XX Zlot Pogawędek Wędkarskich - Borsuki 2008
Data: 11-03-2008 o godz. 17:55:00
Temat: Pogawędkowe imprezy


Na jubileuszowy XX zlot, który miał być zimowym, a wyszedł wiosenny, słusznie zresztą moim zdaniem, pogodę trafiliśmy śliczną mimo, że dzień wcześniej zima próbowała jeszcze straszyć, czym Oldi lekko się przejął.



Wreszcie nadszedł długo przeze mnie oczekiwany dzień. Piątek 7-ego marca. Od rana byłem niespokojny, bo to już dziś, a jeszcze ogrom roboty do zrobienia. Jakoś się uwinąłem do wczesnego popołudnia i tuż po 14-ej spakowałem autko i na zlot. Jak dla mnie to było bardzo wcześnie, przecież miałem "najdalej" ze wszystkich uczestników i zazwyczaj do Borsuków dojeżdżałem w późnych godzinach wieczornych - tym razem miało być inaczej.

Pojawiłem się jako jeden z pierwszych, ponieważ już 3 kolegów było, a mianowicie: Włodek, Tirith i Jjjan. Za chwilę Janek wyjechał po Tarasa, za moment dojechał klan Bąków, dowożąc grupę jastrzębską, Oldi i jakoś tak momentalnie zrobiła się nas całkiem spora wesoła gromadka.


Włodek.


Jjjan.


Tiur.


Marek_b.

Munio przywiózł swoje specjały istne "niebo w gębie", polędwiczka, kiełbaska suszona, czy grzybki zniknęły w oczach czyli w niecałą godzinkę od momentu wystawienia. Oldi zachwycał się grzybkami. Jak zaanektował słoik, to był on nie do odebrania. Zresztą obok pojawił się jeszcze jeden - też Munia - więc Rysiowi jego pozostawiliśmy.

Po pierwszych powitaniach przenieśliśmy się do baru, gdzie dłuższy czas spędziliśmy tzn. do jakiejś 22-ej nie dłużej, bo pani zamykała.


Co przestraszyło Rysia?


Autor we własnej osobie.

Przenieśliśmy się więc "na pokoje", gdzie rozpoczęliśmy zajęcia w podgrupach. Podgrupy oczywiście się zmieniały, rotowały i mieszały, więc zajęcia skończyliśmy w późnych godzinach nocnych.

Sobota miała nam przynieść dzień pełen wrażeń. Rozpoczęliśmy ją klasycznie od śniadania, po którym to zapakowaliśmy się do samochodów tzn. Dząsy, Oldi z Marysią i ze swoimi gośćmi - Walterem i Zosią - oraz Taras, ja i Jjjan na zwiedzanie Pułtuska zwanego czasem również "Pułdupskiem". Czekał już na nas przewodnik w osobie "Bombla" Andrzeja Bomboli, którego to nakłoniłem do tego. Wprawdzie postawił warunek mojej obowiązkowej obecności, czym lekko pogmatwał moje plany na spotkanie z rybami, ale w rewanżu ja postawiłem kontr warunek - miał wrócić z nami do Rybaczówki. Andrzej wywiązał sie z zadania jak należy, przynajmniej tak Marysia twierdziła, która Bomblem była zachwycona. Walter i Janek co i raz się śmieli, Taras zasłuchany był w Bombla opowieściach.


Jjjan i Bombel.


Walter.


Taras.

Po powrocie ciąg dalszy programu czyli obiad, po którym przewidziane było wyjście na ryby.

Celowo na rozpoczęcie sezonu zabrałem wędki. Towarzyszyło mi dość znaczne gremium, również chętne łowienia. Oldi jako pierwszy zarekwirował mi matchówkę, którą się następnie wymieniał z Tarasem i Muniem, ja tradycyjnie rozstawiłem feederki. Niestety dość znacznie podniesiony stan wody uniemożliwił mi łowienie w planowanym miejscu. Należało więc skorzystać z miejscówki zapasowej. Swoją drogą miałem jednak nosa zabierając 3 wędki - jedną oddałem kolegom, to pozostałe zostawili mi w spokoju.

Ryby niestety nie brały i nie przejawiały najmniejszej ochoty do brań, więc powróciliśmy na teren ośrodka. Przed nami jeszcze gry i zabawy, czyli tradycyjne już konkursy. Z Markiem Bedmarem ustaliliśmy 2. Pierwszy tradycyjny czyli wędkarski: tym razem lekko modyfikowany czyli rzut lekkim spławikiem do celu, którym był kosz. Matchóweczka znowu się przydała! Konkurs wygrał Farti przed Tarasem, w wędkarskim udział brali wszyscy łącznie z dziewczynami. Drugim był konkurs wspólnego pomysłu mojego i Marka, który został zaakceptowany przez pozostałych zlotowiczów. A mianowicie picie piwa na czas. Piwo musiało być obowiązkowo zimne z nalewaka. W tej kategorii bezkonkurencyjny był Munio, osiągnięty przez niego wynik 30 s, drugi był Darek, trzeci - nie chwaląc się - byłem ja.


Darek.

Potem tradycyjnie już chodziliśmy sobie rozmawialiśmy fotki pstrykaliśmy i wygłupialiśmy się w oczekiwaniu na kolację i clou zlotu - Ognisko.

Przy ognisku też zabawy było co nie miara.


Ola i Wykrzyknik.

Wiadomo oczywiście, że ognisko i zabawa trwała do bardzo wczesnych godzin rannych. Podobno niektórzy jak się kładli, to inni już wstawali.

Niestety nadeszła niedziela - dzień pożegnań. Tradycyjnie rozpoczęta od śniadanka, po którym Rysiu wszystkich obecnych zwołał do grupowego zdjęcia.

Po zdjęciu grupowym czas na spacer. Spotkaliśmy bardzo dużo śladów zwierzyny: sarnie, zajęcze, lisie. Znalazłem norę tego rudego cwaniaka. Oczywiście zatrzęsienie bobrów, których to przedstawiciel nawet nam się pokazał, widzieliśmy wycięte osiki, które były całkiem grube. Chodząc spotkaliśmy też drzewo czy raczej krzew z jałowcowa tych, który był całkiem duży.

Niestety czas szybko upływał - jeszcze tylko chwila oczekiwania na obiad.

I nadszedł niestety czas rozjechania się do domów. Pozostała nam na pocieszenie pewność, że znowu się spotkamy gdzieś nad wodą na kolejnym zlocie.

Wspominki spisał

Kiersnowski Artur vel Artur vel Sołtys

Fotografie moje i z mojego aparatu, o które to focenie podejrzewany jest Bombel oraz fotka grupowa w wykonaniu Old_Rysia.





Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1734