jedyne miejsca, w których było jeszcze trochę wody

Tam dalej w lesie na pewno będzie lepiej, no i na tych znanych zwaliskach może wieczorkiem jakiegoś pstrągala podhaczę. A teraz koniec mazania się, jesteś mężczyzną, więc do roboty. Ale jak tu na stojącym, zarośniętym bajorku o wymiarach 2-3 m na 1-1,5 m, w którym na dodatek pełno wodnej roślinności, podać muchę? Krzaki i dwumetrowe pokrzywy z tyłu też nie ułatwiają zadania. Klasyczny przypon tu na nic się nie zda - za długi pomyślałem, tak więc dowiązuję po prostu 50 cm żyłki 0,12, do niej malutkiego "dorożkarza" w wersji królewskiej, na haku 18, i już za pierwszym rzutem mam wyjście jakiegoś 15 cm "potwora". Wyjście było tak niespodziewane, że oczywiście spóźniłem zacięcie.


Krzaczory i pokrzywy nie ułatwiają zadania

Dalsze kilkadziesiąt minut spędziłem na poławianiu niezliczonej ilości rybek takich gatunków jak: ukleja, wzdręga i jelec, wielkości nie przysparzającej chwały. Ale ich ilość oraz to, że w ogóle coś łowię sprawiły mi wiele radości i poprawiły nienajlepszy na początku humor. Jako ciekawostkę powiem, że na poszczególnych odcinkach (bajorkach) musiałem stosować inne muchy, dodatkowo chrusty oraz małe oliwki.


Takie "okazy" poławiałem!

Schodząc tak w dół rzeki dochodziłem powoli do celu mojej wyprawy - leśnego odcinka rzeki. Coraz mniej było miejsc, w których było widać odsłoniętą wodę, postanowiłem więc odpuścić już sobie wędkowanie na tym odcinku i ruszyłem na skróty kilkaset metrów tam, gdzie rzeczka płynie krótkim odcinkiem przez las. Tam, gdzie są te piękne zwaliska, karcze no i gdzie ma być ten wymarzony pstrąg.


Tu już się łowić nie dało

To już tu – pomyślałem, wychodząc z pokrzyw. Poczułem kojący chłodek i zapach lasu. Jeszcze parę metrów i trzeba przezbroić zestaw. Teraz cicho, bardzo cicho, szukam miejsca by to zrobić. No, ale przecież tak na chwilkę tylko jednym okiem trzeba spojrzeć na miejsce wędkowania. Ocenić, obrać plan jak podać muchę. Zostawiam sprzęt i prawie na kolanach podchodzę do rzeki. Szok! Co, gdzie!? Gdzie jest "moja" rzeka? Miotam się jak opętany. Tysiące myśli biegną mi przez głowę. Czy ja się pomyliłem? Czy ja, czy ja??? Niestety nie. Powoli uspokajam się. Idę po aparat, wchodzę do suchego koryta i pykam parę fotek.


Szok!


Gdzie jest moja rzeka?!


Wymarzone miejsce na pstrąga, tylko czegoś tu brakuje...

Co będzie dalej nie wiem. Dokąd pojadę na rybki, jak będę miał tylko kilka godzin czasu - nie wiem. Co będzie z "moją" rzeczką, jak nie spadnie odpowiednia ilość deszczu - nie wiem. Dzisiaj to ja naprawdę nic nie wiem!

Yari







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1156