Po raz pierwszy w historii Gryfina odbyło się Święto Pogawędkowe.
Przybywający goście pytali jak to się stało, że w Żabnicy prężnie działa
oddział kawalerii?
Skąd w ogóle taka pasja?
Na teren Gminy Gryfino zaczęło przybywać jak grzybów po deszczu, wędkarzy.
Postanowili nawiązać współpracę z Marfoxem. Owocem tej współpracy jest
wypożyczalnia, w której „ułani” zaprawiali się w pływaniu. Ludzie w moro zaczęli
pokazywać się na łódkach w terenie. Pierwsze prawdziwe manewry, patrole i
rozpoznanie.
Ale to jeszcze nie to. Niektórym marzyły się ogromne ryby, sandacze i sumy.
Marzenia się spełniają - „chcieć to móc”. Pojawiła się propozycja, aby paru ułanów
wzięło udział w Gryfniadzie. Udało się!! Mieszkańcy Żabnicy podziwiali
pierwszych wędkarzy.
Dzięki temu nawiązaliśmy kontakty z miejscowym rybakiem.
Wspólne biesiadowanie przy ognisku,
długie rozmowy o rybach i wyprawach, szczypta fantazji ułańskiej i powstała więź
ułanów Gryfińskich.
Warto zapoznać się z krótką historią tegoż spotkania.
Organizacja, uzbrojenie i sprzęt były różne.
Każdy czymś się chwalił.
Prezentacja sprzętu była różna.
Podobnie przedstawiało się umundurowanie i zaopatrzenie w konie (te
mechaniczne).
Pierwsze spływy odbyły się zaraz po pokazie sprzętu.
Kunta z Wykrzykniem.
Zamker z Jjjanem.
Jaca i Krzysiek.
Zippo i Darogryf.
Dalsze marsze biegły szlakiem wodnym Żabnica— Gryfino — ciepły kanał Dolnej
Odry. W drodze na południe grupa ta minęła szereg innych jednostek pochodzących
z rozbitych pułków.
Końca naszej wyprawy nie było widać.
Coś chłopakom przyczepiło się do łodzi.
W tak zwanym międzyczasie Włodek, Karpiarz i Jadzia i Wiki udali się tajne
miejsce. Jak się ono podobało, wyraża gest Włodka.
Rozbili sprzęt.
Gdy minęliśmy most w Gryfinie było już całkiem blisko.
Droga dobiegła końca. Wszyscy rozpłynęli się w swoich kierunkach.
W trakcie naszych łowów dostajemy telefon od przyjaciela.
Sołtys pobił rekord w ilości złapanych ryb. Za jednym pociągnięciem złapał ok.
40 –stu sumów, 20 –stu węgorzy i sam nie wiem ile jeszcze innych ryb.
Wiem niewiarygodne ale prawdziwe. Tirith prezentuje jedną ze zdobyczy.
Oto jeden ze sposobów w jaki można zawojować na Odrze.
Poinformowano naszą ukochaną Policję. Jak zwykle wiedziała co ma z tym fantem
zrobić. Jak zakończyła się przygoda z władzą opowiedzą koledzy na forum. Nie
będę zabierał i im tematów do opowieści.
Echosonda Zippo pokazała kilka rybek.
Tylko co z tego, żadna nie chciała współpracować. Po kilku godzinach pomału
spływamy w kierunku bazy. Zatrzymujemy się koło mostu w Gryfinie. Tutaj mamy
sporo skubnięć sandaczy. Bolkowi, czyli Zippo udaje się dwa doholować do łodzi.
Zostają wypuszczone bez pomiarów i wyciągania z wody. Po prawdzie same się
wypięły. Miały tak około 50 cm.
Na horyzoncie zaczynają pojawiać się chmury. Zapada decyzja: wracamy, jeśli nie
chcemy się zmoczyć. Zaczepiamy się na hol i oszczędzamy sporo czasu, spływamy do
domu.
Koledzy też dopływają do brzegu.
Prawie wszyscy ledwie wrócili do obozowiska, a przyszła burza z ulewą.
Nawałnica nie trwała długo. Szybko zaczęło się przejaśniać.
Efektem tej burzy były: pozalewane namioty, mokre śpiwory i dobre humory, tych co
je suszyli.
Jedynie teściowa Marfoxa nie mogła się nadziwić. Drapiąc się po głowie mówiła:
Przeżyłam dwie wojny światowe, ale takich chłopaków jeszcze nie spotkałam.
Krajobraz bo burzy. Materace spoza namiotami, na płocie śpiwory, ubrania i koce
się suszą.
A Sołtys zajmuje się węgorzami…
Cdn.
Darogryf