Panie - bierom?!
Data: 26-07-2006 o godz. 07:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Upały, upały, a po nich to dopiero grzeje. Ryby ledwo co kłapią gębą, szukając łyku tlenu - co im tam pożywienie. Wszędzie w książkach jest napisane: im większa temperatura, tym szybciej trawią ryby - karpiowate. Tymczasem ani leszcz, ani karaś o karpiu też już nikt nic nie pisze. Przecież nawet najwięksi karpiarze naszego portalu nie pokazali nam karpia na fotkach. Można się załamać.



Czytałem ostatnio nasze forum. Wakacje i wędkarskie wyjazdy. Wczasy z rodzinką nad wodą. Pięknie. Dzieci się kapią nad czystym jeziorem, żona dodaje uroku swojej skórze, dopalając ją do czekoladowego koloru. My zaś - patrzymy na spławik. Ani drgnie. Gdzie te ryby? Myślicie, że skoro zdecydowałem się na napisanie tego tekstu, to wiem, gdzie one są? Rozczaruję Was - nie wiem. Może gdzieś na największych głębokościach, może nie zostały wpuszczone, a może legendy o karpiu „ze sfastyką na ogonie” podnosi skutecznie adrenalinę. Wszystkie chwyty dozwolone - niby jak udowodnić, że jesteś wędkarzem a nie glapą, który nie potrafi łowić ryb. To wszystko już było na naszym forum. Był też wpis ze Śląska, że tutaj są ryby i właśnie to mnie zaciekawiło.
Dzwonię do Dareczka:
- Cześć, jak tam rybki? Pływa jeszcze coś, bo mam poważne ubytki w łatwo przyswajalnym wapniu.
- Nie jest źle Oldi. Zapraszam w niedzielę na szczupaczka.
- Pierdu, pierdu, gdzie Ty szczupaczka złowisz?
- Oldi - spoko, jakem Darek, masz go jak w banku.
Można powiedzieć, że Dareczek ma go w lodówce i w razie czego wyciągnie go z bólem serca. Nie mam nic przeciwko bólowi, oby tylko nie dotyczył mojej osoby i natychmiast drążę temat:
- Mareczku - a gdzie pojedziemy?
- 5.15 w Wodzisławiu na tym samym miejscu, gdzie odebrałem Cię na biesiadę.
- Czerwony parking, będę czekał.

Czekam na Dareczka. Po chwili razem jedziemy w kierunku Chałupek.

Śląskie Mazury.

Jeszcze tylko piętnaście minut krętych dróg i jesteśmy nad wielką wodą. Wiem, że gdzieś tam z drugiej strony tych Mazur, była nasza biesiada.

Bedmar i Darek czekają na Lobuza, który sprowadza łódź po betonce do wody.

Łódź już zwodowana, teraz dopiero przyglądam się, co też tam jest w środku.

Ku mojemu zdziwieniu, dla mnie specjalny pojazd - ponton. Tam mogę włożyć wszystkie swoje akcesoria i będę mógł śledzić wędkarskie poczynania, było nie było śląskich mistrzów spinningu.

Mamy konkurencję - tuż obok, montują się do spinningu wędkarze na pontonie Pasat 4 K.

Trzeba przyznać, że te pontony, to solidny stary polski wyrób, który 20 lat temu też był w wyposażeniu Old_rysia. Spoglądam na niego z sentymentem.
Wszystko już gotowe.

Darek, Lobuz i Bedmar omawiają plan taktyczny. Wypływamy na wielką wodę. Trzeba przyznać, że wody wokół naszej biesiady, to zaledwie małe fragmenty wielkich śląskich Mazur.

Oglądamy różnego rodzaju brzegi - i te spokojne, otwarte i te urwiste.

Patrzę w niebo.

Wiem - tak nie robi się fotek, ale właśnie to słońce szeptało:
- Do domku robaczki, w cień, bo Was ugotuję.

Ładnie się płynie i teraz już zaczynam rozumieć, dlaczego Sazan musiał kupić tak drogi konwerter, aby nie było widać nogi w kadrze.

No i popatrzcie - tuż za tym wysokim półwyspem widać rozległą zatokę. No i się zaczęło biczowanie wody. Aby nie oberwać w ucho, oddalam się na wiosłach, ciągle z daleka kontrolując ugięcia ich wędzisk.
Nagle widzę, że chłopaki odłożyli wędki.

- Co jest? Dlaczego nie łowicie? Co z moim szczupakiem?
- Spokojnie Oldi - teraz jest odpoczynek. Nie podoba Ci się tutaj?
- Podoba i to jak bardzo. Jest pięknie, tylko... Nie dokończyłem, bo ten kto mnie zna wie, czego mi brakuje.

