Trafił się jak kurze ziarnko. Sobota, 27 maja 2006 roku.
Dzień nie jest najlepszy na relaksowe wędkowanie. Co parę minut pada drobny deszczyk, jednak nie ma wiatru. Woda prawie spokojna i powinno być dobrze.
Jestem nad wodą w Knurowie - Krywałd. Zapadlisko pogórnicze Jagielnia. Bardzo trudny teren, pełen ciężkich zawad (zatopione drzewa i krzaki). Mam miejscówkę, gdzie jest sporo jak na te warunki otwartej przestrzeni i za każdym razem boję się, że będzie zajęta przez innego wędkarza.
Tym razem jest wolne miejsce...
Tutaj już dwa razy duży karp pokazał mi ogon, zrywając najpierw żyłkę 0,12, potem 8 kg plecionkę. Tym razem jestem uzbrojony w 12 kg plecionkę ( EXPERT - 0,16 mm ). Druga wędeczka, nadal na mojej plecionce 8 kg firmy Jaxon - ta będzie do łowiewnia ewentualnych leszczy czy karasi.
Z prawej strony ustawiam wędeczkę z założoną kulką proteinową o smaku truskawki.
Wędka lewa - dwa ziarenka kukurydzy. Podsypuję pelletem truskawkowym, kulkami proteinowymi, ziarnem kukurydzy z puszki i czekam.
Coś się zaczyna dziać na wędeczce z kukurydzą. Są jakieś dziwne delikatne brania. Pewno dwa ziarenka kukurydzy to za duża porcja, więc zmieniam na jedno ziarenko. Trzeba to przypilnować i po zarzuceniu trzymam wędkę w ręce, aby zareagować na minimalne zadźwignięcie spławika.
Obsertwuję ciągle spławik z kulką proteinową. Właśnie moment oglądania prawego spławika spowodował zagapienie się i poczułem gwałtowne targnięcie wędki, którą miałem w ręku (na szczęście). Ryba zacięła się sama, mało tego - daje mi ostry odjazd na środek stawu. Już wiem, zamiast kulki proteinowej, o zgrozo, karp zabrał ziarenko kukurydzy. Ręką reguluje obroty oddającej plecionkę szpuli. Udaje mi się zatrzymać karpia. Teraz się zaczyna. Zwroty, przeganianie z lewej na prawą. Zawirowania wody pod lustrem i ciągły strach, czy plecionka wytrzyma. Do zaczepów zaledwie 20 metrów. Czy to na takiego karpia dużo? Ręka zaczyna boleć od trzymania kija w górze. Telematch Kusiro 4,22 pracuje bez zarzutów i elegancko reaguje na targania ostre i gwałtowne, ale krótkie odjazdy. Wreszcie walka wzdłuż pasa brzegowego. Na szczęście karp jest już poważnie zmęczony i trzyma się górnej warstwy wody. Plecionka jest jednak na tyle wytrzymała, że pozwoli na obracanie łba i zmienianie kierunku holu.
Jestem sam. Pod nogami w wodzie ustawiam jeną ręką podbierak. Kurcze - trochę mały. Karp jeszcze dwa razy odbija z mniejszym animuszem od podbieraka, jednak udaje mi się go w końcu cudem wpakować, zagarniając go podbierakiem. Karp uderza w podbierak tak dla mnie szczęśliwie, że zagrzebuje się w środek siatki, plecionka nie wytrzymuje i pęka 2 cm od haczyka. Karp jest już w podbieraku. Patrzę na zegarek - o jasny gwint - 40 minut holu.
Natychmiast dzwonię po mojego kolegę, sąsiada.
- Andrzej - mam tego karpia. Przyjeżdżaj szybko nad wodę.
Sesja foto i karp dołącza do grupy świętych ryb.
Mierzę go od razu po zrobieniu zdjęć. Ma 84 cm. Domowa waga wskazuje 12 kg.
I kto by pomyślał, że jeszcze uda mi się złowić tak dużego karpia? Trzeba ten fakt wykorzystać i zgłosić go do rejestracji Łowców Okazów PW. Mam tylko nadzieję, że znajdzie się prawdziwy Karpiarz, który pobije mnie z kretesem, czego życzę wszystkim pogawędkowiczom.
Old_rysiu