Linowa zasiadka
Data: 28-07-2007 o godz. 09:50:00
Temat: Spławik i grunt


Na początku miałem jechać na sąsiednie jezioro Marszewo, ale kumpel nie dotarł, więc zostałem przy Pieńkowie... Jak się później okazało, była to świetna decyzja.



Dzień wcześniej przygotowałem sprzęt (spakowałem wędki - feeder oraz spinning na wypadek zerowych brań na spławik) i polazłem spać.

W nocy pogoda była nie za ciekawa. Dopiero nad ranem troszeczkę się przejaśniło, a jedynym plusem był słaby wiatr. Około godziny 4 byłem na swoim ulubionym stanowisku, nazywam je "miejscówą nr 2". Po prawej stronie pomostu leży zwalone drzewo - głębokość w tym miejscu wynosi max 2 m i jest to jedno z najgłębszych miejsc na jeziorze. Po lewej zaś jest "kawałek" czystszej wody, bez żadnych gałęzi ani krzaków.

Po rozpakowaniu rozrobiłem zanętę (Dragon karp/lin + pocięte rosówki + białe robaki), kilka kulek wrzuciłem jakieś 0,5 m od czubka zwalonego drzewa. Po chwili (1 h?) woda w tym miejscu zaczęła się gotować, a więc nie było chwili do stracenia - na pierwszy ogień poszedł kawałek rosówki jakiś metr pod wodę.
Przez 40 minut złapałem kilka płotek, okonków i jedną ukleję. Postanowiłem zmienić przynętę - tym razem około 1,5 - 1,9 m pod wodą wisiał pęczek białych robaczków.

Na brania nie musiałem długo czekać. Na początku skusił się 15 cm okoń, później płoteczka, aż w końcu uderzył lin. Hol nie trwał długo, bo ryba była dzidziusiem - koniec płetwy na miarce leżał na 28 cm.
Przez kolejną godzinę płotki i okonie próbowały wyprowadzić mnie z równowagi, aby tego było mało stado kaczek postanowiło potowarzyszyć mojemu spławikowi i zacumowało swoje kacze pupy przy drzewie. Na szczęście udało mi się je wypłoszyć.
Po dłuższej chwili ciszy na wodzie spławik poruszył się w prawą stronę, opadł i pojechał w stronę drzewa. Zaciąłem i poczułem dość duży opór. Ryba próbowała wjechać w drzewo, gdy to jednak się jej nie udało, odjechała ku środkowi. Gdy i to zawiodło, pojechała do dna i tak jeszcze przez chwilę. Ryba pokazała mi się dopiero 2 metry od pomostu. Przez cały czas myślałem, że ciągnę karpia z ubiegłorocznych zarybień, więc moje zdziwienie było dość spore, gdy okazało się, że jest to LIN.

W tym momencie byłem najszczęśliwszym wędkarzem na świecie. Łowiłem regularnie sztuki powyżej 30 cm, ale ten był ogromny! Szybciutko odpiąłem zdobycz i ją zmierzyłem. Lin miał całe 40 cm i ważył około 1,4 kg. Szybko zadzwoniłem do taty, aby przyniósł szybko aparat. Zrobiliśmy sesję zdjęciową, podziękowałem linkowi i wpuściłem z powrotem do wody.

Nad wodą zostałem jeszcze 2 h, ale nic szczególnego się nie wydarzyło. Mam nadzieję, że to nie ostatni lin tych rozmiarów i złapię go za rok, gdy będzie miał 45cm.

To pierwszy opis wyprawy (mam nadzieję, że nie ostatni), więc proszę o wyrozumiałość.

BartekZ

Od Redakcji:

Przypominamy, że teksty nadsyłane do działu "Łowca Okazów" muszą spełniać wymogi, określone w regulaminie konkursu.
W przypadku zgłoszeń niepełnych, nie będą one uznawane za zgłoszenie konkursowe i publikowane będą w innych działach.






Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1613