Opowieść o wędkarzu - marzycielu
Data: 21-02-2006 o godz. 10:30:00
Temat: Bajania i gawędy


Był piękny dzień o delikatnej wyczuwalnej bryzie, która niosła z sobą orzeźwiające chłodne powietrze. Chmury leniwie toczyły się po błękicie nieba. Śpiew ptaków ukajał myśli idącego na nową wyprawę wędkarza.



Lubił on spędzać cudowne chwile nad wodą, w ciszy i spokoju. Zawsze zastanawiał się nad cudownością życia. Spędzał długie godziny na spacerach z wędką. Przyglądał się przyrodzie, jak cudownie się rozwija po zimowym odpoczynku. Idąc wąską ścieżynką, raz po raz przed jego nogami uskakiwały koniki polne. Minął drzewo, pod którym zawsze znajdował schłodzenie w upalne dni. Kierował się w stronę nieużywanego przez ludzi mostu, pod którym płynęła leniwie rzeczka. Minął pierwsze trzciny i tatarak, znalazł się w swojej oazie wędkarskich przygód.

Powoli rozłożył sprzęt i zarzucił przynętę, po czym usiadł na świeżutkiej trawie. Słuchał śpiewu ptaków, przyglądał się chmurom, zastanawiając się, co przypominają.
Był nie tylko wędkarzem, ale i marzycielem. Spoglądał na spławik. Rozglądał się na cuda przyrody, obserwował to, co go otaczało. Dwie norki buszowały w niezbyt oddalonych od niego krzakach, szukając tam pożywienia, mewy leniwie przecinały niebo. A wędkarz-marzyciel pozostawał niewzruszony, zadumany. Wyciągnął parę płotek, po czym zmienił przynętę. Ryby brały przeciętnie, ale on się tym nie przejmował - zawsze miał nadzieję na złowienie ładniejszej sztuki. Sam nigdy nie wiedział, na co może liczyć, lecz każda chwila spędzona na łonie natury napawała go nieprzeniknioną radości. Łowił tradycyjnymi metodami, jakich nauczył go dziadek.

Spławiczek poruszał się w rytm delikatnej falki. Delikatnie zanurkował pod wodę, a on ze spokojem podniósł wędkę i zaciął. Wyciągnął kolejną płotkę. Cieszył się na myśl, że ma już zapewnioną dobrą kolację. Zarzucił ponownie. Słońce przypiekało coraz mocniej w plecy. Dochodziło południe. Postanowił przenieść się pod wspomniane drzewo. Znalazł tam cień i chłód. Zarzucił wędkę, oparł się plecami o drzewo i pogrążył się w zadumie. Śnił o tajemnych miejscach, które mogły być rajem dla każdego wędkarza, oazy ciszy, ryb i błogiego spokoju. Z tego cudownego odrętwienia wyrwało go poruszenie wędki. Złapał szybko wędkę w obie ręce, zaciął… Nie musiał długo czekać na odpowiedź ryby. Wyruszyła ona w przygodę, prosto przed siebie. Każde na coś liczyło. Ryba na szansę ucieczki, wędkarz na zobaczenie tej ryby. Bój trwał długo, był zaciekły. Raz było widać przez ułamek sekundy płetwę ryby, to znów ogon pojawiał się ponad powierzchnią. Choć hol ryby był długi, wędkarz myślał o tej rybie, czy on nie zawiedzie? Czy jego sprzęt wytrzyma? Z każdą minutą miał coraz bardziej złożone myśli. Udało się - była już przy brzegu, gotowa do wyciągnięcia. Taka zmęczona…

Wędkarz ujrzał ją wyczerpaną. Wiedział, że była godnym przeciwnikiem, była zbyt piękna, by skracać jej życie. Złapał najładniejszą rybę, jaką mógł złowić. Była niczym tęcza, cała w refleksach świetlnych, odbijającego się w jej łuskach słońca. Wędkarz zwrócił jej wolność, choć bardzo chciał ją dłużej podziwiać. Odczepił ją i puścił. Złapał pierwszego w życiu pstrąga tęczowego. Postanowił wrócić do domu. Zebrał wszystko, co miał ze sobą, a było tego niewiele. Ruszył w drogę powrotną po ścieżynce, którą tu dotarł. Szedł zamyślony i rozkojarzony. Ciągle widział tę rybę przed oczami - jej olśniewające piękno. Gdy tak szedł, nadepnął na coś, co przypominało kij. Pomyślał, że nadepnął na kij, gałązkę, lecz tego, co stało się parę sekund później nikt nie zdoła opisać. Nadepnął na żmiję. Ta z bólu i chęci obrony szybko obróciła głowę, zanurzyła do samego końca w nogę nieszczęśnika swoje jadowite kły, z których kapał lepki jad. Wędkarz uczuł przerażający ból i pieczenie. Dawka była duża. Żmija nie chciała oderwać się od nogi, jak puściła zaatakowała ponownie, zanurzając swe kły po raz drugi w ciele nieostrożnego wędkarza-marzyciela. Próbował ujść jak najdalej od niej, do ludzi w poszukiwaniu ratunku. Lecz było zbyt daleko, by ktokolwiek go zobaczył, by ktokolwiek usłyszał. Coraz ciężej było mu iść, miał już omamy wzrokowe.

Był tak niedaleko drogi. Normalnie w parę chwil pokonywał tę odległość, lecz tym razem wydawało mu się to daleko, każdy krok był wyzwaniem. I tak powoli padł na kolana, ostatkiem sił się chciał doczołgać, niestety już nie żył…. I tak kończy się opowieść o wędkarzu marzycielu. Choć podarował życie rybie, sam nie uniknął losu śmierci, przez swoje marzenia…

Bodzio







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1307