Sandacz na trupka
Data: 09-03-2007 o godz. 15:30:00
Temat: Spławik i grunt


Co roku w czerwcu spędzam około 15 nocy na swojej łodzi. Niezapomnianych, gwieździstych, pachnących dziesiątkami zapachów - nocy sandaczowych. Te wędkarskie wypady, wspominam potem przez całą zimę.
I choć jestem przede wszystkim spinningistą, to inne metody nie są mi obce.



Na nocne połowy wypływam zawsze w towarzystwie swojego serdecznego kolegi. Zawsze jednak wypływamy dwoma łodziami, dla wygody i nie tylko. Sporadycznie samemu.

Na nasze sandaczowe wypady wybieramy miejsca odludne, położone daleko od portu, z którego wypływamy. Są to miejsca niepozorne, niczym nie wyróżniające się - zwyczajne. Na ogół omijane przez innych wędkarzy. To niezwykle trudne łowisko ze względu na ogromną ilość zaczepów. Wykarczowany gęsty las, przed zalaniem Sulejowskiego.
Ale! To nie tylko ogromna ilość karczy. To również dawne drogi i dróżki, które z kolegą doskonale znamy i mamy je namierzone! I to na nich głównie łowimy. Zewsząd otoczeni jesteśmy tylko wodą i lasem. Tu sporadycznie ktoś zagląda, a jeśli już, to tylko „przejazdem” w drodze na inne, odleglejsze łowiska. Wędkarze boją się rwać zestawy, szkoda im. Kosztowny interes.

Wypływamy dwoma łodziami ze względu na to, że po zarzuceniu zestawów, każdy z nas rozkłada sobie na podłodze karimatę i wygodnie wyciąga „znużone” ciało w oczekiwaniu brań. Poza tym, łowiąc na zatopionej wąskiej drodze, nie pomieścilibyśmy się z czterema kijkami. A zatem, każdy z nas ma swoją, podwodną uliczkę do obłowienia.

Swoje łodzie kotwiczymy około 50 m od siebie, w dawnym korycie Pilicy na głębokości 8 - 8,5 m, tuż przy jej byłym brzegu. Jest to rozległy blat, na którym jeszcze przed budową Sulejowskiego rósł malowniczy gęsty las mieszany. Dziś świadczą o tym liczne zaczepy i „obraz” odbierany przez echosondę z głębokości 5,5 m.

Jako pierwszą rzucam kotwicę dziobową i pozwalam łodzi na spłynięcie z wiatrem na całą długość piętnastometrowej linki. Gdy łódź już się ustawi dokładnie dziobem do fali, stawiam dopiero kotwicę na rufie, ale na krótszej dwunastometrowej lince. Następnie naciągam linkę dziobową, sztramując obie kotwice, po to, by łódź nie przesuwała się na boki. Dopiero wtedy można zarzucić zestawy, mając pewność, że jeśli dzwoneczek się poruszy, to jest to ponad wszelką wątpliwość branie ryby.

Tak więc, mając już zakotwiczoną łódź, przystępuję do zarzucenia zestawów.

Mój zestaw wygląda tak: na żyłkę główną 0,35 - 0,40 zakładam ciężarek, do jej końca wiążę dużych rozmiarów agrafkę z krętlikiem - ma on spełniać rolę stopera. Następnie na przypon z tej samej zazwyczaj żyłki z hakiem 2 - 0 Mustad, nawlekam przy pomocy igły z drutu, przynętę. Jako przynęt używam przeważnie karasi, które kupuję od zaprzyjaźnionego sprzedawcy w sklepie wędkarskim, lub wymiarowych płotek, złowionych na bacik. Rybkę przeznaczoną do nawleczenia zabijam, odcinam jej głowę i dopiero przebijam igłą wzdłuż, aż do ogona. Na wygięte na igle oczko zakładam zakończony pętlą przypon i całość przewlekam tak, aby grot haka pozostawić na wierzchu. Przypon przypinam do agrafki. Ten sposób zbrojenia daje mi pewność, że przynęta nie spadnie z haka podczas rzutu. Mało tego, takim zestawem można wielokrotnie zarzucać bez takiej obawy oraz wyholować więcej niż jedną rybę. No i przy okazji jest to zestaw szybkiego montażu.

Po zarzuceniu kijek kładę wzdłuż łodzi, zapierając przelotką o podpórkę przymocowaną do burty. Kabłąk kołowrotka zablokowany. Na żyłkę zakładam dzwonek i kładę go na podłodze. W ten sposób daję rybie nie więcej niż pół metra luzu dla połknięcia przynęty. Wystarczająco! Hamulec ustawiony na pograniczu wytrzymałości żyłki, gdyż łowiąc w gęstych zaczepach należy rybę szybko oderwać od dna. Łowiąc w tak trudnych i licznych karczach - są nawet ponad metrowej wysokości - łowienie „na sztywno”, ma swoje zalety. Ryba w momencie brania, nie ma szans na ucieczkę i zaplątanie żyłki w pniakach. A o wyplucie przynęty się nie obawiam.

Gdy obie wędki są już ustawione, wyciągam się wygodnie na karimacie i obserwuję otaczającą mnie przyrodę.

