Boczny troczek, czy "zboczek"?
Data: 10-03-2007 o godz. 16:20:00
Temat: Spinningowe łowy


Tej metody nie trzeba chyba nikomu zachwalać? Postanowiłem jednak opisać wszystkie znane mi „sztuczki”, które stosuję podczas połowu tą metodą. Tu mam cały wachlarz różnych sposobów prowadzenia, jak też wiązania zestawu z bocznym trokiem…



Ten artykuł nie jest młody, po drobnej korekcie, ale nadal na czasie. Zresztą, oceńcie sami.

Nie sztuką jest złowić rybę, kiedy intensywnie żeruje i mamy dużo brań. Sztuką jest skusić ją do brania wtedy, gdy wszystkie metody i przynęty zawiodły. Tego można dokonać tylko przy zastosowaniu bocznego troka z paprochem. Mało tego - trzeba umiejętnie poprowadzić przynętę, bo bezmyślne kręcenie korbką nie zawsze skusi, nawet największego żarłoka.

Moją ulubioną porą na łowienie okoni - tą metodą - jest jesień. Zwłaszcza późna jesień, kiedy nie czepiają się już drobiazgi poniżej 30 cm, a przynajmniej sporadycznie.

Kapryśne pogody, nagłe zmiany ciśnienia, zmiana kierunku wiatru… Na takie czynniki wędkarze zganiają swoje niepowodzenia. Nigdy nie biorą pod uwagę tego, że to właśnie oni robili coś nie tak i z tego powodu spływają „o kiju”!

Prosty przykład: Dzisiaj - 27.11.2005 r. Rano, kiedy wstałem za oknem termometr pokazywał 0°C. Pojechałem nad z. Sulejowski - na łódkę. Nad zalewem okazało się, że jest załamanie pogody z wszelkimi jej kaprysami. Wiatr wschodni, ciśnienie 974 hPa, mgła, przelotny deszcz, temperatura wzrosła nieco powyżej zera, a w lesie leży resztka pierwszego śniegu. Wędkarzy na łódkach jest całkiem sporo, lecz nikt nic nie złowił. Ustawiliśmy się z kolegą w naszym ulubionym miejscu. Po kilku rzutach wyholowałem pierwszego okonia, którego wrzuciłem do sadzyka - robiłem tak zawsze, kiedy potrzebowałem ryb do „okraszenia” jakiegoś artykuliku - z zamiarem, że ryba wróci do wody, jak tylko zrobię zdjęcie po zakończeniu połowu. Po pierwszej godzinie miałem już 9 okoni. Zrobiłem zdjęcie i wypuściłem ryby. Przepłynęliśmy na następne miejsce, tam do godziny 12.00, złowiłem kolejnych 6 okoni i szczupaka 54 cm - znów zrobiłem zdjęcie, a ryby za burtę.

Dzień okazał się całkiem niezły zważywszy, że inni koledzy nie mieli w ogóle brań. Kluczem do osiągnięcia takiego wyniku - na rzekomym bezrybiu - jest umiejętne dobranie zestawu oraz techniki prowadzenia przynęty. I jeszcze jedno! Ustawiałem łódkę 50 m od skarpy, na 8 - 9 m głębokości, łowiłem na mulistym dnie z dużą ilością racicznicy. Na takiej głębokości stosuję ciężarek 15 g, aby przez cały czas utrzymywać go na dnie. Ponadto, w tych miejscach niezwykle licznie występuje plaga naszych wód - rak amerykański. Jest on o tej porze roku głównym daniem okoni, o czym świadczy twardy i charakterystyczny kształt, wyczuwalny palcami, w brzuchach okoni i wypluwane resztki. Pomimo, iż po złowieniu wyglądają na najedzone, nie gardzą apetycznie wyglądającym paproszkiem. Traktując go jako deser, rodzynek.

Aby złowić rybę w tak trudnych warunkach (974 hPa), zawsze zwracam pilną uwagę na:

Wędzisko: Do tej metody stosuję delikatny kijek - wklejankę. Nie ważne, czy to będzie droga, „rasowa” wędka, czy coś tańszego - najważniejsze, aby dobrze leżała mi w dłoni. Przy wyborze kieruję się pewnymi kryteriami. Taki kijek musi być lekki, o akcji szczytowej, ale sama wklejanka musi być miękka, nie może mieć zbyt długiej rękojeści. Rękojeść w moich wszystkich kijkach kończy się na łokciu.

Kołowrotek: Tu pewnie wszystkich zaskoczę. Próbowałem różnych kręciołków. Najbardziej jednak do tej właśnie metody odpowiada mi kołowrotek…podlodowy. Jest to Dragon Eclipse 305 Micro. Na szpulę wchodzi ok. 130 m żyłki 0,16 mm i jest to wystarczający zapas do połowu okoni. Przede wszystkim chodzi mi tu o małe wymiary, lekkość oraz małe przełożenie 1:4,8. Żyłkę nawijam zawsze w jednym kawałku, dlatego kupuję jej 200 m. Pozostałe 70 m wykorzystuję do wiązania zestawów z krętlikami.

Zestaw: Montuję go na kilka różnych sposobów:
    1. Paproch na dłuższym końcu żyłki.
    2. Paproch na krótszym końcu żyłki.
    3. Paproch nieprzelotowo, z krętlikiem.
    4. Paproch przelotowo, z dwoma krętlikami.
Paproch na dłuższym lub krótszym końcu żyłki. Do wiązania wszystkich swoich zestawów stosuję tą samą żyłkę, którą mam na kołowrotku. Wiązanie wykonuję w ten sposób, że składam żyłkę i wiążę na niej pętlę o długości ok. 75 cm. Następnie przecinam tak, aby otrzymać krótszy koniec o długości ok. 30 cm, a dłuższy ok. 120 cm. Do dłuższego dowiązuję haczyk muchowy 6 na paproch 5 cm, lub 8 na paproch 3 cm. Do krótszego końca dowiązuję obowiązkowo agrafkę (18 - chyba?), po to, abym w każdej chwili mógł szybko wymienić ciężarek. Ten zestaw stosuję zarówno na wodzie stojącej, jak i na rzece podczas intensywnych brań.

