Tak mało i tak wiele
Data: 04-08-2006 o godz. 00:00:00
Temat: Łowca okazów


Nad wodę zajechaliśmy niemalże po ciemku. Tak to bywa, kiedy to uciekasz z dużego miasta po pracy i gonisz wyprzedzając ciężarówki, by zahaczyć jeszcze parę minut nad wodą. Ale warto było!



Ryby stały na swoich miejscach w oczekiwaniu na przepływający żer. Widać było, że rzeka chce żyć i żyje! Chmary chruścików prześcigały się w wylatywaniu z wody, jaskółki zwiastowały wiosnę wcale nie w pojedynkę, a ryby niejako wtórowały w tym spektaklu natury. Zakładam swojego 7cm pomorskiego killer’a i za chwilę melduje się na kiju pstrąg pod 30 cm. Jest dobrze - biorą.

Kolejne stanowisko wydaje się być bankowe. Rzeka wychodzi z zakrętu szerokim łukiem, by wpłynąć w „lejek” - głębokie przewężenie. W połowie przewężenia rośnie drzewo, które spowija połowę nurtu ramionami swoich gałęzi. Woblerek ląduje o włos od zwisających na drugim brzegu traw. Ech, lubię tę drobną i pewną akcję przynęty. Takie realistyczne niby nic a jednak coś. W połowie rynny przytrzymanie i krótki odjazd komunikują pstrąga na wędce. Po krótkim holu ląduję na brzegu 37 cm. Szybka fotografia utrwala to wieczorne spotkanie i już za chwilę pstrąg żwawo odpływa do swojej rynny.

Kolejna szybka, bardzo szybka i bardzo głęboka rynna nie przynosi nic. No prawie nic. Kiedy odchodzę około 25-30 m od rynny słyszę pokaźne chlapnięcie. Ki czort! Myślę: ryba albo bóbr. Może jednak bóbr? Nie daję się zwieść i wracam starannie obławiając dopiero co obławianą rynnę. Zmrok zapada niemalże znienacka i zmusza do odwrotu.
Znajomą rynnę penetruję po około 2 tygodniach przerwy ze streamerkiem. Znów cisza i tylko jeden krótki pstrąg niejako na pocieszenie.

Kolejne spotkanie ze znajomym łowiskiem już na początku czerwca.

Zimno, mokro, ale to tylko przedsmak upalnego dnia. Tak chyba jest na Saharze! W nocy 1-2 stopnie, a w dzień niemożliwy upał. Przedzieram się przez nabrzmiałe od rosy łąki, z wędką w zgrabiałych z zimna dłoniach, by po kilku chwilach zameldować się nad swoją rynną. Znowu cisza. Nawet krótki nie wyskoczy. Idę dalej na miejsce swojej zeszłorocznej przewagi nad przyzwoitym pstrągiem. Tam też cisza. Po półtorej godzinie wracam nad rynnę. Rzut 15 m w dół w przewężenie. Killer drobi swoją agresywną muzykę. Nawet nie pamiętam, czy przekręciłem korbką, czy może tylko wobek spłynął na napiętej plecionce. Uderzenie było niesłychanie silne, agresywne i błyskawiczne. Moja riposta (o dziwo) równie szybka. Jeden odjazd, drugi i sprint w górę. Nie nadążam z wybieraniem linki, kiedy pstrąg przedefilował na pokaźnej głębokości pod moimi stopami. Wybiera jeszcze trochę linki, idąc w górę i zawraca błyskawicznie, by wybierać linkę płynąc z prądem. Jeszcze parę metrów, jeszcze kilkadziesiąt centymetrów z kołowrotka, jeszcze walka młynkami przy powierzchni. Naraz chwila spokoju. Postanawiam wykorzystać i podprowadzam rybę pod rękę by podebrać. Szczęśliwie łapię ją za kark i wynoszę na brzeg. Jest czterdziestak! Przecieram oczy. Dokładnie 49 cm i 1,3 kg.

Ryba zostałą złowiona 4 czerwca tego roku o godzinie 7.30 w wodzie górskiej krainy pstrąga i lipienia. Sprzęt: kijek DEGA 2,4 12-42 g, plecionka 0,10 mm, woblerek Shad Rap 7 cm manufaktura.

Tak dużo i tak niewiele...

Julek







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1405