Na szczęście aparat ciągle włączony i jak huknęło z boku, gdzieś tam w oddali, mogłem zrobić fotkę. Niestety to nie jest aparat Wykrzyknika i została w kadrze tylko rozległa fala. Ale i tak jestem z niej dumny.

No i znowu jedziemy dalej. Tym razem robię fotę, która nie powinna być wykonana. Sazan z pewnością skarci mnie, ale zdecydowałem - taka fota albo żadna. Nie mam wyboru co do ustawiania światła.

Trzeba przyznać, że taki widok na wodzie, ruszy największego spinningistę. Po kontrolowanych przeciągnięciach wabiami jest już wiadomo - drapieżniki nie są głodne.

Jedziemy dalej i dalej i ciągle inna woda.

Na echosondzie wreszcie alarm - jest jakaś rybka. No to gonimy ją aż pod takie oto badyle.

Mamy ławicę okoni. Darek już ma na kiju dyndającego całkiem fajnego okonka. Patrzy teraz na mnie i czeka, czy pokażę kciukiem w dół, czy też podaruję życie biedakowi. Po co mi jeden okonek? Ryba wraca do wody.

To miejsce pachnie szczupakiem. Zapach ten rozpoznaję bezbłędnie.
- Chłopaki, nie łówcie okonków, tylko zakładać szczupakowe wabie - do roboty, to nie jest urlop wypoczynkowy.

Trzeba przyznać, że mimo takiego żaru, bezwietrznej pogody, chłopaki wierzą w sukces i zakładają ciężkie woblery. Ja już nie wierzę, chociaż ciągle czuję ten ekstra zapach szczupaka. Oglądam pobliską zatokę przez szkła polaroidowe, które otrzymałem w prezencie od Roberta z Francji. Drobne okonki - palczaki i mniejsze, ledwo co przemieszczają się na widok intruza. Mały klenik płynie wzdłuż brzegu i nagle słyszę:
- Oldi - siedzi!!!

Nie mam czasu sprawdzić, jak wyszła fota. Co sił w rękach macham wiosłami w ich kierunku. Ale co Wy tam widzicie na tej focie - przybliżenie i to natychmiast proszę.

Jestem już bliżej i ciągle trzymam aparat w pogotowiu.

Już szczupak wali głową o lustro wody. Cierpnie mi skóra. Żeby tylko się nie wypiął. Darek jednak spokojnie stoi w łodzi, a Bedmar już wyjmuje po niego rękę.
- Gdzie jest podbierak? - krzyczę.
- Nie mamy, zaraz go będziemy lądować ręką.
Jeszcze mam przed oczami szalejącego sandacza u stóp Torque i jego żony, która to trzymała go na kiju. Oby finisz nie był taki sam.

Bedmar ze stoickim spokojem sięga po szczupaka. Nie oddycham, ale patrzę.

Jest!!! Chłopaki pokazują mi go. Tym razem mój kciuk jest skierowany w dół.

Nie pytajcie jak duży był szczupak. Nie spekulujcie, bo i tak nikt Wam nie napisze. Jedno jest pewne - dużo ponad wymiar ochronny.
Czy to nie jest dziwne? Już wczoraj wieczorem wiedzieli, że będzie szczupak? Przyznam się, że do godziny 8.00 wierzyłem w niego. Zwątpiłem o 10.00. No i popatrzcie. Tylko wytrawni spinningiści potrafią przetrwać próbę czasu. Oni wiedzieli, że szczupak uderzy, bo wiedzieli, że tutaj są szczupaki.

Darek proponuje zwiedzanie terenu. Jedziemy dalej, zobaczyć przejścia na wielką wodę, bo ta wielka to dopiero za tamtym półwyspem.

Czy widzicie tutaj wędkarzy? Nie? Dlaczego? Ryba chyba nie bierze albo linia brzegowa jest tak rozległa, że można się tutaj zgubić.

No i co? Wielka woda i tafla jak lustro. Tam już dzisiaj nie pojedziemy, ale kto wie, może jesienią?

Jest już południe i najwyższy czas na prawdziwe zimne piwo.

Nie tylko piwko, ale i coś na ząb. Koniec focenia i spadamy do domku. Nie będę Was dręczył. Tak, zabrałem szczupaka. Dostałem go w prezencie od Dareczka. Tego samego dnia był sprawiony.

Nie oczekujcie relacji z kuchennego warsztatu. Spora grupa pogawędkowiczów miała już okazję spróbować ryb w moim wykonaniu. Z pewnością będą następni pod warunkiem, że przyjadą na zlot i złowią rybę godną mojej patelni rodem z samej Francji. Życzę tego wszystkim. Woda na Śląsku czeka na zlot. Woda, w której są jeszcze ryby. Jakie ryby i jaka woda, być może już niedługo zobaczycie.

Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1398