Czosnkowy śledzik
Data: 10-04-2006 o godz. 18:00:00
Temat: Ryby na stół


Dla nikogo nie jest chyba tajemnicą, że przy mojej znajomości wędkarstwa morskiego, a zarazem kucharskiej pasji, pisać o śledziach mogę tylko w aspekcie kulinarnym. Być może moja wiedza o śledziach pogłębi się podczas Beloniady PW, ale w oczekiwaniu na to pozwoliłem sobie pokazać, co zrobiłem biednym śledziom z tacki Lisnera, we śledziowej żądzy pochwyconym.



Jakiś czas temu, we szwedzkim sklepiku w Ikei, nabyłem śledzie w czosnkowym sosie firmy Abba, które bardzo mi posmakowały. Miały jednakowoż dwie wady. Po pierwsze - nie uśmiechało mi się jeździć po nie taki kawał (w naszym handlu ich nie widać - są innych firm, ale się nie umywają). Tym bardziej, że nie da się najukochańszej z żon wytłumaczyć, że wypad do Ikei odbędzie się li tylko celem pozyskania śledzia. Po drugie - jakkolwiek głodny i bez butów - odpukać - nie chodzę, to cena produktu wydała mi się mało atrakcyjna w stosunku do wielkości opakowania.

Przypomniałem sobie Gravlax, przypomniałem sobie szwedzkie smaki, przede wszystkim zaś, przypomniałem sobie swój ulubiony sos do ryby gotowanej z warzywami na parze. I postanowiłem przeprowadzić eksperyment.

Głównym bohaterem była tacka śledzi Lisnera (to z lenistwa - mogą być klasyczne płaty śledziowe, ale dobrze by je było najpierw wymoczyć w mleku). Do udziału w przedsięwzięciu zaprosiłem także: śmietanę 18%, majonez, świeżo mielony pieprz, limonkę, koperek, cukier no i czosnek oczywiście.

Dzieło rozpocząłem od umycia i pokrojenia śledziowych filetów (250 g) na mniamuśne paski. Wielkość mniamuśnych pasków jest tutaj kwestią bardzo dowolną. Jeden lubi drobno cięte, drugi chętnie zagryzie cały filet bez krojenia. Na pewno jednak drobniej pokrojone szybciej złapią szlachetny smak, o który nam chodzi.

Pokrojone paski wrzuciłem do miski. Dodałem duży kleks śmietany (3-4 łyżki) i mały kleks majonezu (1 łyżka). Dorzuciłem pęczek posiekanego koperku. Tym razem miałem świeży - dla potrzeb sesji i dla dekoracji, ale pod względem aromatu wolę ten mrożony, z letnich zapasów. Wycisnąłem sok z połowy limonki (uwaga na pestki) oraz duży i mały ząbek czosnku. Posypałem pieprzem, doprawiłem niecałą łyżeczką cukru.

Wreszcie zamieszałem całość i z wielkim żalem odstawiłem na leżakowanie do lodówki. Taki śledzik potrzebuje przynajmniej kilku godzin spokoju. Po upływie stosownego czasu, dobrałem się do miseczki celem wstępnej degustacji. Wyszło perfekcyjnie. W związku z powyższym przygotowałem kolacyjną porcję dla siebie...

A także dla najukochańszej z żon...

Czytelnikom zaś taki eksperyment polecam. O ile oczywiście lubią śledzie, czosnek i nie boją się takich zestawień. Na marginesie dodam, że zapach potrawy spowodował ślinotok u naszego Małego Ludzika, który niestrudzenie powtarzał am, am, am, dopóki nie dostał swojego przydziału. Jabłko od jabłoni daleko nie padło. Skoro Esox lubi żerować na śledziach (nie tylko w szkierach), to Esoxówna miałaby nie lubić?

Eksperymentował, fotografował i smacznego życzy
Esox







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1335