''Moje ulubione łowisko''
Data: 22-10-2006 o godz. 20:00:00
Temat: Tu łowię


''...i tu są pstrągi, w takim siurku?'' - zapytałem z szeroko otwartymi ustami. ''Są a w każdym razie były. Ale wiesz to taka jednoosobowa rzeczka'' - ze spokojem godnym rzymskiego senatora odpowiada Jarek.



Rzeczka płynie w gęstwie lasu podpoznańskiego poligonu w Biedrusku. Pierwszy śnieg, mokry, nawet taki brudny powoduje, że las jest jeszcze bardziej mroczny a rzeczka z wodą gęstą jak rtęć płynie w ciszy. Brunatne liście towarzyszą rzeczce na całej jej długości i są już zaznaczone białymi plamkami tego późnojesiennego śniegu. Jest już szaro więc raczej ani się tu nie zatrzymamy, ani tym bardziej nie rzucimy mokrej czy też suchej muchy lub też innej przynęty na pstrągi, o których z taka pasją i spokojem opowiadał mój towarzysz przez dobre półtorej godziny stania w korku z przyczyn atmosferycznych. Rzeczka została za plecami ale jej widok, chłód, mroczność, tajemnica jaką z sobą niesie...

'Nie wierzę. 70 szczupaków tylko na tym odcinku?' – znów się pytam z oczami jak u przedszkolaka.
'Przecież bym Ci nie wciskał kitu. I to w zasadzie na małe blaszki, przede wszystkim wahadło. 'zerówki', maksymalnie 'jedynki'. Prowadzisz sobie je leniwie od główki do główki' – zachęca Marcin
'O losie! Przecież ja mam tutaj jakieś 12 km. To na pieszo warto iść.'
Główki na Warcie w tym miejscu nie są może zbyt imponujące ale sama rzeka nie prezentuje się jakoś majestatycznie. Jest jak dobry rzemieślnik. Spokojna o mocnym nurcie. Płynie sobie bez wariactw wraz ze swoimi niezliczonymi rzeszami ryb, które wraz z wędkarzami nie gonią za pogłosem jaki towarzyszy jej dwóm medialnym starszym siostrom.

'I właśnie w tym miejscu tak biorą te liny?' – podziwiam zdjęcia mojego młodszego kolegi. Są imponujące. Nie bez powodu nad wodą mówią na niego 'profesor'
'Jak będziesz u mnie musimy tam wpaść. Daję sobie ręce obciąć, że złowisz jakiegoś tłuścioszka'

Dwa tygodnie później stawiamy się na pomoście. Letnie czerwcowe późne popołudnie, kiedy słońce skryło się za koroną drzew zapowiada nie lada eldorado. Patrzę na stary zbrązowiały ze starości pomost, w którego szczelinach znalazł już siedlisko mech. Trzciniak ugania się po łodygach szumiącego sitowia, wyśpiewując miłe każdemu uchu jeziorowe trele. Falujące w rytm fal liście grążeli z ich żółtymi oczyma wpatrzonymi prosto w pojedyncze białe obłoki sennego popołudnia. No i ten zapach jeziora przy lekkim wietrze. Zamykam oczy. Uwielbiam ten moment. Zapominam o wszystkim. Czuję, że jestem w miejscu gdzie człowiek powinien być od zawsze i nigdy z tej ścieżki nie zbaczać.
'Lecimy! Na 19.30 łosoś wychodzi z komory. Trzeba go przeważyć, żeby chwycić wydajność.' – słowa Patryka sprowadzają mnie na ziemie. Zresztą i tak nie mieliśmy wędek. To był 'rekonesans'.

