Z pamiętnika wędkarza ostatnia kartka
Data: 01-11-2005 o godz. 16:20:00
Temat: Bajania i gawędy


Gdy pamiętnika ostatnią kartę odnalazłem, nie ręki, a maszyny był tam zapis. Wydruk, a w tytule: „ Zapamiętywacz myśli - wędkarza chwile ostatnie:
2056 sierpień 12”.



Trzymała mnie za rękę w tych ostatnich chwilach. Ledwo dostrzegałem jej oczy. Były tak strasznie smutne, choć widziałem, że ze wszystkich sił walczy ze łzami. Była taka piękna, ciągle tak samo piękna jak w dniu, w którym ją poznałem. Prawie pięćdziesiąt dwa lata temu.

Mój czas dobiegał końca, czułem to. I choć starałem się nie zamykać oczu, nie miałem już sił. Zasypiałem, łagodnie i spokojnie, czując ciężar przeżytych dni. W pamięci kłębiły się obrazy z przeszłości. Pierwszy pocałunek, pierwszy samochód, nocne sumy i sandacze i Ona. Moja ukochana Natalka. Czułem, że trzyma w swych dłoniach moją suchą ze starości dłoń. Gładzi ją lekko trzęsącymi się dłońmi. Było w tym tak dużo miłości, ciepła i słodyczy, że nie potrafiłem jeszcze odejść. Przez te wszystkie wspólne lata dodawała mi sił, stała za mną zawsze, gdy jej potrzebowałem. Nawet, gdy mój czas dobiegał końca była przy mnie. Zawsze kochająca, zawsze troskliwa i wyrozumiała.

Nie czułem lęku - przecież nie byłem sam. Podążając w nieznane byłem spokojny. Całe życie zakręciło mi się w głowie. Krew w żyłach płynęła coraz wolniej. Jakby zasychała stygnąc. Przeciskała się coraz mozolniej przez zwężające się tętnice i żyły. Mózg nie przyjmował nowych informacji oprócz jednej. Cały czas czułem miłość mojej żony.

Leżałem tak podłączony do kilkudziesięciu rurek i zapamiętywacza myśli. Poprosiłem o to, choć Ona powiedziała, że nie da rady ich przeczytać. Ta cholerna maszyna wysysała z mojej głowy wszystkie nawet najmniejsze i najkrótsze przelotne wspomnienia i słowa. Całą wolą chciałem przekazać jakieś przesłanie, kilka mądrych i ponad czasowych słów. Jednak wszystko wirowało i wirowało. Odchodziłem do innego świata. Wspomnienia przeplatały się ze sobą. Wracałem w nich do najcudowniejszych chwil, jakie spędziliśmy razem. Zanurzyłem się w nich i śniłem.

Zobaczyłem ją stojącą w sukience w kwiaty. Była prześliczna - jej długie włosy rozwiewał wiatr. Słońce przedzierało się przez soczyście zielone liście dębów, rozpromieniając jej twarz. Miała jak zwykle te roześmiane oczy. Szła kołysząc biodrami, jak mogłem jej nie kochać? Na trawie nieopodal bawiły się dzieci. Ich śmiech dźwięczał w całym ogrodzie. To lato było wyjątkowo piękne. Wszystkie nasze drzewa owocowe obrodziły, a kwiaty pachniały jak nigdy wcześniej.

Był ciepły, sobotni wieczór. Wyjątkowo nie byłem na rybach. Rozkoszowałem się tymi kilkoma wydartymi z wiru pracy chwilami, spędzonymi w spokoju z rodziną. Taką ją pamiętałem. Radosną, zabawną i pełną życia. Przy niej nawet wiosna była szara i ponura. Dawała mi więcej sił do życia niż wszystko inne na świecie. Śmiejąc się do łez, zawsze robiła taką zabawną minę, czubek nosa robił jej się czerwony, a skóra dookoła biała. Była najurodziwszym skarbem świata.

Z każdą sekundą powracałem pamięcią w odleglejsze zakątki mej pamięci. Im bliżej byłem końca tunelu, tym mój umysł stawał się jaśniejszy. Coraz więcej rozumiałem, coraz więcej przypominało mi się szczegółów z mojego życia. Przypomniałem sobie nawet małego ptaszka, którego znalazłem martwego na łące, gdy miałem sześć lat. Tak strasznie się nim wtedy przejąłem, że pochowałem go i płakałem nad jego malutką mogiłką.

Jeszcze kilka tygodni temu byłem tak zmęczony życiem, a teraz tak bardzo chciałem wracać i tańczyć z moją Natalią, nosić ją na rękach. Czemu za życia tak rzadko to robiłem? Czy dałem jej tyle szczęścia, ile tylko byłem w stanie? Czy byłem dobrym ojcem dla naszych dzieci? Przypomniałem sobie jak na świat przyszła Wiktoria. Była taka śliczna jak się urodziła, taka delikatna i niewinna. Była taka spokojna jakby czuła, że mama zaraz weźmie ją na ręce i obdaruje taką miłością, o jakiej mogła tylko marzyć. Paweł za to strasznie płakał. Krzyczał w niebogłosy, od malucha miał swoje zdanie. Zawsze musiał postawić na swoim. Jednak nigdy nie było z nim kłopotów. Czemu musimy odchodzić. Zostawiać po sobie dziurę nie do wypełnienia?

Spiąłem się w sobie i uniosłem powieki. Patrzyła na mnie, chyba czuła, że o niej myślę, bo uśmiechnęła się lekko. Jej siwe włosy dodawały jej tylko uroku. O czym myślała? Czy wspominała te same chwile? Może po prostu czułą, że odchodzę... Tak strasznie chciałem się podnieść i objąć ją jak dawniej, jednak mimo największych starań moje ciało nie chciało się podporządkować. Byłem już tylko myślą i kilkoma zdaniami zapisanymi na twardym dysku tej przeklętej maszyny. Przez siedemdziesiąt pięć lat życie wysysało ze mnie energię i pooddałbym mu się już dawno, gdyby nie Ona. Skąd brała taką ogromną moc? Zmęczyłem się tą walką ze swoim zdrewniałym i zeschłym ciałem. Moja papierowa skóra nie oddawała już tyle ciepła co kiedyś. Plamy od słońca pokrywały dłonie, szyję i twarz. Zbyt częste pobyty nad woda wypaliły na mnie swoje piętno. Alaska, kanadyjskie łososie i setki godzin spędzonych nad dzikimi brzegami Amazonki.

I tak zapadałem się w sobie, powoli odchodząc w niebyt. Wszystkie przynęty, kije i kołowrotki wirowały gdzieś poza moim zasięgiem. Poczułem zimna wodę górskiego potoku, zapach sosnowego lasu nad brzegiem jeziora z młodzieńczych lat.
I tylko cisza była obca, coraz donioślejsza i pusta...

Wykrzyknik







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1230