Samotna wyprawa
Data: 18-04-2006 o godz. 07:00:00
Temat: Bajania i gawędy


Jest początek wiosny, wszystko budzi się do życia po zimowym odpoczynku. Powietrze przepełnione zapachem świeżej trawy. W tak cudowny dzień chce się go spędzać na dworze, w towarzystwie przyjaciół, nawet przy wspólnym grillu. Śpiew ptaków idealnie pasował do otoczenia krzewów i drzew. Obłoki sunęły leniwie po niebie, przynosząc ludziom rozmyślania o niespotykanych kształtach.



Lecz to wszystko nie interesowało młodego chłopaka, o ciemnych włosach i brązowych oczach. Często nie bywał w szkole, uwielbiał samotne wyprawy, podczas których rozpalał w sobie ogień. Nigdy nie obchodziła go przyszłość, nie miał ulubionego zajęcia czy hobby, któremu mógłby się oddawać. To wszystko sprowadzało się do jednego punktu. Czuł się pusty, bez potrzeby życia. Wszystko wokół niego było takie szare i ponure, mimo tak cudownej pogody.

Tego dnia przechadzał się właśnie nad rzeką, przyglądał się rzeczom, które po raz pierwszy widział, choć miał inne wrażenie. Omijał drzewa stojące na jego drodze. W oddali zauważył pewnego dziadka, który siedział z kijem nad wodą, wyraźnie na coś wyczekującego. Był tym widokiem nadzwyczaj zdumiony, różne myśli przebiegały mu po głowie. Podchodził powoli, z zastanowieniem, jakby każdy krok sprawiał mu wysiłek.

Dziadek usłyszał szelest i powoli obrócił głowę, z którego ów dźwięk dochodził. Zobaczył młodego chłopaka i powiedział:
- Nie bój się, podchodź śmiało. - Chłopak nie wiedząc, co począć, podszedł szybko. Przyglądali się sobie przez chwilę, po czym starszy pan zaczął mówić:

- Pewnie ciekawi cię, co robię. Czyż nie tak?
- Tak, oczywiście że mnie to ciekawi, co pan robi, bo do tej pory czegoś takiego nie widziałem.
- Otóż jestem wędkarzem, w tej chwili łowię ryby, na imię mi Stanisław. A tobie młodzieńcze?
- Ja nazywam się Piotrek.


Tak się zapoznali, jeszcze nie wiedzieli, że los ich połączy. Długo ze sobą tego dnia rozmawiali. Piotrek opowiadał o swoim nic nie wartym, pustym życiu, a pan Stanisław opowiadał mu pokrótce, co przeżył. W końcu zaczęły się pytania o wędkarstwo. Rozmawiali do chwili, w której słońce postanowiło się schować za horyzontem, jakby miało taki kaprys. Pożegnali się. Każdy z nich poszedł we własną stronę.

Następnego dnia długo Piotrek chodził nad wodą zanim znów znalazł tego miłego, starszego pana. Pan Stanisław przywitał go, po czym wziął leżący na boku kij leszczynowy i wręczył go chłopakowi. Był zaskoczony tak bardzo, iż powiedział:

- Na co mi to, do czego mi się przyda?

Dziadek się tylko uśmiechnął i powiedział:

- Zobaczysz, rozwiń zestaw, tak jak to ja teraz robię.

Piotrek powtarzał ruchy pana Stanisława, choć sporo mu było do doskonałości. Powoli zaczynał się uczyć wędkować, łapał pierwsze płotki i uklejki. Często na miejscu pobytu z tym panem rozpalał ognisko, co mu szło szybko i sprawnie, piekli złowione ryby żywo dyskutując.

Po raz pierwszy Piotr poczuł się jakiś bardziej pełny, jakieś nieznane do tej pory uczucie wypełniało mu pierś. Tak rozwijała się między nimi przyjaźń. Kiełkowała w jednym jak i w drugiej postaci. Piotrek mieszkał z ciotką, ponieważ rodzice zginęli w wypadku samochodowym, nikogo nie miał tak bliskiego, jak ten pan. Cieszyli się ze swoich połowów, rozmów, przygód.

Pewnego dnia, po już niemal trzyletniej znajomości, będąc nad wodą i łowiąc sobie rybki, nagle starszy pan poczuł się słabo, Piotrek przerażony szukał pomocy, poleciał do najbliższego domu, skąd wezwano pogotowie, a on i mieszkaniec domu polecieli do pana Stanisława. Jeszcze dyszał, choć było coraz gorzej. Piotrek usłyszał syrenę zbliżającej się karetki, wybiegł na drogę by im pokazać miejsce poszkodowanego. Lekarze udzielili pierwszej pomocy, zabrali starszego pana do szpitala. Tego dnia cały dzień przesiedział czuwając przy Stanisławie, którego mógł nazywać dziadkiem, mimo iż był to obcy dla niego człowiek. Czuwał do wieczora, kiedy przypomniał sobie, że musi być w domu przed ciotką, gdyż była to surowa, trzymająca się etyki kobieta. Pędził jak wicher, przypominając sobie po drodze wszystkie skróty do domu. Udało się, był przed ciotką. Dzisiejszej nocy ciężko było mu zasnąć, a jak już zasnął, sen miał płytki i niespokojny.

Rano udał się w odwiedziny do przybranego dziadka. Zauważył, że w sali, której jeszcze wczoraj był, jego nie ma. Okazało się, że dziadek pozostawił mu list, który odebrał od pielęgniarki. Cały sprzęt wędkarski może zatrzymać dla siebie, a także pieniądze, które są w portfelu. Piotrkiem wstrząsały silne emocje. Targały nim wyrzuty sumienia. Poszedł nad wodę, na samotną wyprawę, na ryby.

Pomyślał, iż robi to po raz ostatni dla Dziadka. Złapał coś większego na wędkę, nad wodą było bardzo ślisko. Stracił punkt podparcia i wpadł do wody. Ten upadek był tak niefortunny, że się zachłysnął wodą, co doprowadziło do jego uduszenia się. Spływał z prądem rzeki. Umarli tego samego dnia, jeden po drugim, by móc się znów spotkać w lepszym świecie.

Tak jak los ich połączył, tak nikt nie rozdzielił, byli razem do samego końca, jeden stary drugi młody...

Bodzio







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1345