'Cześć Adam! I jak tam? Płoć się ruszyła?' – siedzę ze słuchawką przy uchu patrząc na nieśmiało kiwające się pierwsze kwiaty forsycji.
'No byłem bracie. Szok! Powiem Ci uwielbiam tę rzekę. Byłem z Pawciem. Ten to nałoił na swojego bata. Ja miałem tak z 30 sztuk, ale za to jakie. Na pojedynczego białego. Nawet specjalnie nie trzeba było nęcić. Jedna, dwie kulki.' – głos Adama mówił jedno: 'przyjeżdżaj bo to długo nie potrwa' –
'Mówię Ci jak ona się wije, jaka jest dzika. Miejscowi łowią blisko ujścia z jeziora. Tłuką tą rybę jak najęci. My stoimy trochę dalej, może i mniej łowimy ale spokój większy no i same płocie też. A jak się ptaki rozśpiewały. Olchy po prostu kipią życiem. Kobita troche marudziła, że mamy gdzieś jechać, ale tam... dasz radę, przyjeżdżaj'
'Odbierzesz mnie w sobotę z dworca. Byłbym tak ok. 3.30.' – odpowiadam jak zahipnotyzowany.
Widzę ten wiosenny las, ujście tej rzeczki, słyszę ptaki i czuje, że tam jestem. W sobotę przywożą okna na budowę. Szczegół o którym zapomniałem...

''Piątkę” złowisz bez problemu, nawet nie musisz daleko rzucać, na 'Dychę' też nie trzeba wcale długo czekać, ale do 'Piętnastki' trzeba mieć trochę cierpliwości, no i przynęty. Na kartofla raczej tam nic dużego nie złowisz. Pozostają kulki takie z 22-28mm jeśli myślisz o tych większych karpiach. Może też być 5-7 ziaren kukurydzy ale to też mogą łyknąć te małe. Bo wiesz, my tam nad zalewem mamy swoje stanowisko. Taki cypel. W zasadzie jak go zajmiemy to nie schodzimy przez tygodnie. Trudno tam dojść. Gęstwa, chaszcze. Nawet nie masz co myśleć żeby dojechać samochodem. Spokój cisza no i te ryby... są... po prostu są. Myślę, że chłopaki się zgodzą co byś połowił...he, he, he.... Ale wiesz... my tam ryby wypuszczamy. Tylko tak do zdjęć i potem wolność. W zasadzie jak sprzęt wyrzucisz to siedzisz piwko pijesz, gadasz, czekasz... sielanka'
Na taka zachętę ze strony Zygmunta nie mogłem powiedzieć „nie”. Przygotowane przez tygodnie łowisko. Zanęcane systematycznie. Swoja Wiaruchna. Cisza, spokój piwko i dobre towarzystwo... Sprzęt jaki mam sprawdził się na maksymalnie 11 kg sztuce, ale jak ponowię ten „rekord” będę wniebowzięty. Tak się składa, że za 2-3 tygodnie będę ponownie w tym rejonie tak więc potwierdzam, że widzimy się nad wodą... Miast na południu Polski, problem technologiczny w mojej branży pojawił się koło Kołobrzegu, więc trzeba przełożyć o następne 2-3 tygodnie może o 1,5 miesiąca a może ze spokojem na przyszły rok...

Średnio raz w tygodniu jestem na moim ulubionym łowisku. Jak to robię...? Raz jestem w domku na działce u Adama, drugim razem u Zygmusia na zapleczu, trzecim na zakładzie u Patryka, innym znów w pokoju Jacka a zupełnie innym przy słuchawce telefonu...
Los dał mi taka pracę, która umożliwia mi jeżdżenie po całej Polsce a jednocześnie uniemożliwia mi łowienie ryb. Kto ze mną był na rybach, wie, że każde łowisko jest moim ulubionym, do każdego zarzutu wkładam tyle samo entuzjazmu i radości. Nie szykuje nigdy sprzętu z takim namaszczeniem jak prawdziwi fachowcy bo nie mam czasu, ale każdy wyjazd zapada mi długo w pamięci, może nawet na zawsze. Jako student byłem na rybach co tydzień, może i dwa razy w tygodniu. Praca, dom obowiązki zmieniły moje życie tak jak bym sobie tego nie wyobrażał nawet w najgorszym scenariuszu. Mówię tu o wędkarskim życiu oczywiście.
A łowiska, które opisałem to miejsca, które znam, nawet wiem jak niektóre wyglądają ale nad którymi jeszcze nie zamoczyłem kija. To są cały czas moje ulubione łowiska. Niosą mi nadzieję, że kiedyś tam zajrzę, wydrę tajemnice jaką kryją, magię jaką mogą mnie obdarzyć siedząc ramię w ramię z przyjacielem nad jego ulubionym łowiskiem...

Kajko

PS: Jeszcze 34 lata do emerytury...



Tekst konkursowy. Opublikowany bez korekty, w formie nadesłanej przez Autora. Redakcja.



Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1444