Leją kozaka!
Data: 15-12-2007 o godz. 16:55:00
Temat: Bajania i gawędy


Pomysł narodził się jeszcze w Hiszpanii, na jednej z zasiadek sumowych, kiedy to siedzieliśmy z Sazanem na łodzi i popijaliśmy piwko dostępne na tamtejszym rynku.



Jest go tam parę dobrych gatunków, ale naprawdę trudno jest dobrać taki, który by smakował dłużej niż 2 dni.

Jak zwykle, zdecydowałem się na jakieś tam holenderskie, natomiast Andrzej po kolei pił wszystkie gatunki i jak pamiętam, zatrzymał się na hiszpańskim San Migel.

Nasze rozmowy toczyły się na przeróżne tematy, jednak dominującym było właśnie to nieszczęsne piwo. Czlowiek czuje się przecież jak w paradis: wspaniała dzika woda, piękna pogoda, no i jakżeż chciało by się powiedzieć: lodowate, pyszne piwko.
Owszem lodowate to ono było, ale … tylko lodowate.

Na którejś z zasiadek (myślę, że na drugiej - nie było ich dużo w tym roku), Andrzej nagle powiedział stanowczym głosem:

- A wiesz Janku - w Krakowie leją tak wspaniałego kozaka, a my tu takie sikacze pijemy.
- Kozaka? - zapytałem, nie wiedząc, co to za wynalazek.
- Tak, Kozaka Janku.
- Andrzej - kto to jest ten kozak i za co go leją?! No i jaki tam ze mnie Janek - Janusz dali mi na chrzcie…
- To nie tak Janku, ale powiedz- lubisz portera?
- Czy lubię portera? Przepadam za nim!!! - odpowiadam bez wahania - ale co z tym kozakiem?
- No szlag by to trafił Janek! Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś? Mam zawsze w domu skrzynkę portera. Byśmy się napili, jak byłeś ostatnim razem.
- Andrzeju - jaki problem? To, co laliśmy z beczki też było pycha, a teraz mów już proszę, co z tym kozakiem?
- Oj Janku, powiedz mi, kiedy będziesz następnym razem w Polsce?
- Co za pytanie - będę już w listopadzie czyli za niespełna 3 tygodnie po naszym powrocie z Hiszpanii. Tyle, że ja nie jestem Janek, jeno JANUSZ Andrzeju!
- Świetnie Janku - zapraszam Cię zatem z Jadzikiem do Krakowa na kozaka i na pół metra żebra!
- Andrzej proszę - na imię mam Janusz, ale mniejsza już z tym - wyjaśnij mi nareszcie, co to za kozak? Kozaka kojarzę bowiem albo z grzybami albo z wojownikiem niskiego wzrostu, z sumiastym, podkręconym czarnym wąsem i krzywą szablą...
- Już tłumacze Janku. Otóż kozak, to dwa gatunki piwa - ciemne i jasne…
- A - masz na myśli rżnięte - wtrącam?
- Janek! Daj mi skończyć - mówi Sazan i kontynuuje. Do litrowego kufla lany jest najpierw cały porter - czyli 0,5 l – potem dolewa się do pełna jasnego. Nie jest to takie proste i trwa około 15 minut. Jak dasz radę trzy takie kufle wypić, Janku, to jesteś ugotowany.
- Andrzejku - na imię mam Janusz, a wracając do tej ilości piwa, to zapominasz pewnie, iż ważę dobrze ponad 100 kg i pewnie potrzebne byłyby dwa zastępy tych kozaków, żebym czuł się ugotowany.
- Nie bądź taki kozak - Janku - i poczekaj do listopada...

Jedziemy taksówką przez zatłoczony Kraków, udajemy się do restauracji o dumnej nazwie "Ogniem i Mieczem". Jest już dość ciemno i cieszę się bardzo, jak opuszczamy sielankowe peryfrie Krakowa, gdzie zamieszkuje Andrzej i docieramy do centrum. Stary Audi 80 ma tak kiepskie światła, że złotówkarz nie jest w stanie zobaczyć prawego krawężnika drogi. Trochę to trwa zanim lądujemy na prawym brzegu Wisły, na Placu Serkowskiego.
Restauracja jest bardzo przytulna i robi na nas bardzo miłe wrażenie.

Andrzej bywa tutaj kilka razy w roku, więc dla niego to nic nowego.
Niemal od progu zamawiamy po kozaku i nawet Jadzik kusi się właśnie na niego. Fredzia woli białe wino, więc kelnerki jako pierwszą ją właśnie obsługują. Wybieramy potrawy z karty - ja nie mam żadnej wątpliwości, co do zamówienia: pół metra żebra!

Jadzik zamawia szaszłyk, Andrzej z Fredzią jeszcze co innego. Jako przystawkę doświadczony Andrzej zamawia półmisek mieszanych pierogów i żurek krakowski, tzw. - pituch. Nadchodzi wielki moment: pani kelnerka przynosi nam po kozaku. Co za widok, co za smak - wprost nie do opisania! Jak wspaniale może smakować żywiecki porter, z żywieckim jasnym w jednym kuflu - niby nie są pomieszane, a jednak smakują jakoś wspólnie - co za smak!

Właściwie po zjedzeniu przystawek jestem nasycony i boję się, że nie dam rady wypić kolejnego kozaka. O tym półmetrowym żebrze nawet nie myślę, zresztą na żeberkach nie ma aż tyle mięsa, więc lęk koncentruje się właśnie na kolejnym piwie.
Ten kozak spędzał mi już sen z powiek, tydzień przed przyjazdem sprawdzałem bowiem dokładnie w Internecie menu "Ogniem i Mieczem" i … nie widziałem kozaka. Kiedy mamy wypite połowę kufla, Andrzej zamawia następne. Nie można bowiem nalać go szybko, a aż tak długo nie chcemy czekać.
Dokumentuję poszczególne fazy powstawania tego wspaniałego napoju i już w duchu sobie myślę, czy uda mi się to w domu skopiować

Smakowite krakowianki leją bardzo sprawnie następne i następne kozaki…

Humor coraz lepszy mimo, iż żebro podane jest na słodko - znaczy: zapiekane w miodzie. Nie jesteśmy w stanie zjeść suto zastawionego stołu, niemalże z ulgą wypijamy po kieliszeczku mioduli,

bo mamy nadzieję na szybsze trawienie.

Następny kozak rozwiewa ostatnie już niejasności i wątpliwości - to naprawdę najwspanialsze piwo, jakie miałem zaszczyt w życiu pić.

Prócz wspaniałego aromatu i mocy, cieszy oko wspaniałym, dwuwarstwowym kolorem.
Mocy kozaka nie należy w żadnym wypadku lekceważyć - można bowiem szybko pomylić karpiarza z huzarem.

Raz jeszcze wielkie dzięki Andrzeju za wspaniałą wyżerkę i wspaniale podane piwo. Dzięki Fredziu, że zechciałaś brać udział w tej wspaniałej biesiadzie i zaszczyciłaś nas swoją obecnością.

Zobaczcie, jakiego kozaka nalałem sobie zaraz po przybyciu do domu. Szkło na pewno niewłaściwe, ale kozak stoi.

P.S.

Młodzieży dla informacji: alkohol to naprawdę nic dobrego!!!

Zacnego Sazana na pewno nie muszę nikomu na stronie PW przedstawiać.

Wszyscy znamy Jego pedantyczną obróbkę zdjęć i fachowe komentarze - czy aby i jego biurko w domowej pracowni wygląda równie pedantycznie, jak zdjęcia?

Janusz Krótki - "Karpiarz"







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1708