Długo zbierałem się do napisania tej relacji. Długo, bo tak naprawdę nie wiedziałem, co napisać. Nie chciałem dublować opisu z zeszłego roku, nie chciałem opisać suchych fatów. Nie chciałem opisywać ilu i jakich było sponsorów, co dostały dzieciaki.
Siedziałem długo wpatrując się w biały ekran mojego komputera i nic nie przychodziło mi do głowy. Miałem już nawet plan zrobienia fotorelacji. Wstawienia kilku zdjęć, kilku suchych opisów, ale jakoś to do mnie nie przemawiało.
Do domu dziecka w Białochowie pojechałem w tym roku po raz drugi. Po raz drugi miałem ogromną przyjemność być przez kilka chwil z dzieciakami. Patrzeć na ich radość. Na smutek po stłuczeniu bombki przez jednego z wychowanków, którą miał przekazać jednemu z darczyńców.
Takich chwil nie zapomina się nigdy. Takie emocje pozostają w sercu na zawsze.
Tym razem jechałem spokojniejszy - pierwszy raz był dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Nie wiedziałem czego będę mógł się spodziewać... I muszę przyznać ,że wszystkie te moje obawy były płonne.
Po przyjeździe zostaliśmy zaproszeni na uroczystą cześć spotkania. Jasełka, podziękowania i rozdanie podarków. Ileż radości było w oczach maluszków, jak i starszych dzieciaków. Po raz kolejny bliski byłem rozklejenia się...
Po raz kolejny poczułem się szczęśliwy, że udało nam się ofiarować trochę szczęścia tym małym ludziom.
W moim pokoju na ścianie wisi ręcznie malowany obrazek, który dostałem od dzieciaków, patrzę na niego i widzę je wszystkie. Te najmniejsze, starsze i te prawie dorosłe. Czuję też coś, czego tak naprawdę nie potrafię opisać i chyba nawet nie będę się silił, bo i tak mi nie wyjdzie.
Jedyne co mogę powiedzieć to podziękować wszystkim, którzy ofiarowali swoje serce dla tych dzieciaków, wszystkim tym dzięki, którym w oczach wychowanków domu dziecka zobaczyłem radość. Taką radość dziecięcą, wdzięczność i wzruszenie...
Wykrzyknik
A oto fotorelacja...
Foto. Dzas.
Foto. Dzas.