Tym razem spotykamy się w Jastrzębiu Zdroju. Bardzo się z tego cieszę, bo od dawna jestem ciekaw jak to możliwe, że wśród tylu kopalń znajduje się miasto z nazwą Zdrój.
Trzeba to wyjaśnić na wstępie. Zabieram ze sobą mojego braciszka, który pracuje w KWK "Borynia" - jednej z kopalń Jastrzębia Zdroju. Zabieram aparat fotograficzny i umawiam się też z naszym kolegą Darkiem, aby towarzyszył nam w oględzinach tego miasta.
Darek jest punktualny - zaprasza nas do parku zdrojowego. To tylko skok przez ulicę i wchodzimy do parku.
Zanim pokażę co widzieliśmy, mała lekcja historii.
Pierwsza wzmianka o osadzie pojawia się już w XIII wieku. Pierwotna nazwa - Jastrzemb. Legenda mówi o "czarnym rycerzu", który jak jastrząb napadał na karawany kupieckie, przechodzące przez Bramę Morawską.
Odkrycie źródeł solankowych rozpoczęło rozwój osady. W 1861 roku został otwarty pierwszy dom zdrojowy. Rozkwit i świetność uzdrowiska notuje się od momentu, gdy właścicielem obiektów był dr Mikołaj Witczak. II wojna światowa zatrzymała rozwój uzdrowiska i poważnie zniszczyła go. Mozolnie odremontowano obiekty lecznicze.
Od 1951 roku (miasto około 4 tys. ludności) rozpoczęto odwierty geologiczne. Odkryto bogate złoża węgla kamiennego. Pierwsza kopalnia ruszyła w 1962 roku, a w 1974 pracowały już kolejne cztery. Uzdrowisko upadało. Szkody górnicze przerwały złoża solankowe. Dzisiaj miasto liczy ponad 96 tys. ludności.
Uzdrowisko nieczynne - nazwa Zdrój została. Pozostał także park zdrojowy, który przyciąga spacerowiczów z całego miasta. W parku rzadko spotykane drzewa: cis pospolity, różanecznik złoty i unikalny egzemplarz - miłorząb japoński.
Wchodzimy do parku...
Z lewej strony budynek adaptowany na potrzeby Uniwersytetu Śląskiego.
W środku budynek sanatorium - już nieczynny - dzisiaj lokal i sale konferencyjne.
Z budki pijalni wód zrobiono kiosk spożywczy. Darek mówi, że tutaj można się napić wody mineralnej (tylko z butelki), sprowadzanej z różnych stron Polski.
Pomiędzy drzewami zauważam wysoka starą i bardzo zniszczona rzeźbę drewnianą. Szacuję wysokość na 2,5 m. Rzeźba przypomina jakąś postać.
Z lewej strony domu zdrojowego (sanatorium) na środku małego placyku, nowoczesna (lata PRL) budowla zwana kiedyś „pomnikiem”. Nikt z nas - nawet Darek - nie wiedział, co przedstawia.
Przechodzimy na prawe skrzydło sanatorium. Tutaj wśród drzewek kamienny postument.
Wchodzimy jeszcze do środka sanatorium - Gutek prowadzi do sali lustrzanej. Tam mogę zrobić fotkę samemu sobie.
Czas na spotkanie piwne. Wychodzimy z parku wprost na budynek, gdzie w piwnicy z pewnością już oczekują pierwsi przyjezdni. Jeszcze tylko fota budynku z napisem „Jacek” (na samym szczycie) i wejście do piwnicy.
Prócz obecnej tam naszej trójki: Tyton z żoną i córką, żona Darka z naszą "Karolinką", Bedmar, Lobuz, Lucek, Dziadek, Wolff, Sigi, Jacek_dsw ze swoją dziewczyną, Rekin i Sandalista.
Podają golonko.
Paluszki czosnkowe.
Dyskusjom na temat ryb i wspólnych wyjazdów nie widać końca.
Godzina 21.20. Czas kończyć spotkanie. Jadę z Sigi i Wolffem do domu. Sigi swoją Ibizą bez problemów dowozi mnie do Knurowa. Oni mają jeszcze dwadzieścia minut drogi.
Na następne spotkanie trzeba będzie poczekać miesiąc.
Old_rysiu