Połów dorszy – brazylijski serial
Data: 11-03-2006 o godz. 08:50:00
Temat: Morskie opowieści


Witam wszystkich wędkarzy, a szczególnie tych, co załapali bakcyla wędkowania na morzu. Przygodę z dorszami zacząłem dopiero w zeszłym roku i po pierwszym wyjeździe od razu mnie wzięło, no i były kolejne.



Do tej pory byłem cztery razy i może nie jest to imponująca ilość oraz taka, która by zrobiła ze mnie wytrawnego wędkarza morskiego, ale udało mi się zaobserwować kilka ciekawych zjawisk, które podcięły mi skrzydła i wystudziły zapał do morskiej przygody.

Wszystkie wypłynięcia miały bardzo podobny charakter, tak jakby były kręcone przez jednego reżysera brazylijskich nowel.
Małe streszczenie:

1. Wypływamy. SZYPER (pan na statku) mówi że, będą udane połowy, ale parę dni temu był niewielki sztorm, no i różnie to może być;
2. Dopływamy na łowisko. Pilkery w dół, zmieniamy miejsca, szukamy (szyper ma mądrą, zamyśloną minę);
3. Dwie godziny i pada parę małych bolków, jeśli coś zaczyna się dziać – dzwonek /!!/ i zmieniamy miejsce /???/;
4. Ludzie zaczynają być niezadowoleni ( SZYPER – przemawia: jednak dorsz jest rozproszony...);
5. Mija czwarta godzina wędkowania: zmieniamy miejsce i jest - zaczęły brać! Każdemu coś się uwiesiło, poprawiły się humory no i ...
5. Podwójny dzwonek: niestety pora wracać, czas minął - w końcu nie jest tak źle „Panowie - kwituje SZYPER - każdy coś tam ma”;
6. Do zobaczenia mili wędkarze - przyjeżdżajcie i płaćcie po 120 - 150 zł za wędkarską przygodę życia.

Wszystkie wypłynięcia miały podobny scenariusz, który zmaterializował mi się po czwartej ,,przygodzie” i wielu rozmowach z innymi kolegami odwiedzającymi port Kołobrzeg.

Zastanawialiśmy się, co może być powodem takiego manipulowania, bo inaczej tego nie można nazwać i prawdopodobnych powodów padło kilka.
Doszliśmy do następujących wniosków:

    – z punktu widzenia właściciela jednostki lepiej szukać domniemanych rewelacyjnych łowisk niż ciągle manewrować w pogoni za trafionym stadem (paliwo-koszty);
    – metoda kija i marchewki (po co mają się nałapać do syta - lepiej miło połechtać);
    – chętnych jest wielu i mimo niezadowolonych zawsze znajdą się nowi;
    – jest zawsze możliwość, że rozochoceni udaną końcówką dopłacą ekstra za dodatkową godzinę;
    – kolega pomocnik nie urobi się po łokcie przy oprawianiu ryb;
    – SZYPER pod koniec doskonale wiedział, gdzie płynąć po brania.
Jednym słowem - wielu czuje się robionych w przysłowiowego balona. Co do nieczystych intencji armatora jednostki lub obsługi nie mam żadnych wątpliwości i tylko zastanawiam się, co może być powodem takiego działania?
Wędkarstwo morskie przeżywa obecnie rozkwit i coraz więcej ludzi decyduje się na przeżycie wielkiej przygody wędkarskiej i będąc po raz pierwszy - z pewnością taką przygodę przeżyją, ale kolejne wyjazdy mogą mocno rozczarować. Nie będę się rozpisywał o innych mankamentach - mogę wyjść na zrzędę, bo jeśli ryba bierze, to nie liczą się jakiekolwiek niedogodności.

Koledzy wędkarze proszę Was o opinię - co myślicie o rozwijającym się biznesie polskiego morskiego wędkarstwa? Czy macie podobne odczucia, a jeśli nie, to gorąco proszę o podanie nazw jednostek, na których ciężko o podobne wrażenia.

Cafekot







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1320