Trzy dni w słońcu - cz. I
Data: 11-08-2007 o godz. 19:40:00
Temat: Spinningowe łowy


Przez szybę samochodu, jakby podwajając swoją siłę, parzy mnie słońce.
Właśnie jestem w drodze na od dawna planowane spotkanie. W głowie układam różne scenariusze jakie mogą i takie, które nie mają prawa się wydarzyć.



Czy mogłem przypuszczać, że to właśnie słońce, które w tej chwili rozpala mi wnętrze samochodu napisze własny scenariusz? I ta burza, która wszystko zmieni...

W tym zamyśleniu mijam przejazd kolejowy, wracam.
Wracać będę raz jeszcze, zanim ostatecznie wygaszę silnik przed domem Darogryfa.

A więc jestem na miejscu. Powitanie przebiegło dość szybko, tak jakbyśmy znali się od dłuższego czasu. Zaraz, przecież faktycznie się znamy- z naszych Pogawędek!

Chwila oddechu i chłodnego piwa po męczącej jeździe szybko stawia mnie na nogi i już jesteśmy gotowi na rekonesans.

Wodujemy moją skorupkę w urokliwym kanale wpływającym wprost do Regalicy i...

... nią to kierujemy się do kanałów - naszego głównego celu.
Dostępu do nich - niczym wartownicy, strzegą wrota śluz, symbolicznie już raczej niż dosłownie. Niektóre na wpół domknięte, inne już zupełnie zniszczone, bez nadziei na to, do czego zostały stworzone.

Po ich minięciu dopływamy po chwili do pierwszego skrzyżowania. Darek objaśnia, że niektóre kanały są ślepe. I już wiem, że gdybym wpłynął tu samemu, wybrał bym właśnie taki kanał. Pozostaje mi tylko zaufać mojemu "przewodnikowi".

Woda sprawia wrażenie martwej. Tymczasem słońce nie robiąc sobie nic z faktu, że to późne popołudnie, grzeje niemiłosiernie, pot spływa mi strużkami po czole i szczypie w oczy.
Spoglądam w stronę Darka i zastanawiam się, co też może oznaczać wyraz Jego twarzy: czy oznacza nasze szanse na złowienie czegokolwiek, czy to tylko słońce go oślepia?

Podświadomie zaczynam się przykładać do wędkowania. Dokładniejsze prowadzenie, skupienie,wymiana co jakiś czas wabika nie przynoszą jednak oczekiwanego efektu. A takie tu obiecujące miejscówki.

Na kolejnym skrzyżowaniu w kształcie T postanawiamy zawracać, kiedy słyszymy odgłos... silnika spalinowego? W strefie ciszy?
Po chwili zza zakrętu wyłania się łódź rybacka i przy odgłosie miarowego pyrkania, mijają nas, od niechcenia rzucając pytanie, kiedy kończymy.

Tak delikatnie zachęceni spływamy do naszej przystani podziwiając - wreszcie zachodzące słońce.

Świt wita nas dziwnie naburmuszonym niebem.

Kiedy tylko wpływamy w kanały czuję, że to się tak lekko nie skończy. Zdążyliśmy stwierdzić, że ryby - podobnie jak wczoraj, ani myślą współpracować. Kiedy nagle sine niebo zaczyna się marszczyć, a na horyzoncie posiwiało - to ściana wody, która powoli, ale uparcie kieruje się w naszą stronę.

Co jakiś czas błyskawice dają znać, że pora przedwcześnie zakończyć wędkowanie. Wędki, po którejś bliższej serii błyskawic, momentalnie zalegają w łódce - odwrót!

Zabrakło stu metrów do przystani, żeby wrócić suchym.

Wypływamy ponownie, kiedy tylko słońce przebija się na powrót przez odchodzące w dal chmury. Tym razem wybieramy kanał, biegnący na północ wzdłuż Regalicy.
W okolicy kolejnej śluzy Darek ma kontakt z rybą...

... a naprzeciw samej śluzy i do mnie uśmiecha się los. Boleń niewielki, ale bardzo cieszy.

Słońce, pomimo lekkich podmuchów wiatru zaczyna ponownie przypiekać, ale nadzieja, którą rozbudziły te dwie ryby, pcha nas coraz dalej i dalej w głąb międzyodrza.

Ale wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że skutki rannej burzy dadzą znać o sobie dopiero rano następnego dnia...

C.d.n.

Zippo







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1623