Zamienię czasem słówko z kolegą, bacznie nasłuchując odgłosów dzwoneczków i pluśnięć ryb. Niekiedy przerywanych przewaleniem się po powierzchni wody, cielskiem konkretnej ryby.

Brania sandacza mogą być różne: dzwonek trochę się przesunie, by po chwili ruszyć ponownie w kierunku kija, lub nieznacznie się przesunie, dłuższa przerwa i ponownie do góry. Lub od razu frunie w górę - tak bierze duży sandacz i sum. Podczas brania, uciekający w stronę kija dzwonek, potrafi narobić niezłego rabanu, gdy szoruje o burtę łodzi. Ten odgłos obudziłby nawet umarłego.

Gdy poczuję się znużony i mam zamiar „trenować oko”, stosuję jeszcze inny manewr. Dzwonek wkładam do małego wiaderka po śledziach - moje WC - i odsuwam od burty. Gdy nastąpi branie, musi on najpierw z hukiem wyskoczyć z wiaderka i uderzeniem o burtę natychmiast stawia na nogi największego śpiocha.

Sandacza zacinam zawsze, gdy dzwonek jest jeszcze w ruchu, co daje mi pewność, że ryba nadal trzyma przynętę. Łowienie „na sztywno” - z zamkniętym kabłąkiem - ma jeszcze jedną zaletę. Gdy biorą „mikrusy”, to takiej rybie najczęściej wyrwiemy przynętę z pyska, nie wyrządzając jej żadnej krzywdy.

Z wyholowaniem nawet dużego sandacza nie ma najmniejszych problemów, ponieważ jest mało waleczną rybą. Jedynym problemem jest podebranie ryby, zwłaszcza, że na łodzi jestem zupełnie sam, a moje ręce są zajęte kijem i korbką kołowrotka. Podbierak dużych rozmiarów, mam naszykowany wcześniej. Gdy holuję rybę natychmiast staję nad podbierakiem, wysuwam za burtę i przytrzymuję między nogami. Dopiero w ostatniej chwili zanurzam głębiej, naciągając jednocześnie rybę nad siatkę.

Do odhaczania sandacza, radzę mieć zawsze pod ręką odpowiednie szczypce. Ja mam do takich operacji długi, lekko wygięty kocher chirurgiczny. Sandacz pomimo, iż daję mu niewiele luzu dla połknięcia przynęty, potrafi ją połknąć bardzo głęboko i zawsze od łba. Przeważnie muszę wyciągać hak z rybiego przełyku. Można „na skróty” włożyć szczypce lub palce pod pokrywę skrzelową. Jest to najkrótsza droga, ale nie polecam jej w przypadku, gdy zdobycz zamierzamy wypuścić po odhaczeniu. Generalnie według moich obserwacji, sandacz jest stosunkowo „kruchą” rybą. Nie każdy wypuszczony przeżywa. A w szczególności, gdy wyszarpując bezmyślnie hak, uszkodzimy mu przełyk lub skrzela.

Na Sulejowie częstym i niechcianym przez nas przyłowem (w czerwcu!) są sumy. Z tego właśnie powodu stosuję tak grube żyłki. Nie są to jednak jakieś olbrzymy, bo zazwyczaj takie w granicach do 10 kg, ale czasem zdarzają się prawdziwe niespodzianki…

Jedynym problem nocnych połowów z łodzi, są burze. Choć zawsze przed wyjazdem obserwuję prognozy pogody, to czasem zdarza się, że przychodzą „znienacka”. Widząc nadchodzącą nawałnicę, natychmiast składam sprzęt, podnoszę kotwice i uciekam do najbliższego brzegu. Po przeczekaniu burzy, wracam na swoje łowisko.

No tak, ale jak wrócić w ciemności, by trafić dokładnie na swoją ulubioną miejscówkę?

Zanim podniosę kotwice, stawiam bojkę. Jest to styropianowy pływak od siatki kłusowników, którą kiedyś zaczepiłem przynętą. Samą siatkę pociąłem „na talarki”, zabierając kilka pływaków. Pływak ma kształt walca, z otworem na linkę. Jego dolną część dociążyłem, by zawsze stał w pionie. Zamocowałem zaczep z drutu do przywiązania cienkiego sznurka. W otwór w górnej części pływaka wkładam świetlik. Taką świecącą bojkę bez trudu można odnaleźć w ciemności.

Dziś, u progu nowego sezonu, pozostało mi wiele pięknych wspomnień z poprzedniego i nadzieja na kolejny, udany czerwiec.

Wspominam te ciepłe, pachnące noce, odgłosy dzwoneczków sygnalizujących branie, a ja leżę w łodzi ze „złocistym napojem” w dłoni, wsłuchując się w te wszystkie dźwięki…

I jak tu nie kochać wędkarstwa?

Do napisania tego artykuliku, zainspirowały mnie pytania i wątpliwości niektórych kolegów na Forum PW. Jest to oczywiście opis mojej - sprawdzonej wielokrotnie - skutecznej metody połowu sandaczy na trupka, z łodzi. Mam nadzieję, że osoby zainteresowane tym tematem, znajdą w nim odpowiedzi na swoje pytania i wątpliwości.
Pozdrawiam.

Jotes







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1548