Radziowy boleń
Data: 15-06-2006 o godz. 18:45:00
Temat: Łowca okazów


Czwartkowe święto, dzień wolny od pracy – koniecznie trzeba ruszać nad wodę! Zapowiadana piękna pogoda sprawia, że koniecznie trzeba oddać się spinningowaniu. Razem z moim spinningowym Mistrzem – Adamem początkowo myślimy o Biebrzy, lecz ostatecznie lądujemy w malowniczym ujściu Supraśli do Narwi.



Rozkładając sprzęt i słysząc poranne spławy ryb i uderzenia drapieżników już wiemy, że wybraliśmy właściwie.

Składam dwa zestawy - cięższy do 25 g z myślą o szczupaku, drugi - wklejanka do 10 g z przeznaczeniem na klenie i jazie. Do godziny dziewiątej łowimy po kilka ładnych okoni oraz niewielkich szczupaczków. Obławiając jaziową „miejscówkę” słyszę potężne uderzenie bolenia. Nie zastanawiając się długo rzucam jaziowym woblerem w stronę intensywnie żerującej ryby. Uderzenie i ... jest. Ryba schodzi w dół rzeki intensywnie młynkując. Po 3 minutach słabnie, doprowadzam ją metr od ręki i niestety, boleń ok. 50 cm, w ostatnim zrywie ku wolności wygrywa, wypinając się z maluteńkiego wobka. Chwila konsternacji, analizy niepowodzenia i nagle słyszę znów chlupot oraz widzę uciekające w panice uklejki. A więc mamy jeszcze jednego przeciwnika do przechytrzenia. Nie wiem dlaczego nie zmieniłem zestawu na cięższy. Nadal obławiam rejon żerowania jaziowym kijkiem. Zmieniam przynęty, kilka woblerków, obrotówki - totalny brak odzewu. Wreszcie w akcie desperacji zakładam uklejopodobne kopyto z brokatem. Pierwszy rzut i potężne uderzenie wygina kongerowskie Tango w „chińskie osiem”. Ryba odjeżdża ok. 40 metrów w dół rzeki z gwizdem hamulca. Bojąc się o wędzisko amortyzuję całą sytuację nogami, schodząc z kierunkiem nurtu. Uffffff - po 10 minutach szaleństwa i odjazdów zeszła w końcu z nurtu na spokojną wodę.

Pomny doświadczeń z poprzednią rybą pozwalam się jej wyszaleć. Po chwili podbieram ją chwytem za kark i odkładam na wysoką burtę. Mierzenie - 71 cm.

Leżę i nie mogę uwierzyć, że na taki okoniowo-jaziowy kij złowiłem sporego bolenia. Limit szczęścia wyczerpany co najmniej na tydzień. Wracam szczęśliwy do samochodu. Pokazuję rybę brodzącemu w jego pobliżu koledze. Chyba zdopingowany tym wydarzeniem zapina dużego jazia. Ze skarpy widzę, że ciężko będzie mu go wyholować w silnym nurcie. Spieszę z pomocą, która okazuje się konieczna. Podbieram rybę do podbieraka i ratuję koledze drugi zestaw, który wysunął mu się do wody, gdy był zajęty holem. Nalewa mi się do woderów, ale chwytam Loomisa dosłownie za koniec szczytówki. Chyba do końca roku będzie mi dziękował za taki refleks.
Miarka przy pomiarze jazia wskazała 46,5 cm.

Wracamy uradowani do auta lecz kusi jeszcze troszkę porzucać. Widzimy kolejny boleniowy spław. Stajemy w zasadzie koło siebie i rzucamy, rozmawiając o dzisiejszych braniach. Po chwili Adam ma rybę, która zaatakowała 4 cm Invadera. Krótki hol na mocnym sprzęcie i boleń na brzegu. Pomiar wskazuje na 56 cm. Jedziemy do domu po aparat i wracamy nad wodę, aby wykonać kilka pamiątkowych fotek.

Oby jak najwięcej takich wspaniałych łowów jeszcze w tym roku. Pozdrawiam.
Szczęśliwy

Radzio







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1379