Aby otrzymać zestaw z paprochem na krótszym końcu, zawiązaną pętlę rozcinam tak, ażeby odcinek żyłki do ciężarka miał ok. 60 - 70 cm, a odcinek do zawiązania haczyka ok. 40 cm. Takim zestawem łowię nad kamieniami i wodorostami.

Skoro mowa jest o wiązaniu, warto w tym miejscu wspomnieć, iż stosuję zawsze prosty i szybki do wykonania węzeł firmowy ABU, tj.: przewlekam żyłkę dwukrotnie przez ucho haczyka, następnie trzy razy okręcam koniec o żyłkę główną i przekładam przez powstałe dwa oczka. Zaciskając węzły zawsze ślinię zwoje, aby tarcie podczas zaciągania nie osłabiło żyłki. Końcówkę odcinam w odległości ok. 2 - 3 mm od węzła.

Paproch nieprzelotowo z krętlikiem stosuję wtedy, gdy łowię jednym kijkiem na delikatną gumkę, a potrzebuję zmienić szybko na boczny trok lub na powrót na gumkę. Obydwa troki - dłuższy i krótszy - wiążę na krętliku 18 i przechowuję w pudełku. Jest to zestaw szybkiego montażu, wystarczy wykonać jeden węzeł, aby łowić jedną z metod (gumka na jigu lub boczny trok).

Paproch przelotowo na dwóch krętlikach. To jest właśnie idealna metoda na kapryśne pogody i grymasy okoni. Do jednego krętlika (18) wiążę odcinek żyłki o długości 120 cm, na jego końcu haczyk. Następnie odcinek żyłki 30 cm, wiążę do drugiego krętlika, który zakładam na żyłkę główną i dopiero dowiązuję gotowy już trok z haczykiem.

Dopiero na tym zestawie wyczuwalne są nawet najdelikatniejsze brania ryby. Tego właśnie potrzeba o tej porze roku! Nie wiem, jak gdzieś indziej biorą okonie, ale na Sulejowie brania tylko widać. Na żyłce nie czuje się żadnego ruchu ryby, nie ma skubnięć ani pobić. Branie wygląda tak, jakby haczyk zaczepił o źdźbło trawy lub obcą żyłkę. Szczytówka tylko nieznacznie się ugina i… nic. Zero ruchu! To nieznaczne ugięcie jeszcze trzeba odróżnić od szorowania ciężarka po dnie! Nie wolno wtedy zacinać, ryba zrobi to sama, w odpowiednim momencie. Takie branie trwa nieraz do kilkunastu sekund. Okoń często puszcza przynętę, aby po chwili ponownie ją tak samo delikatnie pochwycić. Jedyne, co możemy wtedy zrobić, to lekko przyspieszyć zwijanie żyłki! W tym miejscu opisuję oczywiście brania okoni, przez duże „O”. Takich po piętnaście, czy dwadzieścia cm, staram się unikać.

Branie małych okonusiów można od razu odróżnić. Podczas prowadzenia przynęty, są wyczuwalne i widoczne na kiju. Jest to charakterystyczne - tryk, tryk (własnymi słowami - hihi). Wtedy szybciutko wyciągam delikwenta i już więcej w to miejsce nie posyłam przynęty. Jakoś nie lubię zawracać sobie „kontrafałdy” drobiazgiem.

Są różne techniki prowadzenia przynęty. Począwszy od jednostajnego zwijania żyłki, przez podciąganie szczytówką kija, aż do przerywanego ściągania. Najczęściej stosuję ostatni sposób, a jesienią tylko ten. Po zarzuceniu zestawu, kiedy ciężarek opadnie na dno, wykonuję dwa bardzo wolne obroty korbką kołowrotka - dlatego między innymi używam tak małego kołowrotka. Odczekuję od kilku do nawet kilkudziesięciu sekund i robię kolejne dwa obroty korbką. Tak prowadzona przynęta skusi nawet najbardziej grymaśne okonie. Kiedy szczytówka sygnalizuje mi - delikatnym ugięciem - branie ryby, nie przerywam zwijania żyłki, ale nieznacznie przyspieszam. Okoń sam się zatnie!

Oprócz paproszka na haczyk - OBOWIĄZKOWO ZAWSZE - zakładam kulkę styropianu, którą dodatkowo mogę pomalować na dowolny kolor. Zawsze mam ze sobą czarny, zielony i czerwony marker. Przy tak ogromnej ilości racicznicy, jaka jest w z. Sulejowskim, jest to konieczne, a ponadto styropian podnosi gumkę nad dno utrzymując ją w polu widzenia ryby. Podczas przerywanego prowadzenia paproszka, w momencie ściągania żyłki, przynęta zbliża się do dna. Kiedy jednak robię przerwę, kuleczka styropianowa wynosi ją wolno do góry. Takie w miarę wyglądające naturalnie unoszenie, stanowi dodatkowy bodziec do ataku ryby.

Kuleczki można wydłubywać z kawałka styropianu, mnie udało się załatwić luźne kulki z wytwórni styropianu (na zdjęciu w miseczce).

Częstym przyłowem w stosowaniu tej metody są sandacze lub szczupaki. Te ostatnie jednak, nie zawsze dają się wyciągnąć.

Z życzeniami miłej zabawy

Jotes







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1549